9. Panu już podziękujemy.

179 11 19
                                    


— Dziękuję, było przepyszne, ale tych dwóch ostatnich już nie zmieszczę. — powiedziała z ciepłym uśmiechem i odsunęła nieco talerz od siebie, sięgając po owocowy koktajl. Czuła się głupio, bo nie umiała powstrzymać szerokiego uśmiechu, który towarzyszył jej przez cały posiłek. Czuła na policzkach lekki ból, a mimo to nie potrafiła przestać. — Jason... Nie jesteś zły, że cię całowałam? — spytała nagle, jakby sobie przypomniała, że nie wyłączyła żelazka. Mężczyzna uniósł wzrok do góry i pokręcił głową. 
— Mała, jakbyś nie zauważyła, to jestem dość pokaźnym facetem. Jestem hetero, aktualnie jestem singlem, a przepiękna kobieta, która wspaniale całuje, pyta mnie, czy nie jestem zły? Chcesz znowu spróbować szczęścia? — zapytał, a jej oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Nie wiedziała przez dobrą chwilę, co ma odpowiedzieć. W jednym zdaniu wyśmiał ją i skomplementował, a ona nigdy nie wiedziała, jak zachować się w sytuacjach, kiedy ktoś podkreślał jej zalety. Peszyło ją to, bo była przyzwyczajona przez matkę, że zawsze była nie dość dobra. Nie ważne co by to było, zawsze były jakieś pretensje. Zmrużyła lekko oczy i nieświadomie przygryzła wargę, spoglądając na niego. Czy rzeczywiście, chciała go pocałować jeszcze raz? Może to tylko fakt, że zerwała z chłopakiem i nie miała już nikogo, kogo mogłaby beztrosko całować. — Sądząc po twoim geście, chcesz. — skwitował, jakby to było coś normalnego. To dopiero przywołało Alex do porządku. Odchrząknęła i poprawiła się, ale było już za późno. Długowłosy przystojniak odsunął się od stołu i podniósł. Patrząc w jej oczy, przeszedł w jej kierunku, ciągnąc palcami po blacie stołu. Złapał krzesło, które było najbliżej niej i obrócił je w dłoni, oparciem do przodu. Usiadł na nim okrakiem i zaśmiał się pod nosem, widząc jak jego towarzyszka uciekała już wzrokiem. — Spójrz na mnie. — poprosił, a ona westchnęła lekko. Po chwili jednak zacisnęła nieco bardziej usta i spojrzała na niego. Wyciągnął w jej kierunku dłoń, na której znajdowało się kilka sygnetów i potarł jej policzek. — No dawaj, jeśli chcesz... Nie wymiękaj, jesteśmy dorośli. — dodał, unosząc kącik ust do góry. Biła się z myślami, nie wiedząc do końca, co mu w głowie siedzi. Podniosła się w końcu ze swojego miejsca i podeszła do niego. Tym razem to ona położyła dłonie na jego policzkach i wpiła się czule w jego usta. Docisnął ją do oparcia, przybliżając do siebie, po czym pogłębił jej pocałunek. Kiedy się odsunęła, poczuła pieczenie na policzkach. Nie było to tak łatwe, jak całowanie go po alkoholu, który mimo wszystko dodawał jej sporo odwagi. — Czego się wstydzisz, mnie? — zapytał rozbawiony.
— Mogę iść się umyć? — odpowiedziała szybko kolejnym pytaniem. Zmrużył lekko oczy i zlustrował ją bursztynowymi tęczówkami. 
— Zadajesz strasznie głupie pytania, kiedy się wstydzisz. Idź, a ja naszykuję ci jakieś ubranie, bo raczej ta sukienka nie będzie zbyt wygodna do pakowania się. Chociaż, jakbyś się schylała po kartony w niej, to widoki mogłyby być naprawdę nieziemskie. — poczuła jak czerwieni się jeszcze bardziej. Niemal biegiem udała się do łazienki, gdzie weszła do wielkiej wanny i wypełniła ją wodą. Kiedy ostudziła nieco szalejące w niej emocje, jej myśli uciekły na chwilę do Jamesa. Zastanawiała się, jak mężczyzna zareaguje, kiedy wkroczy do domu z Jasonem i bandą motocyklistów. Zaśmiała się do samej siebie, wyobrażając sobie różne wersje tego spotkania. Nieznajomy z baru namieszał jej w głowie na tyle, że poczuła ulgę po zerwaniu. Nawet przez myśl jej nie przeszło, by wylewać łzy, a wszystko zaczynało ją bawić. Drzwi od łazienki uchyliły się, a ona osunęła się niżej, chowając ciało pod stertą piany. — Mam koszulkę dla ciebie, a za godzinę przywiozą mi buty, tylko zdradź mi jaki rozmiar. 
— Trzydzieści dziewięć. — odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Zastanawiała się, o jakim obuwiu mówił, kiedy olśniło ją, że przecież czytała o jego współpracy z firmą odzieżową. Cieszyła się, bo widząc zdjęcia, widziała już je na swoich nogach. — Jason? — zapytała nagle, kiedy zaczął już znikać za drzwiami, jednak na jej wołanie, ponownie wyłonił się. 
— Tak? 
— Będą jeszcze te torby w sklepie? Te różowe, małe? — spojrzała na niego, jakby oczekiwała na odpowiedź, która zmieni jej życie. Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem i pokręcił głową na boki. 
— Przeszukałaś cały internet na mój temat? — jego pytanie wywołało na jej policzkach rumieńce. Nie chciała wyjść na taką, co stalkuje ludzi, ale ciekawość ją zżarła. 
— Nie, tylko troszkę. — powiedziała, próbując się zanurzyć w wodzie jeszcze bardziej. 
— Twoje policzki cię zdradzają. — zaśmiał się i wyszedł, finalnie nie dając jej odpowiedzi. Westchnęła, wypuszczając powietrze w kierunku sporej ilości piany, która rozwiała się na boki, wpadając także na jej twarz. Zaśmiała się ciepło sama do siebie. Wciąż trudno było jej uwierzyć, że los był tak przekorny. Po skończonej kąpieli wyszła z wody i otarła się ręcznikiem. Założyła swoją bieliznę i za dużą, męską koszulkę. Nigdy nie powiedziała tego głośno, ale od zawsze uwielbiała paradować w takich strojach. Wytarła włosy i zebrała z umywalki różową scrunchie, zakładając ją na nadgarstek. Wyszła do salonu, gdzie siedział Jason, trzymając w dłoniach gitarę basową i brzdękał coś. Zatrzymała się na chwilę bez ruchu i pożerała wzrokiem jego wyrzeźbione ramiona, które napinały się i rozluźniały, kiedy trzymał w nich gryf i zaciskał palcami kolejne struny. Przestał, kiedy zauważył, że dziewczyna stała kilka metrów od niego i odłożył gitarę. 
— Nie przestawaj... — poprosiła cicho, nieśmiało. 
— Wieczorem pogram, jak już się naszykowałaś to na stole jest prezent dla ciebie i zbieramy się. Chcę żebyś jak najszybciej zabrała stamtąd swoje rzeczy i odcięła się od tego debila. — mruknął, a na jego twarz zmieniła wyraz na bojowy. Było widać, że pomimo, że nie znał Jamesa, typ działał mu na uzębienie. 
— Musimy już teraz... — jęknęła wręcz, panicznie bojąc się tej chwili. 
— Teraz, albo nigdy. Jak nie zabierzesz tych rzeczy, to na bank tam wrócisz, a on będzie miał okazję mamić cię jakimiś słodkimi słówkami. Nie tego chcemy, prawda? Musisz być wolna, bo ten toksyczny związek cię zabija. Nawet nie wiesz, jak żałuję, że pozwoliłem ci wrócić do miasta, że od razu nie wpadłem na taki pomysł... Nie przeżyłabyś tego upokorzenia z tymi, pożal się boże, oświadczynami. — powiedział i zmierzył ją wzrokiem. Kiwała głową, dając mu do zrozumienia, że miał racje. Zaczesał palcami włosy do tyłu i wskazał na dwa pudła na stole. — To dla ciebie, na osłodę życia. — uśmiechnął się do niej delikatnie, a dziewczyna zmrużyła lekko oczy. 
— Jedno to buty, na bank, a drugie? — przeanalizowała możliwą zawartość w głowie. 
— Po prostu otwórz. — jęknął cicho odchylając głowę do tyłu. Nie musiał jej dwa razy powtarzać, dziewczyna podeszła do różowych pudełek i otworzyła mniejsze, w którym, jak przypuszczała znalazła buty z kolekcji chłopaka. 
— Jakie cudne... — szepnęła i momentalnie zaczęła je zakładać na nogi. Złączyła przyodziane stopy ze sobą. — Są strasznie wygodne. — uśmiechnęła się od ucha do ucha. Mężczyzna nie pozostał obojętny na ten gest, widząc radość dziewczyny sam nie potrafił się powstrzymać, by jego kąciki ust uniosły się. Alex złapała za drugie pudło i zakryła usta. — Serio?! Przecież były wykupione!! — krzyknęła i podbiegła do Jasona. Przewiesiła się przez oparcie kanapy i przytuliła go mocno. — Dziękuję, dziękuję, dziękuję... — powtarzała raz po raz. 
— No już, bo mnie udusisz... — mruknął zadowolony. — Nie ma za co, niech ci służą. — pokiwał głową. Kiedy go puściła, wziął do ręki telefon i wysłał wiadomość do swoich kumpli, by się zbierali. — Teraz zapraszam na dół, auto już czeka. — zakomunikował i podniósł się, kładąc na siedzisku swoją gitarę. Zgarnął z krzesła skórzaną kurtkę i wsunął na nos ciemne okulary. — Panie przodem. — dodał, kiedy otworzył drzwi od swojego mieszkania. Dziewczyna minęła go i zeszła szybko po metalowych schodach. Podprowadził ją do czarnego pick-upa, wypuszczonego spod szyldu Forda. Otworzył jej drzwi i podał dłoń, pomagając jej wsiąść. Sam obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Kiedy tylko wyjechali na drogę, usłyszała za sobą ryk silników. Wychyliła się przez okno i zobaczyła cały rząd motocyklistów, którzy jechali za nimi. Poczuła ścisk w gardle, było jej dziwnie miło, że tyle nieznajomych ludzi, będzie gotowych stanąć za nią murem. Pomachała im, kiedy poczuła, dłoń na swojej koszulce, która pociągnęła kilka razy za materiał, nakazując, by posadziła swój szacowny tyłek. — Czemu masz łzy w oczach? 
— Sama nie wiem, to takie dziwne... Przyjemne, że oni wszyscy... — urwała, okręciła głowę w kierunku szyby i nie była w stanie wypowiedzieć więcej słów. Zacisnęła mocniej usta i na chwilę powieki, by zatrzymać łzy. Pogładził jej ramię, kiedy stanęli na światłach. 
— Nie płacz, jesteśmy dzisiaj, tutaj dla ciebie. Masz wsparcie i nie ważne, co tam zastaniesz, masz mieć głowę wysoko. Rozpoczynasz dzisiaj nowe życie i nie zaczynasz go od ryku, jasne? — zapytał, unosząc brew do góry. 
— Tak... — powiedziała cicho. 
— Nie słyszałem... Jasne?! — powtórzył podniesionym tonem, a dziewczyna rozpogodziła się. 
— Tak! — krzyknęła. 
— Nie musisz krzyczeć, przecież słyszę... — zaśmiał się wesoło i ruszył przed siebie. Po kilkunastu kilometrach wjechali do miasta. 
— Ustawicie się wszyscy na podjeździe? — miała już w głowie wizję, jak wszyscy sąsiedzi wyglądaj przez okna z zaciekawieniem. Chciała im utrzeć im nosy. Nadeszła pora, by dzisiaj to James zapłakał, a nie ona. Zacisnęła lekko dłoń w pięść na samą myśl, aż czuła, jak w jej ciele narastała determinacja. Była gotowa i to chyba jeszcze tak, jak nigdy. Podjechali pod dom Jamesa i zaparkowali wzdłuż trawnika przed domem, robiąc tyle hałasu ile się dało. Alexandra wybuchnęła śmiechem, bawiło ją to, jak sprawnie odgadywali jej myśli. Nie musieli czekać długo, żeby pan domu, wyleciał z niego jak pocisk. 
— Mała, teraz czas na show. Cokolwiek, by się nie działo, to trzymaj moją stronę, zgoda? — ujął jej dłoń i złożył na niej szarmancki pocałunek, widząc jak jej były facet, zginał się i prostował, by zajrzeć mu do auta. Brunetka pokiwała ochoczo głową. — Teraz wysiądę i otworzę ci drzwi, a właśnie... — ściągnął okulary i wsunął na jej nos. — To ochrona przed szklistymi oczami. Nie pokazujesz od teraz ani nuty słabości, a jak wrócimy do Piekła, to będziesz mogła płakać do bólu. Jasne? Poza tym, staraj się jak najmniej odzywać, ja będę mówił. Ewentualnie, bardzo chętnie, obije mu mordę. 
— Tak jest, panie generale. — odpowiedziała z szerokim uśmiechem. 
— Grzeczna dziewczynka. — mruknął, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Zabrzmiał naprawdę seksownie. Wysiadł z auta i zgodnie z planem otworzył jej drzwi i podał dłoń. Wyskoczyła na beton i pozwoliła Jasonowi złapać się za rękę. Splótł ich palce, a po jej plecach rozeszło się ciepło. 
— Alex?! Co ty wyczyniasz?! — zapytał zaskoczony facet, widząc swoją dziewczynę z innym facetem. Zmierzali przez trawnik, a za nimi reszta gangu. — Alex? Wytłumacz mi, o co tutaj chodzi?! To wtargnięcie, nie możecie wszyscy wejść do mojego domu... — mówił zdezorientowany, nie wiedząc co ma powiedzieć. 
— Tak? A co? Zabronisz nam? — Jason niemal warknął na Jamesa, marszcząc lekko nos. Groźna mina wzbudzała strach i zarazem szacunek. — Prowadź kochanie. — zwrócił się do dziewczyny, a kątem oka zauważył, że jej były zmieszał się i nie dowierzał, w to co usłyszał. 
— Kochanie...? — mruknął pod nosem i ruszył za nimi na górę. 
— Ściągniesz mi proszę walizki. — poprosiła, wskazując na szczyt szaf w garderobie. Długowłosy pokiwał tylko głową i bez problemu rozłożył na łóżku cztery ogromne walizy, które zaczął otwierać. 
— Pozwolisz mi spakować bieliznę. — powiedział, przygryzając lekko wargę i dociągnął ją za biodra do siebie, kiedy akurat pochylała się nad łóżkiem. Odwróciła się do niego przodem i już wiedziała, w co grał. 
— Oczywiście. — dodała z szerokim uśmiechem i wskazała w kierunku zabudowanej ściany. — Tam są szuflady, zabierz tylko to, w czym chciałbyś mnie zobaczyć. — dodała i zerknęła w kierunku Jamesa. 
— Ale jak to? Zdradzasz mnie Alex?! — zapytał oburzony. Nie odpowiedziała mu, wracając do pakowania najpotrzebniejszych rzeczy i ubrań. — Kurwa mać, odpowiedz mi... — warknął wręcz, łapiąc ją mocno za rękę. 
— Hej, łapy przy sobie, bo ci je połamię. — Jason wręcz krzyknął na niego i podszedł do brunetki, łapiąc za jej policzki. Zwrócił jej twarz ku swojej. — Nic ci nie zrobił? — zapytał z troską i nie czekając na odpowiedź na oczach drugiego mężczyzny wpił się czule w jej usta. Nie była w stanie się powstrzymać i odwzajemniała pocałunek, który smakował tak cholernie dobrze, że na chwilę zapomniała się.  — Pakuj się dalej...  A ty, zbliż się do niej raz jeszcze... — zwrócił się chłodnym tonem, wskazując palcem w stronę mężczyzny. Na górę zajrzała reszta ekipy, słysząc z dołu krzyki. 
— Wszystko dobrze? Czekamy na wytyczne, co zabrać z dołu. — powiedział Bernie. 
— Tak. Weźcie proszę wszystkie kwiaty, puchaty dywan i poduszki oraz koce z kanap i foteli. — powiedziała do nich z uśmiechem. 
— Alex, na boga, błagam cię... Wybaczę ci to, zostań... Wiesz, że nasze mamy chcą dla nas jak najlepiej? Myślałem, że ucieszysz się z pierścionka i pomysłu z zaręczynami... To miał być nasz moment... — powiedział nieco ciszej i zrobił minę zbitego psa. Wyprostowała się i spojrzała na niego, pozwalając, by jej myśli gmatwały się w głowie. 
— Psie, ktoś ci pozwolił dać głos? — zza drzwi wyjrzał wytatuowany chłopak, a na jego słowa dziewczyna zaśmiała się pod nosem. — Cisza ma być i nie zaczepiaj jej, bo ona tylko wpadła po to, co jej. — wskazał na niego palcem. Wyprostował się na ten gest i przykleił plecami do chłodnej ściany. Spakowali ją w niecałą godzinę i znieśli wszystko do auta. 
— Proszę, zastanów się jeszcze, czy warto rozwalać to, dla jakiegoś gangusa spod ciemnej gwiazdy...? — zapytał stając w drzwiach. 
— Jak mnie nazwałeś psie?! — zapytał Jason, a jego mięśnie momentalnie się napięły. Był gotów mu przywalić, bo drażnił go niemiłosiernie od pierwszej chwili. Pocałował Alex w skroń, kiedy ściągnęła go do siebie za rękę. Wsadzili do pick-upa ostatnie rzeczy. — Jeszcze poduszki zostały w salonie. Wsiadaj już, a ja po nie się wrócę. — otworzył jej drzwi i pomógł wsiąść, dopiero wtedy dziewczyna odetchnęła z ulgą. Długowłosy, wszedł do mieszkania, jak do siebie.
— Dlaczego wtrącasz się w cudzy związek? — zapytał James z wyrzutem. Nic nie odpowiedział, podszedł do niego i uderzył go z całej siły w brzuch. — Gdyby prawo nie było po twojej stronie, to wymierzyłbym ci tyle ciosów, ile ona wylała łez, bo na nic innego nie zasługujesz. — powiedział, kucając nad nim, kiedy padł na kolana, a potem skulił się, wyjąc z bólu. — Jak wybierze urlop, to wróci do pracy i niech cię ręka boska broni, cokolwiek jej zrobić, zaczepiać ją, czy kłaść na niej łapy. Jak tylko się dowiem o takim incydencie, a wierz mi, dowiem się... To połamię ci ręce w trzech miejscach. — dodał na odchodne i zmierzwił mu włosy. — Dobry pies, leżeć. — zaśmiał się i poszedł do auta, gdzie i tym razem wsiadł na kółko i odjechał w tylko im znanym kierunku. Dziewczyna siedziała podekscytowana. 
— Nie wierzę, że się udało i nie płakałam... — cieszyła się, jak małe dziecko. 
— Jestem z ciebie dumny... Od dzisiaj zaczynasz nowe życie. — podkreślił raz jeszcze, dociskając do podłogi pedał gazu. 

Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz