***
Robiła właśnie obiad, a jej chłopak oglądał telewizję. Od dwóch tygodni są już w domu. Jay był w szpitalu kilka tygodni, natomiast Lucy wyszła już po kilku dniach. Obydwoje czują się już dobrze i są ze sobą szczęśliwi.
-Jak się czujesz?-zapytała Lucy, gdy Jay podszedł do niej od tyłu i przytulił ją do siebie.
-Coraz lepiej.-zaśmiał się i dał jej buziaka w policzek.-A wy, jak się czujecie?
-Dobrze, nawet bardzo. Mały coraz częściej kopie.-uśmiechnęła się do niego ciepło.-Kiedy wracasz do pracy? Pewnie już tęsknią za tobą.
-Za kilka tygodni powinienem wrócić. Muszę jeszcze się umówić do lekarza, żeby dał mi pozwolenie.-odwrócił Lucy w swoją stronę.-A co, już mnie tu nie chcesz? Przeszkadzam ci?
-Nie, ale wiem jaki wywiad jest dla ciebie ważny. Wiem, że dużo poświęciłeś aby być tutaj gdzie jesteś. Jestem dumna z ciebie.-cmoknęła go w czoło.-Chociaż tak szczerze to mógłbyś już wrócić do pracy. Trochę marudzisz...-zaśmiała się, a Halstead posadził ją na blacie.-Jay! Nie powinieneś mnie podnosić, jeszcze do końca nie wyzdrowiałeś.
-Komuś się trochę przytyło.-zażartował, za co dostał w bark od Lucy.-No co, mówię prawdę!
-Nie dziw się, twój syn, twoja masa.-zaśmiała się dziewczyna, a Jay udawał obrażonego.-To już wiem po kim będzie miał fochy.
-Niegrzeczna dzisiaj jesteś...-pocałował ją namiętnie w usta.-Darujemy sobie obiad?-spojrzał jej w oczy.
-Film i popcorn?-zeskoczyła z blatu i udała się do sypialni.***
Jeszcze tylko kilka dni do porodu. Jay wrócił do pracy, natomiast Lucy całymi dniami siedzi w domu, bo nie może się już ruszać. Jej ukochany codziennie robi jakieś niespodzianki. Czasami zostawia śniadanie i kawę, czasami po pracy przynosi jej kwiaty, a czasami wraca wcześniej z posterunku tylko dlatego, żeby spędzić z nią ostanie chwile we dwoje. Zabawki kupione, kołyska złożona, wózek i fotelik już czekają. Cały pokoik prezentuje się pięknie. Oczywiście wszystko sam robił Jay, bo nie chciał pomocy nikogo innego. Był idealny, a jeszcze lepszym będzie tatą.
Lucy właśnie się obudziła. Jak co rano od dłuższego czasu, Jay wychodził wcześniej do pracy, ale za to też wracał wcześniej do domu. Spojrzała na łóżko i jak zwykle jego już nie było. Przetarła oczy i próbowała wstać z łóżka co nie było łatwym zadaniem ze względu na jej rozmiar brzucha, który był już całkiem duży. Gdy się udało to zrobić, poszła do łazienki. Od jakiegoś czasu łazienka to był jej najlepszy przyjaciel. Spędzała w niej zdecydowanie więcej czasu niż kiedyś. Gdy wreszcie się ubrała w domowe ubranie, poszła do kuchni przygotować coś do jedzenia. Podeszła do blatu, a tam była mała karteczka. Na niej pisało: „Wiem, jestem mało romantyczny, ale już nie mogę dłużej czekać. Chciałbym abyś to przemyślała i dała mi znać. Bardzo mi na tym zależy i chcę spędzić z tobą resztę mojego życia. Kocham cię, Jay." A obok karteczki była malutka koperta. Lucy powoli ją otworzyła, a tam znalazła pierścionek. Skromny, ale piękny. Mienił się w letnich promieniach słońca Chicago. W tym momencie nic więcej nie było jej potrzebne do szczęścia. Ubrała na siebie letnią sukienkę, wzięła podarek do torebki i ruszyła w drogę. Jeszcze przed tym wezwała taksówkę.Weszła na posterunek. Ostatnim razem była tu, gdy miała już wyniki Jaya i dziecka. Podeszła do stanowiska pani sierżant.
-Cześć Trudy!-przywitała się, a sierżant się odwróciła w jej stronę.
-Lucy, miło cię widzieć.-uśmiechnęła się.-Cudownie wyglądasz.
-Dziękuję, ale gorzej się czuję. Chciałabym aby już było po.-zaśmiała się dziewczyna.
-Jeszcze trochę, dasz radę. Co cię tu sprowadza?-zapytała, ale gdy spojrzała na Lucy odpowiedziała sobie sama.-Detektyw?
-Wpuścisz mnie?-wzruszyła ramionami.
-Tylko uważaj, bo cały czas siedzi oczami w telefonie. Nie odrywa od niego wzroku, czuj się zazdrosna. Co chwilę patrzy na wiadomości.-przestrzegła ją Platt.
-Tak, wiem. Obiecałam mu, że jeśli zacznę rodzić, a on będzie w pracy, to zadzwonię do niego albo chociaż napiszę. Teraz cały czas ma naładowany telefon.-zaśmiała się ratowniczka.-Mogę?-wskazała na kratę.
-Jasne, już cię wpuszczam.-odpowiedziała sierżant i otworzyła przyciskiem drzwi.Lucy jakoś się wczołgała na górę. Przy każdym kolejnym stopniu było jej coraz ciężej. Mały już trochę waży, a schody to chyba jej największy przeciwnik. Wzięła głęboki wdech i weszła do wydziału. Każdy na nią spojrzał. Po chwili podbiegli do niej. Zaczęli się witać, przytulać, opowiadać o wszystkim. Dziewczyny dawno tu nie było, więc dużo ją ominęło.
-Gdzie Jay?-zapytała po chwili.
-Przesłuchuje podejrzanego razem z Hailey. Ale lepiej mów co u ciebie!-odpowiedziała Kim.
-Dobra, koniec tego. Mamy nowe ślady. Wszyscy do komputerów i oglądacie nagrania z kamer.-ze swojego gabinetu wyszedł Voight, a wszyscy się rozeszli do swoich biurek.-Lucy, miło cię widzieć.-dopiero po chwili zauważył dziewczynę.
-Ciebie również.-przytuliła go.
-Herbaty, wody?-zapytał sierżant.
-Nie dziękuję, przyszłam tylko na chwilę.-odpowiedziała i w tym samym momencie zza drzwi wyszedł Jay oraz Hailey.
-Sierżancie, Jay dostał w oko od podejrzanego.-zaczęła Upton, a Lucy gwałtownie się odwróciła.
-Lucy?-zapytał jej ukochany z podbitym okiem.
-Halstead, ledwo wróciłeś do pracy i znowu jesteś poobijany. Dzisiaj będzie opatrunek na oku.-zaśmiała się ratowniczka i odprowadziła detektywa do biurka, a sama usiadła na skraju.
W tym samym momencie Hailey poszła do swojego stanowiska, a Hank wrócił do rozmowy z podejrzanym.
-Czemu tu jesteś? Powinnaś odpoczywać.-przejął się Jay.
-Przyszłam, bo chciałam się wreszcie wyrwać z tego domu. Mam już dosyć siedzenia w czterech ścianach.-odpowiedziała i zaraz wyciągnęła małe świecidełko.-A tak poza tym... Tak...-położyła na biurku pierścionek, a Jayowi zaświeciły się oczy.
Uklęknął na jedno kolano przed nią, a ona wstała i patrzyła wprost w jego cudowne zielone oczy. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc i okrążyli zakochanych.
-Lucy Anders, chcesz spędzić resztę swojego życia ze mną i wyjdziesz za mnie?-zapytał.
-Tak! Tak, wyjdę za ciebie!-odpowiedziała, Jay nałożył jej pierścionek na palec i złączyli się w długim pocałunku, a wszyscy bili im brawa.
Potem były gratulacje od całego zespołu i samego sierżanta. Ale jak to na posterunku, sielanka nie trwała długo. Mieli kolejną zbrodnię. Hank wysłał wszystkich w teren, a sam został z Lucy dotrzymać jej towarzystwa.
Nagle po kilku minutach dziewczyna zaczęła się źle czuć. Zaczął ją boleć brzuch.
-Wszystko w porządku?-zapytał sierżant.
-Strasznie boli.-odpowiedziała i zaraz poczuła na swoich nogach coś ciepłego.-O cholera, to już. Wody mi odeszły.
CZYTASZ
Świeży start || One Chicago
Fiksi PenggemarLucy Anders to zwykła 25-latka, która bardzo chce się usamodzielnić. Pewnego dnia postanawia wyjechać do Chicago i zacząć nowy rozdział w życiu. Po jej przyjeździe, pewien strażak jest w niej zauroczony. Czy uda im się stworzyć udany związek? Czy mo...