„Ty mój zbrodniarzu."

246 13 2
                                    

Wróciła do remizy w świetnym humorze. Alice to cudowne dziecko. Rozmawiała z nią pół godziny, a już dowiedziała się całej prawdy o rodzinie dziecka. Teraz została całkiem sama... Przechodziła właśnie obok gabinetu kapitana, gdy ten stanął przed nią jakby wyrósł nagle z ziemi. To sprowadziło ją na ziemię i przerwało jej przemyślenia.
-Kapitanie, przepraszam.-wpadła na niego.-Potrzebuje pan czegoś?
-Zaniosłabyś mój raport do szefa? Mam masę papierkowej roboty, a zostało mi...-zapytał.
-Jasne.-przerwała mu strażak z uśmiechem.-Chętnie się przejdę.-wzięła od niego raport i ruszyła jeszcze w stronę gabinetu Severida.
Pomyślała, że od niego też weźmie raport. W końcu to jedna i ta sama droga.
-Poruczniku.-zapukała i weszła.-Mogę na chwilę?
-Pewnie. Co tam?-spojrzał na nią.
-Wszystko dobrze. Przyszłam zapytać czy nie wziąć pana raportu do szefa. Idę z raportem kapitana i pomyślałam, że też już masz gotowy.-wytłumaczyła się Lucy.
-Jeśli możesz to chętnie. Mam dużo spraw na głowie i nie zdążę go dostarczyć na czas.-podał jej plik kartek.-Dzięki.-puścił jej oczko.
-Jasne, możesz na mnie liczyć.-uśmiechnęła się i poszła do gabinetu szefa.

-Lucy! Dobrze, że cię widzę. Zapraszam do mnie.-szef Boden krzyknął za nią, gdy ta zbliżała się do jego gabinetu.-Zamknij drzwi i siadaj.
-Po pierwsze mam tutaj raporty kapitana Caseya i porucznika Severida. A po drugie, zrobiłam coś złego?-usiadła na krześle na przeciwko szefa zdenerwowana.
-Dziękuję.-wziął od niej kartki i położył na biurku.-Co to jest?-teraz podał jej kartkę z odejściem z remizy.
Lucy wytrzeszczyła oczy i gapiła się tępo w ten świstek papieru. Nie mogła uwierzyć. Skąd on to miał? Przecież mu go nie dała, tylko schowała do szafki.
-Skąd pan to ma?-zdziwiła się.
-Kidd znalazła to pod twoją szafką. Mogę wiedzieć kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? Albo czy w ogóle zamierzałaś mi to powiedzieć?-szef się zdenerwował.
-Zamierzałam, tylko czekałam na odpowiedni moment. Nie chcę już tutaj pracować, a raczej nie chcę pracować z jedną osobą. Nie dogadujemy się...-zaczęła się tłumaczyć.
-Stop.-szef jej przerwał.-Z kim konkretnie się nie dogadujesz? I dlaczego chcesz odejść?!
-Nie dogaduję się ze swoim kapitanem. Podczas akcji są między nami ciągłe sprzeczki i kłótnie. Kapitan nie traktuje mnie poważnie i nie, nie ma z tym nic wspólnego życie osobiste. Tylko zawodowe.-odpowiedziała poważnie.
-Ale, żeby odrazu odejść? Nie chciałbym tracić tak utalentowanej osoby jak ty.-uśmiechnął się.-Mam inną propozycję. W karetce zwalnia się miejsce, Foster odchodzi. Jeśli nie chcesz pracować z Caseyem, możesz jeździć karetką, ale wybór należy do ciebie.
-Nie musiałabym odchodzić z remizy?-upewniła się czy to aby nie żart.
-Mogłabyś tu zostać. A kapitan już by nim nie był dla ciebie.
-W takim razie, zgadzam się.-odpowiedziała dumna z siebie.
-Od następnej zmiany jeździsz karetką, a to...-wskazał na świstek papieru.-...ląduje tam gdzie tego miejsce.-podarł na kilka części i wrzucił do kosza pod biurkiem.
-Dziękuję szefie.-uśmiechnęła się, już teraz, ratowniczka.
-Jesteś wolna, możesz iść.-również się uśmiechnął, a Lucy wyszła z pokoju.
Była zadowolona, uśmiech nie zachodził jej z twarzy.

Po rozmowie odrazu udała się do gabinetu Matta.
-Mogę?-weszła do środka zamykając drzwi.
-Tylko szybko, bo mam papiery do podpisania.-odpowiedział nawet nie zerkając na Lucy.
-Hej, spójrz na mnie, bo niosę dobre nowiny dla nas obu.-usiadła na łóżku, a on natychmiast na nią spojrzał.-Szef przeniósł mnie do karetki 61, a to znaczy, że już nie musimy się kłócić na akcjach. A jeszcze co za tym idzie nie jesteś moim kapitanem, więc...-przerwała, dając mu przetrawić to co powiedziała.
-Lucy, ale ty nie chcesz, żebyśmy byli razem...-Matt spuścił wzrok.-A ja już się z tym pogodziłem.-dodał szybko nie zerkając na nią.
Nagle Lucy coś ukuło w piersi. Poczuła się urażona... Nie, zawiedziona. Bez żadnych innych komentarzy ruszyła do drzwi. Po chwili poczuła, że ktoś łapie ją za łokieć i ciągnie do tyłu. Odwróciła się i napotkała usta Matta. Nie protestowała ani trochę. Brakowało im obojgu tej bliskości. Obydwoje odwzajemnili pocałunek.
-Żartowałem.-spojrzał jej prosto w oczy.-Chcę być z tobą tu i teraz. Jednak jestem dobrym aktorem.
-Oh Matthew Casey, ty mój zbrodniarzu.-zaśmiała się.-Brakowało mi tego, nawet nie wiesz jak bardzo.
-Mnie też Lucy, mnie też.-pocałował ją znowu.
-Matty nie tutaj. Po zmianie u mnie w domu. Nie spóźnij się.-spojrzała na niego z uśmiechem i wyszła z jego gabinetu.

Gdy zmiana dobiegła końca, wszyscy już wiedzieli, że Lucy jeździ w karetce. Cieszyli się, chociaż woleli ją w wozie 81. Najbardziej cieszyła się Stella z tego, że Lucy zostaje. Obie traktowały się jak siostry i ciężko byłoby się rozstać. Kidd gdy się dowiedziała, że Lucy nie odchodzi, rzuciła się dziewczynie na szyję, o mało jej nie udusiła i wybuchła płaczem.
-Hej, Stella spokojnie. Będę blisko, zawsze.-zaśmiała się Lucy.-Nie odchodzę, nie martw się.
-Dzięki Bogu, że zostajesz. Nie chcę, abyś odchodziła, tak dobrze się dogadujemy.-Kidd spojrzała na nią.
-Nie zostawię cię, nigdy.-uśmiechnęła się Anders do dziewczyny.
-To co, idziemy do „Molly's"? Trzeba to uczcić, że zostajesz!-krzyknął Cruz.
-Dzisiaj pasuję. Mam już plany na wieczór.-odpowiedziała szybko Lucy i spojrzała dyskretnie ma Matta.-Ale nadrobimy to.-dodała szybko i pożegnała się ze wszystkimi.

Do domu wróciła spacerkiem. Nie spieszyła się, w końcu noc przed nią długa. Cieszyła się, że odzyskała Matta, tak bardzo jej go brakowało. Podeszła przed swój blok, a tam zobaczyła mężczyznę, który stoi przy samochodzie. Podeszła bliżej, bo skądś znała to auto i tą posturę człowieka. W świetle lampy ujrzała tego jedynego, swojego mężczyznę. Przytuliła go, wzięła za rękę i poszli do jej mieszkania.
-Dawno cię tu nie było.-powiedziała wchodząc do kuchni.-Tęskniłeś?
-Bardzo.-rzucił swoją torbę na kanapę i podszedł do niej.-Co robisz?
-Herbatę.-uśmiechnęła się.-Chcesz też?-spojrzała na Caseya.
-Wolę ciebie.-posadził ją na blacie i wbił się w jej duże usta, a potem przeniósł się na szyję.-Jak ty tak mogłaś wytrzymać? Ja już dostawałem szału.
-Nie było to łatwe, ale warto było poczekać do takiego momentu. Tylko mam jedną prośbę...-Lucy się zawahała i spojrzała na Matta.
-Co się dzieje?-spojrzał prosto w jej oczy.
-Nie mówmy narazie nikomu. Niech to będzie nasza słodka tajemnica.-uśmiechnęła się i pocałowała go w usta.
-Masz moje słowo.-wziął ją na ręce i przeszli do sypialni dziewczyny.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz