Alex obudziła się kilka minut po 10:00. Jej głowa zdawała się być cięższa, niż kiedykolwiek wcześniej. Widziała, jak James kręcił się po sypialni.
— Wstała księżniczka... — prychnął pod nosem, a ona spiorunowała go wzrokiem. Nie miała dzisiaj najmniejszej ochoty na kłótnie, ani przepychanki ze swoim facetem. W ustach miała jeszcze posmak nieprzetrawionego alkoholu. Sięgnęła kitki, która zdążyła się rozwalić przez noc, a kiedy poczuła pod palcami aksamitny materiał, momentalnie usiadła. Zsunęła z włosów gumkę i spojrzała na nią, przejeżdżając po niej palcami. Teraz już wiedziała, że to nie był sen i musiała się spotkać z Jasonem. Przesunęła delikatnie opuszkami po swojej wardze i aż nią zatelepało. Czuła jeszcze jego usta i delikatnie łaskoczący zarost na twarzy. — Może wstaniesz? I co tak jebie w tej sypialni? Zmieniłaś perfumy? — mężczyzna kontynuował swój wywód i otworzył okno. Dobrze znała ten zapach, należał do nieznajomego z przydrożnego baru. Pokiwała lekko głową na boki, jakby nie mogła uwierzyć, że całowała się na łóżku, z niemal obcym jej facetem, podczas gdy jej facet spał obok. Stoczyła się? Na bank, ale nigdy nie powiedziałaby, że będzie się z tym czuć tak dobrze.
— Daj mi już spokój, czepiasz się, bo co? Poszłam do klubu się pobawić, a ty zostałeś sam w domu? Co ty masz pięć lat, żebym musiała cię wszędzie ze sobą zabierać? — prychnęła i wyszła z łóżka, kierując swoje kroki do łazienki. Ściągnęła z nadgarstka gumkę do włosów w kolorze brudnego różu i zawiesiła ją na zlewie. Weszła pod prysznic, gdzie pozwoliła letniej wodzie spływać beztrosko po jej ciele. Zamknęła oczy i próbowała sobie przypomnieć każdą chwilę z poprzedniej nocy. Pamiętała jak w ostatniej chwili ją złapał, wyniósł z klubu i zadbał o to, by się nie upokorzyła. Zaparła się dłońmi o ścianę i spuściła głowę. Mokre włosy opadły do przodu, wypuściła powietrze. Przecież to nie była jej liga, przy nim czuła się jak nic nie znaczący pyłek kurzu. Po chwili rozmyślań sięgnęła po kolorową myjkę i nalała na nią nieco żelu. Zaczęła się myć, po czym spłukała mydliny. Wzięła się za umycie włosów, a kiedy skończyła, wyszła spod prysznica i sięgnęła po ręcznik. Wytarła do sucha swoje ciało, po czym podeszła do zlewu, gdzie wyszczotkowała zęby i zabrała różową gumkę do włosów, którą wsunęła na nadgarstek. Spojrzała jeszcze raz w swoje odbicie, miała nieco podkrążone oczy po ciężkiej nocy, ale nic poza tym nie wskazywało na wypad do baru. Przeszła nago do garderoby i założyła ulubiony dres. Podeszła do łóżka, rzeczywiście w powietrzu unosił się jeszcze zapach perfum Jasona. Uśmiechnęła się pod nosem i poprawiła łóżko, zamykając zaraz okno. Zeszła po schodach i weszła do salonu, rzuciła się na fotel z impetem, po czym odpaliła telewizor. Włączyła program muzyczny i oparła brodę na podłokietniku, kładąc się w poprzek siedziska.
— Włączysz coś bardziej normalnego? — James usiadł na kanapie z talerzem pełnym tostów. Niemal skręciło jej żołądek, kiedy poczuła zapach zapiekanego sera z szynką. Momentalnie zerwała się z fotela i wyciągnęła rękę, by zgarnąć jeden z trójkątów. Poczuła tylko pieczenie na dłoni, kiedy była już milimetr od talerza. Spojrzała z wyrzutem na chłopaka. — Tam jest toster, zrób sobie. — powiedział, a dziewczynie ręce opadły. Do oczu naszły jej łzy, bez słowa rzuciła w niego pilotem i wyszła do dużego aneksu kuchennego. Nie zrobiła jednak jedzenia. Podłamana tym gestem, zjechała plecami po wyspie kuchennej, podciągnęła nogi pod brodę i objęła je ramionami. Otarła z policzków łzy. Normalnie kazałaby mu spierdalać, ale że miała nie najlepszy dzień, dobiło ją to. Przełknęła ślinę i wstała po chwili, zgarnęła z lodówki dużą butelkę jogurtu pitnego i uciekła na piętro. Wlazła do łóżka i spojrzała na telefon. Otworzyła przeglądarkę i wpisała imię i nazwisko aktora, który ostatnio namieszał jej w głowie. Siedziała kilka godzin, przeglądając filmiki, zdjęcia i szukając jak najwięcej informacji. Usnęła z telefonem w dłoni, kiedy poczuła zmęczenie. Wtuliła się w poduszki i podkuliła nogi.
— Wstawaj... — usłyszała nad sobą i uchyliła zaspane oczy, zasłaniając rażące ją światło dłonią. — Za godzinę musimy wychodzić, jedziemy na spotkanie z rodzicami.
— Kurwa... Przełóż to... — mruknęła cicho, bo nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka.
— Już to raz zrobiłem, pamiętasz? Dziewczyno, co się z tobą ostatnio dzieje? Nigdy nie zachowywałaś się tak dziwnie...
— Nigdy nie przyłapałam cię wcześniej na zdradzie... Dziwisz się, że mi źle i smutno? — prychnęła pod nosem i podniosła się.
— Długo jeszcze zamierzasz mi to wytykać? Popełniłem błąd i wyciągnąłem z tego lekcję życia. — spojrzał w jej oczy i usiadł obok niej. Objął ją ramieniem i chciał pocałować, ale dziewczyna odsunęła twarz. Nie miała najmniejszej ochoty, by ją całował. — Jak chcesz... Teraz ubieraj się, bo rodzice za godzinę się zjadą do mojego rodzinnego domu.
— Co?! To nie w restauracji? — powiedziała i padła bezwładnie na łóżko. Było jej nie w smak spędzać czas u niedoszłych teściów, szczególnie, że byli bardzo pedantycznymi ludźmi i cały dom był zawsze wyszorowany na błysk.
— Nie, nie w restauracji. Zaczniesz się zbierać, czy jedziesz w tym pomiętym dresie? — zapytał i nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo kusił ją wybór dresu. Podniosła się i poszła do garderoby, założyła bieliznę i zaczęła przeglądać swoje sukienki. Zdecydowała się na czarną, błyszczącą mini z jednym rękawem. Zaczesała włosy na gładko i związała je w wysokiego kucyka. Spojrzała na swoją dłoń, na której wciąż była aksamitna gumka do włosów, postanowiła ją sobie zostawić, jako amulet na szczęście. Dobrała naszyjnik i kolczyki, po czym usiadła przy toaletce i postawiła na mocny, ciemny makijaż. Miała ochotę zrobić wszystkim na złość i przestać wyglądać jak grzeczna dziewczynka, spełniająca oczekiwania świata. Liczyła na to, że usłyszy nieprzychylne komentarze, że wygląda jakby się spod latarni urwała. Podeszła do szafki z butami i wybrała wysokie czarne szpilki, z czerwonymi spodami na platformie. Założyła je na nogi i zwieńczyła strój ulubionymi perfumami. Zabrała czarną kopertówkę i wsadziła do niej telefon, chusteczki, papierosy i klucze. Spojrzała w lustro, sama siebie nie poznawała, ale czuła wewnętrzną potrzebę podkreślenia swoich atutów. Zeszła powoli na dół, gdzie siedział James, zerkając na zegarek. — Dłużej się nie da... — urwał kiedy zmierzył wzrokiem Alex, nie spodziewał się, że aż tak się wystroi. Nigdy nie widział jej w tak odważnym wydaniu. — Wyglądasz pięknie. — położył dłonie na jej biodrach, ale dziewczyna szybko je odtrąciła i z impetem odsunęła od siebie.
— Możesz patrzeć, ale zakaz dotykania. — warknęła wręcz na niego i ruszyła w stronę wyjścia z mieszkania. Nawet nie walczyła o prawo do prowadzenia samochodu. Wsiadła od strony pasażera. Trzasnęła drzwiami i poczekała, aż mężczyzna zajmie miejsce obok niej. Wsiadł po chwili i odpalił auto, ruszając w stronę domu swoich rodziców.
— Niezbyt odważnie jak na rodzinne spotkanie? — zapytał z lekkim uśmiechem, nie chcąc jej urazić. Pokiwała głową na boki, wciąż nie wierząc w jego słowa.
— James, ale serio...? Chuj ci do tego, co ja mam na sobie. Jak będę miała ochotę to i w worku po ziemniakach będę paradować. Rżnąc swoją sekretarkę straciłeś prawo do wypowiadania się w wielu kwestiach, a jak przesadzisz, to wierz mi, że to będzie nasz ostatni wspólny wyjazd. Mam dość tego cyrku... — prychnęła pod nosem. — Co byś zrobił, gdybym była w klubie i upadła? — zapytała nagle.
— Co? Co to za pytanie? Nie wiem, no pewnie nic, bo z reguły takie upadki nie są groźne, więc podniosłabyś się, ewentualnie pomógłbym ci wstać. — dodał i wzruszył lekko ramionami, nie rozumiejąc jakie miała zamiary, zadając mu te pytania. Westchnęła ciężko, bo idealną odpowiedzią, byłoby po prostu, że nie pozwoliłby jej upaść, ale czego więcej mogła spodziewać się po kimś, kto grzmocił swoją sekretarkę? Zamilkła i patrzyła przez okno, to zerkała sobie sama w oczy, kiedy jej twarz odbijała się w szybie. Życie zdawało się pędzić tak szybko, jeszcze tydzień temu, żyła w błogiej nieświadomości, że coś działo się złego. Była uśmiechnięta, wczuwała się w swoją pracę i to było dla niej całym światem. Wiedziała, że ma wstać rano, naszykować śniadanie, wyjadą wspólnie do pracy, wrócą, zrobi obiad... Wszystko było stateczne i poukładane, a tu nagle wszystko rozsypało się niczym domek z kart. Nie myślała już w ogóle o pracy. Było jej wszystko jedno, czy jedzenie zostanie podane na czas, czy w ogóle cokolwiek było w lodówce. Myśli cały czas uciekały do jednego człowieka, który podał jej dłoń i nie żądał niczego w zamian. Miał w sobie coś, co nie pozwoliło przejść obok niego obojętnie. Może to fakt, że wyglądał tak groźnie, a w rzeczywistości był naprawdę ciepłym i pogodnym człowiekiem. Kimś, kto nie był głuchy, ani ślepy na ludzkie nieszczęścia? Auto zatrzymało się pod wielką willą na przedmieściach, którą brunetka uważała za przejaw przerostu formy nad treścią. Nawet krzewy i trawnik były idealnie przycięte, a pod drzwiami leżała wycieraczka z napisem "Welcome". Stanęła pod drzwiami, czekając, aż James wyjdzie z auta. Obróciła się, żeby go popędzić, kiedy ujrzała dwa, wielkie bukiety kwiatów.
— To dla mnie? — zapytała, nie znając jeszcze intencji chłopaka.
— Nie, głuptasie, dla naszych mam, nie wypada tak z pustymi rękoma...
— Zamknij się już. — prychnęła zeźlona pod nosem. Miała ochotę tupać nogą i walić głową w ścianę. Nigdy nie doczekała się takiego bukietu. Nawet nie pamięta, by dostała cokolwiek kiedy nie miała żadnych urodzin, czy innego święta. Zwykłe "kupiłem, bo jak to zobaczyłem, to pomyślałem o tobie" nie wchodziło tu w grę. Zadzwoniła kilka razy dzwonkiem.
— Co się tak pieklicie, pali się? — mama Jamesa otworzyła im drzwi, idealny makijaż, paznokcie, dopasowana sukienka i zrobione włosy oraz mdłe perfumy, których dziewczyna szczerze nienawidziła. Wiecznie na twarzy miała szeroki uśmiech, który zdawał się być tak sztuczny, jak jej rzęsy.
— Dobry wieczór. — rzuciła pospiesznie i wyminęła kobietę, pozwalając, by przywitała się z synem. Nie miała ochoty na żadne buziaki i przytulenia, nie chciała, by ktokolwiek ją dotykał, chyba, że nieznajomy. Uśmiechnęła się na samą myśl i przeszła do jadalni, gdzie przy wielkim, dębowym stole, zasiadała pozostała trójka. — Dobry wieczór. — powtórzyła raz jeszcze i nim ktokolwiek zdążył wstać, usiadła sobie na szczycie stołu, gdzie zawsze siadał James.
— Młoda damo, jak ty się ubrałaś, wyglądasz jak... Prostytutka. — powiedziała jej mama, mierząc ją wzrokiem.
— Bo się przebranżowiłam mamo. Z baletu nie da się wyżyć, a tutaj mogę łączyć przyjemne z pożytecznym. Zawsze słyszałam, że jak się pracuje przy czymś, co się kocha, to nie jak praca. — wzruszyła lekko ramionami, a jej matkę zatkało. Przenigdy nie miała odwagi, by wyrazić swoją opinię przy mamie. Zawsze przytakiwała i przyznawała jej rację, nie ważne jak źle mówiła. Dzisiaj jednak była na tyle zmęczona i obolała, ze było jej wszystko jedno.
— John, powiedz jej coś na litość boską! — Evangelina wzburzyła się mocno po kontrowersyjnych słowach córki.
— A co ja mam jej mówić? Jest dorosła, ma swoje lata i wie, co robi... — wzruszył lekko ramionami i powrócił do zaciętej konwersacji na temat amerykańskiego footballu. Brunetka spojrzała na niego z uśmiechem i bezdźwięcznie podziękowała mu.
— Jesteście siebie warci... Zachowuj się tak przy Kathlyn, to szybko stracisz tego młodzieńca, gwarantuję ci to. — pogroziła jej jeszcze palcem. Alexandra nic nie odpowiedziała. Nalała sobie wina i unosząc lekko brwi, upiła kilka łyków. Nie widziała sensu, by dalej się starać i trzymać pion. Jeśli James chciał ciągnąć tą szopkę, to mógł to robić, ale bez niej. Ona dalej czuła się nieswojo, a przede wszystkim oszukana. Miała w oczach łzy, ale trzymała fason na tyle, by nie dać nikomu satysfakcji. Do jadalni dołączyła niedoszła teściowa wraz ze swoim pomiotem. Jednak jedno przykuło uwagę Alex, jej uśmiech był znacznie szerszy. Trzymała w dłoni kieliszek od szampana i nóż, którym zastukała w szkło, przykuwając uwagę wszystkich.
— Moi drodzy... Zebraliśmy się dzisiaj tutaj nie tylko na zjazd rodzinny, ale mój syn, James Richard Johnson, ma coś bardzo ważnego do zakomunikowania. — zrobiła wprowadzenie, a brunetka zmrużyła oczy, nie wiedząc jeszcze co obóz wroga knuł. Nie sądziła, by chłopak miał na tyle jaj, by się przyznać, że ją zdradził, a ich związek wisi na włosku. Co mogło być tak ważnego, że uśmiechy nie schodziły im z ust. Wszyscy zdawali się być tacy niewzruszeni, oczekiwali następnych zdarzeń i łykali to wszystko. Do jadalni wszedł chłopak, dzierżąc w dłoni ogromny bukiet kwiatów. Powolnym, dostojnym krokiem podszedł do matki dziewczyny i uklęknął przy niej.
— Pani Evergreen, Panie Evergreen... — skinął głową w kierunku jednego i drugiego. — Chciałbym prosić o rękę Alexandry. — zawrzało, rodzice zaczęli się cieszyć, kiedy nagle przerwała im potężna salwa śmiechu. Brunetka nie szczędziła sobie, niemal wyjąc z rozbawienia. Odsunęła nieco krzesło do tyłu i założyła nogi na stół.
— Alex! Co ty wyczyniasz?! Tak nie wypada! — jej matka od razu dostała ewidentnej apopleksji szału. Jednak ona nie zamierzała skończyć tego show. Wyciągnęła z torebki papierosa i odpaliła go w pokoju, pomimo, że w całym domu był odgórny zakaz palenia, przykuwając niepochlebne spojrzenia niedoszłych teściów. Wzięła butelkę wina i nawet nie trudziła się, żeby nalać do kieliszka, napiła się z gwinta.
— Ale ty naprawdę jesteś taki popierdolony?! — powiedziała w końcu.
— Słownictwo...
— Zamknij się! — wydarła się na matkę, a jej serce waliło ze złości i rozgoryczenia. — Pozwalacie mu się mamić. Od lat nie słyszę nic innego, jak tylko jaki jest boski, wspaniały, bogaty i przystojny. Wiecie kim on jest? Kogo tak naprawdę wydaliście na świat. — uderzyła obcasem w stół, sprawiając, że szkło zabrzęczało. — Kurwiarza... Który nie potrafi ogarnąć chuja i musi wsadzić go w każdą dziurę z tętnem i która nie spierdala na drzewo. Miałam to przemilczeć, miałam siedzieć cicho i robić dobrą minę do złej gry... — tym razem walnęła pięścią w stół. — Dosyć tego! Ja nie jestem marionetką, mam swoje uczucia! — zaciągnęła się papierosem i wypuściła kłąb dymu. — Cała szkoła huczy o jego romansie, a on tylko zamiata wszystko pod dywan, takiego macie synka. Wiecie co jest najśmieszniejsze? Nie przyjmuję zaręczyn, bo on nawet nie potrafi oświadczyć się mi, tylko robi to mojej matce... Z konia kurwa spadliście?! To nie jest jebane średniowiecze! Bawcie się wspólnie, róbcie te wystawne szopki i przyjęcia, ale ja mam dość, wypisuję się z tego domu wariatów. — zgasiła papierosa w kryształowym kieliszku po winie i odstawiła butelkę. Podniosła się z krzesła i nawet nie dbała o to, że podniosła się z takim impetem, że się przewróciło. Ruszyła do wyjścia, wściekła jak osa. Zawróciła się jednak, stukając głośno obcasami i wróciła do jadalni. Zgarnęła drugą butelkę wina i otworzyła ją, a wychodząc pokazała wszystkim środkowy palec. Ruszyła do drzwi i trzasnęła nimi z impetem. Zamknęła nie tylko je, ale również groteskowy rozdział swojego życia, w którym nie mogła być sobą. Wyciągnęła telefon i zamówiła Ubera. Siedziała na murku i popijała wino, a w drugiej ręce paliła kolejnego papierosa. Nie czuła się fair z tym, jak potraktowała rodziców, ale chyba czuła się jeszcze bardziej rozgoryczona z tym, jak ją potraktowali. Wsiadła do taksówki, kiedy tylko zatrzymała się obok niej, a kierowca ruszył we wskazanym kierunku. Popijała wino i śledziła trasę samochodu. — Nie da się szybciej? — zapytała uprzejmym tonem, chociaż miała ochotę złapać mężczyznę za fraki i sama przejść za kółko.
— Niestety, robię co się da. — odpowiedział, a dziewczyna westchnęła lekko. Nie było innej opcji, niż pojechanie do baru. Była już po dwóch butelkach wina i nie zamierzała wracać do domu, a już na bank nie sama. Kiedy wysiadła z taksówki, wyrzuciła puste szkło do kosza. Stanęła przed dziwami Piekła i wzięła głęboki oddech. Z impetem pchnęła drzwi, które z hukiem odbiły się o pobliski filar. Miała dar zwracania na siebie uwagi wszystkich.
— Hej ty! — krzyknęła w stronę Jasona, który siedział otoczony kilkoma kobietami w skórach, które zdawały się legnąć do niego jak muchy. Mężczyzna przeniósł wzrok na nią i patrzył jak ruszyła w jego stronę jak przecinak. Tylko stukot jej butów, zdawał się być słyszalny, kiedy wszyscy zamilkli, spoglądając uważnie na nią i na to co się działo. Długowłosy chłopak podniósł się, kiedy dzieliło ich kilka kroków, ale nie spodziewał się tego, co miało się zaraz wydarzyć. Brunetka niemal na niego wpadła, objęła go za szyję i wpiła się zachłannie w jego usta, wskakując mu na biodra. — Zabierz mnie do domu...
CZYTASZ
Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa Fanfiction
FanficMama od zawsze powtarzała, żebym uważała na złych chłopców. Miałam sobie wybrać ułożonego faceta, który uchyli mi nieba. Posłuchałam. Okazało się to być najgorszym życiowym błędem, a przysłowiowy zły chłopiec? Przemierza pewnie kolejne drogi na swoi...