„Musimy to zakończyć."

263 13 3
                                    

*Miesiąc później*
Casey nareszcie wrócił do pracy. Większość nie tęskniła za nim, bo Stella była najlepszym kapitanem jakiego mogli sobie wymarzyć, ale cóż, takie życie. Chociaż gdy jechali na wezwanie, brakowało im tego dowodzenia kapitana Caseya. Lucy i Matt są parą, ale nadal nikomu o tym nie powiedzieli. Ukrywają się z tym jak mogą. Casey chciałby już wszystkim wykrzyczeć, że jest z tą jedyną, ale Lucy nie chce, żeby ktokolwiek się dowiedział. Do pracy też jeżdżą osobno. Dziewczyna nie jest jeszcze na to wszystko gotowa. I raczej nigdy nie będzie.
-Chciał mnie kapitan widzieć? Zrobiłam coś złego?-Lucy weszła do pokoju zdziwiona.
-Nic nie zrobiłaś. No, może oprócz tego, że dzisiaj nie dostałem buziaka.-naburmuszył się Casey.
-Matt, mówiłam ci już. Musimy się ukrywać, przestań. W końcu ktoś nas przyłapie.-dziewczyna się lekko zdenerwowała.
-Lucy, musimy?-Matt nie dawał za wygraną.
-Musimy. I koniec tematu.-dała mu szybko buziaka w policzek i wyszła z gabinetu.
Dziewczyna nie chciała nikomu mówić tego co łączy ją z Mattem. Nikt nie postrzegałby jej tak samo. Każdy wytykałby ją palcami, że ma romans z kapitanem, jak to brzmi?
-Hej Lucy! Wszystko okej?-do dziewczyny podbiegła Stella.
-Stella. Tak, wszystko w porządku. A czemu pytasz?-Lucy się zdziwiła.
-Kłóciłaś się z kapitanem. Słyszałam. Łączy was coś?-Kidd spoważniała.
-Co? Oczywiście, że nie. Mieszkał tylko u mnie przez dwa tygodnie. Trzeba było się nim zająć, zaproponowałam pomoc, tyle.-dziewczyna próbowała się tłumaczyć.
-Na pewno? Wyglądacie...-przerwał jej alarm.

„Wóz 81, ekipa ratunkowa 3, karetka 61, Lake Shore Park. Nastolatek w rzece."

Lucy odetchnęła. Nie musiała wymyślać kolejnych kłamstw. Nikt nie mógł się dowiedzieć, nawet Stella. Wszyscy strażacy wskoczyli do swoich wozów i pojechali na wezwanie.
Na miejscu całą akcję wykonał squad 3. Wóz 81 wrócił do remizy jako pierwszy, po jakiś kilkunastu minutach przyjechała ekipa ratunkowa 3. Lucy przez cały dzień była nieobecna. Myślała o jej relacji z Mattem. Co będzie jeśli wszyscy się dowiedzą? Casey był najlepszym chłopakiem jakiego mogła sobie wymarzyć, ale gdy ktoś się dowie... Dziewczyna postanowiła to zakończyć. Nie może być ze swoim przełożonym, to nieetyczne. Szef nie byłby zadowolony z ich relacji. Lucy wahała się czy napewno chce tak postąpić, ale nic jej nie powstrzyma. Trzeba to zakończyć, raz na zawsze.

Nadszedł wieczór w Chicago. Cała remiza spała oprócz Lucy. Dziewczyna cały dzień biła się z myślami. Unikała Matta jak tylko mogła. Gdy musiała to z nim rozmawiała, nic ponad to. Strażak wstała z łóżka i pewnym krokiem ruszyła w stronę gabinetu Caseya. Miała nadzieję, że Matt nie śpi i będzie mogła z nim porozmawiać. Światło było zgaszone. Weszła do środka, zaświeciła lampkę, ale nikogo tam nie zastała. Zdziwiła się. Przecież powinien być, zawsze był. Zawiedziona wyszła z pokoju i ruszyła do kuchni. Tym razem miała nadzieję, że tam go znajdzie. Przechodziła właśnie obok sali odpraw, gdy zobaczyła, że w środku świeci się światło. Zajrzała przez szybę i zobaczyła kapitana z jakąś kobietą. Szybko ją poznała. Tą kobietą była Gabby. Dziewczyny dużo opowiadały jej o Dawson i pokazywały również zdjęcia. Matt i Gabby kłócili się. Nie krzyczeli, ale awantura wisiała w powietrzu, Lucy wiedziała o tym. Teraz już nic jej nie przeszkodzi. Musi to zakończyć. Gabby wróciła, więc ona już nie ma szans u Matta. Dziewczyna udała się do kuchni, tylko tam zawsze znalazła ukojenie i spokój.
Po kilku dobrych minutach do pomieszczenia wszedł Casey. Usiadł obok Lucy i pocałował ją w czoło, ona natomiast gwałtownie się od niego odsunęła. Matt zdziwił się jej zachowaniem, więc zaczął rozmowę. W pokoju świeciła się tylko lampka, która oświetlała kanapę. W środku byli tylko oni. Patrzyli sobie teraz w oczy.
-O co chodzi?-zaczął Matt powoli.
-Nic. Co się miało stać?-Lucy była zła.
-Nigdy się tak nie zachowywałaś. Musiało się coś stać. Mnie możesz wszystko powiedzieć.-położył swoją rękę na jej policzku, na co ona znowu się odsunęła.-Musimy być ze sobą szczerzy.
-Mamy być szczerzy? Okej. Musimy to zakończyć. Nie mogę być ze swoim kapitanem. A po drugie widziałam, że Gabby wróciła. Nie mogę wam stać na przeszkodzie. To koniec Matt, między nami nic już nie ma. Od teraz jesteśmy tylko współpracownikami.-Lucy wstała i poszła do łóżka.
Matt wstał i poszedł za nią. Nie mógł pozwolić jej odejść, nie mógł pozwolić odejść najlepszej dziewczynie na tej ziemi.
-Co to miało być?!-zaczął groźniej.
-Co?! Matt to koniec. Nie jesteśmy już razem, nie muszę ci się zwierzać.-odpowiedziała spokojnie.
-Wytłumacz mi! Jeszcze kilka dni temu było dobrze! Boisz się czy co!-Matt krzyczał.
-Nie krzycz, bo wszyscy się dowiedzą. Nie obudź ich.
-To powiedz mi do cholery, co się stało?!-krzyknął, a później wyszli na zewnątrz remizy.

-Chcesz wiedzieć? Proszę. Po pierwsze, nie mogę być z moim przełożonym. Po drugie, nie mogę stać wam na przeszkodzie razem z Gabby. A po trzecie, nie pasujemy do siebie. Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja.-zakończyła, a po policzku spłynęła jej łza.
-Nie stoisz nam na przeszkodzie! Ja i Gabby to przeszłość, już nic do niej nie czuję. Pasujemy do siebie i nawet nie wiesz jak bardzo. A co do kapitana, byłem mężem Gabby i jakoś pracowaliśmy normalnie i każdy o nas wiedział.-Matt próbował się tłumaczyć.
-Matt właśnie, że nie pasujemy. Jestem tu dopiero kilka tygodni, jak by to brzmiało, że jesteśmy parą? Przepraszam cię, ale to koniec.-powiedziała cicho i powoli odeszła.
-Lucy nie...-pociągnął dziewczynę za rękę.-Proszę cię, dajmy sobie szansę. Kocham cię i chcę być z tobą do końca życia. Skarbie...-musnął jej usta.
-Matt przestań! Przykro mi, że tak to się wszystko potoczyło. Między nami koniec, zrozum to.-spojrzała mu prosto w oczy, a później weszła do środka remizy.
Nagle w cichej jakże remizie, odezwał się alarm:

„Wóz 81, ekipa ratunkowa 3, wóz gaśniczy 51, karetka 61, 8822 Jersey Street. Pożar wieżowca."

Wszyscy strażacy wstali ze swoich łóżek jak na zawołanie i ruszyli do wozów. Ich tempo było tak zaskakująco szybkie, że Lucy w pewnym momencie zapomniała, że jest noc. Strażak wskoczyła do swojego wozu i pojechali na miejsce wypadku.
Gdy dotarli cały wieżowiec płonął. Niektórzy stali na zewnątrz, ale znaczna większość była w środku. Kapitan zaczął wydawać rozkazy:
-Ja, Kidd i Gallo idziemy do środka razem z ekipą 3. Mouch i Otis, wy idziecie wyłączyć prąd. Natomiast Anders, ty pilnujesz ludzi, żeby nie podchodzili za blisko.-powiedział i zniknął w budynku.
Lucy była na niego wściekła, ale nic nie mogła zrobić. W końcu to jej kapitan.

_________________
Jak myślicie, co się wydarzy dalej? Co zrobi Lucy? Jestem ciekawa waszych pomysłów.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz