„Ty nic nie rozumiesz!"

139 5 0
                                    

*Dwa miesiące później*
Leżeli wtuleni w siebie. Lucy czuła jak Jay bawi się jej długimi włosami. Minęły dwa miesiące od tego dramatycznego wydarzenia. Lucy chodzi na terapię, która bardzo jej pomaga na codzień. Jay mieszka u niej i się nią zajmuje. Gdy on chodzi do pracy, ona zostaje w domu i gotuje obiad. Dziewczyna narazie nie pracuje ze względu na terapię. Za kilka tygodni ma nadzieję, że to się zmieni. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Położyła brodę na jego mostku i wpatrywała się w tą piękną zieleń.
-Dzień dobry.-uśmiechnął się nadal bawiąc się jej włosami.
-Dzień dobry.-odpowiedziała z uśmiechem.
-Jak tam? Dobrze się dzisiaj czujesz?-zapytał Jay z troską.
-Najlepiej.-zaśmiała się.-A gdy jesteś ze mną to mogę latać pół metra nad ziemią.
-Tak myślałem. Co chcesz?-zmrużył oczy.
-Ja? Nic...-przerwała na chwilę.-No okej, może coś chcę.-spojrzała na detektywa prowokacyjnie.-Zostań dzisiaj ze mną w domu...-zrobiła oczy jak ze Shreka.
-Nie mogę. Voight mnie zabije jak nie przyjdę...-zaśmiał się.-A chyba chcesz, żebym został z tobą do końca życia.-dał jej buziaka.
-Chcę, ale Voight chyba przymknie oko na jeden dzień wolnego.-uśmiechnęła się, przejeżdżając paznokciem po jego mostku.
-Nie tym razem. Mamy morderstwo, które może nas doprowadzić do rozbicia gangu. Muszę iść do pracy.-pocałował Lucy w czoło i wstał z łóżka.-Ale gdy przyjdę mam nadzieję, że będzie na mnie czekał dobry obiad.
-Dzisiaj nie zasłużyłeś.-odpowiedziała obrażona i skrzyżowała ręce na piersi.
-Myślałem, że ja zawsze dostaję to o co tak ładnie proszę.-udawał smutnego.-Nie zrobisz dzisiaj obiadu?
-Nie. Dzisiaj jesz na mieście albo głodujesz.-zaśmiała się lekko.
-To co będziesz robić cały dzień gdy mnie nie będzie? Całe popołudnie będziesz się nudzić, aż w końcu coś ugotujesz.-uśmiechnął się zwycięsko.
-Jak ty mnie dobrze znasz... Okej, wygrałeś.-podniosła ręce w geście kapitulacji.-Makaron pasuje?
-Oczywiście.-uśmiechnął się.-Uważaj na siebie. Kocham cię.-dał jej buziaka w usta i wybiegł z mieszkania.
-To pa!-krzyknęła gdy już wybiegł i zebrała się z łóżka.
Wstała i zakręciło jej się w głowie. Opadła natychmiast na łóżko i wciągnęła powietrze do płuc. Odczekała chwilę. Znowu próbowała wstać. Tym razem jej się to udało. Nałożyła na siebie bluzę i weszła do kuchni, by zrobić sobie kawę. Gdy poczuła jak napój bogów już jest prawie gotowy zebrało jej się na wymioty. Pobiegła szybko do łazienki. Dlaczego? Dlaczego od zapachu kawy jest jej niedobrze? Zawsze pije kawę i ją lubi. Codziennie rano ją parzy i wszystko jest w najlepszym porządku, aż do teraz. Wytarła chusteczką buzię opierając się o prysznic. Nic z tego nie rozumie. Może to po prostu zatrucie albo reakcja, bo dawno nie piła tego napoju. Weszła do kuchni i zaczęła robić sobie śniadanie. Dzisiaj postawiła na kanapki. Gdy już były gotowe, usiadła na kanapie i włączyła telewizję.

***
Weszła niepewnie. Odrazu zobaczyła pełno lekarzy, którzy biegali od sali do sali. Weszła na oddział ratunkowy. Podeszła do stanowiska pielęgniarek i poczuła jak robi jej się słabo.
-Hej Lucy!-podeszła do dziewczyny Maggie.
-Cześć.-odpowiedziała cicho.
-Wracasz do nas?-zapytała przełożona pielęgniarek z uśmiechem.
-Jeszcze nie...-powiedziała już bardzo słaba Lucy.
-Wszystko w porządku?-Maggie spojrzała na nią z troską.
-Tak, tylko słabo mi...-Lucy upadła na podłogę i zamknęła oczy.
-Lucy! Potrzebuję pomocy!-pielęgniarka podbiegła do Anders i wezwała pomoc.

***
Po kilku godzinach dr. Manning wiedziała już co dolega Lucy. Teraz musiała jej to przekazać, co nie jest łatwą rzeczą. Dziewczyna leżała słaba na łóżku w sali. Jedyne o czym marzyła to wyjść już z tego szpitala. Nie chciała robić niepotrzebnie kłopotów, bo i tak na izbie był duży ruch. Próbowała wstać, gdy nagle do sali wpadł, jak burza, detektyw Jay Halstead. Tak pędził przez miasto, że o mało co, nie spowodował wypadku. Jay miał w głowie najczarniejsze myśli, które nie mogły się spełnić. Po prostu nie mogły. Wparował na oddział i każdy wiedział już o co chodzi. April wskazała tylko palcem salę, a on pędem pobiegł do swojej ukochanej.
-Lucy!-podbiegł i przytulił ją.-Co się stało?
-Nie wiem. Przyszłam, bo było mi słabo. Rozmawiałam chwilę z Maggie i zaczęłam mieć mroczki przed oczami, a później zemdlałam.-odpowiedziała patrząc na niego.
-Czemu nic nie powiedziałaś? Czemu nie zadzwoniłaś do mnie?-Jay się martwił.
-Nie chciałam ci przeszkadzać. Wiem ile teraz masz pracy i jakie masz ważne sprawy.-wytłumaczyła się spokojnie.
-Jeśli coś się dzieje to dzwoń. Musisz na mnie polegać i mi ufać. Jestem po to, abyś nie była sama i o wszystkim mi mówiła.-Jay się trochę zdenerwował.
-Przepraszam...-Lucy spuściła głowę.
-Najważniejsze, że nic ci nie jest. Nie przejmuj się już.-dał jej buziaka i w tym samym momencie do sali weszła Nat.
-Przepraszam, nie chcę przeszkadzać, ale mam już wyniki badań.-wskazała na teczkę, a zakochani spojrzeli na lekarkę.-Jay, mogłabym zostać sama z Lucy?
-Tak, jasne.-detektyw wstał z krzesła.
-Nie. Jeśli chcesz coś powiedzieć mów tu i teraz. Jay też ma to usłyszeć. I ma prawo wiedzieć co się ze mną dzieje.-Lucy pociągnęła Jaya, żeby znów usiadł.
-Dobrze. To tak, zrobiłam badania i już wiem wszystko. Omdlenia nie były przypadkowe. Nie wiem czy się ucieszysz, ale... Jesteś w ciąży.-powiedziała poważnie lekarka.-Gratulacje.-uśmiechnęła się, ale gdy spojrzała na Lucy uśmiech zszedł natychmiast.
-Lucy...-Jay złapał ją za ramię, a dziewczyna się rozpłakała.
-Zostawię was samych.-odpowiedziała Nat i wyszła z sali.
-To... niemożliwe...-łkała Lucy.-Jay, to jego dziecko...-spojrzała na ukochanego.
-Damy sobie radę. Nie ważne czy jego, czy moje, ważne, że jestem przy tobie. Pomogę ci ze wszystkim.-spojrzał na jej zapłakane oczy.-Lucy... Poradzimy sobie.-uśmiechnął się.
-Ty nic nie rozumiesz! Ja nie mogę mieć teraz dziecka! Ja... Ja go nie chcę! Jakby było twoje to co innego, ale ja nie chcę wychowywać dziecka przestępcy!-Lucy zaczęła krzyczeć.
-To co chcesz zrobić? Usunąć je?!-Jay nie zgadzał się na taki plan.
-Nie wiem, ale ja nie chcę mieć dziecka! Ja po prostu nie mogę!-dziewczyna nadal krzyczała.
-Nie zostawię cię samej. Wychowamy je jak nasze. Jestem przy tobie i nie zamierzam cię zostawić albo porzucić!-wytłumaczył łagodnie Halstead.
-Jay nic nie rozumiesz!
-To wytłumacz mi to! Czego znowu nie rozumiem?!-Jay już nie ukrywał złości.
-Chcę zostać sama...-powiedziała cicho dziewczyna.-Chcę być teraz sama!-warknęła na detektywa.
On nic nie odpowiadając wyszedł z jej sali. Nie chciał zostawiać jej samej, więc usiadł na krześle w poczekalni i myślał co będzie dalej. W tym samym momencie dziewczyna skuliła się na łóżku i zaczęła płakać.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz