-To twój wypis. Uważaj na siebie.-Natalie podała Lucy teczkę.
-Dziękuję, za wszystko.-uśmiechnęła się lekko dziewczyna i założyła swoją torbę na ramię.
-Ma cię kto zawieść do domu?-zapytała Nat.
-Przejdę się. Dobrze nam to zrobi.-odpowiedziała poważnie Lucy.
-Jay na ciebie czeka.-powiedziała lekarka, a Lucy zaświeciły się oczy.-Był tutaj przez całą noc. Spał na krześle w poczekalni.
-Naprawdę? Jest nadal?-dziewczyna nie mogła uwierzyć w to co słyszy.
-Sama zobacz.-uśmiechnęła się Natalie i gdy otworzyła drzwi do sali, za nimi stał Halstead z bukietem kwiatów w rękach.-Zostawię was.-powiedziała i wyszła z sali.
-Hej, jak się czujesz?-Jay wszedł niepewnie do sali i poszedł do dziewczyny.
Lucy nic nie odpowiedziała. Patrzyła mu prosto w oczy. Między nimi była cisza, ale nie taka niezręczna. Była to cisza nacieszenia się sobą nawzajem. Jay oczekiwał jakiejś odpowiedzi, ale zamiast tego Lucy rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła. Detektyw odłożył kwiaty na łóżko i chwycił ją w pasie przyciągając bliżej do siebie. Gdy się od siebie oderwali, dziewczyna złożyła na jego ustach długi, namiętny pocałunek.
-Musimy porozmawiać.-Lucy spojrzała na detektywa, gdy już się oderwali.
-Porozmawiamy w domu. Chodźmy już stąd.-Jay uśmiechnął się i wyszli z sali.***
Usiadła na kanapie i czekała aż Jay skończy rozpakowywać rzeczy i usiądzie razem z nią. Chciała porozmawiać o tym wszystkim co wczoraj zaszło. Musi mu wszystko wytłumaczyć.
-Jay, musimy porozmawiać. Chodź już tutaj.-pospieszała go Lucy.
-Już chwila. Jeszcze tylko twoje ubrania. Nie denerwuj się.-szedł właśnie do sypialni.
-Jay! Teraz, nie za chwilę!-szarpnęła detektywa za łokieć, a on się odwrócił.-Siadaj.-wskazała na kanapę.
-Lucy, ale to już nie ma znaczenia. Między nami jest wszystko okej.-gdy już usiedli, Jay dał jej buziaka.
-Owszem ma.-odepchnęła go lekko i spojrzała mu prosto w oczy.-Jeśli mamy być razem to muszę ci coś wytłumaczyć. Nie to, że nie chcę dziecka. Ja po prostu się boję...
-Czego? Skarbie, damy sobie radę. Pomogę ci ze wszystkim.-położył ręce na jej ramionach.
-Nie o to chodzi. Jay ja już miałam dziecko i je straciłam...-na twarzy detektywa zagościło ogromne zdziwienie.-Po tym jak wyjechałam do Polski miałam chłopaka. Byłam poniekąd załamana. Ty się nie odzywałeś, nawet nie wiedziałam czy żyjesz! To była jedna noc! Gdy się dowiedziałam, że jestem w ciąży mój świat się zatrzymał, a on tego nie ułatwiał. Zostawił mnie po tym jak mu powiedziałam. W Polsce pomogła mi przyjaciółka. Gdy urodziła się Julie, bo tak ją nazwałam, dowiedziałam się, że potrzebuje nowego serca, bo ma jakąś wadę. U tak małego dziecka nie dało się zrobić operacji, więc jedynym wyjściem było czekać na przeszczep...-dziewczynie leciały łzy po policzkach.-Po pięciu dniach Julie zatrzymało się serce i to był jej koniec. Kochałam ją. Ja ją naprawdę kochałam! Zdążyłam się z nią zaprzyjaźnić, zbudować więź. W ciągu kilku sekund to wszystko zostało mi odebrane. Nigdy się z tym do końca nie pogodziłam...-Lucy schowała twarz w dłoniach.
-Oh... Przykro mi skarbie.-Jay zamknął dziewczynę w swoim uścisku.-Dlaczego odrazu mi tego nie powiedziałaś?-spojrzał na nią.
-Mógłbyś pomyśleć, że nie wiem... Jestem głupia czy coś. Ja się boję mieć teraz dziecko. A co jeśli ono też będzie chore i umrze? Jay, ja nie jestem na to gotowa.-Lucy spojrzała mu prosto w oczy.
-Nigdy nie będziesz gotowa. Nikt nigdy nie będzie gotowy po takiej stracie. Ale ja wierzę w ciebie. Poradzimy sobie, razem. Od tego jestem przy tobie, by zawsze cię wspierać.-otarł dłońmi łzy z jej policzków.
-Dobrze, że cię mam.-uśmiechnęła się do niego.-Kocham cię.
Jay nic nie odpowiedział. Przysunął się do Lucy i przytulił ją. W takiej miłej atmosferze zleciał im cały dzień. Jay wziął wolne tego dnia i spędzili go razem. Czego chcieć więcej? Niczego...*Dwa tygodnie później*
Lucy znowu obudziła się jako pierwsza. Wstała cicho z łóżka i poszła do kuchni by zrobić śniadanie. Dziewczyna czuje się już znacznie lepiej niż kilka dni temu. Pogodziła się już z tym, że dziecko nie jest Jaya i nigdy nie będzie. Oczywiście, że jej ukochany zawsze będzie przy niej i „ich" dziecku, ale detektyw nigdy nie będzie prawdziwym ojcem dla tego niemowlaka.
Robiła właśnie jajecznicę, gdy od tyłu podszedł Jay i przyciągnął ją do siebie. Pocałował w szyję, a potem Lucy odwróciła się w jego stronę.
-Jak się dziś czujemy?-zapytał, dając jej buziaka w czubek głowy.
-Zdecydowanie lepiej.-uśmiechnęła się.-Robię śniadanie, siadaj do stołu.
-Nie mogę. Muszę lecieć do pracy.-Jay zaczął się ubierać.
-Weźmiesz kiedyś chociaż dzień wolnego? Cały czas jesteś w pracy. Nie możesz...-zaczęła swoje kazanie, ale Jay podszedł i złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
-Obiecuję, że postaram się być jak najszybciej, okej?-spojrzał jej w oczy.
-Oh Halstead, co ja z tobą mam...-zaśmiała się.
-Będę dzwonił. Uważaj na siebie!-dodał biegając po mieszkaniu.
-Ty też!-rzuciła za nim, a detektyw wyszedł do pracy.
Od paru dobrych dni Jay unikał dziewczyny jak tylko mógł. Próbował udawać, ale kiepsko mu to szło. Wychodził do pracy wcześnie rano, a wracał późno w nocy. Czasami zdarzało się tak, że w ogóle nie wrócił do domu. Albo spał u brata, albo zostawał na posterunku. Lucy nie wiedziała co się stało. Jeszcze kilka tygodni temu Jay był taki zaangażowany. Już chciał kupować ubranka, zabawki czy łóżeczko dla dziecka. A teraz? Teraz jakby nigdy się nie znali z Lucy. Dziewczyna miała już tego dość. Wybrała numer do Halsteada. Czekała kilka sygnałów, aż w końcu odezwał się detektyw.
-Halstead.-rzucił do słuchawki.
-Cześć Jay. Masz ochotę na lunch? Może spotkamy się przy posterunku?-Lucy zaczęła radośnie.
-Lucy!-ożywił się detektyw.-Nie wiem czy będę miał dzisiaj czas. Mamy dosyć ważną sprawę, której jeszcze nie zakończyliśmy.-wytłumaczył.
-Napewno? Zadzwonię do Hanka, może da ci chociaż dziesięć minut?-zapytała niepewnie.
-Chciałbym, ale nie mogę, naprawdę. Voight postawił na nogi cały posterunek.-Jay próbował przekonać dziewczynę.
-Okej, rozumiem. Jak wrócisz do domu, jeśli w ogóle wrócisz, będzie czekała na ciebie kolacja.-odpowiedziała wściekła i rozłączyła się bez pożegnania.
Zdenerwowana dziewczyna usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Zajrzała do swojej książeczki zdrowia, by umówić kolejną wizytę u lekarza. Dopiero teraz połączyła fakty. Jest w jedenastym tygodniu ciąży. Gdyby była w ciąży z porywaczem to byłby dopiero dziesiąty tydzień. Lucy musiała to sprawdzić. Ubrała się i ruszyła do szpitala.
CZYTASZ
Świeży start || One Chicago
Fiksi PenggemarLucy Anders to zwykła 25-latka, która bardzo chce się usamodzielnić. Pewnego dnia postanawia wyjechać do Chicago i zacząć nowy rozdział w życiu. Po jej przyjeździe, pewien strażak jest w niej zauroczony. Czy uda im się stworzyć udany związek? Czy mo...