rozdział 29

5.1K 283 36
                                    

Zostaw ⭐️⭐️⭐️ :D

Wystarczy zaledwie kilka sekund zanim orientuję się w sytuacji. Otwieram gwałtownie oczy, moje ciało błaga o wykonanie jakiegoś ruchu. Kontroluję sytuację, nie poruszam się jednak. Ciężko mi się myśli. Może to od stracenia przytomności, a może dlatego, że moje ciało zwisa głową w dół, przewieszone przez ramię jakiegoś mężczyzny. Boli mnie dosłownie wszystko. Jestem niesiona jednym z głównych korytarzy. Zbyt wiele czasu spędziłam tu w uwięzi aby nie rozpoznać podstawowych pomieszczeń. A kierujemy się najprawdopodobniej do pokoju w którym byłam przetrzymywana. Muszę jak naszybciej dostać się do siostry.

Przez chwilę nasłuchuję, próbując określić ile osób idzie za mną i przede mną. Obstawiam dwóch z tyłu oraz Jacoba na przodzie. Miejmy tylko nadzieję, że reszta to nie wampiry. Marne szanse.

Wykorzystuję element zaskoczenia, bo wszyscy myślą, że ciągle jestem nieświadoma. Otwieram szerzej oczy i przygotowuję się do ataku. Zanim wampiry usłyszałby moje szybciej bijące serce, podnoszę moją nogę i kopię tam gdzie znajduje się czuły punkt mężczyzny. Jednocześnie łapię go za koszulkę, próbując utrzymać równowagę zanim upadnie. Nie wiesz gdzie kopać? Kop w podbrzusze. Zawsze się sprawdza. Punkt dla mnie.

Oczywiście szybko podnosi się raban. Przedtem jednak udaje mi się dobyć noż z kozaka. Nie zastanawiając się chwili dłużej, przytykam go do szyji tego który mnie niósł. Mężczyzna jęczy jeszcze po bolesnym kontakcie z moją nogą, jednak nie szarpie się czując metalowe ostrze przy skórze. Cofam się powoli tyłem ku wyjściu zmuszając aby zakładnik szedł razem ze mną. Staram opanować drżące ręce ani nie potknąć się o własne nogi. Niesamowite ile człowiek potrafi zrobić w desperacji.

W końcu mogę spojrzeć przed siebie. Jak się nie myliłam, dwójka pozostałych oraz Jacob stoją parę kroków przede mną. Mężczyźni dobyli broni. Przełykam nerwowo ślinę. Miejmy nadzieję, że życie ich kompana jest na tyle cenne, że będą się mnie słuchać.

- Mogłem się domyślić, że nie poddasz się bez walki. - Jacob uśmiech się pod nosem podchodząc do nas coraz bliżej. Cofam się w odwecie, jednka trudniej to robić z ostrzem przy szyji mężczyzny. Kiedy zaczyna się wiercić, mocniej przyciskam nóż.

- Cofnij się albo go zabiję. - warczę, kątem oka widząc już główne drzwi. Jeszcze tylko kilka metrów. Jacob zanosi się tubalnym śmiechem, czym jak zwykle mnie dezorientuje.

- Dobrze. - jego oczy zaczynają niebezpiecznie świecić. - Zrób to.

Przez ułamek sekundy mam marzenie udowodnić mu, że się myli. Udowodnić, że jestem do tego zdolna. Że potrafię zabić człowieka z zimną krwią.

Czuję, że zakładnik przełyka ciężko ślinę, a mi powoli zaczynają pocić mi się dłonie. Zza drzwiami z daleka dochodzą do nas odgłosy wycia. A więc zaczęło się.
To tylko kwestia czasu, zanim ktoś mi pomoże.
Wampir przekrzywia śmiesznie głowę i palcami daje znak dwóm strażnikom. Jednemu mówi coś na ucho, po czym mężczyźni wychodzą na dwór. Na początku mam zamiar prześlizgnąć między nimi, kiedy ci jednak wyciągają broń cofam się ciągnąc za sobą mężczyznę. Zostaliśmy sami. Jacob bez trudu mogłby sobie ze mną poradzić. Dlaczego więc nie wykonuje żadnego ruchu?

- Chyba nie masz zamiaru zabić ojca dziecka twojej przyjaciółki. - odzywa się w końcu a jego głos rozchodzi się echem się po korytarzu. Chwile zajmuje mi zrozumienie jego słów. W odmętach pamięci przypominam sobie moją pierwszą rozmowę z Anną. Kiedy ostrzegała mnie przed tym co może mnie spotkać, a co ją już spotkało. Ten..

UprowadzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz