„Gdzie ona jest?!!"

163 9 0
                                    

Lucy doszła wreszcie do pobliskiego sklepiku, który znajdował się na rogu ulicy. Nie wiedziała gdzie teraz jest. Akurat tej części miasta nie znała. Szła wolno, gdyż była już sztywna od mrozu jaki panował na zewnątrz. Lucy cała się trzęsła. Była blada, tylko na udach było widać plamy krwi. Rozejrzała się dookoła. Cisza. Gdzieniegdzie przejechał jeden samochód lub przeszła jedna osoba.
Weszła niepewnie do sklepiku. Była jedynym klientem. Nadal cała się trzęsła. Podeszła do lady. Za nią stał wysoki mężczyzna w młodym wieku, jakieś 25 lat. Uśmiechnął się miło do niej na wejściu. Gdy podeszła bliżej, mina mu zrzedła.
-Wszystko w porządku z panią?-przejął się sprzedawca.
-Muszę zadzwonić...-wydyszała z siebie zmęczona.
-Już podaję telefon.-uśmiechnął się i poszedł najpewniej na zaplecze.
Lucy czuła się okropnie. Długo nie czekając, wzięła do ręki długopis i małą karteczkę. Napisała coś szybko. Później poczuła, że kręci jej się w głowie. Zaczęła mieć mroczki przed oczami, a potem była już tylko ciemność... Upadła na podłogę...
Sprzedawca właśnie wrócił z zaplecza. Już miał coś powiedzieć gdy zobaczył, że dziewczyna zniknęła. Przeszedł przed ladę i wtedy zobaczył ją leżąca na ziemi. Bez ruchu. Sięgnął po telefon i wziął do ręki karteczkę, którą napisała kilka sekund temu. Była informacja: „Jay Halstead, zadzwoń do niego. Proszę...", a na dole kartki był zapisany jego numer telefonu. Chłopak sprawdził czy Lucy oddycha. Na szczęście tak. Odetchnął z ulgą, a potem wybrał numer do detektywa. Po kilku sygnałach usłyszał głos w słuchawce:
-Halstead.-rzucił zaspany.
-Witam. Jestem sprzedawcą w małym sklepie, przyszła do mnie dziewczyna i zapisała pana numer.-wytłumaczył spokojnie, a Halstead natychmiast się ożywił.
-Długie, ciemne włosy do pasa? Bluzka z krótkim rękawem w paski?-upewnił się.
-Dokładnie tak. Ona jest nieprzytomna. Chyba ktoś zrobił jej krzywdę.-z każdym wypowiedzianym słowem, serce Jaya przyspieszało.
-Wyślij mi adres twojego sklepu. Zaraz tam będę.-Halstead biegał po całym mieszkaniu i ubierał się w pośpiechu.-Będę za 5 minut.-rzucił, a potem się rozłączył.

Sprzedawca zauważył, że dziewczyna zaczyna powoli otwierać oczy. Odsunął się od niej i patrzył jaki będzie jej następny krok.
Otworzyła oczy, usiadła i znowu zaczęła się trząść. Złe wspomnienia wróciły z podwójną siłą. Podsunęła się pod szafę, nogi przyciągnęła pod brodę i objęła je rękami.
-Halo, wszystko dobrze?-sprzedawca chciał jej pomóc.-Co się stało?
-Gdzie ja jestem?-zapytała Lucy z przerażeniem.
-W sklepie. Przyszłaś i poprosiłaś o telefon. Zadzwoniłem do niego.-pokazał jej karteczkę.-Już jedzie.
-Gdzie ona jest?!!-do sklepu wparował detektyw.
-Jay!-krzyknęła Lucy, a on do niej podbiegł i przytulił do siebie.
-Lucy. Co się stało? Jesteś ranna?-Jay zaczął ją oglądać czy nic jej nie jest.
-Tak się bałam. Jay, myślałam, że już cię nie zobaczę.-łzy stanęły jej w oczach.
-Lucy, skąd ta krew? Co tam się stało? Co on ci zrobił?-Jay się zaniepokoił.
-Jay...-dziewczyna zaczęła płakać.
-Czy on...? On cię skrzywdził?-detektyw spojrzał jej prosto w oczy.
Lucy rozpłakała się jeszcze bardziej. Pokiwała tylko twierdząco głową i znowu podciągnęła kolana pod brodę. Jay nie mógł patrzeć jak jego ukochana cierpi. Przytulił ją do siebie i próbował uspokoić.
-Dzwoniłeś po karetkę?-detektyw zwrócił się do chłopaka.
-Nie! Zadzwoniłem odrazu do pana.-sprzedawca odpowiedział speszony.
-5021 George, tu detektyw Jay Halstead. Numer odznaki 51163. Przyślijcie karetkę na 1446 North Wells Street. Pobita kobieta.-powiedział do radia.
-Jay, boję się... A jeśli oni mnie znajdą?-odezwała się Lucy.
-Nie bój się. Jesteś już bezpieczna, ze mną. Jestem przy tobie.-spojrzał na nią.-Uciekłaś?
-Tak... Oni wyszli i...-nie dokończyła, bo znowu wszystko wróciło.
-Lucy, wiesz kto cię porwał? Znasz go? Widziałaś kiedyś?-Jay chciał ustalić co się stało.
-Nie znam ich, ale jeden nazywa się...-pomyślała chwilę.-... Bembenek, tak. Rozmawiał z kimś i tak zakończył rozmowę. Powiedział, że zna mnie doskonale i ciebie też...-znowu miała łzy w oczach.-Kto to jest do cholery?!
-Spokojnie już nic ci nie grozi. Nie przejmuj się nim.-Jay próbował ją uspokoić.
-Potem przyszli kolejni. Chyba dwóch ich było, ale Bembenek... On dowodził tym wszystkim.-Lucy nie potrafiła się uspokoić.
-Złapiemy ich. Lucy, już nic ci nie grozi. Jest dobrze.-detektyw pogładził ją po głowie i w tym samym momencie usłyszeli karetki.
Jay wziął Lucy na ręce i zaniósł wprost na nosze do ratowniczek. Dziewczyna nie chciała jechać bez niego, ale detektyw musiał zostać.
-Co jej się stało?-Sylvie podeszła do Jaya.
-Porwali ją i zgwałcili. Sylvie zajmij się nią, proszę.-Jay bardzo się martwił.-Zadbaj o to, żeby przyjęła ją Nat.
-Jasne. Zajmiemy się nią.-odpowiedziała i pojechały do szpitala, a Jay został na miejscu, aby dowiedzieć się czegoś więcej.

***
Siedziała na łóżku szpitalnym. Umyta i ubrana w koszulę. Co chwila jakiś lekarz lub pielęgniarka chodziły albo po korytarzu, albo wchodziły do jej sali podać leki. Razem z nią siedział Will. Po prostu dotrzymywał jej towarzystwa. Nie rozmawiali o czymś konkretnym. Will tam był, żeby odciągnąć myśli Lucy o tym co przeszła. Dr. Manning już ją zbadała. Miała pewność co tam się mogło stać. Miała już wyniki badań, więc musiała jeszcze przekazać je pacjentce.
Do sali Lucy właśnie zmierzał Jay. Jak najszybciej chciałby już być przy swojej ukochanej. Wszedł do sali i go zamurowało. Na krześle obok łóżka Lucy siedział jego własny brat. Jay chciał przytulić i ucałować swoją, już chyba, dziewczynę, ale obiecał, że narazie będą się ukrywać. Podszedł i stanął w nogach jej łóżka.
-Jay... Jesteś już.-uśmiechnęła się do niego.
-Jak się czujesz?-spojrzał na nią, a potem na brata i podziękował mu kiwnięciem głowy.
-Sama nie wiem...-zawahała się.-Złapaliście ich?-zapytała przerażona.
-Jeszcze nie. Nie mamy nic na nich.-odpowiedział łagodnie.
-A jeśli oni tu przyjdą? Ja nie chcę drugi raz tego przeżywać...-Lucy stanęły łzy w oczach.
Serce detektywa przyspieszyło. Nie mógł patrzeć na rozpacz dziewczyny. Nie mógł do tego dopuścić, żeby znowu się trzęsła. Długo nie czekając podszedł do niej i zamknął ją w swoim uścisku.
-Csii... Jestem tutaj. Jesteś bezpieczna, nic ci już nie grozi.-podniósł jej głowę, tak aby spojrzała na niego.-To koniec, Lucy. To już przeszłość. Nie zostawię cię samej.-pocałował ją w czoło i znowu przytulił, a ona powoli się uspokajała.
Młodszy brat Jaya nie wiedział jak ma się zachować. Ma się cieszyć? Nie pogratuluje im w takim momencie. Will postanowił, że wyjdzie cicho z sali i da im chwilę.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz