„Nie mogę tu pracować."

206 9 0
                                    

Nazajutrz weszła do remizy. Dawno jej tutaj nie było, ale musiała przekazać wszystkie informacje. O śmierci Matta wiedział tylko szef Boden, nikt inny. Poprzedniej nocy nie spała w ogóle. Przed oczyma miała obraz jej i Matta, jak biorą ślub, zakładają rodzinę, a na końcu razem umierają. Ta wizja była jedyną dopuszczalną w jej życiu. Strażacy akurat nic nie robili. Wszyscy siedzieli w świetlicy. Komendant już przed jej przyjściem zwołał zabranie. Weszła niepewnie. Stanęła na środku. Teraz wszystkie oczy były zwrócone w jej kierunku. Każdy siedział jak na szpilkach i marzył o dobrych informacjach. Lucy przełknęła ślinę i zaczęła mówić:
-Wczoraj była akcja znalezienia Matta. Na szczęście wszyscy zostali aresztowani i nie wyjdą już nigdy z więzienia. Gdy go znalazłam nic mu nie było, ale wtedy podszedł porywacz i strzelił do kapitana. Kula przeszła tuż obok serca i została w środku. Próbowałam zatamować krwotok, ale Matt wiedział, że to już koniec... On... wykrwawił się.-Lucy płynęły łzy po policzkach.-Kazał przekazać, że wiele dla niego znaczycie i nigdy o was nie zapomni. I jeszcze miał wiadomość do Severida.-na te słowa Kelly spojrzał na dziewczynę.-Kazał mi zapalić z tobą cygaro i przekazać, że zawsze byłeś, jesteś i będziesz dla niego jak brat oraz bardzo cię kocha.-dziewczyna wcisnęła mu dwa cygara w ręce.
Nikt nie dowierzał słowom Lucy. W pokoju była cisza. Każdy patrzył po sobie i nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Wszyscy już teraz płakali. Nawet Kelly, który był twardy do czasu, gdy Lucy do niego nie podeszła.
-Mam jeszcze jedną wiadomość. Szef już o tym wie i wszystko mi podpisał, więc nie ma odwrotu.-wzięła głęboki wdech.-Odchodzę z remizy 51. Jesteście naprawdę wspaniałymi ludźmi, ale... Nie mogę tu pracować. Miło mi było was poznać i zawsze będziecie dla mnie rodziną.-uśmiechnęła się przez łzy, a wszyscy do niej podeszli i ją przytulili.
-Zabiłaś go! To wszystko przez ciebie! Zabiłaś Matta!-Gabby nie mogła się opanować.
-On nie miał już szans...
-To twoja wina! Wynoś się i nigdy więcej nie wracaj! Słyszysz?!-Dawson krzyczała coraz bardziej, a Lucy opuściła remizę.
Czuła, że ich zawiodła. Znów zawiodła swoich najbliższych. Zrobiłaby wszystko, żeby cofnąć czas, żeby Matt był przy nich, przy niej. Żeby mogła tu pracować bez wyrzutów sumienia. Tak, dręczyło ją sumienie. Dlaczego nie znalazła go wcześniej? Dlaczego wcześniej się nie domyśliła, że za tym wszystkim stoi Eric? Dlaczego nie zrobiła więcej?! Zawsze można zrobić więcej.

  *Pół roku później*
Sześć miesięcy zleciało jak kilka dni. Lucy właśnie leżała na kanapie i wspominała co jej się przytrafiło takiego dobrego. Dziewczyna coraz bardziej przyzwyczajała się do śmierci ukochanego. Brakowało jej Matta, ale on sam powiedział, żeby znalazła kogoś kogo pokocha. Ani razu nie zwątpiła w to, że Casey naprawdę ją kochał. Planowała ułożyć sobie z kimś przyszłość, ale jeszcze takiego kogoś nie spotkała. Przez pierwsze dwa miesiące było ciężko. Dziewczyna popadła w depresję, z której ciężko było się wydostać. Na szczęście z pomocą przyszedł Jay i jego rudy cień, czyli brat Will. Od sześciu miesięcy cały czas odwiedzają Lucy. Will rano, Jay wieczorem lub na zmianę. Martwią się o nią i traktują ją jak rodzinę. Dziewczyna ma za sobą ciężkie pół roku, ale jest już coraz lepiej. Znalazła nową pracę, która w ogóle nie przypomina jej o tragedii. Pracuje w Med. Ma dni wolne, jak tylko tego potrzebuje. Można powiedzieć, że Lucy zaczęła nowy rozdział w życiu.
W tym momencie jej przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi.
-Will, cześć!-przytuliła towarzysza i zaprosiła go gestem do środka mieszkania.-Napijesz się czegoś?
-U ciebie najlepsza jest kawa, więc poproszę.-uśmiechnął się i usiadł w kuchni na krześle barowym.-Jak tam u ciebie? I jak w pracy? Masz już kogoś?
-Will, byłeś tu wczoraj wieczorem z tymi samymi pytaniami. Naprawdę nie masz co robić? Interesuje cię moje życie?-zapytała z niedowierzaniem.
-Martwię się, taki syndrom lekarza. A poza tym jadę do pracy, więc pomyślałem, że wstąpię.-uśmiechnął się.-No opowiadaj, bo jestem ciekaw.
-Szpital jest w przeciwną stronę, ale jak już chcesz posłuchać to proszę. Mam się dobrze, jak widać. Jestem szczęśliwa, daję radę.-zaśmiała się Lucy.-A praca jak to praca. Dobrze mi idzie na ratunkowym. I nie, nie mam nikogo. Will, jesteś jak taka matka nastolatki.-wypomniała mu.
-Bardzo się cieszę, że już jest w porządku.-Will upił łyk kawy.-Nasza zmarła kilka lat temu, więc ktoś musiał ją zastąpić.-zaśmiał się.
-A jak Jay? Nie było go przez ostanie kilka dni u mnie. Zaczynam się martwić.-dziewczyna zmieniła temat.
Will wyraźnie zmieszał się tym pytaniem. Z jego twarzy natychmiast zniknął uśmiech. Spuścił głowę i spojrzał na swój kubek z kawą. Nie chciał o tym rozmawiać. Wiedział, że z bratem jest coś nie tak, ale nie spodziewał się tego, co miało się stać za kilka godzin.
-Will! Co się dzieje z Jayem?!-Lucy nie wytrzymała, musiała krzyknąć.
-Ma problemy z Erin. Kłócą się dosłownie o wszystko. Boję się, że Jay po rozstaniu z nią totalnie się załamie.-odpowiedział cicho rudowłosy lekarz.
-Przekaż mu, że jak coś to może przyjść i się wygadać. On był gdy byłam w dołku, to teraz ja pomogę jemu.-uśmiechnęła się.
W tym momencie Halstead został wyrwany z zamyślenia przez wiadomość, którą dostał.
-Muszę lecieć do szpitala, Maggie się niecierpliwi.-zaśmiał się lekarz.-Jak coś to dzwoń, przyjadę.-stanął w drzwiach.
-Wiem Will, dziękuję.-przytuliła go na pożegnanie, a później zamknęła za nim drzwi.

***
Leżała na kanapie i myślała o jej więzi z Jayem. Jasne, że coś czuła do niego. Coś więcej niż tylko więź koleżeńską, ale on miał Erin. A poza tym, Lucy już miała swoją szansę i jej nie wykorzystała. Zamiast to wyjechała do Polski bez żadnego pożegnania. Czemu tak zrobiła? Czemu pozwoliła mu odejść? Dlaczego to on pozwolił jej odejść? Mogła chociaż do niego zadzwonić, napisać. Cokolwiek. Ale nie zrobiła tego. Dlaczego? Bała się? Tak, bała się odrzucenia. Że on ją znienawidzi za to co mu zrobiła. Nagle z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Pomyślała, że to Will przyjechał ją sprawdzić. Gdy otworzyła drzwi zamurowało ją. Po pierwsze, że nie spodziewała się po drugiej stronie tej osoby, a po drugie to w jakim stanie ją zobaczyła, było straszne.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz