„Mam ci udowodnić?!"

169 9 1
                                    

-Pozdrowienia od Bembeneka.-powiedział kończąc rozmowę przez telefon.
Lucy usłyszała jego nazwisko. Niestety nadal nie wiedziała kim on jest. Nie znała nigdy wcześniej takiego nazwiska. Gdy miała zasłonięte oczy jej słuch się wyostrzył. Nawet bardzo. On był daleko od niej, a Lucy słyszała jakby był zaraz obok. W tym momencie kobieta marzyła tylko o jednym. Żeby wreszcie ją ktoś znalazł. Żeby była już po prostu bezpieczna. Teraz znowu słyszała te kroki, które były coraz bliżej niej. Czuła do niego obrzydzenie. Jak on tak może?
-Lucy... Ładna jesteś. Jak u ciebie?-podszedł do niej, ściągnął przepaskę z oczu i knebel z ust.
-Skąd znasz moje imię?!-warknęła na niego.
-Trudno nie znać. Znam cię na wylot, tak jak i twojego kochasia.-zaśmiał się pogardliwie.
-Zostaw mnie w spokoju.-Lucy była wściekła.
-Okej, ale coś za coś. Możemy zrobić wymianę...-zawahał się.-Zadzwonisz do detektywa i powiesz mu, żeby przyszedł na przystanek. Będziesz tam czekać. Dam wam minutę na pożegnanie się, a potem będzie mój.-odpowiedział.-Wtedy ty będziesz wolna.
-Nie! Nigdy tego nie zrobię!-krzyknęła.
-To nie będziesz wolna.-wzruszył ramionami.
-Wypuść mnie! Ja nic ci nie zrobiłam!-uderzyła go w nogę swoimi.
-Niegrzeczna jesteś. Takie lubię najbardziej.-zbliżał się coraz bardziej.-Teraz już nie ma odwrotu.-zaczął się do niej zbliżać...


Jay siedział jak na szpilkach. Nadal nic nie mieli. Nadal tkwili w martwym punkcie. Co będzie jeśli ona umrze? Jeśli nie dotrą na czas? Pomyślał, że musi być silny dla niej, więc wziął się w garść i obejrzał znowu to samo nagranie z kamer. Przyjrzał się uważnie i coś go tknęło. Powiększył posturę porywacza i wtedy sobie przypomniał... Nic się nie zmienił. Jest taki sam jak te kilka lat temu. Tylko dlaczego on ją porwał? Przecież Bembenek siedzi w więzieniu. Wstał szybko z krzesła i wparował z impetem do biura Voighta. Był wściekły. Jak to możliwe, że Bembenek jest na wolności?!
-Jay, co się stało?-Hank był zdziwiony zachowaniem podwładnego.
-Gdzie jest Bembenek?! Dlaczego nie siedzi w pierdlu?!-Jay się już nie kontrolował.
-Słucham?-Voight nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał.-Przecież siedzi od kilku lat!
-Proszę.-detektyw pokazał sierżantowi nagranie z kamer na tablecie.-Widzisz? Ta sama postura. Nic się nie zmienił.-wskazał na porywacza.
-Jay, to niemożliwe. On siedzi! Nie mamy dowodów, że on za tym stoi.-Hank nie chciał wierzyć w to wszystko.
-Mam ci udowodnić?! Proszę!-wybiegł z gabinetu i ruszył do swojego komputera.
Każdy słyszał ich rozmowę, bo Jay nie zamknął drzwi. Nawet gdyby to zrobił i tak wszystko wyszłoby na jaw. Tak krzyczeli, że nie sposób było ich nie usłyszeć. Nikt nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Znali Bembeneka bardzo dobrze i wiedzieli do czego jest zdolny. Teraz na każdym komputerze wyświetlało się nagranie właśnie z tej kamery. Tylko Upton nie wiedziała co robić. Nie wiedziała kim jest Bembenek. Nie znała w ogóle takiego nazwiska, więc ona zajęła się teraz Alice, gdyż Kim, jak wszyscy, przeglądała nagranie.
-Jay, naprawdę myślisz, że to on?-do detektywa podeszła Burgess.
-Jak nie on to kto? Jej wróg został zabity prawie rok temu, nikt nie chciałby się na niej zemścić.-wytłumaczył Halstead.
-Jay! Musisz to zobaczyć!-zza biurka krzyknął Adam, a wszyscy do niego podbiegli.-Jak wiemy, każdy z was przeglądał to nagranie przynajmniej pięć razy. Każdy też dobrze znał Bembeneka.-rozejrzał się po wszystkich twarzach.
-Adam! Do sedna!-upomniał go sierżant stojący w progu swojego biura.
-Patrzcie na to.-wskazał na monitor.-Bembenek naprawdę uciekł z więzienia. Nikt tego nie wyłapał z ochrony, bo wyszedł tylnym wyjściem.-wytłumaczył.
-Tutaj widać jego posturę.-pałeczkę przejął Kevin.-Jest taka sama jak na porwaniu. To na sto procent on!-ucieszył się.
-Co teraz zrobimy?-Jay spojrzał na sierżanta.
-Musimy go znaleść. Uruchomcie wszystko co możliwe. Informatorów, świadków i nagrania z kamer tam gdzie przebywał. Musimy go dopaść!-rozkazał Voight i każdy rozszedł się w swoją stronę, a Alice poszła pod opiekę Trudy.


Siedziała na podłodze ze spodniami spuszczonymi do kolan. Płakała, wręcz wyła z przerażenia. Nie wiedziała, że on może się posunąć do czegoś takiego. Nigdy nie czuła takiego bólu, takiego strachu. Czuła wszystko, ale nigdy nie przeżyła czegoś takiego. Musiała się jakoś uwolnić. Musiała się stąd wydostać jak najszybciej. Teraz ręce miała związane z przodu, więc łatwo było się wydostać. Próbowała urwać te trytytki, chociaż bardzo ciężko jej to szło. Nie poddawała się. Cały czas próbowała się wydostać z tego cholernego budynku. Nagle usłyszała czyjeś głosy. Znowu miała przepaskę na oczach, więc słuch się wyostrzył. Znieruchomiała. Bała się coraz bardziej. Jeśli on jej to zrobił to co zrobią inni?
-Co robimy z nią?-zapytał jeden.
-Narazie się zabawmy. Detektyw już jej szuka, długo to nie potrwa.-zaśmiał się szyderczo przywódca Bembenek.-Będę go miał na widelcu.
-To on ma ciebie na widelcu!-wyrwało się Lucy.
-Ale ty jesteś naiwna.-podszedł do niej i uderzył ją w potylicę, a ona straciła przytomność.


***
-Jay idź już do domu.-do biurka detektywa podszedł sierżant.-Jest już późno.
-Jeszcze chwila. Muszę jeszcze przejrzeć jedno nagranie.-wskazał na monitor.
-Nie jesteś już teraz sam, a z Alice. Ona jest naprawdę zmęczona.-wskazał na socjalny.
-Jasne. Odwiozę ją do Stelli i przyjadę.-uprzedził go Jay.
-Nie zatrzymam cię, więc zgoda. Tylko masz przyjść jutro wyspany i przebrany w świeże ciuchy, jasne?-Voight spojrzał na niego wymownie.
-Tak jest.-zaśmiał się i poszedł po dziewczynkę.



Obudziła się słaba. Cały czas siedziała w tej samej pozycji. Teraz nie było nikogo razem z nią. Była sama i to ją podnosiło w duchu. Była sama, więc mogła się jakoś uwolnić. Znowu próbowała rozszarpać trytytki na jej nadgarstkach. Dopiero za trzecim razem puściły. Zdjęła przepaskę z oczu, knebel z ust i zaczęła rozwiązywać sznur na nogach. Nałożyła spodnie na swoje miejsce i próbowała wstać z podłogi. Bolał ją każdy mięsień, ale musiała być silna. Wstała i ruszyła do drzwi. Szła szybkim krokiem, aby jak najszybciej wydostać się z tego koszmaru. Wyszła na świeże powietrze i zrozumiała, że jest środek nocy. Godzina około 1:00 w nocy. Zimno jest na dworze. Ona ubrana w krótki rękaw i cienkie spodnie, a pogoda nie dopisuje w Chicago, tym bardziej nocą. Ruszyła przed siebie. Próbowała znaleść jakiś sklep albo chociaż zorientować się gdzie jest.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz