— Alex, pipo jedna, bo się pogniewamy... — powiedziała Suzy, kiedy w oczach przyjaciółki po raz kolejny zaświeciły się łzy. Siedziała z nią cały dzień, a w międzyczasie posprzątały cały bałagan spowodowany poprzednią, owocną nocą.
— Kiedy ja się naprawdę staram, to silniejsze ode mnie... — powiedziała, niemal połykając własne łzy, by tylko nie wybuchnąć kolejnym szlochem. Wszystko teraz przypominało jej o nim. O mężczyźnie z bujnym zarostem, długimi włosami i nieziemskimi oczami. Gdziekolwiek by nie spojrzała, widziała ich miłosne uniesienia, które odtwarzały się w jej głowie, jakby ktoś namiętnie gwałcił przycisk replay. Brunetka rzuciła się na kanapę i spojrzała w sufit, bo chyba tylko tam ich jeszcze nie było.
— Wiem Maleńka, wiem... Ale nie możesz się załamać, a wiesz dobrze, że takie zachowanie do niczego dobrego nie prowadzi. — pogładziła włosy przyjaciółki, chcąc, by chociaż na chwilę, poczuła się lepiej. Widziała jak cierpi i mogła przysiąc na wszystko, że nawet po Jamesie nie płakała tak bardzo i nie była tak smutna, jak dzisiaj.
— Po prostu za dużo sobie wyobrażałam... Widziałaś te wszystkie aktorki kręcące się wokół niego? Nogi do szyi, nienaganny makijaż, zawsze zadbane włosy i paznokcie, a ja? Poczochrana, nieumalowana...
— Nie tak bardzo pojebana, jak one. — Suzy wtrąciła się w jej wypowiedź. — Uważam, że on rzyga już— takimi ciziami. Chce normalności, rodzinnego ciepła i stabilizacji, w końcu ma swoje lata. Tutaj na bank nie chodzi o to, on nie jest taki płytki, by lecieć na dziurę, bo ma ładny makijaż, błagam cię... Poza tym zawsze cię obroni, pomógł ci tak, że mi jest ciężko w to uwierzyć, że siedzę sobie z kawką, przed szklaną ścianą i podziwiam zajebistą panoramę miasta. — zaśmiała się lekko pod nosem i upiła łyk gorącego napoju. — To, co stwierdziłaś, ma się nijak do prawdy. — podsumowała z lekkością i zebrała łyżeczką z wierzchu kubka kremową piankę z mleka, po czym dokładnie oblizała sztuciec.
— To jaka jest prawda? — zapytała nieco podirytowana Alex, nie odrywając wzroku od sufitu.
— Prawda jest taka, że to na pewno nie to. Trzeba odpalić tryb FBI i przeszukać wszystkie strony o nim. Zebrać dane i poukładać fakty. — uśmiechnęła się na samą myśl o małym śledztwie. Uwielbiała sprawdzać ludzi i udowadniać im, jak bardzo się mylą, nie zależnie od wielkości sprawy.
— Mówił, że mam nie czytać plotek na jego temat. — powiedziała spoglądając na nią.
— Ale o mnie nic nie mówił. — diabelski uśmieszek zagościł na jej ustach, wraz z wypowiedzeniem ostatniego zdania.
Po całym dniu spędzonym z przyjaciółką, Suzy wsiadła do jednego z autobusów, który ruszył w kierunku jej mieszkania. Znalazły tak wiele informacji na temat Jasona, że nie były w stanie zweryfikować, co było prawdą, a co plotką, wyssaną z palca. Potarła twarz dłońmi i oparła głowę o szybę, patrząc w dal. Jej myśli powędrowały na chwilę do mężczyzny, w którym była kiedyś szaleńczo zakochana. Na swój sposób była to zabawna sytuacja, bo kiedy on zabiegał o jej względy, ona odrzuciła go. Dopiero z czasem, kiedy było za późno, zrozumiała, jak bardzo go pożądała. Przez chwilę poczuła ukłucie w sercu, a nieprzyjemny gorąc rozlał się po jej plecach. Rzadko wracała myślami do tamtych chwil, ale ból i cierpienie przyjaciółki, sprawiły, że wspomnienia powróciły niczym huragan. Przez chwilę poczuła, jak do oczu napłynęły jej łzy, a w piersiach brakło tchu. Wszystko przerwała wibracja telefonu, który trzymała w dłoni. Szybko odebrała połączenie i uniosła telefon do ucha.
— Halo? — zapytała, starając się mówić, jak najbardziej normalnym, tonem głosu.
— Siema wariatko. — usłyszała niski głos Jacoba, a na jej ustach momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza, którą szybko starła palcem. — Gdzie ty się podziewasz? Miałem już dzwonić na psiarnię, żeby zaczęli cię szukać. — powiedział, a ona zaśmiała się ciepło.
— Wyjrzyj przez okno. — powiedziała tylko i rozłączyła się. Wysiadła na kolejnym przystanku i spojrzała na pierwsze piętro, gdzie na balkonie stał chłopak i machał do niej. W kilka minut znalazła się pod drzwiami, które uchyliły się przed nią. Bez słowa wpadła w jego ramiona, a on bez słowa wtulił ją mocno w siebie.
— Ciężki dzień wariatko? — zapytał cichym, gardłowym tonem, który był dla niej jak miód na serce. Pokiwała twierdząco głową i poczuła tylko, jak jego ręce zacisnęły się nieco mocniej. — To musisz mi opowiedzieć wszystko, a ja zrobię ci kakao...
— Z bitą śmietaną i piankami? — zapytała cicho.
— Oczywiście. Nie widzę tutaj innej opcji. — odgarnął z twarzy niesforne kosmyki jej włosów. Ułożył swoje gorące dłonie na jej policzkach i potarł je kciukami. Delikatnie nachylił w swoim kierunku jej twarz, by złożyć czuły, a zarazem delikatny pocałunek na jej czole. Niewielki gest był dla niej, czymś wielkim, uspokajał ją, dawał jej poczucie bezpieczeństwa, a gdzieś podświadomie czuła, że tu jest jej miejsce. Może rzeczywiście, wszystko to, co przeszła w życiu, było po to, by dotrzeć do tego punktu? W kocu to w jego ramionach czuła, że jest w odpowiednim miejscu na ziemi. Spojrzała za Jacobem, który jak na rozkaz poszedł do kuchni i podgrzał mleko. Zrobił im po dużym kubku kakao, po czym wrócił do dziewczyny, podając jej przygotowany napój. — Opowiadaj.
— Jason przeleciał Alex, dając jej taki seks, o jakim zawsze marzyła. Jak weszłam, to myślałam, że ktoś jej się włamał, bo był taki bałagan. Potem zniknął bez słowa i nie odbierał, ani nie odpisywał na jej wiadomości. Załamała się. Zrobiłam, co mogłam, żeby wyciągnąć ją z dołka, bo jak na złość, wyznała mu przed tym miłość. Potem jej pomogłam posprzątać i zostawiłam ją w znośnym stanie. Jednak kiedy wsiadłam do autobusu przypomniał mi się ten dupek i zrobiło mi się tak przykro, a wtedy jak na zbawienie zadzwoniłeś ty. — powiedziała cicho i spojrzała w kubek z piankami i bitą śmietaną na wierzchu, upiła ostrożnie kilka łyków, by się nie poparzyć. Jacob słuchał jej uważnie i kiwał lekko głową, by okazać swoje zrozumienie. Po ostatnich słowach dziewczyny spojrzał w jej oczy. Obawiała się cholernie, że będzie na nią zły, że uciekała myślami do innego mężczyzny. Jednak nie spodziewała się tego, co miało paść z jego ust.
— Miłość kpi sobie z rozsądku. W tym jej urok i piękno. — powiedział cichym tonem. Dziewczyna spojrzała na nim rozedrganym wzrokiem, w jej oczach zebrały się łzy. Prosty cytat z "Wiedźmina" idealnie podkreślił dzisiejsze wydarzenia. Odstawiła kubek i przeszła na jego kolana, wpijając się zachłannie w jego usta i całując go namiętnie.
— Kocham cię... — wyszeptała w jego usta pomiędzy pocałunkami, a on z uśmiechem pogłębiał pocałunki. Czuł się spełniony, kiedy mógł podtrzymać swoją ukochaną na duchu i dać jej najlepsze cząstki samego siebie.
Samolot dotknął pasa startowego, lądując w pierwszym punkcie trasy objazdowej po świecie, w celu nagrania ujęć. Jason wziął głęboki wdech, powrót na rodzinnego stanu Iowa zawsze stanowił dla niego wyzwanie, jednocześnie cieszył się z faktu, że spotka się ze swoją rodziną. Przede wszystkim zależało mu na spotkaniu z jego babcią Mabel, ponieważ dawno nie miał okazji widzieć się z kobietą. Jako, że pogoda nie dopisywała, dostał trochę czasu wolnego, do chwili, kiedy aura nie zacznie dopisywać na tyle, by dograć kilka kolejnych ujęć. Pella była spowita ciemnymi chmurami i zanosiło się na deszcz. Jason wsiadł do wynajętego samochodu, kiedy pożegnał się z ekipą i ruszył w kierunku kwiaciarni. Tam zakupił wielki bukiet i ruszył do domu starców, umieszczonego w okolicy pięknego jeziora Lake Red Rock, które znajdowało się nieco za miastem. Wszedł do ośrodka, gdzie nikt się go nie spodziewał. Momentalnie zrobiło się małe zamieszanie, jednak mimo wszystko udało mu się zaskoczyć babcię wielkim bukietem i szerokim uśmiechem na twarzy.
— Cześć babciu. — powiedział i ujął pomarszczoną dłoń Mabel, składając na niej pocałunek.
— O boże, mój wnusio przyjechał. — staruszka momentalnie zaczęła promienieć, na widok swojego ukochanego wnuka. — Niech ci się przyjrzę, dawno cię tu nie było... — pogroziła mu palcem, na co się roześmiał lekko. Wiedział, że była świadoma, na czym polegała jego praca i nigdy nie miała do niego o nic żalu. Pochylił się nad wózkiem, na którym siedziała, a ona złapała go za podbródek i obejrzała dokładnie go z każdej strony. — Zestarzałeś się odkąd cię widziałam ostatnio.— skwitowała, a mężczyzna roześmiał się ciepło.
— Młodnieć nie będę.
— Niedługo będziesz miał więcej zmarszczek niż ja, kupię ci odpowiedni krem pod choinkę. — powiedziała kobieta, a Jason ujął jej dłonie w swoje i złożył na nich pocałunek.
— Brakowało mi ciebie babciu.
— Nawet nie wiesz, jak ja bardzo tęskniłam. Kiedy w końcu przyjedziesz z prawnukami? Śmierć do mnie puka, a ja ją zbywam za każdym razem, bo muszę zobaczyć, jakie cudeńka zmajstrujesz. — zaśmiała się.
— Oj babcia, babcia... Proszę tak nie mówić i nie myśleć nawet. Zabieram cię na spacer. Dasz radę pochodzić trochę o własnych siłach? — zapytał z uśmiechem.
— Dla ciebie to bym i maraton przebiegła, przecież wiesz. — oboje roześmiali się ciepło.
— Wystarczy, że dla zdrowotności pochodzisz ze mną chwilę, a potem pojeździmy twoją wyścigówką. — skinął głową na wózek, a babcia uderzyła go lekko w ramię.
— Ty, ty tylko pamiętaj, że to nie ma klatki bezpieczeństwa, a do innej klatki mi nie po drodze. — pogroziła mu palcem, po czym złapała się mocno jego ramienia, kiedy objął ją, by pomóc jej wstać. Podał jej balkonik, a sam ruszył z wózkiem.
— Teraz tak na poważnie, jak zdrowie babciu? — spytał z uśmiechem, kierując się z nią w stronę jeziora, nad które zawsze udawali się w celu spokojnej rozmowy.
— Złotko, a jak może być w tym wieku? Wciąż go za mało, ale dają mi garść leku i mówią, że jak się pośpieszysz to dożyję prawnuków. — powiedziała z cwanym uśmiechem, idąc powoli z balkonikiem.
— Na bank tak ci mówią. Uwierzę, bo muszę.
— Proszę nie kwestionować prawdomówności osoby starszej, nie tak cię wychowałam. — pogroziła mu palcem, a Jason roześmiał się, jednak po chwili jego wzrok uciekł w kierunku wody, gdzie zapatrzył się na nieco wzburzoną taflę, której warunki dyktował południowy wiatr. Mabel szybko zauważyła zamyśloną twarz mężczyzny, jednak nie odezwała się jeszcze słowem, czekając, aż sam będzie gotów, by się wyżalić. — Lepiej mi powiedz, jak tobie się układa życie, bo mnie to jedyne, co może zaskoczyć, to jak mi dadzą dwie zielone pastylki, zamiast zielonej i białej. — podeszła na spokojnie do tematu.
— Kręcimy nowy film, gdzie będę grał czarny charakter, który ostatecznie odmieni się i finalnie przejdzie na stronę dobra. — pochwalił się. — Jak tylko będzie premiera to od razu przyślę ci zaproszenia i podstawię samochód.
— Eeee tam... — machnęła ręką. — Lepiej zabierz sobie jakąś fajną dziewczynę. — powiedziała z uśmiechem.
— Najlepiej taką, co da ci prawnuki?
— Zaczynasz gadać w moim języku. Podoba mi się to. — roześmiała się ciepło. Cieszył się, jak dziecko na widok roześmianej kobiety, która była dla niego jednym z najważniejszych członków rodziny. Spacerowali dobrą chwilę, nim Mabel spojrzała na zegarek. — Zaraz dokarmianie, trzeba wracać. Podwieziesz mnie?
— Jak tylko zasiądziesz w karocy, to będę robił za konia pociągowego. — zaśmiał się lekko. Kiedy tylko usiadła na swój wózek inwalidzki, ruszył z nią do budynku, gdzie odstawił ją do stołówki, gdzie mieli zaraz podawać jedzenie. — Jak zjesz to zadzwoń, przyjdę do ciebie wtedy. — umówił się z nią na telefon, po czym wyszedł i wrócił nad jezioro. Usiadł na skałach, położonych przy brzegu i zapatrzył się ponownie w wodę. Wiatr rozwiewał mu włosy i unosił zapach jego perfum w powietrzu. Myślami uciekał do poprzedniej nocy, wciąż nie mógł wyrzucić z pamięci jej rozedrganych ust, wystraszonego wzroku i słów "Kocham cię". To co się zdarzyło, nie powinno mieć miejsca, nie powinno się być wydarzyć. Wciąż towarzyszył mu dziwny niepokój, ale musiał się nauczyć z tym żyć. Nie sądził, że będzie w stanie jeszcze kiedykolwiek przywiązać się tak do jakiejkolwiek kobiety, jak przywiązał się do Alex.
— Mabel, co ten twój wnuczek tam tak siedzi? Zaraz będzie padać. — powiedziała Rosanna, z którą staruszka siedziała przy stole.
— To najwyżej zmoknie, z cukru nie jest. Jedz kochana. — powiedziała i odjechała kawałek na wózku. Przejechała przez świetlicę, gdzie spędzali czas za dnia, po czym podjechała pod drzwi do ogrodu. Złapała się pobliskiej poręczy i wstała powoli z wózka. Sięgnęła po balkonik i ruszyła w stronę Jasona.
— Mabel! Zaczyna padać! — krzyknęła za nią koleżanka, jednak ta tylko machnęła ręką.
— Przeżyłam tyle w swoim życiu, że deszcz mnie nie pokona. — wzruszyła lekko ramionami i powoli powlekała nogami, kierując się w stronę Jasona. — Przebiegłam dla ciebie maraton, to teraz mi powiedz, co to za jedna i czemu tak cierpisz. — powiedziała do swojego wnuka, który spojrzał na nią zaskoczony.
— Babciu, czemu nie jesz? — zapytał. Z jednej strony był zaskoczony, z drugiej dumny, że pokonała sama taki dystans.
— Nie babciuj mi tu teraz i nie odpowiada się pytaniem, na pytanie. — upomniała go szybko.
— Poznałem ją przypadkiem, ale dzisiaj wiem, że to coś więcej niż przypadek. Jednak wciąż mam blokadę po Amy... Nie wyobrażam sobie przechodzić drugi raz takiego cierpienia. — powiedział i odwrócił wzrok w drugą stronę.
— Nie każ jej, ani siebie, za błędy tej niepoczytalnej dziewczyny. — wycedziła przez zaciśnięte zęby.
— Ja naprawdę chciałbym ci dać te prawnuki i ona jest taka wspaniała, ale co jeśli... — zacisnął powieki i pokręcił głową na boki.
— Jason, chłopie, nie masz pewności, ale jeśli nie spróbujesz, to się nie przekonasz. Wiem, że byłeś wtedy zakochany i byliście zaręczeni. Jednak brakowało jej piątej klepki, kiedy potłukła ten kufel i wbiła ci go w twarz. — powiedziała i wyciągnęła dłoń, gładząc mężczyznę po bliźnie na jednej z brwi. — Będziesz miał bliznę na całe życie i noś ją, jako przestrogę, pamiątkę i lekcję.
— Tak, ale zrobiła to, bo ją zdradziłem po pijaku... A potem się zabiła... Co jeśli nie potrafię być wierny, jeśli znów dotknie mnie ten sam koszmar? W sumie to nie tylko mnie, bo i całą naszą rodzinę.
— Wystarczyło, by dała ci szansę wytłumaczyć twoje czyny. Nie jesteś złym człowiekiem, a każdemu należy się druga szansa, a ona nawet nie dała jej samej sobie. To co zrobiła było bardzo egoistyczne i zachowała się jak tchórz. Opowiedz mi o tej dziewczynie. — poprosiła, podpierając się na balkoniku. Jason wstał momentalnie z kamieni i wziął kobietę na ręce.
— Opowiem, ale musisz usiąść, bo twoje stawy na bank już cię bolą.
— Bardziej boli mnie smutek mojego wnuka. Coś mi się zdaję, że nie mnie powinieneś nosić na rękach, a ją, skoro trafiła do twojego serca. — zaśmiała się lekko. Jason zaniósł ja do jej pokoju, po czym sam, usiadł w fotelu, kiedy doniósł resztę jej rzeczy.
— Ma na imię Alex. Jest przepiękną, drobną brunetką i tancerką. Uczyła w szkole baletu i w sumie zepsuł jej się samochód przy naszym barze i wpadła taka zmokła i bezbronna. Wskoczyła za mną w ogień, a ja obroniłem ją przed jej byłym facetem. Nie znamy się za długo, ale przeżyliśmy już tyle wspólnych historii... — westchnął lekko. — Wyznała mi wczoraj miłość.
— A ty młotku siedzisz tu ze starą babką, zamiast robić mi te prawnuki? — Jason spojrzał na kobietę i przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, po czym oboje wybuchnęli śmiechem.
— Kocham cię babciu.
— Ja ciebie też, dlatego, chcę dla ciebie jak najlepiej. — odpowiedziała mu i poczochrała go po głowie.
CZYTASZ
Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa Fanfiction
FanfictionMama od zawsze powtarzała, żebym uważała na złych chłopców. Miałam sobie wybrać ułożonego faceta, który uchyli mi nieba. Posłuchałam. Okazało się to być najgorszym życiowym błędem, a przysłowiowy zły chłopiec? Przemierza pewnie kolejne drogi na swoi...