„Grozisz mi?!"

367 15 6
                                    

Obudziła się jako pierwsza. Spojrzała na zegarek i widniała godzina 6:30. Co ona ma teraz robić? Nie pójdzie nigdzie, bo nie chce nikogo obudzić. Tak, więc leżała w łóżku i znowu myślała. Myślała jak to by było fajnie mieć chłopaka. Jeszcze tego jedynego... Nie! Stop! Za daleko się posunęła. Kapitan nie może mieć romansu z podwładną. Lucy szybko zamknęła temat w swojej głowie i ruszyła do kuchni. Nie mogła już spać ani leżeć w tym łóżku. Postanowiła zrobić całej remizie polskie śniadanie. Przyszykowała kanapki. Posmarowała je masłem lub serkiem, a potem zabrała się za krojenie warzyw. Na jednym talerzu postawiła kanapki, a na drugim miały być warzywa, szynka i ser żółty.
-Ale pięknie pachnie.-powiedział ktoś za nią, a ona natychmiast się odwróciła wystraszona.
-Ale mnie kapitan wystraszył.-zobaczyła Matta bardzo blisko siebie, na co gwałtownie się odsunęła.-Nie mogę już spać, więc robię śniadanie. Obudziłam pana?
-Nie, nie spałem już dawno. Może pomogę w czymś?-patrzył na Lucy jak zaczarowany.
-W sumie pomoc by się przydała. Może pan pokroić ogórka w plasterki. A potem jeszcze pomidora.-postawiła przed nim deskę, nóż i warzywa.-Ja zajmę się resztą.
-Tak jest.-kapitan odpowiedział i razem zaczęli się śmiać.

Po około godzinie śniadanie wreszcie było zrobione. Czemu tak długo? Cały czas się śmiali i rozmawiali. Ich żartom nie było końca. Lucy naprawdę dobrze dogadywała się z kapitanem. Aż ciężko powiedzieć, że znają się od kilku godzin. Postawili na stole kilka talerzy. Dwa z kanapkami, jeden z warzywami oraz jeden z szynką i serem. Później zrobili kawę i herbatę. Również postawili je na stole i czekali tylko na strażaków, którzy powinni już wstać. Lucy i Matt stali obok kuchenki i rozmawiali.

Nagle usłyszeli kroki innych. I strażacy weszli do świetlicy.
-Nie wierzę! Nie wierzę, że udało ci się zagonić kapitana do kuchni!-zaczął Otis.
-Zostań tu na zawsze. Chcę częściej widzieć kapitana na tym miejscu.-dokończył Cruz.
-Nie żartujcie lepiej, bo będziecie szorować łazienki do końca swych dni.-przestrzegł ich kapitan, a Lucy się zaśmiała.
-Siadajcie i jedzcie. Takie typowe śniadanie w Polsce.-uśmiechnęła się dziewczyna i zasiedli do stołu.
-Zwykle to my z Gallo gotujemy, ale to też mi się podoba.-Ritter wymienił porozumiewawcze spojrzenie z drugim chłopakiem.
Wszyscy strażacy zajadali się.

Po kilku minutach z talerzy zniknęło wszystko. Nic nie zostało. Lucy z pomocą kapitana posprzątała po śniadaniu, a później zajęła się czytaniem podręczników o straży. Chciała się wyluzować, a przy okazji trochę doszkolić.
Po godzinie czytania postanowiła się napić kawy. Książka często ją usypia, a na zmianie to raczej wykluczone zasnąć. Tak, więc poszła do kuchni zrobić kawy. Akurat przy okrągłym stole grali i rozmawiali Cruz, Otis, Gallo i Ritter.
-Co myślicie o tej nowej Lucy?-wypalił Cruz.
-Ładna jest. Każdy się za nią ogląda.-odpowiedział Otis.
Żaden z nich nie widział, że Lucy jest w pokoju i ich słucha. Każdy był zajęty graniem w karty.
-Jak myślicie kogo by wybrała z naszej czwórki? Ja uważam, że mnie.-powiedział Gallo.
-Oczywiście, że mnie. Zaprosiłbym ją do kina.-odpowiedział Ritter.
-Ja wziąłbym ją na masaż.-powiedział Cruz.
-Ja za to wziąłbym ją do restauracji.-zachwycił się Gallo.-A ty Otis?
-Ja to bym ją wziął do domu. Odpoczęłaby po całym dniu w pracy.-wytłumaczył strażak.
-Dzięki chłopcy, ale nie szukam narazie chłopaka. Ale gdybym miała wybierać najpierw poszłabym na masaż, potem do kina, później do restauracji, a na koniec do domu, by się wyluzować.-odpowiedziała Lucy, a cała czwórka się zdziwiła.-As pik. Wygrałeś!-powiedziała do Gallo i wyszła z pomieszczenia, zostawiając naszych strażaków w osłupieniu.
Niestety nie doszła do sypialni, bo w remizie rozległ się alarm:

„Wóz 81, karetka 61, ekipa ratunkowa 3, wóz gaśniczy 51, 1181 W 19 Street, pożar w budynku mieszkalnym."

Wszyscy wskoczyli do odpowiednich wozów i pojechali na wezwanie. Po kilku minutach już byli na miejscu. Było to pierwsze wezwanie Lucy. Już nie mogła się doczekać kiedy wskoczy do tego budynku i wszystkich uratuje. Na miejscu szef batalionu zaczął wydawać polecenia:
-Wóz 81 i squad 3, idziecie do środka. Wóz 51 przygotujcie węże z wodą. Karetki, przygotujcie się na poszkodowanych!
-Kidd i Gallo idziecie na parter, Lucy ty ze mną piętro.-rozkazał kapitan Casey.-Otis ty idziesz do ekipy ratunkowej, pomożesz na zewnątrz. Zakładamy maski i wchodzimy!-strażacy wykonali polecenia i weszli do środka.
W domu wszystko płonęło. Na piętrze było podobno kilka osób. Na parterze Kidd i Gallo wyprowadzili na zewnątrz dwóch mężczyzn z kilkoma niegroźnymi oparzeniami. W pewnym momencie z radia wydobył się głos Bodena:
-Casey wychodźcie natychmiast! Nie macie dużo czasu! Zaraz wszystko wybuchnie.
-Jasne szefie.-odpowiedział kapitan.-Lucy idziemy!
-Słyszysz? Płacz dziecka! Tam jest dziecko!-zaczęła krzyczeć dziewczyna.
-Musimy się stąd wynosić! Zaraz wszystko wybuchnie!-krzyczał kapitan.
-Daj mi 30 sekund! Wracam po nie!-krzyknęła Lucy i poszła do pokoju skąd dochodził płacz.
Casey był bardzo zdenerwowany. Miała się słuchać jego, a nie chodzić własnymi ścieżkami!
Gdy strażak dotarła do dziecka, wzięła je na ręce i wyniosła z budynku. Chłopiec miał może półtora roku. Za nią szedł kapitan, osłaniał jej tyły.
-Sylvie! Mamy dziecko, nawdychało się dymu.-Lucy podeszła do ratowniczek.
-Zajmiemy się nim.-wzięła dziecko od strażak, a dziewczyna odeszła.
Później wóz 51 odpalił wodę i zgasił pożar. Droga do remizy zleciała w ciszy. Nikt się nic nie odzywał, a szczególnie cicho był kapitan z Lucy. Gdzie wcześniej rozmawiali cały czas, teraz była tylko głucha cisza. Dziewczyna wiedziała, że źle postąpiła, ale nie mogła zostawić tam tego dziecka. Ona jest po to, by ratować ludzi, a nie zostawiać ich w potrzebie. Strażak niczego nie żałowała.

Gdy dojechali do remizy kapitan poprosił ją do swojego gabinetu.
-Chciał mnie pan widzieć.-weszła i zamknęła za sobą drzwi.
-Powiesz mi co to miało być? Kazałem ci wychodzić, a ty pobiegłaś po to dziecko.-zaczął zdenerwowany Matt.
-Z całym szacunkiem, ale nie zostawiłabym tam tego dziecka. Jestem od tego, by ratować ludzkie życie.-próbowała się tłumaczyć.
-Nie miałaś prawa! Ja jestem twoim kapitanem i na akcjach masz mnie słuchać! Co ja mam teraz napisać w raporcie?!-zaczął krzyczeć.-Mogłaś tam zginąć!
-Ale nic mi nie jest! I napisz co chcesz w tym swoim raporcie! Ja uratowałam życie i to jest najważniejsze!
-Jeszcze jedna taka akcja, a zobaczysz drzwi!
-Grozisz mi?!-postawiła się Lucy.
-Ostrzegam.-warknął groźnie.
Właśnie w tym momencie do pokoju kapitana wszedł szef Boden.
-Obydwoje do mojego gabinetu, już.-wskazał palcem wyjście, a strażacy posłusznie wyszli.


___________________
I jak myślicie? Co Boden będzie miał do powiedzenia tej dwójce?
Dajcie znać coś myślicie i zostawcie coś po sobie, buzii😙❤️

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz