„Źle mnie zrozumiałeś..."

235 11 2
                                    

Po kilku godzinach Lucy wreszcie się obudziła z narkozy. W pokoju szpitalnym zaczęły szaleć wszystkie monitory, co nie umknęło uwadze strażaków. Do jej sali wpadła dr. Bekker i zaczęła odłączać ją od respiratora. Temu wszystkiemu przyglądał się przerażony Matt, który był w sali cały czas odkąd tylko przywieźli dziewczynę na salę. Nie odstępował jej nawet na krok. Gdy lekarka pozbyła się już rurki z gardła pani strażak, zaczęła świecić jej latarką prosto w oczy.
-Lucy, jestem dr. Bekker, poznajesz mnie?-zapytała lekarka, a Lucy przytaknęła.-Wiesz gdzie jesteś?
-W szpitalu...-odpowiedziała kaszląc.
-A pamiętasz co się stało?-lekarka znów zadała pytanie.
-Był pożar, poszłam sprawdzić co z tym panem... On nie żył, potem gdy chciałam zawrócić...-pamięć wracała bardzo powoli.-Podłoga się pode mną załamała, a ja spadałam w dół.-dziewczyna wzdrygnęła się na samą myśl tego przeżycia.
-Już spokojnie. Wszystko jest dobrze, zostawię was samych.-uśmiechnęła się Ava i wyszła z sali, zostawiając Matta i Lucy.
-Lucy, jak się czujesz?-Casey usiadł powoli na skraju łóżka chwytając dziewczynę za rękę.
-Już dobrze. Widać, że się martwiłeś.-zaśmiała się lekko i dotknęła jego policzka, na którym było widać zaschnięte łzy.
-Nawet nie wiesz jak. Nie wiem co by było gdybym cię stracił.-uścisnął jej dłoń jeszcze mocniej.-Severide pytał się czy coś nas łączy. Odpowiedziałem, że nie i zakończył ten temat.-Matt trochę się przejął.
-Dobrze mu powiedziałeś i go nie okłamałeś.-Lucy bardzo szybko pożałowała tych słów.-Matt, ja...
-Wiem, już nic nas nie łączy. Nie rozmawiajmy już o tym.-uśmiechnął się i złożył na czole dziewczyny lekki pocałunek.-Inni też chcą cię zobaczyć. Będą wchodzić pojedynczo.-Casey był już przy drzwiach.
-Matt, przepraszam. Źle mnie zrozumiałeś...-Lucy próbowała się tłumaczyć.
-Nic nie mów tylko oszczędzaj siły. Rozumiem co jest między nami, ale pogadamy o tym jak już wydobrzejesz.-wyszedł z sali rozczarowany.

*Miesiąc później*
Lucy wróciła do remizy jak nowo narodzona. W końcu przy miesiącu zwolnienia można się nieźle rozleniwić. Matt codziennie odwiedzał dziewczynę, robił jej zakupy, pytał czy czegoś nie potrzebuje i opowiadał co się dzieje w remizie pod jej nieobecność. W pierwszym tygodniu Lucy bardzo się cieszyła, że ktoś się o nią martwi. Natomiast później było już coraz gorzej. Lucy zaczęła się denerwować, że Matt ją odwiedza. Nawet pewnego razu pogroziła mu policją, że jak jeszcze raz się zjawi, ona ich wezwie. Casey wziął sobie to do serca i już w ostatnim tygodniu zwolnienia do niej nie przychodził. Strażak żałowała, że tak to się skończyło, ale ona ma swoje życie i już nie są razem z Mattem.
Pierwsza zmiana po urlopie była ciężka. Znowu pokłóciła się z kapitanem. Wtedy też spisała papiery o odejściu z remizy. Szybko odgoniła te myśli i wsadziła kartkę głęboko do swojej szafki. Kolejne wezwanie napłynęło bardzo szybko:

„Wóz 81, karetka 61, 6011 Wellington Street. Rodzina uwięziona w domu przez ojca."

To wezwanie wszystkich wprawiło w osłupienie i jednocześnie w strach. Nie wiedzieli czego mogą spodziewać się na miejscu. Wskoczyli do wozów i pojechali w nietęgich humorach.
Gdy dojechali na miejsce, tak naprawdę nie byli już potrzebni. Policja, która była już na miejscu od kilku minut, poinformowała ich, że ojciec zabił żonę, dziecko, a na końcu popełnił samobójstwo. Lucy nie dawało to spokoju, więc postawiła wejść do domu, mimo zakazów funkcjonariuszy i kapitana.
-Halo, jest tu ktoś?!-krzyknęła na cały dom.-Jestem strażakiem, chcę tylko pomóc!-nagle pod zlewem w kuchni, odezwało się ciche łkanie dziecka.
Lucy podeszła bliżej. Otworzyła powoli drzwiczki i ujrzała dziewczynkę około cztery lata. Siedziała nieruchomo i płakała bardzo cichutko. Strażak wyciągnęła do niej rękę.
-Hej, jestem Lucy. A ty?-podchodziła coraz bliżej do dziecka.-Nie bój się. Chcę ci tylko pomóc, okej?
-A-Alice...-wyłkała dziewczynka i rzuciła jej się na szyję.-Boję się.
-Chodź Alice. Zabiorę cię stąd.-wzięła małą na ręce i wyszła z domu.-Brett, Foster! Mam dziewczynkę, zbadajcie ją. Jest w szoku.-Lucy podeszła do ratowniczek.
-Skąd wiedziałaś, że tam ktoś jest?-zapytała zdziwiona Emily.
-Miałam dziwne przeczucie. Nie wiedziałam, że kogoś tam zastanę.-odpowiedziała i chciała położyć dziewczynkę na nosze.-Hej, już nic ci nie grozi. Teraz zajmą się tobą najlepsze ratowniczki.-strażak uśmiechnęła się do dziecka.
-Ja chcę zostać z tobą.-wyłkała mała.
-Dobrze. Pojedziemy razem do szpitala. Nie bój się już.-wsiadła z nią do karetki.-Casey, jadę do szpitala z dziewczynką, którą znalazłam w domu. Przyjadę do remizy z dziewczynami.-przekazała do radia i ruszyły do Med.
W drodze Alice zasnęła. Gdy dotarły na miejsce nie było trudno się z nią rozstać. Lucy położyła ją na łóżko i powiedziała lekarce, by informowała ją o stanie zdrowia dziecka. Dr. Manning zgodziła się bez większych problemów.

***
Lucy właśnie szła brać prysznic. Wzięła ze swojej szafki płyn i ręcznik. Niestety przez jej nieuwagę z szafki wypadła jej kartka z rezygnacją z pracy w remizie. Dziewczyna nie zauważyła tego i ruszyła w stronę prysznica.
Obok jej szafki przechodziła właśnie Stella. Spojrzała pod nogi i zobaczyła różową kartkę złożoną na kilka razy. Bez większego namysłu podniosła ją i otworzyła. To co tam zobaczyła zamurowało ją. Nie wiedząc co zrobić postawiła pójść z tym do komendanta Bodena. Szła szybkim krokiem omijając wszystkich bez wyjaśnień. Gdy wreszcie dotarła do gabinetu, zapukała, zamknęła drzwi i rzuciła kartkę na jego biurko.
-Szefie, znalazłam to przy szafce Lucy.-Kidd starała się nie zdenerwować i mówić spokojnie.
-Co to...-szef nie dokończył, bo już wiedział co to jest.-Mówiła ci o tym?
-Nie, ale mam złe przeczucia, że to prawda. Ja nie chcę, żeby Lucy odeszła. Nikt tego nie chce!-krzyknęła nagle Kidd.
-Spokojnie, wyjaśnimy to. Wracaj do pracy, tylko nic nikomu nie mów, a szczególnie Anders.-powiedział spokojnie szef.-Załatwię to. Nie musisz nie martwić.
-Dziękuję szefie.-odpowiedziała już spokojniej Stella i wyszła z gabinetu.

Lucy nieświadoma niczego weszła na oddział pediatryczny. Zmierzała w kierunku jednej jedynej sali. Przy recepcji zastała dr. Manning. Szybko do niej podeszła.
-Dzień dobry pani doktor. Lucy Anders, strażak z remizy 51. Dzisiaj rano przywiozłam tu dziewczynkę, Alice. Jak ona się czuje?-niemal na jednym oddechu wykrztusiła to z siebie dziewczyna.
-Ah, Lucy.-lekarka wyciągnęła się z letargu.-Wszystko z nią dobrze. Parę siniaków i złamane żebro. Będzie tu jeszcze kilka dni, a później zajmie się nią opieka społeczna. Trafi do adopcji.-odpowiedziała Nat.-Jest w sali numer siedem.
-Dziękuję.-odpowiedziała krótko dziewczyna i ruszyła do wskazanej sali.-Cześć Alice. Patrz co mam dla ciebie.-weszła do pokoju i dała dziewczynce białego misia.
-Ale ładny. Nazwę go... Lucy!-zaśmiała się pacjentka.-Fajnie, że jesteś!-Alice przytuliła strażak.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz