***
Siedziała przy Jayu i mocno ściskała jego rękę. Łzy płynęły po jej policzkach. Marzyła tylko o tym aby on wreszcie się obudził. Aby powiedział, że nic mu nie jest i chce razem zamieszkać. Aby uściskał ją, dał jej buziaka i powiedział, że już jej nie zostawi.
Gdy tak myślała do sali wszedł Will. W ręce miał jakąś torbę. Nie był zadowolony, a jego oczy świeciły ze... wzruszenia? Lucy odwróciła się w jego kierunku nadal trzymając rękę Jaya. Miała złe przeczucia. Will pewnie przyszedł jej powiedzieć coś złego ze stanem zdrowia detektywa. Za chwilę wszystko może lęgnąć w gruzach. Była przygotowana na najgorsze...
-Will? Stało się coś?-spojrzała na brata Jaya.
-Jay został postrzelony przed sklepem, gdy robił zakupy... Policjanci znaleźli to przed budynkiem.-podał jej torbę, którą miał w ręce.
-Po co mi to?-zdziwiła się dziewczyna.
-Powinnaś to zobaczyć.-położył torbę na ziemi obok niej, a potem wyszedł, zostawiając ją samą z myślami.
Lucy nie wiedziała co powinna zrobić. Otworzyć to? Czy zostawić? Nie mogła się powstrzymać i sięgnęła ręką do reklamówki. To co z niej wyciągnęła wprawiło ją w ogromny szok i niedowierzanie. Rozłożyła mały kawałek materiału. Okazało się, że Jay kupił ubranka dla ich dziecka. W torbie znajdowały się jeszcze zabawki, miś oraz kilka innych ubranek. Lucy spojrzała na twarz detektywa i po prostu się rozpłakała. Rozpłakała się jak małe dziecko. Ze smutku i szczęścia równocześnie. Szczęście ogarnęło jej ciało, że Jay chciał się pogodzić. A smutek? Nie mógł jej tego dać osobiście, bo nie odebrała telefonu. Gdyby go odebrała, to to wszystko by się nie stało?*****
Właśnie jechali z Upton do informatora. Sprawa, którą teraz prowadzą jest bardzo ważna, szczególnie dla Voighta. Tak, więc jechali w ciszy. Za kierownicą siedział Jay, a na miejscu pasażera Hailey.
-Muszę podjechać jeszcze w jedno miejsce.-odezwał się nagle Jay, przerywając ciszę.
-Jasne, nie ma sprawy. Możemy teraz, mój informator będzie dopiero za piętnaście minut.-odpowiedziała Upton.
Detektyw odpowiedział jej tylko ciepłym uśmiechem.
Podjechali pod mini galerię. Było w niej dużo sklepów i jeden, który najbardziej go interesował. Hailey wiedziała jakie sklepy znajdują się w środku, więc nie trudno było jej wywnioskować po co Halstead tam podjechał.
-Przeprosiny?-wypaliła nagle jego partnerka.
-Słucham? Nie rozumiem.-Halstead próbował grać zdziwionego.
-Jay, znam cię na wylot. Nie pracujemy ze sobą od dziś, tylko od dobrych kilku lat. Chcesz przeprosić Lucy i...-zamyśliła się chwilę detektyw.-... Kupić coś dziecku.
-Skąd wiedziałaś?-zapytał zrezygnowany.
-Mówiłam już, znam cię na wylot.-uśmiechnęła się triumfalnie Upton.-Pójść z tobą? Pomogę w wyborze ubranek.
-Sam sobie poradzę. Będę za dziesięć minut.-odpowiedział, wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku sklepów.W środku był istny chaos. Ludzie biegali od sklepu do sklepu, tylko dlatego, że dzisiaj był ostatni dzień promocji. Jay wszedł do sklepu dziecięcego i odrazu zaczął wybierać ubranka. Wziął kilka uniwersalnych, tak aby pasowały i do dziewczynki, i do chłopca. Potem przeszedł na zabawki. Tu wybór był znacznie cięższy. Co wybrać dla nowo narodzonego dziecka? Po długim namyśle postawił na gryzak i małą grzechotkę. Potem zapakował jeszcze misia, żeby dziecko miało się co czego przytulić. Poszedł do kasy. Nie zapłacił dużo, gdyż były wyprzedaże, na które jakimś cudem jeszcze się załapał. Zapłacił i wyszedł ze sklepu posyłając sprzedawczyni ciepły uśmiech wdzięczności. Wyszedł z galerii i zmierzał do samochodu, który zaparkował kilkanaście metrów dalej. W między czasie wykonał telefon do Lucy. Nie odebrała. Jest jeszcze pewnie zła. Jay był przybity tą myślą, więc pomyślał, że osobiście podjedzie do mieszkania i porozmawia z nią twarzą w twarz. Był już w zasięgu wzroku swojej partnerki. Stała przed pojazdem, a gdy zobaczyła Jaya na jej twarz wszedł ogromy uśmiech. Sama kiedyś podkochiwała się w Jayu, ale on wybrał Lucy, więc Hailey odpuściła sobie i tak są przyjaciółmi. Gdy Halstead odpowiedział uśmiechem, nagle rozległy się strzały. Detektyw poczuł ogromny ból od tyłu, a gdy zdążył się zorientować o co chodzi, padł na ziemię. Natychmiast podbiegła do niego Upton i wezwała karetkę.
-Jay, nie zasypiaj! Zostań ze mną! Jay, patrz na mnie!-krzyczała policjantka, ale detektyw zamknął oczy.
Potem już wszystko toczyło się szybkim tempem. Przyjechała karetka i zabrała policjanta do Med. Ten ledwo się trzymał. Dostał trzy kulki, to nie mogło się dobrze skończyć. Hailey pojechała razem z nim do szpitala, wcześniej informując sierżanta o wszystkim. Gdy tylko wpadli na oddział, dr. Rhodes odrazu zabrał Jaya na blok operacyjny i wykonał zabieg. Później, jak tylko detektyw się wybudził, Connor poinformował go o kolejnej operacji. Natomiast, gdy ten uparty cielak się nie zgodził, postanowili zadzwonić po Lucy. A poza tym, ona jako pierwsza wyświetla się na liście kontaktów, gdyby stało się coś niedobrego...
*****Płakała myśląc co zrobiła nie tak. Czy mogła zrobić coś, żeby to się nie stało? Nigdy sobie nie wybaczy, jeżeli detektywowi się coś stanie. W końcu to ona nie odebrała tego cholernego telefonu!
Nie mogła już dłużej patrzeć na jego twarz. Wyszła z sali i usiadła na korytarzu. Czuła się winna. To wszystko pożerało ją od środka.
-Jak on się trzyma?-obok dziewczyny usiadł Hank.
-Jeszcze się nie wybudził. Cały czas jest pod respiratorem.-odpowiedziała zmęczona.
-Może idź do domu i odpocznij? Jak i tak Jay jeszcze się nie wybudził to nie ma sensu, żebyś się męczyła.-wytłumaczył łagodnie.
-Nie, zostanę. To wszystko moja wina... Gdybym odebrała ten cholerny telefon, to wszystko by się nie stało! Jay dzwonił do mnie, a ja głupia nie odebrałam.-oczy zaczęły jej się szklić od nadmiaru łez.
-Lucy, posłuchaj.-zaczął sierżant, a dziewczyna spojrzała na niego.-To nie jest twoja wina ani nikogo innego. Gdybyś odebrała to usłyszałabyś strzały, a wtedy to już w ogóle mogłabyś dostać zawału. To nawet lepiej, że nie odebrałaś.-spojrzał jej w oczy.
-Może masz rację, ale i tak czuję się okropnie widząc go w takim stanie. A co jeśli w ogóle się nie wybudzi? Co ja zrobię?
-Musisz być dobrej myśli, jak my wszyscy. Nie zostaniesz sama. Jesteśmy tutaj razem z tobą, a gdyby coś się działo, możesz na nas liczyć. Musisz być dzielna. Odpocznij i zjedz coś w domu. My zostaniemy, a potem zajmiemy się sprawą Bembeneka.-uśmiechnął się ciepło.
-Dziękuję, jesteście cudowni. Pójdę do Willa i wszystko mu powiem. Za niedługo wrócę.-odpowiedziała już spokojna Lucy i poszła na oddział ratunkowy.
CZYTASZ
Świeży start || One Chicago
FanfictionLucy Anders to zwykła 25-latka, która bardzo chce się usamodzielnić. Pewnego dnia postanawia wyjechać do Chicago i zacząć nowy rozdział w życiu. Po jej przyjeździe, pewien strażak jest w niej zauroczony. Czy uda im się stworzyć udany związek? Czy mo...