12. Nothing else matters

176 9 4
                                    

Uniosła lekko głowę, po czym kiedy tylko uświadomiła sobie, że leży naga, momentalnie usiadła. Objęła się ramionami, pocierając chłodną skórę palcami. Odtwarzała w głowie, co zdarzyło się poprzedniej nocy i czuła jak narasta w niej uczucie zażenowania. Nie chciała wyjść na taką, co szybko wlezie Jasonowi do łóżka. Był znanym aktorem, więc pewnie mógłby mieć dziewczyn na pęczki, a on wydawał się być w tym wszystkim taki normalny, jak chłopak z sąsiedztwa. Miał tak wiele zainteresowań, że mogłaby o nim napisać książkę. Zamierzała potrzeć nieco zmęczoną twarz, ale kiedy tylko przejechała po zranionym policzku, przyłożyła z prędkością światła dłoń do ust, by nie pisnąć na głos. W jej głowie zrodziła się litania niecenzuralnych słów. Powoli wyszła z łóżka i podeszła do swojej walizki, wyciągnęła bieliznę i spojrzała w lustro. Wciąż miała na lewej piersi pamiątkę z poprzedniego wieczoru, bo marker nie domył się dobrze. Ubrała majtki i stanik, krótkie dresowe spodenki i bokserkę, a na to zarzuciła rozpinaną bluzę. Usiadła na podłodze i wsunęła na stopy skarpetki, a następnie czarne adidasy. Po cichu przeszła do salonu, po czym wyszła z jego mieszkania, zabierając ze sobą telefon. Zeszła powoli po metalowych schodach i rozejrzała się po pustym garażu, gdzie wielkie hangarowe bramy, były pozamykane. Podeszła do mniejszych bocznych drzwi i nacisnęła klamkę, a one ustąpiły. Uśmiechnęła się lekko do samej siebie, ciesząc się, że mogła wyjść. Było coś koło 7:00 rano, więc szybko uderzyło ją rześkie powietrze, zmuszając ją do zapięcia zamka od bluzy pod samą szyję. 
— A ty dokąd? — usłyszała za sobą głos i zrobiło jej się ciepło. Bernie, jak zawsze zachwiany, wyrósł za nią, jak z podziemi. 
— Na spacer, gdzieś tam... — wskazała palcem na ścieżkę, prowadzącą na wzgórza i nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wyrwała do przodu. Miała ochotę zostać sama. Poukładać w głowie miliony myśli, które nie dawały jej spokoju. Weszła do lasu, gdzie poranna rosa wzmagała przyjemny zapach suchych liści i mchu. Wszystko delikatnie mieniło się w słońcu. Było na tyle cicho, że słyszała, jak zebrana woda na roślinach rozbijała się o ściółkę. Przez gęste iglaki przebijały ostre promienie słoneczne, nadając na pozór ciemnemu lasu nieco bajkowości. Stąpała powoli, kierując się ku szczytowi wzgórza. Szła dobre dwadzieścia minut, nim zatrzymała się na kawałku polany, otoczonej wielkimi kamieniami, która była nieco wysunięta nad wzniesienie, tworząc punkt widokowy. Spojrzała na Piekło, które wydawało się być teraz takie niewielkie. Takiego miejsca było jej potrzeba. Zarzuciła na głowę kaptur i usiadła na jednym z kamieni. Patrzyła na korony drzew, na latające ptaki, a potem na niewielkie chmury, które prezentowały się dostojnie na błękitnym niebie. Otuliła się ramionami i wzięła w dłoń telefon. Odpaliła jeden z serwisów streamingowych, do słuchania muzyki i zaczęła przeglądać swoje playlisty. Potrzebowała się wyżyć, a czymś, co oczyszczało jej umysł i ciało, był taniec. Zdecydowała się najpierw na szybki utwór w wykonaniu Pitbulla - "Ocean to ocean". Zaczęła poruszać swoje ciało do rytmu, rozgrzewając je i już po chwili zsunęła z ramion bluzę, kiedy poczuła, że zrobiło jej się gorąco. Kolejnego utworu nie kojarzyła z tytułu, ale nie miała na niego żadnej koncepcji, więc zaczęła się rozciągać. Wyciągała mocno ręce i nogi, czując jak każdy, choćby najmniejszy mięsień jej ciała, napinał się i rozluźniał. Złapała za telefon i włączyła muzykę klasyczną, zaczynając tańczyć balet, a po policzkach zaczęły jej spadać łzy. Pogubiła się, tak bardzo zginęła pod stertą ostatnich wydarzeń, czując się jak mały, nic nie znaczący pyłek. 


Jason obudził się chwilę po dziewczynie, kiedy jeszcze zaspany szukał jej dłonią w zmiętej pościeli. Kiedy jej nie znalazł, szybko rozbudził się, pocierając energicznie twarz. Wstał i ubrał się w dres, po czym wyszedł do salonu i rozejrzał się dookoła, ale i tam jej nie było. Przeklął pod nosem i wyjrzał przez okno, ale tylko kręcący się Berni po pustym placu, zdawał się być jedyną deską ratunku. Energicznie szarpnął za drzwi i zbiegł po metalowych schodach, wychodząc na parking. 
— Bernie! Widziałeś ją?!  — podszedł do niego szybkim krokiem. 
— A może widziałem, a może nie widziałem... — zachwiał się lekko. — Co ty się tak jej uczepiłeś, co? A może się zakochałeś? Już nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem cię w barze. Nawet nie wpadniesz do kolegów i nie napijesz się piwka. — mamrotał, niepocieszony, swoje gorzkie żale. 
— Dobra, stary, nie teraz... Ona pod koniec przyszłego tygodnia się wyprowadza, a ja wtedy znów wrócę do baru i garażu. Jest gościem i trzeba się nią zająć. — powiedział z lekkim uśmiechem. 
— Lepiej, żeby tak było... Bo już ci nic więcej nie powiem. — zagroził, kiwając na boki palcem, jak mała dziewczynka. — Poszła tam tędy na spacer. Była jakaś podminowana, bo nawet nie chciała pogadać... Chyba... — mruknął zastanawiając się poważnie nad miną dziewczyny i jej zachowaniem. 
— Chciałeś ją przelecieć, pamiętasz? Nie jest dziwką, więc ma się za co gniewać przyjacielu. — poklepał go po ramieniu i pokiwał twierdząco głową. 
— Oj no... Byłem pijany. — wytłumaczył się ze swojego zachowania, chowając się za upojeniem alkoholowym. 
— Pytanie, kiedy byłeś trzeźwy... Wracaj do domu i odeśpij... — ruszył we wskazanym mu kierunku, kiedy tylko pożegnał się z kolegą. Ruszył przez las, idąc śladami dziewczyny. Chłodny wiatr rozwiewał mu włosy, a on uważnie obserwował okolice, chowając duże dłonie do kieszeni swojej kurtki. Po kilkunastu minutach spaceru usłyszał muzykę, a po kilku następnych ujrzał brunetkę, która zapłakana starała się wykonać piruet, ale upadała, wstawała i próbowała znów. Jej łzy rozchlapywały się na boki, a on westchnął ciężko. Martwił się, wiedział, że to wszystko, co działo się w jej życiu, może odcisnąć na niej piętno już na zawsze. Kolejny raz padła na ziemię, ale już się nie podniosła, przetarła wierzchem dłoni zdrowy policzek, a chory piekł ją niemiłosiernie, kiedy słone krople wnikały w podrażnioną skórę. Jason jeszcze chwilę się zawahał, czy podejście do niej będzie słuszne, ale czuł gdzieś wewnątrz siebie, że ona go potrzebowała. Podszedł tak cicho, jak tylko mógł i złapał ją pod ramionami, podnosząc ją do góry. — Maleńka, co się dzieje? — powiedział spokojnym tonem, ale nie była w stanie mu odpowiedzieć, kiedy wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Trzęsła się jak galareta, a on tylko zacisnął ją mocno w swoich ramionach i podszedł z nią do wielkich kamieni, gdzie usiadł z nią i wsunął ją na swoje kolana. — Hej... Już spokojnie... Jestem tu i jeśli chcesz się wygadać, to śmiało. Mam tylko nadzieję, że nie płaczesz przeze mnie. — pokręciła przecząco głową, a kamień nieco spadł mu z serca. — Wiem, że ci ciężko... Słyszysz jak szumi las? Skup się na tym i oddychaj głęboko, powinno być ci zaraz lepiej. — pogładził spokojnie jej plecy, a kiedy spojrzała na niego, sam zaczął brać głębokie oddechy nosem i wypuszczać powietrze ustami, zachęcając tym samym dziewczynę, by robiła to razem z nim. Przez kilka prób Alex powtarzała to z nim, jednak po chwili roześmiała się, kiedy jego miny stawały się coraz zabawniejsze. — Z czego tak rechoczesz? Jak mnie zmusisz, to zaraz sobie zrobię dwa kucyki i będę tak paradował. — powiedział poważnym tonem, a dziewczyna roześmiała się bardziej. Nie czekał ani chwili dłużej i korzystając z gumek na nadgarstku, szybko spiął włosy. Brunetka, nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęła śmiechem, aż złapała się za brzuch. — No już, bo zaraz znów będziesz płakać, ale tym razem nie ze smutku. Mów co się dzieje... Poradzimy coś na to wspólnie. — jej mina spoważniała, jakby w ułamku sekundy wszystko wróciło. Zmierzyła go uważnie wzrokiem, ale zamilkła. — Chodzi o seks? 
— Też... — westchnęła lekko, ale w sumie nie miała za wiele do stracenia, więc postanowił się otworzyć i zacząć mówić. — Po prostu, ja nigdy nie byłam taka... Nigdy nie mściłam się, nie potrzebowałam tego, a już na bank, nie sprawiałoby mi to frajdy, jak teraz. Może on miął rację, może jestem tylko zwykłą dziwką... Zawsze miałam manię uszczęśliwiania innych, przekładałam dobro każdej osoby nad swoje, nie potrafiłam być asertywna... Pomimo, że mi nie raz odmówiono pomocy. Może to własnie to, spowodowało, że nigdy nie chciałam sprawić, by ktokolwiek poczuł się tak, jak ja wtedy. Czuję się jak gówno, jakbym nie pasowała nigdzie. Jest mi cholernie głupio, że tak mi pomagasz, bo nie uważam, żebym na to zasłużyła. Szczególnie, że spójrz na siebie... Jesteś jak człowiek orkiestra. Jednego dnia dbasz o swoje zainteresowania i masz ich tyle, ile ja przez całe życie nie miałam. Do tego jesteś cholernie dobry i sławny... Co ja ci mogę zaoferować w zamian? Wytańczyć ci coś? To i tak nie będzie dość dobre i wystarczające, by odwdzięczyć ci się. Zawsze starałam się być najlepszą wersją siebie, a zostałam potraktowana gorzej niż pies, bo chyba zwierzęta się lepiej traktuje niż mnie. Do tego, nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to wspaniałe uczucie, kiedy wyrastasz spod ziemi, by mnie obronić... Jesteś nie tylko superbohaterem na ekranie, ale także w życiu codziennym... Ja jestem chyba tylko jakimś tchórzem... Musiałam się ućpać, żeby zdobyć się na odwagę, by wystąpić i przez chwilę przestać myśleć, a po prostu bawić się tak, jakby nikt nie patrzył... Jestem słaba Jason... Jestem tak cholernie słaba, jak chyba jeszcze nigdy w moim życiu. — wraz z wypowiedzeniem tych słów, po jej policzkach ponownie skapnęło kilka łez. — Czy to tak dużo? Nie chcieć być samemu i móc dzielić czas i życie z kimś, kogo się kocha? Wymagać, by ta osoba była obok w zdrowiu i chorobie, w dostatku i kiedy nie ma co do garnka włożyć, na dobre i złe... Nie ma rozstawania się przez pierdoły, tylko zawsze, awantura, burza mózgów, ochłonięcie i seks na zgodę, a potem kochasz się z kimś bardziej... Bo wasz związek przetrwał, bo jesteście wspólnie silniejsi. — pociągnęła nosem i zaśmiała się lekko pod nosem. — A może tylko ja jestem taka głupia, bo wierzę w takie bajki? Może tak naprawdę powinnam być suką bez uczuć i patrzeć tylko na siebie, dbać tylko o swoje dobro? — wyszeptała i rozpłakała się. Jason pokręcił głową na boki i wtulił jej głowę w swoją klatkę piersiową. Pachniał swoimi boskimi perfumami, które działały jak narkotyk, kojąc jej zszargane nerwy. 
— Mała... To nie działa tak. Ludzie jak ty, to diamenty dzisiejszego świata, bo zostało ich niewiele. Ten skurwiel nie był ciebie wart i nawet nie waż się myśleć przez niego, że to z tobą jest coś nie tak. Jesteś piękną i mądrą kobietą. Nie do końca może pochwalam brania narkotyków, ale wiesz, że jeśli jesteś obok, to kiedy przegniesz, uświadomię cię i zabiorę do domu. Jesteś cudowną osobą, zapamiętaj to sobie raz na zawsze i nie pozwól, by ktokolwiek zmienił ci ten tok myślenia. Wszystko przemija, ale pamiętaj, że jeśli coś się kończy, to coś innego się zaczyna i na tym się skup, zgoda? — uśmiechnął się do niej szeroko i pogładził jej zdrowy policzek kciukiem. — Nie płacz więcej, bo aż ci mięsień twarzy drży od bólu i pieczenia. Wracajmy, przemyję ci to jeszcze i posmaruję maścią, na szybsze gojenie. — uśmiechnął się do niej ciepło. — Jesteś diamentem, czas, żebyś zabłysła... — pocałował ją w czoło, a on jeszcze wyciągnęła ramiona i objęła go mocno, wtulając się w niego. 
— Ja nie wiem, jakbym sobie bez ciebie poradziła, naprawdę... — wyszeptała cicho. 
— Równie dobrze, co i ze mną. Wierzę w ciebie. — zaśmiał się delikatnie. — Zbierajmy się, zrobię zaraz jakieś śniadanie, musisz dobrze napełnić żołądek po tym piciu i dobrej zabawie. — spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko. Mężczyzna był spełnieniem marzeń każdej kobiety, ale nie odważyła się powiedzieć tego głośno. Ruszyła za nim, jednak po chwili została nieco w tyle. 
— Jason, wolniej... Wszystko mnie boli i nie mam tak wielkich kroków jak ty... — ewidentnie marudziła, co tylko go rozbawiło. Zaśmiał się wesoło i odwrócił do niej, czekając, aż się z nim zrówna. 
— Wiesz, jakbyś nie brała speeda, to wierz mi, że by cię dzisiaj mniej wszystko bolało. Pewnie jakbyś nie kręciła tych samobójczych piruetów, to też byłoby lepiej. — puścił jej oczko, po czym ukucnął. Spojrzała się na niego dziwnie. 
— Co ty robisz? — zapytała, nie rozumiejąc jego gestu. 
— Wskakuj na barana, zaniosę cię po prostu. — odpowiedział jej, jakby to nie było nic wielkiego. 
— Oszalałeś? Jestem ciężka... 
— Dobrze, pozwól, że sam to ocenię. — nie dał jej wyboru i dziewczyna w końcu ustąpiła. Przełożyła nogę przez jego ramię, a kiedy złapał ją za nią mocno, zrobiła to samo z drugą. — Gotowa? Wstaję. — oznajmił i wyprostował się, po czym ruszył do przodu. 
— Jakie widoki... — zaśmiała się ciepło i objęła go rękoma. Czarne myśli zdawały się na razie odejść. Cieszyła się, jak dziecko w sklepie ze słodyczami, że trafiła na tak cudowną osobę. 


— Jajecznica, bekon, świeże pieczywo z masłem i koktajl. — poinformował, kiedy postawił przed nią śniadanie. Zaśmiała się lekko i wzięła za jedzenie. Dopiero, kiedy poczuła zapachy i wzięła pierwsze kęsy, zrozumiała, jak bardzo była głodna. — Wiesz, że jak mnie przyzwyczaisz do takich śniadań, to jestem skłonna się zbuntować i nie wyprowadzić się? — zażartowała, jednak odpowiedzi chłopaka, nie spodziewała się nawet w najśmielszych snach. 
— To zostań, ja cię stąd nie wyrzucę. — powiedział z szerokim uśmiechem i spojrzał na nią. Przez chwilę przestała nawet przeżuwać, zamyślając się nad jego słowami. 
— Przestań, ile można ci siedzieć na głowie, już wystarczy, że będę od ciebie wynajmować mieszkanie za grosze... Mieszkanie... To jakiś penthouse. — przewróciła nieco oczami i spojrzała przez okno. — Jason, nie jesteś zły za tę noc? — zapytała raz jeszcze. 
— Przestań, nawet nie waż się tak myśleć. — wskazał na nią palcem. — Jesteśmy dorośli, seks się zdarza, prawda? Szczególnie, że nie jesteśmy sobie obojętni, a nawet po tym wszystkim śmiem stwierdzić, że wywiązała się między nami przyjaźń. — skwitował i wsunął do ust kolejną porcję jajek. 
— Dobra, to nie będę się tym przejmować. — zaśmiała się lekko pod nosem, ale jej policzki zarumieniły się, kiedy tylko wróciła myślami do łazienki, wanny i tego, co się wyprawiało. Wręcz słyszała w głowie dźwięk rozlewającej się wody, co wywołało u niej gęsią skórkę. 
— Zimno ci? — zapytał, kiedy spostrzegł zmiany na jej skórze. 
— Nie, tak po prostu... — zawahała się, przygryzając nieco wargę. — Wróciłam wspomnieniami do wczoraj i to był chyba najlepszy wieczór w moim całym życiu. — jej ton był nieśmiały, co nieco rozczulało chłopaka. 
— Powiem ci, że ja też nie pamiętam, kiedy tak dobrze się ostatnio bawiłem. — powiedział z szerokim uśmiechem i puścił jej oczko. Po skończonym śniadaniu wstał od stołu i umył naczynia, po czym wrócił z kubkiem gorącej kawy i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Wyciągnął nogi, opierając nogi na pufie i delektował się smakiem czarnego płynu. Alex usiadła obok niego, po czym wsunęła zmęczone nogi na kanapę. Wyprostowała je i narzuciła na siebie koc, a poduszkę oparła o masywne udo Jasona. — Idziesz jeszcze spać? — zapytał z lekkim uśmiechem, gładząc jej włosy. 
— Chyba nie... Nie wiem. Pograsz na gitarze? — powiedziała i wskazała na instrument leżący obok niego. 
— Niech stracę. — mruknął i odstawił swój kubek z kawą, po czym zaczął grać początek "Nothing else matters". Uśmiechnęła się ciepło i wsłuchiwała w spokojne brzdęki, które szybko pozwoliły jej jeszcze usnąć na chwilę. 

Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz