— Wstawaj, pomału... — powiedział Jason, asekurując swojego ojca, kiedy próbował wstać.
— Dam radę. Masz to, o co prosiłem? — zapytał, a Jason podał mu pudełko.
— Nie było łatwo. — zaśmiał się lekko i złapał go pod ramię. — Powoli... — upomniał go ponownie, kiedy mężczyzna się skrzywił. — Jest w sali obok, więc nie musisz iść za daleko. Boli?
— Trochę ciągnie, ale nie jest to typowy ból. — powiedział i robił małe kroki w stronę wyjścia z sali. Syn ciągle był obok, by w razie czego go złapać, jednak ojciec zdawał sobie radzić naprawdę dobrze. Otworzył drzwi od sali Alex, która siedziała na łóżku i spoglądała przez okno.
— Alex, masz gościa. — powiedział jej chłopak, a ona odwróciła się na dźwięk jego słów. Kiedy się odsunął zobaczyła jego tatę, a ich wzroki spotkały się. Starszy mężczyzna zadrżał, wszystko co chciał powiedzieć, utknęło mu w gardle, a z oczu popłynęły mu łzy. Dziewczynie też momentalnie zadrżała broda i patrzyła się na niego cały czas. Zsunęła się powoli na brzeg łóżka, by po chwili przytulić się z przyszłym teściem. Oboje się rozpłakali jeszcze bardziej.
— Ja... Ja nie umiem wyrazić swojej wdzięczności... Szczególnie po tym, jak cię potraktowałem, przepraszam za swoje zachowanie. Nie wiem, jak mogłaś ratować takiego gnoja jak ja... Nie zasługiwałem na to, co dostałem i uważam, że dalej nie zasługuje, jednak postaram się wykorzystać to najlepiej na świecie. — wyszeptał, pociągając nosem.
— Może i nie potraktował mnie pan najlepiej, ale dopiero pogodziliście się z Jasonem i nie mogłam pozwolić, by to się skończyło, nim na dobre się zaczęło. — zaśmiała się, ocierając policzki i wtuliła mocniej. W duchu śmiała się, że przytulanie chyba też przechodzi z genami, bo tulił ją w podobny sposób, jak jego syn. Poczuła, jak kładzie jej w dłoń pudełko. — Co to...? — szepnęła i spojrzała na niego.
— Poprosiłem Jasona, żeby znalazł coś, co wyrazi moją wdzięczność. Nie mam za dużo pieniędzy, ale życie jest bezcenne. — zaczął i odsunął się lekko, a Alex otworzyła prezent. W środku był hawajski kwiat ozdobiony diamentami, na złotym łańcuszku. Nie był duży, ale piękny. Wzięła go w palce i obejrzała dokładnie, na odwrocie było wygrawerowane jedno słowo "Ohana".
— Ohana, znaczy rodzina... — szepnęła cicho, cytując dialog z jednej z ulubionych bajek Disneya.
— Może jeszcze nieformalnie, ale pasujecie do siebie. Poza tym, nie ważne, czy będziecie razem, czy nie. Alex, jesteś częścią naszej ohany już na zawsze. Za każdym razem kiedy będziesz na Hawajach, będziesz tam postrzegana jako bohaterka i dopilnuję, by każdy się dowiedział, co dla mnie zrobiłaś... — powiedział ściszonym głosem, a dziewczyna rzuciła mu się na szyję, na co oboje jęknęli i roześmiali się ciepło. Dla Alex znaczyło to więcej, niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Zawsze czuła się samotna, dzisiaj była bogata w dwie kochające rodziny.
— Przyniosłem ci ubrania. — powiedział Jason, wchodząc z torbą do sali, a dziewczyna siedziała na łóżku. Minęły trzy dni od operacji, nie było żadnych komplikacji i mogli spokojnie wyjść ze szpitala. Niemal wyrwała mu torbę z ręki, zaglądając z zaciekawieniem do środka.
— Ale serio? — wyciągnęła wieszak z seksowną bielizną. — Wyślij chłopa po zakupy. — roześmiała się i próbowała się schylić, by przełożyć majtki przez nogi.
— Daj... — pomógł jej szybkim ruchem, by nie zdążyła zaprotestować, a następnie zapiął jej stanik, kiedy tylko go przełożyła.
— Czuję się jak inwalida. — mruknęła niepocieszona.
— Wolisz żeby szwy się rozeszły i zostać w szpitalu? — zaśmiał się lekko i przełożył jej przez głowę podkoszulkę z logiem Harley'a Davidsona i wciągnął obcisłe spodnie na jej nogi, a następnie buty na wysokim słupku. Dziewczyna wstała i wsunęła sobie majtki i spodnie na tyłek, zapinając guzik. — Pokaż, czy ci się opatrunek nie podwinął. — obrócił ją do siebie bokiem, sprawdzając, czy rana była zabezpieczona.
— Tak tatuśku, wszystko w porządku. — zaśmiała się i przełożyła ręce przez rękawy skórzanej kurtki i wyciągnęła wisiorek spod koszulki, którego nie ściągała odkąd go dostała.
— Tak to mów mi w łóżku... — mruknął do niej i uśmiechnął się kącikiem ust.
— Nie lepiej jakiś kuchenny blat? Na jakiś czas mam dosyć łóżek. — zaśmiała się i spojrzała na salę.
— Bierzesz ze sobą kwiaty i maskotki? — zapytał.
— Mama zabierze kwiaty do domu, a maskotki kazałam zanieść na oddział dziecięcy. Mali pacjenci na pewno się ucieszą. — ponownie usłyszała ryk silników. — Nie... — szepnęła i spojrzała na Jasona.
— Nie dało się ich powstrzymać, chcą cię odstawić do domu. Mówiłem, że nie ma co, ale się uparli. — wzruszył lekko ramionami i zaśmiał się, kiedy Alex pokręciła głową na boki. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewała się, że podbije serca gangu motocyklowego.
— Co z twoim tatą? — zapytała, obracając się do chłopaka, który grzebał w bukietach, szukając czegoś.
— Jedzie z nami, ale dla niego mamy auto, my mamy motor. Pomieszka z nami tydzień, a jak ściągną mu szwy, zapakuję go w samolot do Honolulu. — uśmiechnął się do niej i wyciągnął z bukietu peonię, łamiąc dość wysoko łodygę i wsunął jej we włosy. — Pięknie, możemy ruszać. — dodał i potarł dłonie, zabierając torbę z jej ubraniami, w których tu przyjechała. Splotła palce ich dłoni i wyszła z sali, ruszając do wyjścia. Ojciec Jasona dołączył do nich i wspólnie ruszyli w stronę wyjścia, jednak napotkała na swojej drodze jeszcze matkę. Myślała, że skomentuje jakoś jej wygląd, jednak kobieta przytuliła ją mocno.
— Mamo? — zapytała lekko zdziwiona i przytuliła ją.
— Dbaj o siebie. — powiedziała kobieta. — A ty jej pilnuj, żebym nie musiała znów interweniować. — pogroziła mu palcem. — W weekend widzę was na obiedzie, wszystkich. — podkreśliła z uśmiechem na ustach. Jason objął ją i przytulił.
— Dziękuję pani Evergreen, za wszystko. — szepnął, a kobieta pogładziła go po plecach.
— Nie ma za co, to mój obowiązek, ale i przyjemność, że mogłam pomóc. Joseph, ty też o siebie dbaj i jak tylko będziesz w Arizonie, to zapraszamy. — powiedziała Evangelina, a starszy mężczyzna uścisnął jej dłoń, składając na niej pocałunek. — A teraz uciekajcie i zabierajcie te motory z parkingu, bo wszyscy pacjencie siedzą nam w oknach. — zaśmiała się.
— Pani Evergreen, a może... — Jason zawiesił się, analizując swój pomysł. — Wiem, że macie tutaj oddział dziecięcy, może dzieciaki chciałby zobaczyć maszyny. Szczególnie te, które spędzają życie w szpitalach. To może niewiele, ale na pewno sprawi im to sporo radości. — zaproponował.
— Świetny pomysł... No i zobaczą Aquamana. — Alex zaśmiała się ciepło i spojrzała na matkę, która raczej nigdy nie była przychylna takim pomysłom.
— Pójdę zebrać chętnych. Dzięki. — brunetka spojrzała zaskoczona na Jasona.
— Kim jesteś i co zrobiłeś z moją matką? Spodziewałam się wykładu na temat zarazków i bakterii, ile brudu jest na maszynach i w ogóle. — przewaliła oczami, a chłopak roześmiał się.
— Trochę wiary, ona chyba naprawdę się zmieniła. — powiedział, ruszając do windy. Zjechali na dół i wyszli na parking, gdzie stało ze trzydzieści maszyn. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i zaczęła się witać ze wszystkimi. — Tam jest auto dla ciebie, jak masz ochotę do idź sobie usiądź. — powiedział do ojca, wskazując na czarnego jeepa.
— Poczekam na te dzieciaki, ich miny pewnie będą bezcenne. — zaśmiał się lekko i poklepał syna po ramieniu. — Jestem z ciebie dumny Jason, ze wszystkiego co robisz i co już osiągnąłeś. — długowłosy spojrzał zaskoczony na ojca, bo w życiu nie spodziewał się, że z jego ust padną takie słowa. Uśmiechnął się szeroko z wdzięcznością i odwrócił się do chłopaków.
— Słuchajcie, wiem, że przybyliście tu, by odtransportować moją kobietę do domu, ale zaproponowałem, żeby dzieciaki do nas wyszły. Niech mają chwilę radości w życiu. — chłopaki przytakiwali mu i przestawili się tak, by stworzyć korytarz z motocykli, by dzieciaki bezpiecznie mogły podejść do maszyn.
— Powiem nieskromnie, że widać, że nie robicie tego pierwszy raz, a to się bardzo chwali. — powiedziała brunetka z szerokim uśmiechem.
— Imponuje ci to? — zapytał, kładąc ręce na jej biodrach.
— Ty mi imponujesz... — przygryzła lekko wargę i spojrzała w zielone oczy chłopaka, który wpił się w jej usta.
— To Aquaman! — krzyknął jeden z dzieciaków, a Alex roześmiała się w jego usta.
— Do pracy. — klepnęła go lekko w tyłek, kiedy niewielki tłum dzieci ruszył biegiem do nich i otoczyli Jasona, który ukucnął przy nich.
— Siema maluchy, jak się macie? Moi kumple wpadli dzisiaj pokazać wam maszyny i porobimy sobie zdjęcia, poopowiadacie mi co u was słychać? — zapytał się, a dzieciaki zaczęły się przekrzykiwać. Dziewczyna spojrzała rozczulona na tę scenę i wyciągnęła telefon, robiąc im zdjęcia. — Dobra, widzę, że ktoś lubi tutaj supermana. — powiedział do małego, pięcioletniego chłopczyka, wskazując na jego piżamkę z logiem drugiego superbohatera.
— Znasz Supermana?
— On zna wszystkich i Batmana, Wonder Woman, Flasha, Cyborga. — powiedziała nieco starsza dziewczynka, a długowłosy roześmiał się.
— Następnym razem przyprowadzę ich ze sobą, jak będziecie dzielnie walczyć o zdrowie. — wszystkie dzieciaki zaczęły piszczeć radośnie. — Teraz możecie podejść do moich kumpli i jeśli wasi opiekunowie się zgodzą, to mogą was przewieźć wokół parkingu. — znów wywołał wrzawę, a dzieci rozbiegły się, wybierając motocykle, które najbardziej im się podobały. Podszedł do dzieci na wózkach i rozejrzał się po nich. — Widzę, że wy macie już swoje maszyny, ile wyciągają, szybkie są? — wszyscy zaśmiali się wesoło. Jason porobił sobie z nimi zdjęcia i podpisał się im na kartkach, które przygotowały. Po chwili poczuł, jak ktoś ciągnie go za nogawkę spodni i obrócił się, widząc małą, uroczą blondynkę.
— Dla ciebie... — powiedziała, wyciągając kartkę w jego kierunku. Jason ukucnął i wziął w dłoń rysunek, gdzie był narysowany jako Aquaman, a mała dziewczynka była obok niego.
— Jest piękny, sama rysowałaś? — mała skinęła głową, a mężczyzna wziął ją na ręce podnosząc ją do góry. Uśmiechom małych pacjentów nie było końca. Była to jedna z chwil, kiedy Jason czuł, że nie jest tylko aktorem, ale robi coś więcej. Daje tym dzieciakom nadzieję, na powrót do domu i siłę, by walczyć z chorobą. Spędzili na parkingu z dobrą godzinę, nim zarządzono, że dzieci miały się zbierać. — Słuchajcie, nim pójdziecie, chciałbym wam powiedzieć, że walczcie o siebie i wspierajcie siebie nawzajem w tej walce. Aquaman nigdy nie byłby tak silny sam, jak był ze swoimi przyjaciółmi. Wracajcie do zdrowia, a ja tu jeszcze wrócę. — pomachał im i wsiadł na swój motor, po czym spojrzał na brunetkę z cwanym uśmiechem. Alex machnęła dzieciakom i swojej mamie, która im towarzyszyła, po czym ostrożnie usiadła za chłopakiem i wtuliła się w niego. Wszyscy odpalili motocykle, zrobiło się głośno, aż dzieci pozatykały uszy. Alex objęła mocno chłopaka i wtuliła się w jego plecy, kiedy ruszyli w kluczu. Jechała z obstawą kilkudziesięciu motocykli i znów czuła, że żyła. Przykuwali uwagę przechodniów, którzy zatrzymywali się, by nagrać filmik, albo zrobić zdjęcie. Nawet nie czuła dzisiaj strachu przed maszyną, cieszyła się wiatrem we włosach i faktem, że siedziała obok faceta jej życia. Miała satysfakcję, że zrobiła coś dobrego, a na dodatek, miała powrócić do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Czuła motylki w brzuchu i uwielbiała to, że przy Jasonie to uczucie nigdy nie gasło. Pomimo, że na pierwszy rzut oka wydawał się być typowym "złym chłopcem", jego serce skrywało ogromne pokłady dobra i ciepła. Wciąż rozczulała ją myśl o małych pacjentach, których życie rozweselił i będą to wspominać, do końca swoich dni. Dzisiaj znów czuła, że jest sobą, że jest we właściwym miejscu, a wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Wiedziała, że jeszcze wiele do przeżycia, ale mając obok odpowiedniego mężczyznę, czuła, że mogła przenosić góry. Wraz z rozwojem ich związku, rozwijała się w niej wewnętrzna siła i coraz większa pewność siebie, którą zdawało się, że zgubiła już dawno. To była chwila, gdzie strona z księgi jej życia przewróciła się, zapraszając ochoczo, by napisać nowy rozdział, a Alex zamierzała skorzystać z tej opcji.
CZYTASZ
Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa Fanfiction
FanfictionMama od zawsze powtarzała, żebym uważała na złych chłopców. Miałam sobie wybrać ułożonego faceta, który uchyli mi nieba. Posłuchałam. Okazało się to być najgorszym życiowym błędem, a przysłowiowy zły chłopiec? Przemierza pewnie kolejne drogi na swoi...