„Kim jest ta szczęściara?"

168 9 0
                                    

Gdy wreszcie po godzinie postanowili wyjść z łazienki, Lucy zaczęła robić śniadanie dla nich obojga. Zrobiła jajecznicę, ale dla Jaya dodatkowo spakowała kanapki do pracy. W końcu siedzenie i wypatrywanie złoczyńców bez picia ani jedzenia jest trochę męczące. Zjedli śniadanie w ciszy. Ale to nie była niezręczna cisza. Wręcz przeciwnie. Siedzieli naprzeciwko siebie i raz po raz patrzyli sobie w oczy. Śmiali się i rozmawiali bez używania słów. Był to idealny poranek dla obojga. Ani Lucy, ani Jay nie mogli wyobrazić sobie lepszego rozpoczęcia dnia.
Po skończonym posiłku zaczęli się szykować, każdy do swojej pracy. Lucy odrazu ubrała się w swój uniform i spięła włosy w wysokiego kucyka. Jay ubrał na siebie to co wczoraj, ale gdy odwiezie kobietę do pracy, wstąpi do siebie do mieszkania i zmieni ubranie.

Podjechali właśnie pod szpital. Całą drogę rozmawiali o pracy, ich „związku" i wielu innych rzeczach. Jak narazie oboje nie chcieli się ujawniać. Było im dobrze razem, ale to mogło się źle skończyć. Zaproponowała to Lucy, a Jay to podchwycił. Nie chciała czekać za długo na ujawnienie się, ale teraz jej to nie przeszkadzało.
-Dasz mi kiedyś poprowadzić to cacko?-zapytała Lucy uśmiechnięta.
-Raczej nie. Nikt nie będzie jeździł moim samochodem.-odpowiedział zerkając na nią kątem oka.
-Ej!-uderzyła go w ramię.-Przemyśl to dobrze, zanim odpowiesz drugi raz.-pogroziła mu palcem.
-A ja radzę nie pytać drugi raz.-wzruszył ramionami.-Idź, bo się spóźnisz.-zaśmiał się.
-Wyganiasz mnie?-oburzyła się kobieta.
-Jeśli chcesz się spóźnić możesz zostać.-odpowiedział podejrzanie i położył swoją rękę na jej udo.
-Dobra, koniec Jay.-zepchnęła jego rękę.-Zrobię obiad, jak wrócę do domu. Przyjedziesz?
-Obiadu nie odmówię. Zadzwonię jak będę jechał z pracy.-uśmiechnął się.
-Czekam na ciebie. Uważaj na siebie.-pocałowała go w usta.
-Jasne. Się wie.-odpowiedział, a ona wyszła z auta i zmierzała do szpitala.

-Co taki dobry humor dzisiaj?-szepnął za nią Will, a ona podskoczyła z przerażenia.
-Will!-szturchnęła go w ramię.-Nie strasz mnie tak! Chcesz, żebym zawału dostała?!
-Uratowałbym cię.-zaśmiał się.
-Wolałabym Connora. Sorry.-wzruszyła ramionami śmiejąc się.
-To co? Dzisiaj taka ładna pogoda czy jakiś chłopak tak na ciebie zadziałał?-Will nadal drążył temat dobrego humoru.
-Raczej to pierwsze.-odpowiedziała bez namysłu Lucy.-Świeci słońce, to czemu się nie cieszyć?
-Jay nie wrócił wczoraj do mieszkania. Wiesz może coś?- młodszy Halstead nie dawał za wygraną.
-Był u mnie. Trochę wypiliśmy, więc jak zwykle poszedł spać do sypialni, a ja spałam na kanapie.-westchnęła.-Moje plecy dają już o sobie znać.
-Mógł zadzwonić. Myśli, że jak jest starszy to wszystko mu wolno! On się jeszcze doigra!-Will chwycił wymówkę.-Ale wiesz, jeśli coś was ten teges, nie krępuj się.-powiedział otwarcie.
-Jasne. Zapamiętam.-uśmiechnęła się lekarka i szybko wyszła z pokoju lekarskiego.


Jay właśnie wchodził na posterunek 21. Był zadowolony, co można było stwierdzić po tym jak chodził, mówił czy nawet patrzył. Jakby unosił się kilka metrów nad ziemią. W jednej ręce miał torbę z kanapkami, które zrobiła mu Lucy, natomiast w drugiej trzymał telefon. Jak to Jay, zachowując się jak nastolatek, wysłał do Lucy krótkiego SMS-a o treści: „Myślę o tobie. Już nie mogę się doczekać, kiedy będziemy tylko we dwoje w domu... Kocham cię:)" Mimowolnie uśmiechnął się do ekranu swojego smartfona, co oczywiście na umknęło uwadze pani sierżant Trudy Platt.
-Hej, detektywie!-zawołała za nim, na co on podszedł do jej biurka.
-Jak tam u pani, pani sierżant?-zapytał zadowolony.
-U mnie? Dobrze, dziękuję.-zdziwiła się.-U ciebie nie pytam, bo nie chcę mi się słuchać o tej twojej kolejnej dziewczynie.-dodała w swoim stylu, a Jayowi uśmiech zniknął.
-Słucham? Po czym pani takie wnioski wyciąga?-próbował być naturalny i grzeczny.
-Znam cię jak mało kto. Myślisz, że nie wiem? Że tego nie widać? Jak się kleisz do tego telefonu i robisz maślane oczka spoglądając na niego.-wytłumaczyła.-A poza tym. Jesteś już spóźniony pięć minut.-wskazała na zegarek.
On nic się nie odzywając wszedł po schodach, otworzył kratę i poszedł do wydziału. Teraz wszystkie oczy były zwrócone na Jaya. Mimo rozmowy, którą odbył kilka sekund temu, nadal był w świetnym humorze. Szedł przed siebie nią patrząc na nikogo. Doszedł do swojego biurka, powiesił kurtkę na oparciu krzesła, kanapki wsunął do największej szuflady i zajął się pracą na komputerze. Nikt nie spuszczał z niego wzroku. Ostatni raz widzieli go takiego... Nie, nigdy go takiego nie widzieli. To nie był ich detektyw Halstead. W końcu po chwili ciszy odezwał się Ruzek:
-Widzę, że humor dopisuje!-dociął koledze.
-Jak nigdy. Taka ładna pogoda, to trzeba się cieszyć.-uśmiechnął się, a Adama zatkało.
-Kim jest ta szczęściara?-pałeczkę przejęła Upton.
-To znaczy? Słońce, chmury i niebo. Jeśli o to ci chodziło.-odpowiedział bez namysłu, a Hailey się poddała.
-Koniec zabawy dzieciaki, sprawa czeka. Jedziemy na miejsce zbrodni. Mamy morderstwo.-z gabinetu wyszedł Voight i natychmiast wszyscy ruszyli w stronę schodów.

***
Lucy zerknęła na swój zegarek. Godzina 14:00, koniec dyżuru nareszcie. Weszła do pokoju lekarskiego i zaczęła brać swoje rzeczy. Odwiesiła swój biały kitel na wieszak i przeszukała kieszenie. Miała nadzieję znaleść tam klucze do mieszkania i telefon, ale niestety ich tam nie było. Przeszukała jeszcze kieszenie ubrania i torebkę. Nigdzie nie było dwóch najważniejszych rzeczy dla niej. I wtedy sobie przypomniała, że zostawiła je w samochodzie Jaya. Postanowiła, że pojedzie na komisariat, poprosi go o kluczyki i zabierze co jej. W końcu bez kluczy do domu nie wejdzie. Tak, to jest plan idealny.

Podjechała pod komisariat autobusem. Nienawidzi autobusów, ale żeby odzyskać telefon, Lucy zrobi wszystko. Weszła na posterunek i zastała sierżant Platt za biurkiem, z uśmiechem na twarzy. Podeszła do niej i również się uśmiechnęła.
-Dzień dobry pani sierżant.-uśmiechnęła się serdecznie do kobiety.
-Lucy, witaj. Co cię tu sprowadza? Dawno tu nie byłaś.-zaczęła temat.
-Potrzebuję dostać się na górę. Zostawiłam telefon w aucie Jaya, a ja bez telefonu nie żyję.-zaśmiała się, żeby to zabrzmiało naturalnie.
-To dlatego detektyw taki zadowolony.-wywnioskowała sierżant, a dziewczyna udała, że tego nie słyszy.-Już cię wpuszczam.
-Dzięki Trudy.-Lucy podeszła do kraty, a potem weszła do wydziału.
Teraz wszystkie oczy były zwrócone na nią. Wszystkie oczy to znaczy, oczy Kim i Adama, którzy siedzieli przy biurku.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz