Alex otworzyła leniwie oczy, ostatnie pół doby spędziła na rozmowie z Jasonem. Wciąż nie dowierzała w to, jak jej życie się potoczyło. Leniwie wysunęła dłoń za siebie, jej palce delikatnie drżały, dopóki nie poczuła rozgrzanego ciała mężczyzny, który leżał za nią. Wciąż bała się, że mógł to być tylko sen, ponownie upewniała się w przekonaniu, że to co się dzieje, jest prawdziwe. Zawsze zastanawiała się jak faceci to robią, że zawsze są tacy ciepli, a ona odkąd pamięta miała zimne dłonie i stopy. Zaśmiała się pod nosem, jednak kiedy tylko mężczyzna wzdrygnął się od muśnięcia, cofnęła szybko rękę i przytuliła się do niego plecami. Na twarzy miała szeroki uśmiech, który nie chciał zejść, czuła się jak zakochana nastolatka, jakby cofnęła się o dziesięć lat i znów miała mieć siedemnaście lat. Wysunęła spod poduszki swój telefon i zerknęła na godzinę, dochodziła 4:00 nad ranem, została jej niecała godzina snu, nim wyruszy w podróż swojego życia. Jason stwierdził, że to nie będzie dobrze wróżyć związkowi, jeśli już na początku będzie czekać ich rozłąka. Postanowił wykorzystać fakt, że dziewczyna nie pracowała i zabrać ją ze sobą na plan zdjęciowy nowego filmu. Cieszyła się jak dzieciak w dziale ze słodyczami. Pierwszy raz czekał ją lot prywatnym samolotem, który producent wysłał po nich, by móc ruszyć z pracą jak najszybciej, bo zaczynały ich gonić terminy. Nigdy wcześniej nie było jej dane doświadczyć takiego luksusu i podróżować do tak wielu miejsc w tak krótkim czasie. Z reguły leciała gdzieś raz do roku na wakacje. W środku czuła, że jej życie się zmieni, że nowy związek da jej szersze perspektywy, a z drugiej strony nieco bała się tego, co ją czeka. Z zamysłu wyrwał ją alarm budzika, wzdrygnęła się na niespodziewany dźwięk, po czym usłyszała za sobą ciche burknięcie, przeplatane przekleństwem. Silne, umięśnione, męskie ramię wysunęło się zza niej, łapiąc za telefon i wyłączając trąbiące ustrojstwo.
— Dzień dobry... — szepnęła cicho i powoli obróciła się w stronę zaspanego chłopaka, który uniósł kącik ust na proste słowa dziewczyny.
— Dzień dobry, wyspałaś się? — zapytał jeszcze zachrypniętym tonem.
— Boże, jak ty seksownie brzmisz... — wyrwało się jej, kiedy nie powstrzymała swoich myśli przed wypowiedzeniem ich na głos. Zatkała usta, a sam zainteresowany roześmiał się i położył na plecach, rozkładając ramiona. Złapał ją i bez problemu wsunął na siebie, zaciągając kosmyk jej włosów za ucho.
— Bo jestem seksowny? — uniósł brew, którą zdobiła blizna, a Alex w odpowiedzi przygryzła wargę.
— Najseksowniejszy i najwspanialszy. — skwitowała, nim zaparła się dłonią o zagłowie łóżka. Pochyliła się nad nim, a jej długie włosy załaskotały go po twarzy, jednak po chwili ich usta złączyły się w gorącym, namiętnym pocałunku. — Jak ja tęskniłam za witaniem dnia w taki sposób... — wyszeptała w rozchylone wargi Jasona. Zaśmiał się lekko.
— Zawsze może być jeszcze milej... Ale to na pokładzie samolotu, bo nie mamy czasu... — mruknął spoglądając na zegarek. — Trzeba się zbierać maleńka, robota wzywa. — Alex skinęła tylko głową i niemal wyskoczyła z łóżka na samą myśl o podróży. Wbiegła do swojej garderoby, gdzie zaczęła ściągać z siebie koszulkę do spania, którą rzuciła gdzieś w kąt. Kilka sekund zabrało jej wciągnięcie na siebie bielizny, po czym stanęła jak wryta.
— Nie mam się w co ubrać! — krzyknęła zza ściany, a chłopak pokręcił tylko z niedowierzaniem.
— Siódma rzecz od lewej i trzecie spodnie od prawej, czarne adidasy, ciemne okulary i czapeczka z daszkiem. — odpowiedział dziewczynie, która w pełnym skupieniu zaczęła liczyć ubrania i ściągać odpowiednie wieszaki.
— Skubany, nawet na ślepo ma gust. — mruknęła pod nosem, wsuwając na siebie czarne rurki z rozcięciami na udach i kolanach, na górę założyła biały luźny tank i całość wykończyła skórzaną kurtką, wzięła jeszcze akcesoria i wyszła ubrana, wsuwając w kieszeń telefon.
— No i pięknie, widzisz nie było tak strasznie. — zaśmiał się na jej widok, wsuwając na wyrzeźbione ciało koszulkę. Zarzucił na siebie swoją ulubioną kurtkę w kolorze brudnego różu i wziął się za jej bagaże.
— A jakieś śniadanie? — zapytała, spoglądając na nią.
— W samolocie. Lecimy prywatnym, a to oznacza tyle, że on czeka na nas, a nie my na niego. — uśmiechnął się szeroko i złapał ją za ramiona, obracając w stronę drzwi wejściowych.
— Dobra, dobra, już zrozumiałam. — zaśmiała się ciepło i ruszyła przodem. Kiedy znaleźli się pod budynkiem, rozejrzała się dookoła i wyciągnęła telefon, by zamówić Ubera. — A co z twoim motorem? — spytała z lekkim uśmiechem.
— Chłopaki rano po niego przyjadą i odtransportują go do Piekła. Bez obaw, nic mu nie będzie. — puścił jej oczko, wiedząc, że wciąż gdzieś w środku maszyna przerażała ją. Alex skinęła delikatnie głową, przyjmując do siebie informację. Kiedy tylko auto podjechało, zapakowali się do środka i ruszyli w stronę lotniska. Dziewczyna siedziała ze złożonymi dłońmi, przez które przepuszczała dość nerwowo materiał swojej koszulki. Jason spojrzał na nią i pogładził ją po ramieniu. — Czym się stresujesz, dziewojo? — zaśmiał się lekko pod nosem.
— Dziewojo? Ze średniowiecza się urwałeś? — cichy śmiech wypełnił taksówkę, kiedy pośpiesznie wypowiedziane stwierdzenie, rozbawiło brunetkę.
— No spójrz tylko na mnie... Nie pasowałbym do średniowiecza? — zapytał unosząc brew, a dziewczyna przestała się powstrzymywać. Wybuchła niekontrolowanym śmiechem, kiedy w myślach dopowiedziała sobie kilka uszczypliwości. — No mów...
— Ale... Ale co? — wydukała pomiędzy kolejnymi salwami, ocierając policzki z łez.
— Co sobie pomyślałaś? Też chcę się pośmiać. — wykrzywił usta w smutną minę.
— Ale nie będziesz zły? — spoważniała momentalnie, spoglądając na długowłosego mężczyznę.
— Nie. Jasne, że nie. Mam do siebie dystans... — mruknął i poprawił się w siedzeniu. Alex wzięła głęboki wdech i starała się uspokoić, by przekazać mu na głos swoje spaczone myśli.
— Tak sobie pomyślałam, że w średniowieczu już wiedzieli, co to są nożyczki, więc... Bardziej pasujesz na jaskiniowca... — powiedziała trzęsąc się od kolejnego napadu śmiechu, który starała się powstrzymać.
— No wiesz co? — odwrócił teatralnie głowę, powstrzymując śmiech. — Teraz powinienem cię strzelić swoją maczugą w łeb i zaciągnąć za włosy na pokład samolotu. — zapanowała cisza. Oboje popatrzyli się na siebie i niemal jednocześnie wybuchli, łapiąc się za brzuchy.
— Już sobie nie dopowiadaj, nie masz aż tak wielkiego, byś mógł go nazywać maczugą i czemu za moje biedne włosy...— jęknęła przez śmiech.
— Żeby ci się piach do cipki nie nasypał, to chyba logiczne. — ponownie zaczęli się zanosić, aż taksówka zatrzymała się przy lotnisku. Rozbawieni, niemal wyskoczyli ze swoich miejsc, byleby do ich płuc dostało się trochę świeżego powietrza. Podeszli do bagażnika, gdzie wzięli walizki dziewczyny. — Mała, teraz słuchaj uważnie. Może być gorąco na lotnisku, więc trzymaj się blisko i nie spuszczaj mnie z pola widzenia, okej? Mam nadzieje, że nie będzie scen, ale niestety jestem dość wysoki, więc piszczące fanki potrafią mnie dojrzeć z kilometra. Ochrona jest na baczność, żeby w razie czego nam pomóc. — uśmiechnął się do niej ciepło. Alex spojrzała na niego i przytaknęła głową. Nigdy nie była z Jasonem w tak zaludnionym miejscu, więc nie wiedziała, czego mogła się spodziewać. Po części bagatelizowała jego słowa, bo dla niej był przede wszystkim zwykłym, porządnym facetem, a nie jakimś zakichanym celebrytą z przerośniętym ego. Wziął jej walizki i ruszył w stronę wejścia, dość skupiony i milczący. Dziewczyna podążała za nim niemal krok w krok. Kiedy weszli na lotnisko, w pierwszej chwili wszystko zdawało się być normalnie, bez większych przeszkód dotarli do odprawy bagażowej, gdzie stanęli w dość krótkiej kolejce. — No dawać, dawać... — mruknął pod nosem mężczyzna.
— Spokojnie, nic złego się nie dzieje. — pogładziła go po ramieniu. Słowa dziewczyny, zadziałały niczym zapalnik i w głównym holu za ich plecami, rozległ się pisk. Chłopak mimowolnie odwrócił się w stronę wysokiego dźwięku i zobaczył tylko nastolatkę, biegnącą w jego kierunku ze swoimi bagażami.
— Przepraszam, mogę zdjęcie i autograf?! — zapytała, nakręcona jak katarynka. Alex odruchowo odsunęła się nieco do tyłu, łapiąc za swoje bagaże, kiedy dziewczyna o mało nie wpadła na nie. W przeciągu minuty, wokół niego zebrało się sporo ludzi i ochroniarze, którzy zaczęli pomagać mu ruszyć w stronę wejścia dla personelu. Biedna brunetka ruszyła za nimi, jednak kiedy podeszła na tyle blisko, że dzielił ją od Jasona tylko ochroniarz, bodyguard odepchnął ją lekko.
— Jason! — krzyknęła za nim, usłyszał, ale popychany dalej, nie był w stanie się nawet obrócić. Wkurzył się i ruszył jeszcze szybciej naprzód. — Kurwa. — powiedziała zostając na środku lotniska ze swoimi walizkami i nie miała bladego pojęcia, co ma dalej ze sobą zrobić. Przewróciła jedną z walizek i usiadła na niej na środku sali odlotów. Nie miała nawet biletu, by udowodnić, że leci gdziekolwiek, a po akcji z fankami, obawiała się, że nikt jej nie weźmie serio, kiedy powie, że jej partnerem jest sławny Momoa. Westchnęła, oparła łokcie na kolanach, a na dłoniach oparła głowę i patrzyła po ludziach.
— Panie Momoa, witamy na naszym lotnisku ponownie. — powiedział jeden z menedżerów przydzielonych do Jasona i zabrał mu torbę, którą dał do odprawy.
— Mój telefon... — powiedział, jednak nie zdążył wyrwać mu z rąk swojego plecaka.
— Spokojnie, niech się pan nie martwi, wszystko będzie czkało na pana na pokładzie samolotu. Potrzebuję pana dokumenty i... Właśnie, mieliśmy zaznaczone, że będzie pan z osobą towarzyszącą. — stwierdził młody mężczyzna, na co Jason zacisnął tylko pięści i złapał go za fraki. Przyciągnął go do siebie i uniósł nieco nad podłogę.
— Właśnie odebrałeś mi torbę z telefonem, a moja osoba towarzysząca, została gdzieś na tym zakichanym lotnisku, bo ochrona nie słuchała, co się do niej mówi. Macie dziesięć minut, żeby ją sprowadzić, bo inaczej posypią się skargi, jasne? — opuścił go i poklepał po ramionach. — Zgrabna brunetka, wysoka, ciemne okulary i ciemna czapka, na bagażach ma napisane "Aloha from hell". Ma na imię Alex. — powiedział i usiadł w fotelu. — Dziewięć i pół minuty. — powiedział, spoglądając na zegarek, co dopiero wyrwało menedżera z szoku, który wyskoczył jak poparzony z pokoju i zaczął biegać po lotnisku w popłochu. Żałował, że nie nauczył się jej numeru na pamięć, ani nie miał go nigdzie zapisanego. Nie rozumiał porywczości nowych, młodych pracowników, ale życie nauczyło go, że nie wszystko dało się załatwić w pokojowy sposób.
Alex podniosła się z podłogi i wzięła walizki, kierując się do toalety. Stanęła jak wryta, kiedy niemal przed jej twarzą, otworzyły się z impetem drzwi i wybiegło z nich kilku pracowników lotniska. Popchnęła kawał drewna i ruszyła do łazienki, przerzucając oczami. Wsunęła do jednej z kabin walizki i wcisnęła się pomiędzy nimi. Kiedy zrobiła co trzeba, wyszła i poszła umyć ręce.
— "Alloha from hell"? — usłyszała za sobą, kiedy pochylona, myła ręce. Podniosła się i spojrzała w lustrzane odbicie.
— Tak żartobliwie. — zaśmiała się lekko do starszej kobiety, która sprzątała owe pomieszczenie.
— Wszyscy cię szukają. Ponoć menadżer dostał po zębach za to, że cię zgubili, ale to tylko plotki. Chodź ze mną. — powiedziała, przesuwając wiadro z wodą w kąt i wrzuciła w nie mopa, otrzepując zaraz po tym dłonie i wytarła je w swój fartuch. Wyciągnęła z kieszeni pęk kluczy i kart, po czym spojrzała na dziewczynę. — Wiesz czemu praca sprzątaczki jest najlepsza? — zapytała się i zaśmiała lekko pod nosem.
— Nie. To raczej ciężka praca, szczególnie, że większość ludzi nie podchodzi z szacunkiem do tego zawodu. — odpowiedziała brunetka zgodnie z tym, co uważała.
— To jeden z minusów, ale plus jest taki, że jesteś niewidzialna, a masz dostęp wszędzie. — obie kobiety roześmiały się, przechodziły dziwnymi, pustymi korytarzami. Pomimo, że Alex latała z tego lotniska nie raz, nigdy nie miała okazji zwiedzić go od zaplecza. Trwało to kilka minut, nim doszły do pokoju, który otwierała specjalna karta. — Przepraszam, że tak od dupy strony, ale przynajmniej nie musisz się przeciskać przez przepoconych turystów. — kobieta poklepała ją po ramieniu. — Wracam do pracy.
— Dziękuję bardzo. — powiedziała brunetka i skierowała swój wzrok na wygodne fotelem, gdzie na jednym z nich, siedział wpieniony Jason. — Hej... Wszystko w porządku...? — zapytała podchodząc nieco bliżej.
— Na boga, dziewczyno... — momentalnie podniósł się z fotela i objął ją mocno. Nie zamierzała mu mówić, jak bardzo się wystraszyła, ale wiedziała, że te ramiona były jej teraz bardzo potrzebne. Przymknęła powieki i pozwoliła, by jego perfumy pieściły jej zmysły. — Kto cię przyprowadził?
— Jedna z najważniejszych pracownic tego lotniska. — zaśmiała się ciepło. — Sprzątaczka mnie znalazła w toalecie i przepuściła od zaplecza, bez robienia żadnego halo i wszczynania jakiś alarmów. Czemu nie zadzwoniłeś? — zapytała, spoglądając na niego.
— Mają jakiegoś nowego menedżera i zabrał mi torbę i kazał zanieść do telefonu, a jak na złość, wrzuciłem go do tego cholernego plecaka. — dziewczyna roześmiała się.
— Czyli taki był plan, musieliśmy się odnaleźć na nowo.
— O mało nie rozszarpałem gnoja... — mruknął cicho, kiedy poczuł, jak przyjemnie drapała go paznokciami po ramionach.
— Wiem, plotka już się rozeszła, że dostał po mordzie za zgubienie mnie. — zaśmiała się lekko.
— No bez przesady, po prostu lekko go zmotywowałem i potrząsnąłem nim, by się streszczał. — odpowiedział dziewczynie, gładząc jej włosy.
— A teraz tak serio, co z tym śniadaniem? — zapytała z uśmiechem.
— Rozbrajasz mnie, po prostu ręce mi opadają...
— Za to, co innego staje... — oboje wybuchli kolejny raz śmiechem. Lot zapowiadał się naprawdę miło.
CZYTASZ
Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa Fanfiction
FanfictionMama od zawsze powtarzała, żebym uważała na złych chłopców. Miałam sobie wybrać ułożonego faceta, który uchyli mi nieba. Posłuchałam. Okazało się to być najgorszym życiowym błędem, a przysłowiowy zły chłopiec? Przemierza pewnie kolejne drogi na swoi...