„Ja mu nie dam umrzeć."

148 9 0
                                    

***
-Connor, co z Jayem?-zapytała Lucy, gdy lekarz wszedł do sali detektywa.
-Nie mam za dobrych wieści. Jay cały czas musi być pod respiratorem, bo jeszcze nie oddycha samodzielnie.-lekarz próbował powiedzieć coś, żeby nie zdenerwować ciężarnej kobiety.
-Możesz powiedzieć coś więcej? Minęło już 48 godzin od operacji, nie rób ze mnie głupiej!-Lucy domyśliła się o co może chodzić.
-Lucy, nie powinnaś się denerwować...-zaczął spokojnie Connor.
-Przestań!-przerwała mu.-Masz mi natychmiast powiedzieć wszystko co wiesz o stanie zdrowia Jaya. I nie argumentuj tego tak, że jestem w ciąży! Mam prawo wiedzieć co się z nim dzieje!-dziewczyna nie wytrzymała.
-Ja naprawdę nie...-dr. Rhodes próbował się wykręcić.
-Connor.-Lucy natychmiast zmroziła go swoim wzrokiem.
-No dobrze... Nie wiemy czy Jay w ogóle się obudzi. Jeśli nadal się nie obudził, tracimy już powoli nadzieję...-lekarz spuścił wzrok na kartę pacjenta.
-Nie dajecie mu już żadnych szans?! Przecież on musi się obudzić! Odłączycie go?-ratowniczka nie mogła uwierzyć w to co słyszy.
-Nie możemy go odłączyć bez twojej lub Willa zgody. Będzie pod aparaturą tak długo jak będziecie tego chcieli.-wytłumaczył łagodnie.-Ale nie ukrywam, że respirator przydałby się komuś kto bardziej go potrzebuje. Przykro mi...-położył rękę na jej ramieniu.
-Dasz mu umrzeć?! Nie wierzę, że to zrobisz...-spojrzała na lekarza szklącymi się oczami.
-Lucy zrozum, każdy już traci nadzieję. Nie możemy zrobić nic więcej.-Connor był zdruzgotany tym co musiał właśnie powiedzieć dziewczynie pacjenta.
-Ja nigdy jej nie stracę. Wyjdź już.-powiedziała i znowu spojrzała na Jaya, a lekarz wyszedł z sali.

-Hej...-do sali wszedł Will.-Jak się trzymasz?
-A jak mam się trzymać?-odpowiedziała z pogardą.-Will, czy on się obudzi?-spojrzała na młodszego Halsteada.
-Nie wiem Lucy. Oni już nie dają mu szans, a ja... Sam nie wiem.-lekarz był zmieszany.-Może rzeczywiście powinniśmy go odłączyć?-zapytał cicho, a dziewczyna spojrzała na niego pełna gniewu i zdziwienia.
-Słucham?! Will jak możesz? To jest twój brat!-wskazała na detektywa leżącego na łóżku.-Chciałbyś, aby on cię odłączył?! Nie zrobimy tego, nie zgadzam się.-powiedziała poważnie.
-Lucy, już to przerabiałem. Naszego ojca też chciałem odłączyć, a Jay się opierał. Potem, gdy zrozumiał, że to nie ma sensu zgodził się.-lekarz próbował to łagodnie wytłumaczyć.
-Ale to ma sens. Will, ja mu nie dam umrzeć, rozumiesz?-spojrzała mu prosto w oczy.-Cokolwiek by się nie stało, nie odłączymy go i koniec... Ja nie pozwolę mu odjeść tak po prostu.
-Lucy...-Will już nie miał ochoty się kłócić z dziewczyną.-No dobrze. Nie odłączymy go narazie. Posiedzę z nim, a ty idź coś zjedz, musisz myśleć o dziecku...-uśmiechnął się lekko.
-Na pewno? Jeśli masz dyżur to ja zostanę. Równie dobrze, mogę zjeść później.-odpowiedziała Lucy.
-Mogę zostać, to nie jest problem. Zostanę z nim, a ty jedź do domu się przespać i zjedz coś.-uśmiechnął się do dziewczyny, a ona niechętnie wyszła z sali.

***
Minął tydzień od operacji Jaya. Detektyw nadal przebywa na OIOM-ie pod respiratorem. Każdy już stracił nadzieję, że się obudzi. Nikt nie rozmawia z Lucy, gdyż ona jako jedyna tej nadziei nie traci. Codziennie godzinami siedzi przy Jayu. Czyta mu, opowiada swój dzień, a czasami nawet z nim leży. Dziewczyna nie potrafi pogodzić się z tym, że jej ukochany może nie przeżyć. Tak naprawdę to tylko ta maszyna trzyma go przy życiu, ale Lucy nawet nie chce o tym słuchać.
Siedziała właśnie przy ukochanym, gdy poczuła ukłucie w brzuchu. Coś jest nie tak i ona wie o tym. Spojrzała w dół. Nagle wokół niej zrobiła się wielka plama krwi. Puściła rękę detektywa i udała się do drzwi. Otworzyła je, a potem wyczołgała się na korytarz. Właśnie przez korytarz biegł dr. Halstead. Chciał porozmawiać z Lucy, aby odłączyć już detektywa. Wbiegł na korytarz, gdy zobaczył dziewczynę pod drzwiami sali jego brata. Podbiegł do niej.
-Lucy?! Co się stało?-ukląkł przy dziewczynie.
-Nie wiem! Boli!-Lucy trzymała się z brzuch.
-Który to tydzień?!-Will wziął ją na ręce i zaniósł na wolne łóżko.-Lucy, spójrz na mnie! Który to tydzień?!
-Dwudziesty pierwszy, to za wcześnie!-ratowniczka nie potrafiła się uspokoić.
-Spokojnie, oddychaj. Nic się nie stanie, tylko oddychaj.-lekarz próbował ją, jak i siebie, doprowadzić do spokoju.
-Jestem. Co się dzieje?-do sali wpadła dr. Manning.
-Nie wiem. Znalazłem ją na korytarzu.-odpowiedział dr. Halstead.
-Will, wyjdź. Zajmę się nią.-rozkazała Nat, a Will udał się do sali Jaya.-Lucy, kiedy ostatnio coś jadłaś lub spałaś?
-Nie pamiętam. Nie wiem, może wczoraj? Cały czas siedziałam przy Jayu!-odpowiedziała przerażona dziewczyna.
-Musisz się teraz uspokoić, rozumiesz? Zrób to dla dziecka i oddychaj.-Natalie spojrzała jej prosto w oczy, a dziewczyna powoli się uspokajała.

-Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?-zapytał aby się upewnić.
-Nie mamy innego wyjścia. Jestem pewny.-odpowiedział zdeterminowany.
-Może porozmawiasz z nią o tym? Jeśli się dowie od kogoś innego, źle się to dla niej skończy. Przemyśl to...-próbował przekonać przyjaciela.
-Jeśli tego nie zrobisz to ja się podejmę. Jestem pewny!-powiedział już zły.
-Podpisz to.-podał mu plik kartek.
-Gotowe.-oddał podpisane papiery, a po jego policzkach spływały łzy.
-Jesteś pewien?-upewnił się mężczyzna patrząc jak jego przyjaciel to przeżywa.
-Bardziej nie będę. Miejmy to już za sobą.-usiadł i patrzył martwo w jeden punkt.

***
Lucy leżała na łóżku. Jedyne co miała teraz w głowie to, czy jej dziecko ma się dobrze? Czy wszystko z nim w porządku? Z tyłu głowy ma myśl, co może się dziać z jej ukochanym.
-Cześć Lucy, jak się czujesz?-do sali dziewczyny weszła dr. Manning.
-Mogło być lepiej.-westchnęła.-Wiesz już może coś? To poważne?-zaniepokoiła się i podniosła do pozycji siedzącej.
-Spokojnie, wszystko jest w porządku. Nie jadłaś, nie piłaś i miałaś za mało snu, więc dziecko się troszkę zbuntowało.-zaśmiała się Nat.-Na szczęście to nic poważnego. Za kilka dni wyjdziesz do domu. Za chwilę przyniosę ci coś do jedzenia, a w tym czasie się prześpij. Mam jeszcze jedno pytanie, chcesz znać płeć dziecka?
-Tak!-odpowiedziała radośnie.
-To chłopiec. Bardzo zdrowy chłopiec.-uśmiechnęła się Natalie, a Lucy się wzruszyła.
-Nat? Mam jeszcze prośbę...-zaczęła niepewnie, a lekarka odwróciła na nią wzrok.-Sprawdzisz co z Jayem? Martwię się...
-Jasne. Sierżant Voight chce cię odwiedzić, wpuścić go?-zapytała, a dziewczyna przytaknęła.
-Lucy, miło cię widzieć.-uśmiechnął się Hank siadając na fotelu obok łóżka.
-Ciebie również miło widzieć sierżancie.-zaśmiała się dziewczyna.
-Jak się czujesz?-zapytał z troską.
-Lepiej, wszystko w porządku z nami.-odpowiedziała.
-Lucy, tak bardzo mi przykro... Nawet nie umiem sobie wyobrazić co teraz czujesz. Jay był naprawdę silny...
-Słucham?! Jak to był?!-zdenerwowała się dziewczyna.
-Will go odłączył jakieś pół godziny temu, może więcej. Byliśmy się pożegnać...-Hank wiedział, że powiedział za dużo.
-Co?! To niemożliwe!-Lucy ubrała na siebie sweter i pobiegła w kierunku sali detektywa.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz