4. Zemsta najlepiej smakuje na zimno.

199 12 28
                                    

— Śpisz? — zapytał James, kiedy Alex leżała już dobrą chwilę nieruchomo. Nie spała, wpatrywała się w ścianę i szukała na niej odpowiedzi, na nurtujące ją pytania. Dlaczego jej to zrobił? I czy naprawdę był chory? Przecież w końcu zawsze to ona musiała prosić się o seks i zabiegać o jego uwagę, a wiele razy było to i tak jak grochem o ścianę. Wszystko przeczyło jego słowom, ale nie miała stu procentowej pewności, że kłamał i nie była w stanie tego stwierdzić. Westchnęła lekko, nim odpowiedziała. 
— Nie, jeszcze nie śpię. — powiedziała cicho, ale nie odwróciła się, nie chcąc po raz setny wybuchać niekontrolowanym śmiechem. Po jej uderzeniu chłopak miał praktycznie cały siny nos, a po lewej stronie rozlewało się to niemal pod oko. A ona? Wracała wspomnieniami do tego, co zdarzyło się w piekle i nieznajomego mężczyzny, przy którym niemal cały czas miała wrażenie, że już go kiedyś, gdzieś widziała. Był dla niej tak wielką zagadką, że praktycznie cały czas siedział jej w myślach, gdzieś w kącie jej głowy. Głos, zapach, wygląd, gest... Nigdy nie pomyślałaby nawet przez chwilę, że ktokolwiek tak bardzo zawróci jej w głowie. 
— Przepraszam za ten cyrk. Nie wiem, co mi odbiło... Mogę się przytulić? — spytał niepewnym tonem. 
— Możesz. — odpowiedziała mu i przesunęła się po białej pościeli w stronę chłopaka. Przymknęła oczy, zaciskając mocno powieki. Kiedy tylko przełożył przez nią dłoń, jej wyobraźnia oszalała... Zamiast Jamesa, wyobrażała tam sobie, bezimiennego faceta z baru. Sama się za to karciła w myślach, jednak było to silniejsze od niej samej. Zasnęła w końcu, z podwinięta pod siebie kołdrą. Spała dość spokojnie, śniąc o nieznajomym.


Obudziła się z rana i uśmiechnęła się szeroko. Wyszła z łóżka i ruszyła powolnym krokiem w stronę łazienki, bujając lekko biodrami na boki w rytm muzyki, która odtwarzała się w jej głowie. Miała dziwnie dobry nastrój, ale cieszyła się z tego powodu. Weszła pod prysznic i puściła strumień ciepłej wody. Zaczęła lekko bujać biodrami, wodząc dłońmi po mokrym ciele. Wodziła dłonią po dekolcie, potem przejechała nią pomiędzy piersiami, przez brzuch, aż zatrzymała ją na swoim kroczu. Wsunęła palce pomiędzy wargi sromowe i zaczęła zaczepiać palcami łechtaczkę. Po chwili ruchy stały się bardziej okrężne i bardziej agresywne. Nie trzeba było jej wiele, by jej usta rozchyliły się w niemym krzyku, kiedy jej ciało przeszył orgazm. Zatrzęsła się nieco i roześmiała z przymkniętymi oczami. Sięgnęła po myjkę i umyła się szybko, wyszła spod prysznica i otuliła się ręcznikiem, po czym udała się do umywalki. Wycisnęła nieco pasty na szczoteczkę i zaczęła szorować zęby. Następnie sięgnęła po antyperspirant i ulubione perfumy we flakonie w kształcie buta na obcasie. Ściągnęła z siebie ręcznik i naga przeszła do garderoby. Ubrała pseudo skórzane leginsy, buty na wysokim obcasie i koszulę w czerwono-czarną kratę, z dłuższym tyłem. Zaczesała włosy w koczek i ruszyła na dół, gdzie czekało śniadanie. Spojrzała na Jamesa, unosząc brew. 
— Dzień dobroci dla zwierząt? — zapytała, jednocześnie informując o swoim przybyciu. 
— Nigdy nie miałem cię za... — urwał, bo chyba nigdy nie widział jej w stroju z pazurem, zawsze wolała skromniejsze ubrania i buty na płaskiej podeszwie. —...Zwierzę. — dokończył po chwili. — Dla kogo się tak wystroiłaś? — zapytał i podał koktajl owocowy do śniadania. Dziewczyna usiadła po stronie stołu, gdzie zawsze mężczyzna siadał. 
— A muszę stroić się dla kogoś? Ubrałam się, bo mam taką ochotę. — wzruszyła ramionami i wzięła się za jedzenie. Bardzo jej smakowało, ale nie przyznała się do tego, nie chcąc mu dawać żadnej, choćby najmniejszej, satysfakcji. Kiedy zjadła, odeszła od stołu i poszła na górę. Poprawiła makijaż i sięgnęła po swój trykot i baleriny. Nie były tak zniszczone, jak przypuszczała, ale na bank musiała pojechać po nowe. Kiedy złapała za strój, poczuła zapach perfum nieznajomego mężczyzny. Uniosła ubranie do nosa i zaciągnęła się zapachem, przymykając oczy. 
— Co robisz? — usłyszała za sobą głos chłopaka. — Możesz mi zakryć tego siniaka? 
— Noś go jako trofeum. — odpowiedziała, wkładając ubranie i buty do torby. — Zawsze możesz powiedzieć, że upadłeś pięć razy na klamkę? — widziała, jak po jego ciele rozeszła się gorycz. Zacisnął pięści ze złości, a ona omal nie wybuchła śmiechem, wiedząc, że jego idealna wizja dnia, została zachwiana. 
— Zarezerwowałem wieczorem stolik w knajpie. — powiedział z lekkim uśmiechem. 
— Po co? Jak miałam ochotę na randki, to jakoś nigdy sam z żadną propozycją nie wyszedłeś. — wzruszyła lekko ramionami, dokładając do torby powerbank.
— Nasi rodzice chcieli się z nami spotkać, pamiętasz? — zamarła bez ruchu, na śmierć zapomniała o tym niefortunnym spotkaniu, na które zgodziła się jakieś dwa tygodnie temu. westchnęła nieco zrezygnowana. 
— Nie mogłeś mi przypomnieć wcześniej? Poza tym, nie sądzisz, że między nami nie jest najlepiej i to nie pora na rodzinne spędy? — zapytała poirytowana. Nie miała ochoty robić dobrej miny do złej gry, a tak mniej więcej zawsze wyglądały rodzinne spotkania. Jej rodzice widzieli w Jamesie idealny materiał na zięcia, a dla swoich rodziców był oczkiem w głowie. Tematy kręciły się głównie wokół szkoły i kariery mężczyzny, a ona sama czuła się tam jak piąte koło u wozu. Raz nawet wyszła ze spotkania i poszła się przejść po ogrodzie, ale kiedy wróciła nikt nie zdawał się zauważyć jej nieobecności. 
— Obiecaliśmy, więc powinniśmy dotrzymać słowa. Zatrzymajmy nasze problemy dla nas... Nie ma co stresować rodziców. — James nie zdawał się zbytnio przejmować tym spotkaniem. Uznał, że skoro dziewczyna wróciła do domu i została na noc, to ich sytuacja jest nieco bardziej klarowna i Alex uspokoiła się na tyle, żeby mu wybaczyć. 
— Nie ma co stresować rodziców? Czy ty siebie słyszysz? Zdradziłeś mnie i oczekujesz, że jeszcze będę nakręcać dalszą dramę i okłamywać twoich rodziców? — prychnęła niezadowolona pod nosem. — Kluczyki. — powiedziała chłodnym tonem i wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Jednak kątem oka spostrzegła, że proszony przedmiot leżał na komodzie. Zgarnęła je w garść i ruszyła do drzwi. — Pośpiesz się. — rzuciła na odchodne i wsunęła na nos okulary przeciwsłoneczne. Podeszła do auta i wsiadła za kierownicę, wsuwając kluczyki w stacyjkę. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy prześladujący ją od rana zapach, znów popieścił jej zmysły. James spojrzał za dziewczyną, nie poznawał jej. Nigdy nie zachowywała się tak pewnie i nie odzywała się tak w stosunku do niego. Wyszedł po chwili zamykając mieszkanie i podszedł do auta od strony kierowcy. Uchylił jej drzwi. 
— Możesz... 
— Nie. — ucięła krótko i zatrzasnęła ponownie drzwi, o mały włos nie łamiąc mu przy tym palców. — Jak ci się nie podoba, to możesz jechać autobusem. — powtórzyła jego słowa i odpaliła silnik, przyciskając nieco pedał gazu. Przeciągnęła przez siebie pas i zapięła go. Zapaliła światła i spojrzała w tylne lusterko. Szedł jak na skazanie, a ona tylko pokiwała głową na boki. Denerwowało ją jego zachowanie. Czuła się, jakby przynajmniej musiała go przeprosić za to, że przyłapała go na zdradzie. Kiedy łaskawie zajął miejsce, wycofała z podjazdu i ruszyła w kierunku szkoły. Jechała dość agresywnie i wsłuchiwała się w jeden z utworów, który aktualnie leciał w radiu. 
— Może zwolnij, trochę. — upomniał ją, kiedy przejechała w ostatnim momencie na zielonym. 
— Przecież to ja dostane mandat, a nie ty, a jak rozwalę auto, to się naprawi. Nie sraj ogniem. — skwitowała go, a jej ciśnienie rosło z każdym słowem mężczyzny. Nie sadziła, że tak szybko wyjdzie ze strefy płakania i użalania się nad sobą. Teraz przemawiała przez nią spora obojętność, a w głowie wciąż brzmiały jej słowa nieznajomego mężczyzny, że ma być silna. Niby to był niewielki gest, kilka zwykłych słów, a dały jej tak wielką motywację, że stąpała twardo po ziemi i nie pozwalała, by emocje wzięły nad nią górę. Po nocy w mieszkaniu obcego faceta, zaczęła nieco inaczej patrzeć świat, bo wiedziała, że dobro było tam, gdzie człowiek najmniej by się tego spodziewał. Miało to jednak swój umiar. Stanęła na pasie, do skrętu na parking szkoły, kiedy ujrzała motocyklistę na masywnym motorze.Miał zasłonięta twarz i gogle, jednak sylwetka odpowiadała idealnie nieznajomemu. Wstrzymała na chwilę oddech. 
— No jedź... — pośpieszył ją, kiedy chyba po raz trzeci ominęła możliwość podjęcia manewru. To sprowadziło ją na ziemię i wjechała w końcu na parking. Zaparkowała pojazd na tym samym miejscu, co zawsze. Zgasiła silnik, odpięła pasy i wysiadła, zamykając auto. — Daj kluczyki. 
— Zapomnij... — wręcz warknęła na niego, ale miała ciche przeczucie, że coś było nie tak. Weszła do kuchni, gdzie wszyscy szeptali coś między sobą. Posyłając jej szerokie uśmiechy. Nie wiedziała jeszcze, co czekało w gabinecie pana dyrektora. Przedarła się przez mały tłum, przepraszając dzieciaki i prosząc ich o rozejście się do klas lekcyjnych. Kiedy przedarła się przez tłum, ujrzała coś, czego nie spodziewała się w żadnym scenariuszu. Na szybach przy drzwiach do sekretariatu, były wywieszone zdjęcia dyrektora, posuwającego sekretarkę, a sama zainteresowana stała zapłakana i była pocieszana przez swoje koleżanki. Całe biuro było zdewastowane, a na ścianach czerwonym spray'em było napisane "kurwa", a w gabinecie James'a widniał napis "kurwiarz". 
— Proszę się rozejść! — usłyszała wołanie lubego, ale dzieci zamiast traktować go z szacunkiem, śmiały mu się prosto w twarz. — Nie, nie, nie... Co to do cholery ma być?! — wydarł się, jakby go ze skóry przynajmniej obdzierali. Nie musiała pytać, bo była pewna, że poza nimi, wiedziała tylko jedna osoba i to musiała być jego sprawka. Zasłoniła dłonią usta i zaczęła się śmiać. — Z czego się kurwa cieszysz? — warknął na nią i pościągał z szyb zdjęcia, po czym zasłonił żaluzje, oddzielając biuro od reszty szkoły. 
— Bo karma cię dopadła... Rodzice dzieciaków, jak się dowiedzą, zrzucą cię ze stołka i już nigdy na niego nie powrócisz.  — prychnęła pod nosem i obróciła się na pięcie. Ruszyła w stronę swojej sali, gdzie rozpięła torbę i miała się przebierać. Jednak myślenie o tym, co własnie się działo wokół niej, nie pozwoliło jej tego zrobić. Wrzuciła trykot do torby i zabrała ze swojej poprzedniej torby telefon. Tak, jak się spodziewała, urządzenie było rozładowane. Szybko podpięła je pod powerbanka i usiadła na szerokim parapecie z miękkim siedziskiem i poduszkami. Zaparła obcasy o ścianę wnęki i kiedy tylko telefon wrócił do życia na tyle, by go włączyć, szybko włączyła mapy i zaczęła przeszukiwać drogi, kiedy po wpisaniu nazwy baru nic jej nie wyskoczyło. Nie do końca pamiętała trasę. Jej uśmiech poszerzał się wraz ze zbliżaniem do celu. Kiedy udało jej się ustalić, gdzie znajdował się bar, zeskoczyła z okna i wzięła torbę. Przerzuciła ją przez ramię i weszła do sekretariatu. — Wypisz za mnie zastępstwo lub kogo się da wyślij do domu. — powiedziała do Any, opierając się o biurko. Mnie dzisiaj nie będzie. — powiedziała, a nierozgarnięta sekretarka, którą posuwał James, uciekała wzrokiem, gdzie tylko mogła. Alex bawiła się przednio, śmieszyło ją jej zachowanie. — Na jego kutasie mogłaś się skupić, to skup się na tym, co teraz ważne. Jesteś zwykłą kurwą, namiastką kobiety, bo hańbisz dobre imię nas wszystkich. Liczę, że kiedyś znajdziesz się w takiej samej sytuacji jak ja i zrozumiesz, jak bardzo to boli. Tylko ktoś bez rozumu bierze się za zajętych facetów, porządna dziewczyna, powiedziałaby: "Ogarnij się, masz kobietę, idź i kochaj się z nią najlepiej jak potrafisz." Niestety, niektórych nie stać na solidarność jajników. — poklepała ją po policzku. — Teraz skup się na pracy, bo obciąganie szefowi już cię nie uchroni przed zwolnieniem. Wierz mi lub nie, ale jutro będzie tu pewnie z siedemdziesiąt procent rodziców. Wiesz na kogo zwali winę? — roześmiała się złowrogo. — Teraz pisz zastępstwa, wywieszę je, wychodząc. 
— Zwariowałaś? — usłyszała za sobą. — Czemu ją wyzywasz? To nie jej wina... — w głosie Jamesa wyczuwała złość i frustrację. — Masz dwa lata?
— Dwa i pół... Wina leży po środku. Ogarnijcie ten burdel i przygotujcie się na piekło, bo telefony pewnie za jakąś godzinę zaczną się urywać. 
— Nie uważasz, że powinnaś przyjść do mnie prosić o wolne. Jestem w końcu twoim szefem. — spojrzał na nią z groźną miną na twarzy, a dziewczyna roześmiała się w głos. 
— Błagam, nie rób scen, a co? Zatrzymasz mnie? Mam coś do załatwienia. — dodała i kiedy tylko dostała karteczkę, zabrała ją i wyszła, trzaskając jak najmocniej drzwiami. Ruszyła korytarzem z torbą przewieszoną przez ramię. Przypięła informację na tablicę i wyszła z budynku. Wsiadła do auta i ruszyła w stronę Piekła. Puściła głośno muzykę i bujała lekko głową do rytmu. Czuła się wręcz przesiąknięta nienawiścią do mężczyzny, który poprzez seks w toalecie, skreślił ich wspólny związek i choćby mu przebaczyła, nie byłaby w stanie zaufać już nikomu innego. Przyspieszyła, wbijając w podłogę pedał gazu, a kiedy wjechała w zalesione tereny, po jej plecach przeszedł przyjemny dreszcz, który sprawił, że po jej plecach rozeszła się fala ciepła.


Zatrzymała auto pod barem i weszła do środka. Przykuwając po raz kolejny uwagę wszystkich. 
— Gdzie on jest? — zapytała zdeterminowanym, dość groźnym tonem. 
— Zależy kogo szukasz? — usłyszała za swoimi plecami, męski ciepły głos. Dało się w nim wyczuć nutkę rozbawienia, bo dobrze wiedział w jakim celu przybyła. Odwróciła się do niego przodem, niemal wbijając nos w jego klatkę piersiową, kiedy stał dosłownie milimetry od niej. 
— Dobrze wiesz, że ciebie. Do auta. — powiedziała i złapała go za dłoń, ciągnąc w stronę swojego Audi. Nie opierał się, a dwuznaczne buczenie jego kolegów, sprawiło, że bawił się jeszcze lepiej. Wsiedli oboje do auta i zatrzasnęli drzwi. 
— To porwanie? — zaśmiał się pod nosem. 
— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytała zawieszając wzrok na barowym neonie, który skrzył lekko, niby zapraszając do środka. 
— Co takiego? — udawał, że nie wiedział, o co chodziło. Pogrywał z nią, ale ona nie zamierzała brnąć w tą bezsensowną grę. Potrzebowała odpowiedzi. 
— Dlaczego zdewastowałeś mu biuro? Na dodatek ośmieszyłeś go i ją przy całej szkole... — powiedziała, nie siląc się nawet na spojrzenie na niego, bo nie chciała się wybić z rytmu. 
— Skąd wiesz, że to ja? — zapytał ze spokojem i rozejrzał się na prawo i lewo. 
— Widziałam cię, nie przecz, że to nie byłeś ty... Poza tym, masz bardzo specyficzne perfumy... Cały sekretariat pachniał tobą. — w końcu zawiesiła na nim wzrok, a on? Uśmiechał się szeroko. 
— Cieszę się, że kręci cię mój zapach. — powiedział rozbawiony, a na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Nie chciała, by w żaden sposób tak to zabrzmiało. Spojrzeli sobie w oczy i po raz kolejny złapał ją za twarz, przysuwając do swojej. — I powiem ci więcej... Nie uważam, żebyś zasługiwała na taki los, a ty pewnie nie zrobiłaś z nim nic. — wyrwała mu się i roześmiała. Złapała za telefon i pokazała mu obitą twarz Jamesa. Uniósł brwi, był pewien podziwu. Po tym jak przepłakała wieczór, nie sądził, że będzie miała na tyle wewnętrznej siły, by go uderzyć. — Okej... Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. 
— Teraz mi odpowiesz... — niemal rzuciła się w jego kierunku. Potrzebowała odpowiedzi, a pytań było coraz więcej. Mruknął tylko i przeklął pod nosem. Złapał za jej policzki i dociągnął ją do siebie, bo wiedział, że tylko tak zdezorientuje ją na tyle, by uciszyła się i wysłuchała go. 
— Nie posądzaj mnie o coś, czego nie zrobiłem. Byłem tam, ale to nie ja zrobiłem tą demolkę. Podziękuj moim kumplom, że tak przejęli się losem prima baleriny z wielkiego miasta... Ja wpadłem ich ogarnąć, bo nawet nie wiedziałem, czy dobrze trafili. Bronisz go? Czy tylko mi się wydaje? — ściszył ton głosu, był na tyle blisko jej twarzy, że przez chwilę miała wrażenie, że smyrał ją zarostem po twarzy. Uchyliła usta, by coś powiedzieć, ale zabrakło jej po raz kolejny słów. — Pamiętaj, że zemsta najlepiej smakuje na zimno... Ochłoń dziewczyno, a potem daj mu popalić, tak by zapamiętał do końca życia. Kiedy tu płakałaś on znowu posuwał tamtą i myślisz, że uronił łzę? — prychnął z pogardą, a jego oddech popieścił jej usta. — Teraz wracaj skąd przyszłaś... Moi chłopcy już ci nie wejdą w drogę i baw się na swoich zasadach. — odepchnął nieco jej twarz, a sam wysiadł z auta i zatrzasnął za sobą drzwi, aż cały pojazd zabujał się. Odprowadziła go wzrokiem. Kim on do cholery był? I dlaczego działał na nią w taki sposób? Odpaliła auto i wróciła w stronę miasta, czując, że ma w głowie jeszcze większy mętlik, niż przed przyjazdem do baru. 

Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz