rozdział 1

34K 746 107
                                    


Zaczyna padać deszcz. Wszystko wskazuje na to, że kolejny wieczór spędzę w domu.

Wzdycham cicho i spoglądam na zegarek. Dochodzi godzina dwudziesta. Mnę w ręku kartkę na której spisałam zadania do zrobienia w wakacje. Lista jest nie wiele krótsza niż była trzy miesiące temu.
Mało czasu zostało do końca wakacji, a projekt na historie sam się niestety nie zrobi. Mój wzrok pada na okno, gdzie krople deszczu rozbijają się o parapet tworząc spokojną melodię.

Za szybą widać chodnik, gdzie ludzie przemieszczają się z czarnymi parasolkami. Samochody jeżdżą tędy rzadko, zwłaszcza wieczorami. Miasteczko jest można by rzec oazą spokoju. Może to dzięki życzliwości mieszkańców, a może dzięki cichej naturze kojącej skołatane nerwy. Do centrum - gdzie znajdują się głownie sklepy, szkoły i biblioteki - można dostrzeć przez park lub leśne ścieżki, otaczające większość posiadłości mieszkańców.

Właśnie dlatego, kocham to spokojne miejsce. Cisza. Uwielbiam przesiadywać w parku godzinami. Zwłaszcza, przy słonecznej pogodzie z ciekawą książką. Wychodzić na spacery ze swoją najlepszą przyjaciółką, Emmą, a potrafimy rozmawiać godzinami. Najlepiej w kawiarence z dobrym ciastkiem lub wyśmienitą kawą dyskutować o naszych dylematach. Swoją drogą dawno jej nie widziałam. Przyjaciółka wyjechała na jakiś obóz, nie koniecznie chcąc się dzielić dokładną nazwą miejsca.

Z rozmyśleń wyrywa mnie dźwięk komórki. O wilku mowa - myślę i po sekundzie odbieram telefon.

- Cześć kochana. - dźwięczny kobiecy głos dobiega ze słuchawki. Po pierwszych słowach, jakie padają z jej ust wnioskuję, że nie tylko ja leniłam się przez te lato. - Słuchaj, tak sobie myślę, znając ciebie i znając mój zapał, wpadłam na genialny pomysł. Zgadnij jaki.

Uśmiecham się do siebie, siadając na krześle przy biurku, przy okazji zgarniając okruszki po mojej przekąsce do śmietnika. Czyżby zadziała jakaś telepatia między naszymi umysłami? Udając zdziwioną mówię:

- Nie mam pojęcia na jaki to genialny pomysł mogłaś wpaść. - zagajam konspiracyjnie. - Masz w planach podbić nasze miasteczko?

Prycham i w słuchawce jak Emma też się śmieje.

- Przyjdzie i na to czas. Ale do rzeczy. - przerywa dziewczyna - Kiedy i gdzie? Możesz przyjść do mnie za kwadrans to zrobimy tą cholerną prezentacje. - Słychać, że choć jest rozbawiona, męczy ją myśl o robieniu projektu. No to jest nas dwie.

- A tak w ogóle to co nas obchodzą losy jakiegoś Napoleona? - dodaje poirytowana. Uśmiecham się pod nosem i przyznaję jej racje.

Emma raczej nie należy do grzecznych i potulnych dziewczyn. Ma co prawda dobre zachowanie i w miarę przyzwoite oceny, jednak nie zalicza się do osób, które dają sobie w kaszę dmuchać. W przeciwieństwie do mnie lubi towarzystwo starszych od siebie. W szkole jest dość popularna. Poza szkołą również ma swoich kolegów, których ja nie znam. Szczerze powiedziawszy wydają mi się nieco dziwaczni, ale nie mam odwagi przyznać tego przed Em. Chociaż pod wieloma względami się różnimy, to bardzo ją lubię. Jesteśmy prawdziwymi bratnimi duszami.

- Słuchaj, nie wiem czy mnie mama puści. Wiesz jaka jest przewrażliwiona. Zaraz zacznie się ściemniać i będzie panikować. - odpowiadam z namysłem, wracając do naszej rozmowy.

- Czekam na ciebie. Za piętnaście minut u mnie. Bye! - krzyczy dziewczyna i rozłącza się. Wzdycham głęboko i podchodzę do szafy. Taka już jest. Nie łatwo daje za wygraną.

Wyjmuję spodnie jeansowe i moją ulubioną żółtą bluzkę. Schodzę na dół do łazienki, aby się przebrać. Szybko zmieniam ubrania i biorę szczotkę do włosów. Spoglądam w lustro. Moje ciemne włosy układają się w fale, spadając kaskadami do żeber. Twarz okalają maleńkie piegi, a niebieski oczy radośnie migoczą.

Szybko związuję włosy po czym piszę kartkę do mamy, że niedługo wrócę. Nie ma sensu mówić jej, że wychodzę bo znając życie by mnie nie puściła. Mimo, że mieszkamy tu gdzie mieszkamy - rodzicielka jest święcie przekonana, że złodzieje i maniacy czają się na każdym rogu. A zwłaszcza w nocy. Przygryzam wargę. Zrobimy projekt i za godzinę będę w domu. - mówię, mimo dziwnego spięcia w żołądku. Cichego ostrzeżenia, które wisi w powietrzu. Nie daję sobie czasu na zmianę zdania - błyskawicznie zakładam buty, biorę parasolkę i ruszam chodnikiem, przy którym świeci co druga latarnia.

Idąc cieszę się letnim deszczem.

Nieświadoma, że są to ostatnie chwile mojej wolności.

UprowadzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz