22. Taniec i łzy

125 6 6
                                    


Wszyscy zasiedli na sali filharmonii, kiedy do występu Alex pozostały dwie osoby. Każdy siedział w ciszy i skupieniu, czekając na występ dziewczyny. Sama zainteresowana siedziała na backstage'u i rozciągała się. Starała się oczyścić rozum. Dzięki dzieciakom i Suzy, była dość zmotywowana i gotowa podjąć się kolejnej pracy. Może bez Jamesa i zszarganego imienia byłoby jej łatwiej? Dzisiaj żałowała wszystkiego, co ją spotkało w życiu, jednocześnie nie mając kogo winić za swój los. Wodziła dłońmi po swoich łydkach, wykonując energiczne ruchy, bo rozgrzać mięśnie. Wiedziała, że wszystko zmierzało w lepszą stronę, dzięki wspaniałej przyjaciółce, mogła rozpocząć swoje życie na nowo. Była za to wdzięczna, ale jedyne czego chciała to cofnąć na chwilę czas i wymazać dwa słowa, które okazały się być zbyt wielkie, zbyt wczesne. Ściągnęła z nadgarstka brudno-różową scrunchie. Tak na pozór błahy przedmiot, był teraz jej najcenniejszym skarbem, który skrywał najpiękniejsze wspomnienia. Spięła włosy w koczka, by nie przeszkadzały jej w tańcu. Jeden z techników podszedł do niej, by zapytać o piosenkę. Alex sięgnęła do swojej torby, skąd wyciągnęła płytę CD z nagranymi kawałkami. Poczuła lekki ścisk w żołądku, informujący, że to był ten moment, kiedy zawitała trema. Jeszcze kilka miesięcy temu nigdy nie przypuszczałaby, że dzisiaj przyjdzie jej iść na casting i starać się o kolejną pracę. Dzisiaj ponownie musiała zawalczyć o siebie i swoje szczęście, przyszłość związaną z tym, co lubiła robić. Wszystko miało się rozwiązać w przeciągu kilkunastu kolejnych minut. Powoli odczuwała stres, zaczęła chodzić w tą i z powrotem, by nie dać się zwariować. Miała świadomość, że była dobra w tym, co robiła, ale występy, gdzie ktoś miał ją oceniać, zawsze napawały ją strachem i niepewnością. 
— Alexandra? — młody chłopaczek wyszedł zza wejścia na scenę. — Wchodzisz za dwie minuty. — poinformował ją, kiedy odnaleźli się spojrzeniami. 


— Co do chuja, kto mi śmie teraz przeszkadzać...? — szepnęła pod nosem Suzy, kiedy jej telefon nie przestawał wibrować jak oszalały, przez kolejną minutę, a nachalny rozmówca nie odpuszczał z wybieraniem jej numeru. Wysunęła telefon z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz. Nieznany numer powtarzał się w kółko. Wystraszyła się w pierwszej chwili, czy coś się aby nie stało i wstała ze swojego rzędu, udając się do holu. — Halo? — odebrała nie świadoma jeszcze, kto krył się po drugiej stronie. 
— Hej, z tej strony Jason. — poczuła jak nieprzyjemne ciepło spłynęło jej po plecach. Momentalnie zacisnęła mocniej zęby, a dłoń zacisnęła w pięść. 
— Ty kutasie, jak śmiesz do mnie wydzwaniać, po tym wszystkim, co zrobiłeś mojej przyjaciółce. — powiedziała bez zbędnego namysłu to, co ślina przyniosła jej na język. 
— Wiem, rozumiem, możesz mieć do mnie żal, obiecuję odkupić swoje winy, ale musicie mi dać szanse. Byłem w apartamencie i nie ma tam Alex, jest może z tobą? — zapytał spokojnym tonem, chociaż serce waliło mu jak oszalałe. Nie spodziewał się, że zastanie puste mieszkanie i martwił się o dziewczynę bardziej niż o kogokolwiek innego na tym świecie. 
— Dupku... — zaczęła, ale momentalnie urwała. — Znaczysz dla niej więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Tylko dlatego ugryzłam się teraz w język, bo wiem, że jeszcze może być dobrze. Przyjedź do filharmonii, tylko szybko. Ona ma przesłuchanie, możliwe, że dostanie po tym pracę. Nie pytaj, znajomości. Bądź tu dla niej. — Suzy spojrzała pod swoje nogi, nie spodziewała się, że kiedykolwiek zastanie jej brać udział w takiej sytuacji. Wiedziała też, jak bardzo ważny był dla Alex i jak wiele energii do życia jej dawał. — Ale jak następnym razem coś spierdolisz, to nie licz już na moją pomoc. Wykorzystałeś już telefon do przyjaciela. 
— Jesteś najlepsza i wielka. Odwdzięczę ci się jakoś i jak tylko będzie coś, co będę mógł dla ciebie załatwić to daj mi znać. — powiedział spokojnym tonem, po czym rozłączył się. Schował telefon do kieszeni swojej kurtki, po czym wsiał na swój motor, przekręcił kluczyk w stacyjce i z głośnym rykiem silnika ruszył w stronę budynku filharmonii miejskiej, o której mówiła mu różowowłosa. Gnał jak na skręcenie karku, a wiatr rozwiewał jego włosy. Nie spał od ponad doby, był zmarznięty i głodny, ale nic nie zdawało się być teraz tak ważne, jak to, by znaleźć brunetkę i wyprostować kilka niedopowiedzeń, ucieczkę, ciszę. Opowiedzieć jej historię, która tak bardzo zrujnowała jego życie i światopogląd. Żałował, że dopiero babcia musiała mu uzmysłowić to, co czuł już od pewnego czasu, a jednocześnie był jej wdzięczny, bo kobieta była jak żywe złoto i pomimo, że nie zostało jej już wiele życia, nie wyobrażał sobie chwili, w której mogłoby jej zabraknąć. 


Alex wyszła na scenę, żałowała, że nie poświęciła nawet chwili na przetrenowanie czegokolwiek. Jednak chciała pokazać, że najpiękniejszy taniec, pochodzi z głębi duszy, tam gdzie nie ma treningów, gdzie ciało wyraża to, co skrywa dusza. Czy było to wystarczające, by skraść serca jurorów, którzy mieli ocenić jej fach? Nie było już odwrotu, kiedy stanęła na środku sceny i czekała na to, jaki utwór poleci z głośników. Trafiła się jej jedna z najbardziej klimatycznych piosenek, jakie znała: Ursine Vulpine feat. Annaca - " Wicked games". Zamknęła na chwilę oczy. Zawsze kiedy jej powieki stykały się, widziała szeroki uśmiech długowłosego mężczyzny. Drobne zmarszczki przy jego oczach, które pokazywały się za każdym razem, kiedy cieszył się jak dziecko. Jej kąciki drgnęły lekko w niewielkim uśmiechu. Poczuła lekkie pieczenie w oczach i zaczęła tańczyć. Momentalnie wyłączyła myślenie, a jej ciało zaczęło mówić w języku duszy, ukrytych na dnie serca pragnień, porażek, sukcesów. Upadała, podnosiła się, wirowała, a jej uczniowie siedzieli oczarowani swoją byłą nauczycielką. Płynne ruchy drobnej dziewczyny urzekały gracją i wdzięcznością. Śpiewała cicho pod nosem, by czuć się jednością z płynącą muzyką.


Jason wszedł za Suzy na widownię filharmonii, chwilę po tym, kiedy Alex zamknęła oczy i rzuciła się w wir tańca. Uwielbiał patrzeć, kiedy znajdowała się we własnym żywiole, robiąc to, co kochała najbardziej. Czuł jej ból, który starała się wyrazić, a piosenka sprawiała, że na jego skórze pojawiała się gęsia skóra. Stał jak wryty w otwartych drzwiach i podziwiał jej piękno. Niby już dawno je zauważył, a jednak wciąż miał wrażenie, jakby z każdym jej ruchem odkrywał je na nowo. Był wdzięczny, że przyszła właśnie do jego baru, tak mokra, zmarznięta, bezradna i załamana. Postanowił zaufać przeznaczeniu i rzucić się w jego wir. Długo rozmyślał o tym, że nic nie dzieje się bez powodu. Był gotów spróbować z dziewczyną wspólnego życia, o ile i ona dalej tego chciała. 


Alex uchyliła w końcu powieki i stanęła jak wryta. Patrzyła na cień, stojący w drzwiach i zastanawiała się, czy ma omamy, czy mężczyzna naprawdę tam stał. Czuła jak jej serce telepało w klatce piersiowej. Strach mieszał się z nadzieją. Podeszła do skraju sceny, porzucając dalszy występ, po czym zeskoczyła z niej. Szła powolnym krokiem, ale cień zdawał się nie ruszać. Bała się, że to tylko wytwór jej wyobraźni, dopóki nie zobaczyła, jak rozkłada ramiona. Prosty gest, był niczym zapalnik, który sprawił, że dziewczyna rzuciła się pędem, pokonując kolejne schodki. Zostawiała za sobą tylko zapach perfum i spadające łzy. Wpadła w jego ramienia z wielkim impetem, kiedy przyłożyła dłoń do dłoni i docisnęła je do swojej  piersi. Poczuła jak jego mięsnie napięły się w silnym uścisku, za którym tak bardzo tęskniła. 
— Ciii... — wydusił z siebie, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Spodziewał się, że wyzwie go od najgorszych, zmiesza z błotem za to, co zrobił, ale nie tego, że padnie mu w ramiona. Spojrzał na Suzy, która po kryjomu otarła łzę wzruszenia i przełknęła gulę w gardle, by sama się nie rozpłakać na widok swojej przyjaciółki. — Zaraz zabiorę cię stąd... — dodał, a ona pokiwała tylko głową i łkała cicho, zatopiona twarzą w jego torsie. Zapach jego perfum, był jak najsłodsza woń, uwielbiała go, bo skutecznie pieścił jej zmysły. 
— Co ty tu robisz? — wydusiła w końcu z siebie. 
— Przyjechałem zobaczyć jak tańczysz. — odpowiedział, ale szybko skarcił się w myślach. Nie taki był jego cel, pomimo, że zawsze lubił na nią patrzeć. — A tak serio... Nie zastałem cię w domu i musiałem cię znaleźć, bo chcę z tobą porozmawiać. — dodał szybko i potarł jej policzek. Nie musiał czekać długo, by wtuliła twarz w jego ciepłą dłoń. Nawet nie zwrócili uwagę na kobietę z jury, która podeszła do nich, by spytać, co dalej z występem. 
— Nic pani nie poradzi, to jest miłość. Już nie będzie tańczyć, zapewniam. — powiedziała cicho Suzy, by nie przeszkadzać zakochanej parze i zbyć jednego z jurorów. Wysoka, blada jak ściana kobieta, pokręciła tylko z niedowierzaniem głową i wróciła w stronę swojego stolika. Suzy nie oczekiwała już nawet tego, że przyjmą Alex. Najważniejsze było, że trafiła w najlepsze dla niej ręce. 


— Pojedziesz ze mną motorem? — zapytał cicho do jej ucha, a ona tylko siknęła twierdząco głową. Przełamała już strach przed tymi pojazdami, a szczególnie kiedy on prowadził. Jason zsunął z ramion swoją skórzaną kurtkę, będąc świadomym tego, że dziewczyna nie miała odpowiedniego ubrania na motor. Podał jej swój kask, po czym odsunął się nieco od niej i złapał za jej dłoń. Nie musiał nic mówić, bo rozumieli się bez słów. Dziewczyna ruszyła za nim. Powoli wyprowadził ją z wielkiego budynku, gdzie pod samymi drzwiami stał Harley Davidson. Odwrócił się do niej przodem i zapiął jej kask, po czym gestem zaprosił na motor. Usiadła przed nim i wtuliła się niczym małpka. Ubrany w krótki rękawek, bez kasku, ruszył w stronę apartamentowca. Dziewczyna nie wierzyła w to co się działo. Opierała o niego głowę i patrzyła na ludzi, którzy krzątali się po mieście w celu załatwienia swoich spraw. Bała się, że zaraz wszystko się skończy, a ona obudzi się w swoim łóżku i będzie mogła tylko stwierdzić, że to co się właśnie działo, było tylko pięknym snem. Na samą myśl, zacisnęła mocniej ramiona. Jason spojrzał na nią przez chwilę i przyspieszył, by jak najszybciej zabrać ją do domu.


Kiedy podjechał pod apartamentowiec, pomógł jej zsiąść z motoru i zabrał kask. Wciąż miała mokre policzki i nieco podpuchnięte oczy. 
— Musimy wejść na górę, bo nie mogę sobie pozwolić na głupie rozmowy w miejscu publicznym. 
— Jason, ja... Nie chcę teraz wyjaśnień, czy mógłbyś po prostu wejść na górę i przez jeszcze chwilę nie wypuszczać mnie z ramion, proszę. — powiedziała cichym tonem, ale nie zamierzał jej odmawiać. — Nie wiem, co chcesz mi powiedzieć, ale przez te kilka dni przeszłam piekło i... — przerwał jej, łapiąc za jej podbródek i uniósł go nieco do góry, zmuszając ją, by na niego spojrzała. 
— Nie musisz o to prosić, a teraz na górę, bo musimy zrobić drinka i porozmawiać. — skwitował i ruszył z nią  w stronę windy. Wjechali na odpowiednie piętro i weszli do mieszkania. Chłopak udał się w stronę barku i nalał im po drinku, by ukoić zszargane nerwy. Nie przyznawał się głośno, ale i jego serce niemal pękło z żalu, gdy płakała mu w ramionach, a przed nim wciąż czekało najgorsze. 

Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz