rozdział 22

9.2K 449 34
                                    

Zostaw gwiazdeczkę i miłego czytania!! :)

Zaczyna boleć mnie głowa. Jakże częsty element mojego doczesnego życia. Ból fizyczny. Powolnego załamania psychiki również się nie wyprę. Można by rzec, że sama się w to wpakowałam. Ale to nieprawda, pod naprawdę wieloma względami. Nie prosiłam nikogo aby pomógł mi dostrzec drugie dno. Teraz jednak siedzę w bagnie po uszy.

- Wszyscy siedzimy. - słyszę głos Erika za moimi plecami. Odkręcam się w stronę wampira i robię do niego minę.

- Wypad z mojej głowy. - mówię pół żartem, pół serio. Brunet wzrusza tylko ramionami i kiwa głową w kierunku chatki. Sekundę później wchodzimy do niej przez drewniane drzwi. W kącie zauważam dwie kobiece sylwetki. Anna, która odzyskała już przytomność siedzi z głową między nogami i próbuje unormować oddech. Biedaczka dużo przeszła w swoim młodym życiu. Kucam przy niej i delikatnie zaczynam głaskać ją po plecach.

- Nic ci nie jest? - pytam spokojnie, czekając na reakcje dziewczyny. Anna unosi głowę. W jej oczach dostrzegam głęboki żal.

- Nie zdołałam go powstrzymać. - Łapie mnie za rękę w geście bezradności. Na jej policzkach pojawiają sie łzy. - Jego też nie zdołam ochronić. - wypowiada słowa łamliwym głosem, po czym czule dotyka dłonią swojego brzucha. Przez myśl przelatuje mi wizja płaczącego maleństwa, które po narodzeniu zostaje oderwane od załamanej matki. I trafia prosto w ręce wampirzego władcy. Mrugam powiekami próbując przegonić to potworne wyobrażenie.

- Żadna krzywda nie stanie się tobie, ani dziecku. - odzywa się dotychczas milcząca Emma, wyłaniając się z cienia. W pomieszczeniu chwilowo nastaje cisza.

- Masz jakiś plan? - pytanie Erika zawisa w powietrzu. Wszyscy czekamy na odpowiedź. Dziewczyna zaczyna kroczyć po pomieszczeniu.

- Zabieram was do mojej watahy. - ogłasza pokrótce werdykt. Na raz wampir zanosi się drwiącym śmiechem.

- To, że pomogłaś mi uratować Shanne wilczku, nie oznacza, że twoja familia rzuci się na mnie z wdzięcznością. Prędzej rzucą mi się do gardła. - mężczyzna z pretensją wyrzuca ręce w górę. Wstaję i powoli pomagam Annie podnieść się do pionu. W tle Emma odwarkuje:

- Masz lepszy pomysł wampirze? - dogryza, ostatnie słowo wypowiadając jak bluźnierstwo. Dobra, chyba pora to skończyć nim na dobre się zacznie.

- Dajcie spokój, Jacob może się zaraz obudzić - warczę na nich - a tobie ktoś musi nastawić rękę. - zwracam się do przyjaciółki i zrezygnowana pocieram dłońmi twarz. Erik wygląda jakby miał coś jeszcze dopowiedzieć ale na widok mojej reakcji milknie chyba lekko urażony.

- Wyjaśnicie sobie wszystko później - wtóruje mi Anna. - Teraz musimy się stąd zabierać.
Wszyscy uznają to za dobry pomysł.

- Mogę nas teleportować, jednak nie wiem czy dam radę wziąć wszystkich naraz. - Erik pociera dłonią brodę w geście zamyślenia. Walcząc z przeciwnikiem zmarnował dużo energii. Nie wnikam na czym to dokładnie polegało, jednak sądząc po jego postawie, jest równie wykończony co walczący fizycznie wilkołak.

- Obawiam się, że będę musiał wziąć każdą z was pojedynczo. - stwierdza w końcu i podchodzi do Emmy. - Ty pierwsza. Muszę znać dokładną lokalizację twojego stada.

- Ha. Czyli jednak wyszło na moje. - przedrzeźnia go dziewczyna i szczerzy do niego mleczne zęby. Erik kręci głową jakby nie chciał do siebie przyjąć faktu, że zgodził się na jej plan.

- Nie prowokuj mnie, bo ta podróż może się dla ciebie źle skończyć. - odpowiada zirytowany wampir, podchodząc bliżej łapie ją za zdrowe ramię. Upominam wampira, żeby się zachowywał, po czym po kilku słowach wyszemranych pod adresem blondynki, znikają nam z pola widzenia. Dosłownie rozpływają się w powietrzu. Nigdy wcześniej nie widziałam niczego podobnego i mimo strachu czuję też dreszczyk emocji rozchodzący się po moim ciele. Nie musimy czekać dłużej niż kilkanaście sekund kiedy wampir niespodziewanie materializuje trzy kroki od nas. Obie z Anną podskakujemy z zaskoczenia.

- Emma poszła powiadomić swoją rodzinę, o naszym przybyciu. - informuje i przybiera grymas pod tytułem „a to ciekawe"

Kiedy patrzę na niego z zapytaniem, wyjaśnia tylko:

- Nie spodziewałem się takiej lokalizacji. - wzrusza ramionami. - Takie zadupie, aczkolwiek jako wampiry nie raz szukaliśmy kryjówek naszych naturalnych wrogów.
Obrzucam go spojrzeniem, które mówi więcej niż słowa. Erik zerka na mnie, po czym na Anne, która przygląda się nam bez słowa. Szybko ogarnia się i podchodząc do dziewczyny podtrzymuje ją lekko w talii po czym znikają tak samo szybko jak za poprzednim razem.

Pierwszy raz od dłuższego czasu zostaje sama. No, może nie całkiem. Podchodzę do na wpół rozbitego okna i z niepewnością wyglądam na zewnątrz. Jacob ciągle leży na ziemi, jednak jego klatka zaczyna powoli unosić się i opadać. To chyba nie najlepszy znak, jak mniemam. Kiedy zastanawiam się co by się stało gdyby wampir się ocucił, w pomieszczeniu daje się słyszeć ciężkie kroki Erika. Odkręcam się w jego stronę a on wyciąga do mnie rękę. Chwytam ją niepewnie.

- Czy to aby na pewno bezpieczne? - upewniam się. Mężczyzna kręci głową z niedowierzaniem.

- Gdyby było niebezpieczne nie zabierałbym cię w tą podróż.
Jego twarz poważnieje kiedy szuka w moich oczach zgody. Kiwam tylko głową, bo nie wiem co powiedzieć. Kurczowo łapie się jego bluzki, a on obejmuje mnie silnymi ramionami. Zaciskam mocno powieki. Jak na wampira bardzo ładnie pachnie - uruchamia się mój kobiecy instynkt. Idiotka - ganię moje myśli - on mógł to usłyszeć! Jego cichy śmiech potwierdza moje obawy. Na mojej twarzy kwitnie burak. Całe szczęście nie może go zobaczy spomiędzy kaskady moich włosów.

To moje ostatnie myśli zanim grunt znika mi pod stopami. Na początku jest ciemno i mam wrażenie jakby ktoś wylewał na mnie ropę naftowa bądź jakąś gęstą, smolistą maź. Nie mogę się ruszać, nawet nie myślę aby to zrobić. Nim na dobre zaczynam panikować BAH, jesteśmy już na lądzie. Całość nie trwała więcej niż kilka sekund, jednak jakimś cudem zamiast na nogach ląduje na twarzy. Znaczy się, wylądowałabym gdyby nie Erik, którego reakcja jest szybsza niż światło. Łapie mnie za biodra i podciąga do góry. Mrugam szybko oczami próbując przyzwyczajać się do otaczającej nas rzeczywistości. Kiedy zawroty głowy mijają puszczam dłoń mężczyzny.

- Dziękuję.
Otrzepuję ubrania z niewidzialnego kurzu i nieśmiało uśmiecham się do niego.

- Gołąbeczki, ruszajcie cztery litery! - Z nagła spomiędzy drzew wychodzi Emma. Macha rękami, abyśmy poszli we wskazanym kierunku. Szybko rejestruję, że jej ranne ramię w magiczny sposób ozdrowiało. Kiedy dołączamy do niej, kieruje nas do środka puszczy. Ruszamy wąską dróżką, ostrożnie przedzierając się przez zarośla. Jest ciężko zważywszy na to, iż słaby blask księżyca nie dociera do nas przez konary gęstych drzew. Brniemy w ciemnościach, potykając się co jakiś czas o wystające korzenie. Choć szczerze powiedziawszy mi najczęściej plączą się nogi. Ktokolwiek wpadł na pomysł założenie tu osady dla wilków, musiał mieć dobre obeznanie na leśnym terenie.

Po kilku minutach marszu docieramy do celu, którym okazuje być całkiem spora polana z drewnianymi chatkami i porozstawianymi namiotami. Na pierwszy rzut oka wszytko to wygląda jak zwykłe pole kempingowe z grupką turystów spragnionych przyrody. Kolejne co poznaję to Anne siedzącą przy ognisku. Zresztą cały teren jest oświetlony pochodniami, dzięki czemu po chwili zauważam ludzi, którzy niepewnie wyglądają ze swoich schronień, przyglądając się nowym przybyszom.

Z tłumku wyłania się mężczyzna w średnim wieku z zarostem na twarzy. Mimo masywnych ramion i wyniosłej sylwetki jego twarz wyraża przyjazne nastawienie.

- Witajcie. - mówi mężczyzna. Jego oczy tracą jednak szybko swój blask. Bierze głęboki oddech i patrzy na naszą trójkę kiwając porozumiewawczo głowa w kierunku Emmy.

- A więc zaczęło się.

***

Heej I jak wrażenia?
Od razu chcę Ci podziękować, za to że dotrwał*ś do końca rozdziału i że czytasz moją książkę! 😻😻

Mam nadzieję, że się podobało. Możesz zostawić komentarz i gwiazdkę, będzie mi bardzo miło. Następny rozdział dodam szybciej, OBIECUJE hahha

next ---> 30

UprowadzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz