„Jestem tu z tobą."

224 7 5
                                    

Po kilku minutach dotarli na miejsce. Wielki, wręcz ogromy budynek. Jakby hala, gdzie ma się odbyć wystawa samochodów z całego świata. Na szczęście lub nieszczęście było tylko jedno piętro. Weszli do środka i zobaczyli kilka par drzwi. A dokładniej trzy. W tym momencie Voight zaczął wydawać rozkazy:
-Kevin, Adam pierwsze drzwi. Kim, Antonio drugie drzwi. Jay, Erin i Lucy trzecie drzwi. Ja i Al pójdziemy na tyły.-zakończył i wszyscy rozeszli się w swoje strony.

W pierwszym pokoju nie było nikogo ani również nic nie znaleźli. W drugim złapali jakiegoś gościa, który spał, bo nie miał domu. Natomiast to co się działo w trzecim, przerosło wszelkie oczekiwania.
Weszli niepewnie do powierzonego im pokoju. Erin i Jay szli pierwsi, a za nimi szła Lucy. Obydwoje osłaniali dziewczynę, która miała tylko na sobie kamizelkę. Detektyw Lindsay poszła w lewo, a detektyw Halstead z Lucy poszli w prawo. Nagle wszyscy usłyszeli strzały w budynku. Na obojczyku Jaya odezwało się radio:
-5021 Lincoln. Tu detektyw Lindsay. Zastrzeliłam jednego, jednego zakułam, a dwóch ucieka na tyły do sierżanta.-opowiedziała.
Jay długo nie czekając rzucił się na pomoc Erin. Nawet zapomniał o Lucy. Dla niego liczyła się tylko ona, jego narzeczona.
Wyszła niepewnie z pomieszczenia. Weszła głębiej w korytarz i ujrzała jeszcze jedne metalowe drzwi. Nigdzie nie było Matta, więc musiała sprawdzić wszystkie możliwe miejsca. Podeszła niepewnie bliżej. Czuła strach. Bała się to oczywiste, ale dla niego zrobi wszystko. Odsunęła zamek i weszła. Odrazu poczuła ten okropny zapach. Zapach ciał zamordowanych ludzi. W pomieszczeniu było ciemno, jedynie okno na samej górze dawało cień światła. Szła przed siebie, nie wiedząc co ją spotka i czego ma się spodziewać. Zaświeciła latarkę, którą miała przy spodniach. Zawsze ją nosiła, tak na wszelki. Przed sobą ujrzała kilka ciał, ale żadne nie należało do mężczyzny. Ciała kobiet leżały obok siebie w rządku i powoli zaczynały się już rozkładać. Dlatego był tu taki smród. Nagle usłyszała przed sobą jak coś się poruszyło. Miała nadzieję, że jest sama i nikt nie będzie chciał jej skrzywdzić. Oświetliła latarką to miejsce i ujrzała to co chciała ujrzeć od dłuższego czasu. Jej chłopak siedział na podłodze, a ręce miał z tyłu skute kajdankami. Poczuła wielką ulgę. Żył i to było najważniejsze.
-Matt.-podbiegła do niego i się przytuliła.-Nic ci nie zrobili? Boli cię coś?
-Lucy to naprawdę ty?-uśmiechnął się, a ona przytaknęła.-Chcę już stąd iść, zabierz mnie stąd, proszę.-strażak zaczął panikować.
-Matt, spokojnie. Oddychaj głęboko, sprowadzę pomoc. Nie ruszaj się, zostawiam ci latarkę.-podała mu urządzenie i odwróciła się do wyjścia.
-Nie tak szybko. Nigdzie nie pójdziesz. Ani ty, ani twój kochaś.-usłyszała przed sobą.
Natychmiast się cofnęła do Matta. Zasłaniając go własnym ciałem zaczęła mówić:
-Eric zostaw nas w spokoju. On ci przecież nic nie zrobił. Wypuść nas, proszę cię. Przecież taki nie jesteś.-próbowała go przekonać.
-On nie, ale ty tak. Słuchaj, z ciekawości, jest tu może z tobą ten detektyw... Jak on się nazywał? A, Jay Halstead? Chciałbym go zobaczyć, dawno się nie widzieliśmy.-zaśmiał się okrutnie i mierzył bronią w Lucy.
-Zostaw nas! Poddaj się, nie masz już szans!-zaczęła krzyczeć.-Oni za chwilę tu będą. Nie rób tego. Oddaj mi tę broń, przecież nie jesteś taki.-podchodziła do niego coraz bliżej.
-Odebrałaś mi największe szczęście, a teraz ja odbiorę ci twoje.-mówiąc to puścił spust i strzelił wprost do Matta.
Lucy natychmiast się odwróciła i podbiegła do ukochanego. Rozdarła jego koszulę i zaczęła szukać rany. Niestety trafił. Trafił tuż obok serca. Nachyliła się nad Mattem i zaczęła uciskać ranę na jego klatce piersiowej. Nagle poczuła broń z tyłu jej głowy. Dokładniej na szyi. Tylko, że ona się tym nie przejmowała. Nie przejmowała się tym, że zaraz może umrzeć z rąk psychopaty. Teraz liczył się tylko on. Miłość jej życia, Matt Casey.
-Nie zasypiaj, patrz na mnie. Matty patrz na mnie, słyszysz?! Jestem tu z tobą.-próbowała nie płakać.
W tym samym momencie do pomieszczenia wpadła policja. Gdy Lucy usłyszała: „CPD ręce do góry!" ulżyło jej. Wynieśli go na zewnątrz, a ona została z Mattem w środku.
-Matt nie zamykaj oczu! Wytrzymaj, jeszcze tylko kilka minut. Proszę cię.-jedną ręką uciskała ranę, a drugą gładziła jego policzek.
-Lucy... Kocham cię. Pamiętaj o tym, że... Zawsze będę cię kochać.-wydusił z siebie resztkami sił.-Niczego nie żałuję, dziękuję, że byłaś przy mnie. Wiele dla mnie znaczysz.
-Ja też cię kocham głuptasie.-zaśmiała się przez łzy.-Jeszcze nie raz mi to powiesz, tylko wytrzymaj. Proszę. Nie bądź uparty!
-To koniec Lucy... To koniec. Kocham cię. Znajdź sobie kogoś z kim będziesz szczęśliwa, powiedz wszystkim w remizie, że nigdy o nich nie zapomnę i Kelly...-zaśmiał się na wspomnienie przyjaciela.-Zapal z nim nasze cygaro i powiedz mu... Powiedz mu, że wiele dla mnie znaczy i kocham go jak brat...-wcisnął jej do ręki dwa cygara.
-Matty nie zasypiaj do jasnej cholery! Matt, słyszysz?! Sam im to powiesz...-zaczęła płakać.
-Kocham cię...-strażak zamknął oczy i opadł, niczym kamień, na ramiona Lucy.
W tym momencie dziewczyna nie czuła już nic. Siedziała i ściskała go w swoich ramionach, płacząc. Nie, Lucy już nie płakała. Czuła jak łzy spływają jej po policzkach, ale w środku miała pustkę.

Po kilku minutach wreszcie wyszła z budynku. Szła przed siebie, nie pokazując żadnych emocji. Jej twarz miała wyraz kamienny, ręce spuszczone wzdłuż tułowia, a na dłoniach zaschniętą już krew Matta. Rzuciła kamizelkę kuloodporną na ziemię tuż pod nogi Jaya i poszła dalej. Kilka osób próbowało ją zatrzymać, ale ona nawet nie zareagowała. Przeszła na drugą stronę ulicy, przystanęła tyłem do całej akcji i zaczęła cicho płakać. Natychmiast ze swoich miejsc zerwali się Voight i Erin, ale Jay odrazu ich zatrzymał. On jedyny wiedział co tam w środku mogło się stać i co Lucy teraz przeżywa.
-Ona z wami nie porozmawia. A jeśli do niej podejdziecie, zacznie na was krzyczeć, a nawet użyje siły. Widziałem ją już w takim stanie, gdy zmarła jej matka. Źle to przeszła, ale byłem ja i zaraz się podniosła.-wytłumaczył smutno detektyw Halstead.
-Chodźmy do środka. Trzeba zobaczyć co tam się stało.-powiedziała cicho Erin i weszli do budynku.

____________________
Przepraszam... Nie mogłam się powstrzymać i musiałam to zakończyć. Ostatnio zaczęłam oglądać Chicago P.D. i gdy zobaczyłam Jaya to wiedziałam, że o nim chcę pisać dalsze losy. Nie jestem dobra w policji i rozwiązywaniu spraw, więc pomyślałam, że wkręcę go w CFD. Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie haha i będziecie dalej czytać, bo moim skromnym zdaniem naprawdę warto. Więc od teraz to jest książka o One Chicago. To tyle, kocham Was, buzii😙❤️
P.S. Wiem, że należy mi się straszna kara, ale darujecie mi? Ja naprawdę musiałam. Moja wena i wyobraźnia mnie do tego zmusiły...
P.S.2 Moja wena powoli umiera... Potrzebuję waszych komentarzy. One mnie tak nakręcają, więc naprawdę warto. Może i rozdziały będą pojawiać się częściej...?

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz