„Dostaliśmy telefon z kostnicy..."

224 15 1
                                    

-Kto to? Co możesz mi o nim powiedzieć?-niecierpliwił się detektyw.
-Eric Evans...-wydukała cicho z siebie Lucy.
-Kto?!-Jay ledwo usłyszał.
-Chciał się ze mną umówić, a ja odmówiłam, bo miałam ciebie. Byliśmy wtedy razem, pamiętasz? Opowiadałam ci, że taki gość chce mnie poderwać, a potem dostawałam od niego listy, w których mnie zastraszał. Nie mówiłam ci tego, bo nie chciałam cię denerwować. Później straciliśmy kontakt, a ja wyjechałam do Polski i Eric przestał dla mnie istnieć.
-Jesteś pewna, że to Evans?-Jay bardzo dobrze znał tego mężczyznę.
-Nikt inny nie przychodzi mi do głowy. Tylko on ma takie inicjały.-Lucy załamał się głos.-O Boże... To wszystko, moja wina...
-Lucy, hej. Popatrz na mnie, Lucy.-detektyw złapał ją za ramiona, a ona popatrzyła na niego.-To nie jest twoja wina. Nie mogłaś tego przewidzieć, nikt nie mógł.-patrzył jej prosto w oczy.
-Jay obiecaj mi, że go znajdziesz. Mam tylko jego, proszę...
-Zrobię wszystko co w mojej mocy, obiecuję.-przytulił ją, a potem weszli do remizy.

***
Minęły dwa dni odkąd Matta porwano. Jakby zapadł się pod ziemię. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Jakby się rozpłynął, jak za dotknięciem magicznej różdżki zniknął. Lucy martwiła się coraz bardziej. Miała za sobą kilka nieprzespanych nocy. Jej życie to była rutyna. Wstawała, ubierała się, szła na posterunek 21, a wieczorem wracała do domu. Głównie siedziała w kuchni i patrzyła czy detektywi robią jakieś postępy, ale czasami również pomagała. W takich sprawach starała się być silna. Jay cały czas wspierał przyjaciółkę w tych trudnych chwilach. On jak i ona czuli się bezużyteczni. Nic nie mogli zrobić, nic nie wiedzieli, nic nie przychodziło im do głowy. Gdzie może być teraz Matt? Albo czy w ogóle jeszcze żyje?
Siedziała właśnie w kuchni na posterunku i piła już trzecią kawę. Piła, patrzyła i myślała. Myślała czy jeszcze kiedyś go zobaczy. Zobaczy te cudowne niebieskie oczy, poczuje jego piękny zapach perfum i powie mu, że bardzo go kocha. Jej przemyślenia przerwała para wchodząca do kuchni.
-Lucy...-Jay usiadł na przeciwko dziewczyny, a Erin stała za jego krzesłem.-Właśnie dostaliśmy telefon z kostnicy...
Lucy miała tysiąc myśli w głowie. Zacisnęła palce na kubku i patrzyła w nicość. Erin i Jay przyglądali jej się uważnie. Czekali na jakąś reakcję. Złość. Smutek. Żal. Jej mina na nic nie wskazywała. Jakby nic nie czuła.
-Lucy, musisz z nami pojechać. Opis pasuje do Matta, trzeba go zidentyfikować.-powiedziała spokojnie Lindsay.
-Chodź. Pójdziemy z tobą.-detektyw wziął Lucy pod ramię i wyszli z pokoju.

Minęli właśnie korytarz. Podchodzili pod drzwi kostnicy. Lucy nadal nic z siebie nie wydusiła, a nawet nie pokazała, że smutek ją taranuje. Jay szedł pierwszy, przy nim Lucy, a za nimi Lindsay. Erin wiedziała doskonale co ich łączyło, i że teraz dziewczyna potrzebuje pomocy przyjaciela, żeby przetrwać. Usiadła na krześle przed drzwiami, a detektyw i Lucy weszli do środka. Przy jedynym łóżku w pokoju stała z wyglądu bardzo miła starsza pani. Miała na sobie biały fartuch, włosy do ramion i uśmiechała się. Jeśli można to było nazwać uśmiechem. Kobieta próbowała być neutralna, ale jej oczy same się śmiały. Wyglądała na szczęśliwą. Oczywiście jej życiem prywatnym, a nie pracą.
-Chcemy tylko wiedzieć czy to on. Nie będziemy zadawać ci żadnych pytań. Natomiast jeśli ty będziesz jakieś miała, pytaj śmiało, spróbuję odpowiedzieć.-spojrzała na dziewczynę i złapała za białe prześcieradło.
-Nie! Ja nie mogę...-wydyszała z siebie Lucy, gdy lekarka już miała odsłaniać ciało.-A jeśli to będzie on?-spojrzała Jayowi prosto w oczy.
-Musimy się upewnić czy to on. Jeśli nie chcesz możesz iść do Erin, ja to zrobię.-przytulił ją do siebie chłopak.
-No dobrze. Niech pani pokaże...-Lucy spojrzała na stół, a lekarka odkryła ciało mężczyzny.
Oboje spojrzeli na ciało. Jay stał jak wryty, a Lucy jeszcze nie wypuściła powietrza ze swoich płuc. Stali już tak dobre kilka sekund. Bez ruchu, bez mowy, bez oddechu, bez mrugania. Stali i tępo patrzyli na stół.
-O Boże...-Lucy przyłożyła rękę do swoich ust, by nie zacząć płakać.-To... To nie jest Matt.-łzy spłynęły jej po policzku.
Dziewczyna poczuła wielką ulgę. Poczuła jak kamień spada jej z serca. To nie był jej kochany Matt. To nie był on. Cieszyła się, ale jednocześnie czuła niepokój, że jeszcze nie został znaleziony.
Po kilku minutach rozmowy z lekarką, oboje wyszli z pokoju i kierowali się do drzwi wyjściowych. Cała trójka chciała jak naszybciej stamtąd wyjść i już nie wracać.

***
Godzina 23:30. Cały posterunek już dawno powinien być zamknięty. A jednak. Na piętrze, w wydziale wywiadowczym, trwała zacięta dyskusja. Jedni przekrzykiwali drugich. I tak na zmianę. Od kilku dobrych minut kłócili się o to, jak cała akcja będzie wyglądać. Mouse namierzył kamerę, z której nadawali porywacze. Nadal była włączona, więc oni nadal tam byli. Teraz to już nie była dyskusja, tylko miejsce walki. Krzyczeli, walili w stół, a nawet skakali sobie do gardeł. Nagle zakręciło się jej w głowie. Panicznie machała rękami szukając krzesła. Nikt jej nie zauważył. Nikt nie zauważył, że Lucy potrzebuje pomocy. Oparła się o krzesło i znowu się zachwiała. Natychmiast Erin, która nie brała udziału w dyskusji, podbiegła do dziewczyny. Złapała ją w ostatniej chwili, gdy Lucy już leciała na ziemię. Dziewczyna usiadła na krześle, a Lindsay przy niej kucnęła.
-Hej Lucy! Wszystko okej? Co się dzieje? Patrz na mnie, nie odpływaj!-detektyw zaczęła ją cucić.
Jay przybiegł szybko ze szklanką wody. Podał ją dziewczynie, a ta natychmiast się ożywiła. Tak naprawdę dzięki niej, przerwała się ta dyskusja. Wszyscy teraz patrzyli tylko na nią. Wiedzieli co Lucy przeżywa i nie chcieli dokładać jej zmartwień, ale musieli mieć jakiś plan.
-Nareszcie cisza. Ludzie, nie można pracować w takim chaosie! Chcecie głos stracić czy słuch?!-uniosła się.-Przedyskutujcie to na spokojnie. Tylko spokój uratuje nas i Matta.
Detektywi analizowali jej słowa. Miała rację, jak każda kobieta. Oni zamiast zająć się Mattem i jego uratowaniem, to robią zawody kto będzie miał lepszy plan. Po jej słowach wszyscy oddali głos sierżantowi. Mówił ciszej, ale stanowczo, tak aby dotarł do każdego.
Mieli już gotowy plan. Teraz tylko tam wejść, aresztować wszystkich, zająć się Mattem i wszystko będzie dobrze.
Nagle do gabinetu wbiegła Lucy.
-Sierżancie, mogę jechać z wami? Muszę tam być.-powiedziała stanowczo.
-Nie jesteś z policji. Jesteś osobą trzecią, nie możesz być na akcji, Lucy.-odpowiedział łagodnie.
-Hank, proszę. Muszę być przy nim.-spojrzała mu prosto w oczy.
-No dobrze, ale trzymasz się cały czas Jaya. Dostaniesz kamizelkę na wszelki wypadek.-ugiął się pod naciskiem jej zapłakanych oczu.

_____________________
Kochani, potrzebuję z waszej strony jakiegoś odzewu! Podoba Wam się? Koniecznie komentujcie i gwiazdkujcie, abym widziała czy mam publikować dalej. I jeszcze jedna sprawa. Mam kolejną książkę skończoną. Chciecie zobaczyć efekty? Koniecznie dajcie mi znać!

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz