rozdział 10

14.1K 753 70
                                    

Zostaw gwiazdkę :) Miłego czytania!

- Powiedz coś do mnie. Nie zasypiaj! - skąd ja znam ten głos?

Udaje mi się uchylić powieki. Czekoladowe włosy. Blada skóra. Zmartwione czerwone oczy. Przystojna twarz. Erik? Co on tu robi?

- Shanna proszę cię, wytrzymaj jeszcze chwilę. - mruczy pod nosem, że ledwo go słyszę. Gdyby nie fakt, że nie czuję nawet nóg, próbowałabym się wyrwać.

To do niego nie podobne. Przecież dosłownie niedawno zależało mu tylko na mojej śmierci. Chcę mu zadać tyle pytań. Chcę kazać mu odejść w diabły, ale z moich ust wychodzi tylko cichy jęk. Staram się wytrzymać i nie zamykać oczu, co jest ponad moje siły. Czarna otchłań przyciąga mnie do siebie. Łatwiej było by się jej poddać, ale nie chcę znowu tracić przytomności. Erik mówi coś do mnie, a ja usilnie próbuję skupić się na jego słowach. Niespodziewanie z tyłu głowy czuję niewyobrażalny ból, który sekundę później przenosi się na całe moje ciało. Zapiera mi dech w piersiach i cała sztywnieje w ramionach mężczyzny. Wampir zauważa moją zmianę i przyspieszając, krzyczy coś do mnie.

Lecz ja już go nie słyszę. Moje ciało zostaje uwięzione w szponach cierpienia. Tonę i płonę jednocześnie. Pamiętam jak kiedyś jeżdżąc na rolkach złamałam sobie nogę. Ból nie do opisania. Chodziłam wtedy w gipsie około trzech miesięcy.  Jednak to było nic w porównaniu z tym co dzieje się za mną teraz. Z wdzięcznością złamałabym tę nogę jeszcze sto razy. Pożar w moim ciele wzmaga się. Mam ochotę poprosić kogoś by nie dobił. Śmierć w tym wypadku byłaby dla mnie wybawieniem. Lekarstwem. Oddam wszystko za oszczędzenie mi kolejnej sekundy męki. Proszę niech ktoś mnie usłyszy.

Wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia. Wkrótce potem nie czuję juz ramion bruneta. Kładzie mnie na twardym i zimnym stole. Wierzgam się i krzyczę. Co jakiś czas spazmatyczne dreszcze przechodzą moje ciało. On trzyma swoje dłonie na mojej głowie i patrząc mi w oczy mówi uspokajająco, jednocześnie krzycząc coś do innych osób krzątających się po pokoju. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że w jego oczach dostrzegam strach. O mnie? Gdybym mogła roześmiałabym się.

Ktoś wstrzykuje mi coś do żył. Ktoś mówi coś o morfinie i o jadzie. Czy nikogo naprawdę nie obchodzi przez co ja przechodzę? Muszę im powiedzieć żeby mnie dobili albo pomogli. Ogień szaleje w moim wnętrzu, pali organy, dusi usmysł. Dobili albo pomogli...

- Proszę... - udaje mi się wycharczeć, między spazmami bólu.

- Wszystko będzie dobrze. - Erik mocniej przytrzymuje mi głowę, abym mogła na niego spojrzeć. Jego oczy jak niczym dwa świetliki latają po całym pomieszczeniu, które wraz z nimi kręci się niczym karuzela. - Zaraz ci pomożemy.

-Tak bardzo boli. - nie wiem czy zrozumiał co do niego powiedziałam. Moje słowa zlewają się w niezrozumiały bełkot.

Coś wbija mi się w rękę. Słyszę mrożący krew w żyłach krzyk. Chwilę poźniej dociera do mnie, że to ja jestem sprawcą przerażającego dźwięku. Moja ręka pulsuje nieznośnie, jakby ktoś rozrywał ją żywcem. Podejrzewam, że winy za to nie ponosi zwykła strzykawka, lecz czyjeś ostre kły. Ze zdziwieniem zauważam, że z sekundy na sekundę ból staje się mniej znośny. Powoli moje płuca nabierają oddechu, a moje serce zaczyna wybijać spokojny rytm.

Wynurzam się z wody. Schodzę z płonącego stosu, zamykam oczy i delektuję się chwilą spokoju i wytchnienia. Nie słyszę nikogo. Jestem tylko ja i mój miarowy, niespieszny oddech. Zamykam oczy i zasypiam, nim pierwsze promienie wschodzącego słońca zdążą otoczyć pomieszczenie.  


***

HELOOO! Jak się podoba?  Dziś dość krótki rozdział, ale postaram się to nadrobić. Kolejny będzie pewnie za tydzień.

----> 8 gwiazdek i lecimy z kolejnym rozdziałem :)

Jak na razie jesteście #teamJacob czy #teamEric   ???

UprowadzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz