„Naprawdę musimy porozmawiać."

180 6 0
                                    

Lucy siedziała w mieszkaniu i myślała co właśnie zrobiła. Jak mogła się tak zachować?! Jay już nie jest jej chłopakiem i raczej nigdy nim nie będzie... Dopiero co go odzyskała, a teraz zrobiła takie głupstwo jakim było pocałowanie go. Halstead traktuje ją jak przyjaciółkę, a ona to zepsuła. Zepsuła wszystko. Jak ona mu teraz spojrzy w oczy? Lucy nie mogła spać tej nocy. Dręczyły ją wyrzuty sumienia. Co ona mu powie? Jak będą ze sobą rozmawiać?
Około pierwszej w nocy wreszcie się uśpiła na kanapie. To był bardzo długi i koszmarny dzień.

***
Obudziła się wreszcie. To była bardzo ciężka i długa noc dla niej. Usłyszała swój telefon. Spojrzała na ekran i odrazu się rozbudziła. Była godzina 8:30. A to znaczyło, że od pół godziny musiała być już na dyżurze. Mało tego, miała 5 nieodebranych połączeń od Jaya i 6 od Willa. Chłopcy martwili się o nią jak nigdy. Will traktował ją jak młodszą siostrę. Co ona znowu narobiła? Niedość, że zmagała się z pocałunkiem kogoś z kim nie jest, to teraz jeszcze spóźnienie. Jeśli jeszcze raz coś takiego zrobi, to nie ma tam czego szukać. Goodwin napewno wywali ją za drzwi i nigdy już nie będzie tam pracować. A Lucy naprawdę lubi tą pracę. W końcu to jej pasja.
Zerwała się szybko z kanapy i pobiegła do łazienki. Umyła zęby, zmieniła ubranie i wysłała krótkiego SMS-a do Willa: „Będę za 5 minut w szpitalu." Wypiła łyk kawy z wczoraj, ubrała na siebie kurtkę w pośpiechu i wybiegła pędem z mieszkania.

Lucy właśnie zmierzała do pracy. Czemu znowu zaspała? Już nie raz się to zdarzało, ale teraz? Gdy już wszystko jest dobrze, gdy już wszystko ma poukładane... A chwila jednak nie wszystko. Jay i Lucy. Oto jest pytanie.
Weszła szybko do pokoju lekarskiego. Ubrała na siebie biały fartuch i już miała wychodzić, gdy w drzwiach pojawił się Will.
-Nic ci nie jest? Nie odbierałaś, martwiłem się.-zapytał podchodząc do niej.
-Przepraszam, zaspałam. Miałam ciężki dzień wczoraj. Musiałam pozbierać myśli, przespać się z tym wszystkim. Mam dużo na głowie, przepraszam...-wytłumaczyła bardzo chaotycznie.
-Najważniejsze, że nic ci się nie stało. A teraz chodź, mamy pacjentów.-otworzył drzwi i wyszli z pomieszczenia.

-Co mamy?-zapytała wchodząc na salę.
-Rana postrzałowa. Tylko draśnięcie, ale szwy będą jednak potrzebne.-odpowiedziała pielęgniarka.
-Adam? Co znowu nawywijałeś?-zaśmiała się Lucy widząc Ruzeka.
-Byłem już tak blisko, gdy nagle strzelił. Nie zdążyłem odskoczyć i mnie drasnęło. Ale mam się dobrze.-odpowiedział pełen energii.
-Kilka szwów i będziesz jak nowy. Posiedzisz na obserwacji godzinę, a potem wypuszczę cię do domu.-uśmiechnęła się zakładając rękawiczki.
-Czyli mogę wrócić do pracy? Sama powiedziałaś, że mnie wypuścisz.-zaśmiał się detektyw.
-Adam, nie przeginaj. Powiedziałam do domu, a nie do pracy. Noga będzie obolała, nie będziesz mógł biegać.-Lucy zabrała się za szycie rany na udzie.
-Ile?-zapytał krótko, a lekarz wiedziała o co zapytał mężczyzna.
-Przynajmniej kilka dni.-spojrzała na niego wymownie.-Ciesz się, bo dam ci szwy, które się wchłaniają, więc nie będziesz musiał przyjść na zdjęcie ich.
-Jesteś aniołem!-uśmiechnął się w podziękowaniu.

Właśnie skończyła zakładać ostatni szew. Lucy bardzo dobrze dogadywała się z detektywem. Tak naprawdę dziewczyna dogadywała się z całym posterunkiem bardzo dobrze. Byli dla niej jak druga rodzina. Nawet nie wie kiedy złapała z nimi aż tak dobry kontakt.
Drzwi od sali otworzyły się. Już miała nakrzyczeć na osoby, które weszły, ale gdy zobaczyła kto to, odpuściła sobie. Do sali weszli sierżant Voight i Jay. Oczywiście, że nie chciała rozmawiać z Halsteadem, ale nie mogła go wyprosić.
-Jak on się czuje?-podszedł do lekarki Hank.
-Kilka szwów i po sprawie, ale musi iść do domu. Noga będzie obolała, więc nie będzie mógł pracować przez parę dni.-wytłumaczyła Lucy.
-Mamy ciężką sprawę. A za biurkiem?-zapytał grzecznie sierżant.
-Muszę mieć pewność, że nie będzie nigdzie chodził. Tylko praca za biurkiem.-spojrzała wymownie na panów w sali.
-Tylko biurko.-zaśmiał się Adam.
-Na to mogę się zgodzić. Miejcie na niego oko.-dodała do Voighta.-Możecie zostać, za godzinę przyjdę z wypisem.-uśmiechnęła się i wyszła z sali.
-Czekaj!-przed salą złapał ją Jay.-Możemy porozmawiać?
-Nie mogę teraz. Mam tylu pacjentów...-Lucy próbowała się tłumaczyć.
-Lucy, naprawdę musimy porozmawiać.-detektyw nalegał.
-Pacjenci!-na całym oddziale rozległ się głos przełożonej pielęgniarek Maggie.
-Porozmawiamy potem. Muszę iść do pacjentów, przepraszam.-odpowiedziała szybko i poszła do kolejnych sal.
Jaka była szczęśliwa, gdy usłyszała głos Maggie. To było jak zbawienie. Największe zbawienie na świecie. Nie musiała tłumaczyć się, że unika Jaya. Tak, Lucy unikała detektywa tak bardzo jak tylko było to możliwe. Nie chciała mieć z nim narazie żadnego kontaktu. Tak po prostu było lepiej.

Dyżur mijał bardzo szybko. Pacjenci przewijali się przez całą izbę przyjęć. Mimo to, była chwila na przerwę. Usiadła na kanapie w pokoju lekarzy i ciężko westchnęła. Minęło kilka godzin od rozpoczęcia zmiany, a Lucy już była padnięta. Gdy tylko miała wolną chwilę myślała właśnie o nim. Dlaczego z nim nie rozmawia? Czemu go unika? Czemu tak bardzo boi się mu spojrzeć w oczy? Myślała, ale teraz przerwały jej to drzwi pokoju. W nich pojawił się rudowłosy lekarz. Nalał dwa kubki kawy, podał jej jeden i usiadł obok niej na kanapie.
-Ciężki dzień czy dyżur?-zapytał zaczynając rozmowę.
-I jedno, i drugie.-odpowiedziała krótko upijając łyk kawy.-Czemu to życie musi być takie ciężkie?
-Życie nie może być łatwe. Po to jest, byś miała jakieś przeszkody. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo i przyjemnie.-wytłumaczył lekarz.-A co z Jayem?
-To znaczy?-zapytała zdezorientowana.
-Unikacie się. A raczej ty go unikasz. Wczoraj wrócił do domu przybity, nie, to złe określenie. Zamyślony. Tak. Tylko, że nic mi nie powiedział. Może ty mi powiesz?-zapytał niepewnie Will.
-Raczej powinniście pogadać o tym jak brat z bratem. Jeśli Jay nie chce mówić to nawet lepiej.-Lucy wzruszyła ramionami, nie miała zamiaru opowiadać o poprzednim wieczorze.
-Lucy, ty mi nie powiesz? Znamy się już dosyć długo i dosyć dobrze, żebyś...-nie dokończył, dziewczyna odrazu mu przerwała.
-Will, dosyć! Nie powiem ci o niczym. Po pierwsze to nie twoja sprawa, a po drugie nie wtrącaj się w życie brata. Jak będzie chciał to sam ci powie.-uciszyła go dobitnie.-Koniec tego tematu.-zakończyła i wyszła z pomieszczenia.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz