Gdy wstała poczuła zapach kawy. Obudziła się w swoim łóżku. Nie pamiętała, żeby przeszła do łóżka, przecież zasnęła na kanapie. Ubrała na siebie koszulkę Matta i wyszła z pokoju. Weszła do kuchni i zobaczyła coś co bardzo ją rozbawiło. Mianowicie kapitan Casey, bez koszulki w dżinsach, z słuchawkami w uszach śpiewał i robił kawę. Lucy stała tak chyba z pięć minut i nie mogła przestać się śmiać. Gdy już trochę się opanowała, podeszła do niego od tyłu i zdjęła mu słuchawki. Jaki on był zdziwiony, gdy zobaczył dziewczynę, która się z niego śmieje. Lucy nie mogła przestać. Teraz już śmiała się nie tylko z jego śpiewu, ale też z jego miny, która wskazywała, że jest zdezorientowany.
-Co cię tak bawi?-zapytał poruszony kapitan.-Najadłaś się sera czy co?
-Widok ciebie śpiewającego i twojej miny, rozbawi każdego. Odrazu mam lepszy humor, dzięki.-odpowiedziała dziewczyna, gdy wreszcie przestała się śmiać.
-Ej szukałem tej koszulki! Gdzie była? Oddawaj!-zaczął ją łaskotać.
-Przestań, już mnie brzuch boli od tego śmiechu! Przestań!-krzyczała i gdy już się od niego uwolniła udawała obrażoną.-Była u mnie w sypialni. Znalezione nie kradzione.-naburmuszyła się.
-Kawa na zgodę?-podszedł i spojrzeli sobie głęboko w oczy.
-Przeprosiny przyjęte.-Lucy uśmiechnęła się zwycięsko i wzięła łyk kawy.-Przepyszna. A tak w ogóle to jak ja się znalazłam w sypialni?
-Nie pamiętasz co się wczoraj stało?-zapytał bardzo zdziwiony Matt.-Chciałaś, żebym z tobą spał, bo się bałaś, więc zgodziłem się.
-Co?! Ty serio...-wypluła kawę do kubka, a potem Casey zaczął się śmiać.-Było coś... No wiesz. Co się śmiejesz?! To poważna sprawa!-zdenerwowała się dziewczyna.
-No dobra, nie denerwuj się tak. Tylko żartowałem. Zasnęliśmy na kanapie oglądając film. Rano, gdy się obudziłem, zaniosłem cię do łóżka i zrobiłem kawę. Nie chciałem cię budzić.-wytłumaczył się.
-Ty... Jak mogłeś?! Chcesz, żebym zawału dostała?! Jeszcze raz...
-Grozisz mi?-przerwał jej.
-Wiesz co? Idę się przebrać, bo za niedługo zaczynam zmianę. Żeby mi to było ostatni raz.-pogroziła mu palcem i zniknęła za drzwiami.
Po jej wyjściu Casey posmutniał. Nie takiej reakcji oczekiwał. Myślał, że wszystko będzie fajnie, i że Lucy się ucieszy albo chociaż inaczej zareaguje. Jego przemyślenia przerwała właśnie Lucy.
-Idziemy? Jestem już gotowa.-uśmiechnęła się do niego.
-Jasne. Bluzka jeszcze.-nałożył t-shirt CFD i wyszli z jej mieszkania.
Wsiedli do samochodu Matta i pojechali do remizy. W drodze Lucy martwiła się, że ktoś może zobaczyć ją, jak wysiada z samochodu kapitana. Matt powiedział, że ma plan, i żeby się nie martwiła.Casey zaparkował pod samą remizą. Nie bał się. Szedł bardzo wyluzowany.
-Kogo ja tu widzę! Moja kuzynka i kapitan.-przed remizą odezwał się Kelly.
-Lucy zepsuł się ekspres do kawy, prosiła mnie, żebym go naprawił. Przy okazji ją podwiozłem.-mówił bardzo spokojnie Matt.
-Muszę mieć kawę rano, inaczej zasnę na wezwaniu.-Lucy wzruszyła ramionami i weszła do środka. Kierowała się wprost do szatni.
-Naprawiał ekspres do kawy? Naprawdę tak było czy czegoś mi nie mówisz?-nagle do szatni wszedł Severide.
-O czym ty mówisz?! Ekspres mi się zepsuł to tyle. Nie mam romansu z moim przełożonym. Najpierw pomyśl zanim coś powiesz.-Lucy była wkurzona na kuzyna.
-Powiedz prawdę, nie będę zły. Nikomu nie powiem.-Kelly już spokojny nalegał na prawdę.
-Odczep się! Nic nie było. Nie jesteś moją niańką, żeby mnie kontrolować.-odpowiedziała groźnie i wyszła z pokoju.Lucy długo nie mogła pogodzić się z tym, że pokłóciła się z kuzynem. Kelly był dla niej jak wymarzony brat. Zawsze jej pomagał, bawił się z nią i odrabiał lekcje. Lucy postanowiła zrobić coś czego nie będzie lub będzie żałować. Tego miała się przekonać za kilka zmian.
-Kapitanie, można?-zapukała i weszła do środka nie czekając na odpowiedź.
-Jasne. Stało się coś?-kapitan spojrzał na nią.
-Musimy ograniczyć kontakty do minimum. Kelly obawia się, że mamy romans. Przez ten incydent rano, pokłóciłam się z nim i nie rozmawiamy. Będziemy widzieć się tylko w pracy. Gdy zobaczymy się na mieście nie wchodźmy sobie w drogę. Jesteś moim kapitanem i niech tak zostanie.-wyrecytowała i wyszła z gabinetu, zostawiając Matta w dziwnym transie.„Wóz 81, squad 3, karetka 61, 2366 Fulton Street, jesteście potrzebni jako asysta dla policji. Mogą być też ranni."
Strażacy rzucili swoje dotychczasowe zajęcia i pognali do wozów. Matt rozczarowany tym co usłyszał od Lucy, nie pokazywał żadnych emocji. Był jak lalka, która nie ma uczuć. Na miejsce zdarzenia dojechali w ciszy. Gdy wysiedli z wozu, kapitan Casey, porucznik Severide i szef Boden podeszli do szefa całej tej akcji.
-Co się dzieje?-zaczął Severide.
-Mężczyzna grozi bronią. Zaprószył ogień, szybko się rozprzestrzenia. Wziął dwóch zakładników, słyszeliśmy strzał, jeden jest ranny. Strzela też do ludzi z okien, ale nie trafił nikogo narazie.-odpowiedział policjant.
-I co my możemy zrobić? Nie wyślę moich ludzi na pewną śmierć. Jeśli uda wam się go złapać, my zajmiemy się resztą.-powiedział poddenerwowany Boden.
-Ja mogę iść. Każdy ufa strażakom, co może zrobić?-wyrwał się Casey.
-Idę z nim.-dołączył się Kelly.
-Nie ma mowy. Idzie kapitan Casey.-wydał rozkaz szef.-Idziesz, wyciągasz rannych i wracasz. Resztą zajmie się policja, jasne?-szef zwrócił się do Matta.
-Tak jest, szefie.-odpowiedział strażak i w masce wszedł do budynku.
-Szefie, o co chodzi?-podeszła Lucy.
-Kapitan wyprowadza ofiary. Bądźcie w gotowości.-odpowiedział szef.
Lucy zdziwiona tym co usłyszała wróciła do swojej grupy. Jak Casey może narażać się na takie niebezpieczeństwo?! Dziewczyna miała nadzieję, że kapitan wyjdzie z tego cało.
-Słuchajcie, kapitan wszedł do środka po ofiary. Mamy być w stanie gotowości, by odrazu tam wbiec.-przekazała dziewczyna wszystkim strażakom.
Patrzyli na drzwi z napięciem. Zadawali sobie pytanie: Czy wyjdzie z tego cało? Jedni pokazywali stres i niepokój. Drudzy mieli kamienne twarze, ale za to w środku ich aż rozerwało z niepewności.Nagle po kilku minutach od wejścia kapitana usłyszeli strzał. Modlili się, żeby Casey zaraz wyszedł i powiedział, że nic mu nie jest. Niestety za chwilę rozległ się pisk, którzy wszyscy znali bardzo dobrze. Dźwięk rannego strażaka w potrzebie. Już prawie ruszyli na pomoc, gdy szef pokazał ręką znak, że nigdzie nie idą. Lucy nie mogła stać tak bezczynnie, musiała działać. Ubrała maskę i mimo zakazu wbiegła do budynku. Szef zobaczył to, próbował za nią wołać, ale dziewczyna była już w głębi domu. Inni strażacy też chcieli ruszyć, jednak nikt nie sprzeciwił się drugiemu rozkazowi.
-Lucy wracaj tu natychmiast!-krzyknął Boden przez radio.
-Szefie nie mogę. Znajdę kapitana i wyjdziemy razem. Albo tak, albo w ogóle.-odpowiedziała krótko i weszła do kolejnego pokoju._______________
Jak myślicie co się wydarzy dalej?
Mam do Was baaardzo ważne pytanie. Piszę już swoją kolejną książkę, w sumie mam już około połowę i teraz bardzo ważna rzecz. Czy mam robić szczęśliwą rodzinkę czy nie? W sensie chodzi mi bardziej o zaręczyny, ślub i dziecko. Mam zrobić główną postać w ciąży czy raczej to już jest dla Was nudne? Koniecznie dajcie mi znać, bo już sama ogłupiałam i potrzebuję Waszej pomocy!!! Mile widziane gwiazdki i komentarze, buzii😙❤️
CZYTASZ
Świeży start || One Chicago
FanfictionLucy Anders to zwykła 25-latka, która bardzo chce się usamodzielnić. Pewnego dnia postanawia wyjechać do Chicago i zacząć nowy rozdział w życiu. Po jej przyjeździe, pewien strażak jest w niej zauroczony. Czy uda im się stworzyć udany związek? Czy mo...