„Powiedz, że nic was nie łączy!!"

253 15 0
                                    

Lucy całą kolejną zmianę myślała o tym, czy dobrze zrobiła zrywając z Mattem. Uraziła go i ona wie o tym, ale nie może z nim być. Tak po prostu będzie lepiej. W tym dniu zmiana była bardzo ciężka. W Chicago panuje burza, więc strażacy non stop jeżdżą do jakiś wypadków z udziałem połamanych drzew. Kapitan i Lucy nie dogadują się najlepiej, ale żadne nie daje po sobie tego poznać.
Lucy właśnie czytała kolejną książkę o medycynie. Lubiła tak czytać, to ją uspokajało i to nawet bardzo. Kapitan Casey ze swojego biura cały czas ją obserwował. Nie mógł spuścić z niej wzroku. Ona jest taka ładna... Nagle jego przemyślenia przerwał alarm, który rozległ się w całej remizie:

„Wóz 81, ekipa ratunkowa 3, wóz gaśniczy 51, karetka 61, 88 Patison Park. Pożar domu mieszkalnego, rodzina nadal jest w środku."

Wszyscy wskoczyli do wozów i pojechali na wezwanie.
Gdy dojechali ich zdziwienie było ogromne. W domu wszystko płonęło, a gdyby tego było mało, na auto obok zawaliło się drzewo, a w środku były dwie osoby. Nikt o tym nie wiedział. Myśleli, że to tylko niewinny pożar małego domku.
-Squad 3 wy zajmijcie się drzewem, wóz 81 wy do środka, a 51 przygotujcie wszystko co macie z wodą.-szef Boden wydał rozkazy.
-Kidd i Gallo wy idziecie na wschód, Mouch i Otis wy na zachód, Lucy i ja pójdziemy na piętro.-Casey wydał rozkaz, a potem wszyscy założyli maski.-I jeszcze jedno. Jak kogoś znajdziecie, to wyprowadzacie go i już nie wracacie. Jasne?-zapytał, a gdy wszyscy przytaknęli, weszli do środka.

Po kilku dobrych minutach w radiu odezwała się Stella:
-Kapitanie, wschodnia cześć domu czysta. Wychodzimy.
-Kapitanie, z zachodniej części wyprowadzamy tylko jednego. Reszty nie było.-powiedział Otis przez radio.
-My jeszcze szukamy, a wy wychodźcie. Poradzimy sobie.-odpowiedział i szukali dalej.
-Kapitanie! Tam!-krzyknęła Lucy.
-Nie ruszaj się. On pewnie nie żyje.-odpowiedział kapitan.
-Kapitanie, a jeśli żyje? Zostawimy go?-dziewczyna próbowała przekonać Matta.
-Lucy tam jest za duży ogień. On nie ma szans.-Casey nie dawał za wygraną.
-Matt proszę... Pół minuty...-Lucy już błagała, a nie prosiła.
-Pół minuty. Jeśli nie żyje, stawiasz kolację.-uśmiechnął się szarmancko.
Dziewczyna bez zastanowienia ruszyła w stronę poszkodowanego. Sprawdziła puls i... nic nie czuła. Zrezygnowana pokiwała przecząco głową do kapitana.
-I co? Miałem rację?-zapytał.-Wracaj. Trzeba załatwić kolację.
Lucy wstała i przeszła parę kroków. Nagle podłoga zatrzeszczała. Dziewczyna przystanęła, a zaraz potem podłoga się zawaliła. Lucy poleciała jak kamień w dół. Spadła na belki, a kolejne ją przygniotły. Nim Casey zdążył zareagować, ona była już na parterze.
-Szefie, mamy rannego strażaka. Powtarzam, mamy strażaka w potrzebie. To Lucy!-przerażony kapitan krzyknął do radia.-Potrzebuję pomocy. Liny i kilku strażaków, trzeba ją wydostać.

Po minucie, może dwóch przyszło do Matta wsparcie. Wsparcie składające się z trzech strażaków: Kelly, Cruz i Capp.
-Daj linę. Schodzę pierwszy.-zaczął rozmowę Casey.
-Jesteśmy oddziałem ratunkowym. Ja idę pierwszy.-powiedział Kelly przypinając do siebie linę.
-Severide! Idę pierwszy.-Matt spojrzał przyjacielowi prosto w oczy.-Muszę być tam pierwszy. To moja wina.
-Okej. Proszę.-Kelly podał Mattowi linę.

-Boże, Lucy...-Matt kucnął przy dziewczynie gdy był już na dole.
-Lucy!-to samo co przyjaciel zrobił Kelly.
-Na trzy podnosimy belkę.-rozkazał Matt.-Raz, dwa...
-Czekaj!-przerwał mu Severide.-Jeśli to zrobimy, wykrwawi się. Belka przecięła jej nogę.-zauważył.
-Szefie potrzebujemy opaski uciskowej, a najlepiej ratowniczki. Anders ma przeciętą nogę. Z czaszką też nie jest dobrze.-Casey powiedział do radia i wyciągnął zakrwawioną rękę spod głowy dziewczyny.
-Wysyłam do was Sylvie. Niesie wszystkie potrzebne rzeczy.-usłyszał głos Bodena przez radio.
-To ja powinienem być na jej miejscu. To wszystko moja wina...-Matt powoli się rozklejał.
-Casey to nie twoja wina. Lucy chodzi swoimi ścieżkami, nie dasz rady jej upilnować.-Kelly poklepał przyjaciela po ramieniu.
-Gdybyśmy się nie pokłócili... Cholera jasna, gdzie jest Brett?!-strażak zaczął się denerwować.
-Matt, czy między wami coś było?-Severide zaczął nabierać podejrzeń.-Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic was nie łączy!!
-Chłopaki przestańcie. Już jestem. Teraz najważniejsza jest Lucy.-Sylvie uspokoiła ich i podeszła do rannej strażak.
-Co z nią będzie?-zapytał Kelly.
-Trzeba zatamować krwawienie. Na trzy podnosicie belkę, a ja wyciągam Lucy.-powiedziała ratowniczka, gdy założyła już opaskę uciskową na nogę strażak.-Raz, dwa, trzy.-odparła, a strażacy podnieśli belkę.
Później Sylvie przyłożyła do głowy Lucy opatrunek. Strażacy wciągnęli ją, a potem wynieśli na zewnątrz wprost na nosze.
-Matt!-Kelly zatrzymał przyjaciela, gdy szli razem z dziewczyną.-Musimy pogadać.
-Nie mam czasu. O czym ty w ogóle chcesz gadać?!-Casey się uniósł.
-Kapitanie, ty pojedziesz z Anders do szpitala, a potem zdasz mi raport co tam się działo w środku.-szef podszedł do nich.
Wiedział, że właśnie uniknął awantury tych dwóch najlepszych strażaków.
-Jasne, szefie.-odpowiedział kapitan i wsiadł do karetki.
-Severide, nie życzę sobie kłótni w remizie ani nigdzie indziej. Tylko i wyłącznie gdy ja tego nie widzę ani nie słyszę.-spojrzał porucznikowi prosto w oczy.-A teraz pakujcie się, jedziemy do szpitala do Lucy.-zakończył temat i odszedł.

***
Matt siedział jak na szpilkach. Jego ukochana właśnie walczyła o życie. Gdyby coś jej się stało nigdy by sobie tego nie wybaczył, w końcu to on ją tam posłał. Siedział wpatrzony w jeden punkt. Obok niego kilku strażaków rozmawiało, kolejnych kilku tylko siedziało, a dziewczyny jak zwykle plotkowały. Tak naprawdę tylko on i Kelly Severide siedzieli w ciszy z nikim nie rozmawiając. Po tym jak się pokłócili, teraz siedzieli na dwóch różnych końcach poczekalni. Żaden z nich nie mógł sobie wybaczyć to co spotkało Lucy. Nagle z sali operacyjnej wyszła pielęgniarka. Biegła w kierunku Matta, a przynajmniej tak mu się wydawało.
-Co się dzieje?!-spojrzał na nią.
-Proszę usiąść. Nie mogę przekazywać narazie żadnych informacji.-pielęgniarka nie zatrzymała się.
Zrezygnowany Matt wrócił na swoje miejsce. Wiedział, że coś jest nie tak...

Minęły dwie godziny od rozpoczęcia operacji Lucy, a strażacy nadal nic nie wiedzieli. Jedynie mieli złe przeczucia. Ku zaskoczeniu wszystkich zza szklanych drzwi wyłoniło się łóżko z dziewczyną i kilku lekarzy, którzy ją operowali. Strażacy poderwali się i patrzyli na lekarzy.
-Z Lucy wszystko w porządku. Zaszyliśmy narządy, a dr. Abrams wykonał operację czaszki. Jak tylko się wybudzi będziemy wiedzieć więcej, a narazie nie martwcie się na zapas.-przekazała dr. Bekker i wszyscy odetchnęli z ulgą.
Po słowach lekarki Kelly odważył się podejść do przyjaciela. Usiadł obok niego i zaczął:
-Przepraszam. Wiem, że nic was nie łączy. Zachowuję się jak jej opiekun, ale dla mnie nadal jest moją małą kuzynką, którą trzeba pilnować. Nie zrozum mnie źle.
-Jasne. Uznajmy, że tej kłótni nie było.-Matt się uśmiechnął i przytulił przyjaciela.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz