„Jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej."

161 9 0
                                    

-Jay, co ty wyprawiasz?-zapytała spokojnie podchodząc bliżej.-Czemu nie odbierałeś? Co się z tobą dzieje?
-Nie wiem. Ja już nie wiem co robię.-detektyw rozłożył ręce.
-Daj sobie pomóc. Jesteśmy przyjaciółmi, zawsze ci pomogę. Niezależnie od tego co powiem.
-Mówiłaś tak poważnie, więc nie chciałem się narzucać. Mówiłaś prawdę.-Jay zamilkł.
-Mówiłam to w złości, bo nie dasz sobie pomóc. Byłam na ciebie wściekła, ale dobrze, że nic ci nie jest. Tylko proszę, porozmawiaj z kimś.-Lucy westchnęła.
-Dobrze. Dam sobie pomóc, zrobię to.-przytulili się, a później wyszli z baru.

                    *Trzy miesiące później*
Jay od kilku miesięcy chodzi regularnie na terapię. Codziennie ma sesję z dr. Charlesem. Co jakiś czas przychodzi po niego Lucy i razem wracają do domu. Jay mieszka u swojego brata, ale często zostaje całe dnie u dziewczyny. Nie są parą, nic ich nie łączy oprócz tego, że są przyjaciółmi. Detektyw bardzo dobrze radzi sobie na terapii. Wspomnienia, te dobre jak i te złe, związane z wojną dały o sobie znać aż za mocno. PTSD wróciło częściowo, ale Jay dobrze sobie radzi. Ma przy sobie Lucy, brata i całą jednostkę. Wszyscy go wspierają.

Dziewczyna podeszła pod Chicago Med kilka minut temu. Siedziała właśnie na murku przed szpitalem i sprawdzała wiadomości. Terapia Halsteada miała skończyć się za pięć minut, więc miała jeszcze czas. Nagle usłyszała krzyki dobiegające z parkingu. Odwróciła się w tamtym kierunku i zobaczyła mężczyznę, który napadł na kobietę. Ukradł jej torebkę z auta. Później usłyszała jeden wystrzał i wszystko ucichło. Ludzie biegali, każdy w swoją stronę, a Lucy nie czekając długo, pobiegła do rannej kobiety. Kobieta leżała, zwijając się z bólu, za swoim samochodem.
-Halo, słyszy mnie pani?!-Lucy uklęknęła przy niej i uciskała ranę na jej brzuchu.
Kobieta miała jakieś nie więcej niż dwadzieścia lat. Jej rana postrzałowa bardzo krwawiła, ledwo dało się ją zatamować.
-Tak, słyszę...-wydobyła z siebie kobieta.
-Jak masz na imię? Ja jestem Lucy.-dziewczyna próbowała zagadać ranną.
-Lili jestem. Ja tylko chciałam wykupić receptę.-płakała kobieta.
-Jesteś na coś chora? Jakie leki bierzesz?-Lucy była zmartwiona.
-Choruję na nadciśnienie i... Czekam na przeszczep... Mam WZW.-odpowiedziała, a potem zemdlała.
Te ostatnie słowa wprawiły Lucy w przerażenie. Właśnie jej świat się zatrzymał. Uciskała ranę nie mając rękawiczek. Uczyła się, że zawsze należy mieć rękawiczki. Zawsze. A teraz co? Co ona zrobiła? Nie pomyślała, tylko działała, jak jakiś student, który nie zna podstaw medycyny. Ale ona? Ona jest paramedykiem z wykształceniem. Tyle czasu była również strażakiem. Lucy nie mogła się pozbierać.
-Hej, nie zasypiaj! Patrz na mnie! Lili!-krzyczała Anders, żeby ocknąć ranną.-Hej, ty!-krzyknęła do chłopaka obok.
-Tak?-zatrzymał się przy nich.
-Biegnij szybko do szpitala i zawołaj tu pomoc. Ona może się wykrwawić. Szybko!-rozkazała, a on wykonał polecenia.-Zostań ze mną. Jeszcze chwila.-Lucy cały czas mówiła do Lili.

-Co się dzieje?-po kilku minutach do dziewczyn podbiegła dr. Manning.-Lucy?
-Rana postrzałowa w okolice brzucha. Straciła dużo krwi, a i uważajcie, ona ma WZW. Czeka na przeszczep. Ma na imię Lili.-przekazała wszystko dziewczyna.
-Przejmuję na trzy. Raz, dwa, trzy.-Lucy puściła, a April dalej uciskała ranę.
-Na nosze i jedziemy na urazówkę. Ruchy!-rozkazała dr. Manning.-Chodź z nami, musisz się zbadać.-powiedziała do Lucy.
-Jasne.-odpowiedziała dziewczyna i poszła za lekarką.

Weszła na oddział i odrazu skierowała się do przełożonej pielęgniarek Maggie. Ta przekazała Lucy, że musi chwilę poczekać, więc dziewczyna usunęła się w cień i poszła do poczekalni. Usiadła i nagle w drzwiach pojawił się zdenerwowany detektyw. Natychmiast podbiegł do niej.
-Lucy, tak się bałem.-chciał ją przytulić, ale ona go odepchnęła.
-Miałam kontakt z zarażoną. Dziewczyna ma WZW, a ja jak jakiś student podbiegłam i nie założyłam rękawiczek. Lepiej nie podchodź, bo możesz się zarazić.-wydukała z siebie zszokowana dziewczyna.
-Lucy...-Jay usiadł obok niej.-Wszystko będzie dobrze. Ciebie nie biorą takie rzeczy.-zaśmiał się i zobaczył, że na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech.
-A jak u ciebie?-spojrzała na niego swoimi przeszklonymi oczami.
-Potem ci opowiem, jak będzie już po wszystkim. Teraz to nie ważne.-odpowiedział łagodnie.
-Chcę czymś zająć głowę. Proszę, opowiedz mi.-nalegała Lucy.
-Było o dziwo dobrze. Doktor Charles jest naprawdę miły i spokojny. Umiem już panować nad emocjami, a wojna już prawie mnie nie dotyczy.-uśmiechnął się.
-Bardzo mnie to cieszy. Jestem z ciebie dumna.-spojrzała mu prosto w oczy.
Niestety nie trwało to długo, bo pielęgniarka zawołała Lucy do sali. Tak, więc Lucy poszła, a Jay siedział zdenerwowany w poczekalni, czekając co będzie dalej.

***
-Jay, co ty tutaj robisz?!-do detektywa podszedł jego brat.
-Czekam na Lucy. Ma robione badania, bo miała kontakt z zarażoną na WZW.-odpowiedział spokojnie.
-Już się bałem, że coś się stało.-lekarzowi ulżyło.-A właśnie, jak z nią?
-A jak ma być? Jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej. Kto jak kto, ale ty Will? Zajmij się Natalie, ona cię potrzebuje.-Jay lekko się zdenerwował.
-Jak uważasz. Tylko potem nie mów, że miałem rację lub nie ostrzegałem. Bo ja, mój bracie, mam zawsze rację.-uśmiechnął się Will i poszedł na oddział.
Jay siedział jak wmurowany. Czy to znaczyło, że Lucy też...
Jego przemyślenia przerwała dziewczyna.
-Nie jestem chora!-Lucy rzuciła się detektywowi na szyję.-Um... przepraszam.-odsunęła się natychmiast od niego.
-Cieszę się, że nic ci nie jest.-uśmiechnął się do niej ciepło.-To co, trzeba to uczcić. Zabieram cię na sushi. Nadal lubisz, prawda?
-Uwielbiam.-zaśmiała się i ruszyli do jego samochodu.

***
-Było cudownie, dawno się tak świetnie nie bawiłam.-zaśmiała się.
-W końcu takie powody do radości nie często się zdarzają.-wyjaśnił.
-I niech tak zostanie.-Lucy uprzedziła Jaya.-Muszę jeszcze załatwić jedną sprawę. Przejdę się, to niedaleko.
-Ja też muszę wracać na posterunek. Grubsza sprawa nam wpadła.-odpowiedział i wyszli z restauracji.
Stali teraz obok jego samochodu. Patrzyli sobie prosto w oczy. Robiło się szarawo na dworze, lampy zaczynały oświetlać cały parking. Wpatrywali się nawzajem w swoje tęczówki. Nagle ona przysunęła się bliżej i wbiła usta w jego. On o dziwo nie opierał się. Tak jak i ona oddał się w pełni tej chwili, która trwała krótko, ale dla nich jakby wieczność. Namiętny pocałunek zakończyła Lucy. Odsunęła się gwałtownym ruchem.
-Nie powinnam, przepraszam...-odwróciła się i odeszła jak najszybciej, nie zwracając uwagi na detektywa.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz