29. Światła, kamera, akcja

127 6 8
                                    

Złapał ją w wodzie i wciągnął pod wodę. Dziewczyna zdążyła złapać tylko oddech, nim zanurzyła się w odmętach oceanu. Wpił się w jej usta pod wodą. Całowali się póki nie brakło im powietrza i po chwili wypłynęli. Pchnął ją w stronę wielkiego głazu, który wystawał ponad wodę. Posadził ją na nim i spojrzał w jej oczy, skinęła mimowolnie głową, dając mu pozwolenie na kolejny ruch. Przesunął dłońmi od jej kolan, po uda i rozchylił jej nogi szeroko. Jęknęła głośno, kiedy poczuła jego język na swoich wargach sromowych, a po chwili zassał jej łechtaczkę. Wygięła się, kiedy fala przyjemności zapanowała nad jej organizmem. Wplotła dłoń w jego włosy i docisnęła go do siebie, a drugą dłoń zacisnęła na swojej piersi. Wsunął w nią dwa palce, a cichy krzyk wydarł się z jej ust. Kiedy zahaczył palcami o jej punkt G, otworzyła usta, biorąc głęboki oddech, a po policzku spłynęła jej łza, wyrażająca jak dobrze jej było. Po chwili oparł dłonie pomiędzy jej ramionami, a jego mięsnie napięły się. Przesunęła po nich dłońmi, czując ciepło jego skórę. Wynurzył się powoli z wody i opadł na nią delikatnie, wpijając się w jej usta i starł kciukiem łzę. 
— Wszystko dobrze? — zapytał cicho. 
— Tak, po prostu nie przestawaj... — wyszeptała w jego rozchylone wargi i wpiła się w nie zachłannie. Ich języki tańczyły we wspólnym pocałunku. Gładził jej ciało, pieszcząc nie tylko skórę, ale także jej zmysły. Przejechała opuszkami palców, po jego plecach, kiedy zszedł pocałunkami na jej szyję. Złapał po chwili za jej dłonie i wykręcił jej ręce za głowę. Przygryzła wargę i przymknęła oczy, dając mu się zdominować. Uwielbiała, kiedy facet przejmował dowodzenie w łóżku i robił z nią to, co chciał. Zataczał powoli językiem kółka, wokół jej sutków, by po chwili zasysać je i podgryzać, a wolną ręką masował jej krocze.
— Obrót... — szepnął, a Alex obróciła się na brzuch i podsunęła wyżej kolana, wypinając pośladki, na których po chwili wylądowały mocne klapsy. Jęknęła głośno, a po chwili krzyknęła, kiedy wszedł w nią od tyłu. Złapał ją za włosy i szarpnął, zmuszając ją do odchylenia głowy. Sapnięcia, mlaśnięcia i jęki, wypełniały okolicę. Kochali się namiętnie, gdzieś na skraju wyspy. Zatapiał się w niej cały i przygryzał skórę na jej plecach, miejscu, które miała tak wrażliwe, że błagała, by nie przestawał, a paznokciami zostawiała czerwone pręgi wzdłuż jego kręgosłupa, co tylko go nakręcało bardziej. Skończył w niej, kiedy wspólnie szczytowali i położył się obok niej, spoglądając w niebo. Był szczęśliwy, w końcu był w ukochanym miejscu na ziemi, a przy nim leżała kobieta - petarda. Patrzył jak jej mętny wzrok wracał do normalności, oddech się uspokajał, a ciało drżało jeszcze przez chwilę. Wtuliła się w niego mocno, kiedy była na to gotowa, a on zamknął ją w swych ramionach. 
— Tak bardzo cię kocham... — szepnęła Alex, ze łzami w oczach. Sama nie rozumiała swojego wzruszenia, ale czuła czyste, niczym niesplamione szczęście. 
— Tylko się nie rozklejaj, wariatko. — powiedział z szerokim uśmiechem i docisnął jej twarz do swojej szyi. Wtulała się jak tylko mocno potrafiła. 
— To wszystko, co się dzieje... Nawet w najśmielszych snach nie dopuszczałam tego, co się dzieje. Myślałam, że przegrałam wszystko, swoje życie, a ty mi udowodniłeś, że to był tylko niemiły wstęp i mogę żyć pełnią życia... Cieszyć się z najmniejszych rzeczy i mieć nieziemski seks na Hawajach... — roześmiała się ciepło. 
— Mam nadzieję, że to co było, już nigdy nie powróci, a ty będziesz kontynuować to nowe, lepsze życie. — uśmiechnął się do niej, a w odpowiedzi wpiła się tylko w jego usta. Leżeli jeszcze z godzinę nadzy, na wielkiej skale, gdzie oglądali malowniczy zachód słońca i kontemplowali na wiele różnych tematów. Opowiadali sobie o swoich planach, nadziejach i marzeniach, patrząc wprost na zachodzące za horyzont słońce. 

— Już miałam wysyłać dzieciaki, żeby was szukali. — powiedziała Rusty, kiedy tylko wjechali do garażu. Byli jeszcze mokrzy, więc kobieta od razu dała im ręczniki. — Poza tym, jak jedziecie na plażę to bierzcie ręczniki, bo potem musze sprzątać ulane ścieżki... — para, uśmiechała się tylko pod nosami, na narzekania kobiety i posłusznie wycierali włosy. — No tak, było zamoczone i to w różnym kontekście... — odchrząknęła patrząc to na jedno to na drugie, jednak rumieńce Alex szybko zdradziły, że się nie myliła.  — Naszykowałam kolację, ale zaraz wam podgrzeję i przyniosę na górę, no zmykajcie. — Alex skinęła w podziękowaniu i wbiegła na piętro, śmiejąc się radośnie. — A ty, mój drogi panie... Nie przestawaj, tak trzymaj, robisz to dobrze... Dziewczyna jest szczęśliwa... 
— Ciociu... 
— Nie ciociuj mi tu teraz... Na górę, przebrać się w coś suchego i żeby mi tam porządek był. — pogroziła mu palcem, ale chłopak tylko ucałował jej policzek.
— Dziękuję. — dodał z wdzięcznością w głosie i poszedł za swoją kobietą. Wszedł do pokoju i poszedł z nią do łazienki, gdzie wzięli szybki, wspólny prysznic. Przebrali się w coś suchego i położyli na łóżku. Nie musieli czekać dłużej, kiedy rozległo się pukanie, a Rusty weszła z tacą i postawiła im jedzenie na łóżku. Podziękowali i wzięli się ze smakiem za jedzenie. 
— To takie dobre... Zawsze po seksie jestem głodna, jak wilk... — mruknęła Alex, zajadając się lokalnymi przysmakami. 
— Nie chcesz kurczaka z ananasem? — zapytał Jason z uśmiechem. 
— Nie, mięso i owoce to zło. Nie przekona mnie chyba nic, bo wiele już w życiu próbowałam. — zaśmiała się lekko. Kiedy zjedli, położyli się w łóżku, a Jason włączył telewizję. Tłumaczył jej wiadomości z wyspy, gdzie pojawiła się wzmianka o planie filmowym, na który mieli jutro wyruszyć. 
— Jesteśmy w telewizji... — szturchnął lekko dziewczynę, jednak nie dostał odpowiedzi. Spojrzał przez jej ramię i zabrał włosy z jej policzka. Spała jak zabita, z lekkim uśmiechem na twarzy, sugerującym, że była spełniona. — Dobranoc. — szepnął i spojrzał na zegarek, na którym było kilka minut po 21:00. Niewiele myśląc, zgasił telewizor i przełożył rękę przez ciało brunetki, przesuwając ją nieco do siebie. Kiedy tylko poczuła jego dłoń, jej ciało samo już wiedziało co robić. Zasnęli na łyżeczki, zmęczeni intensywnym dniem. 

Budzik bezlitośnie rozdzwonił się o 7:30. Dziewczyna wysunęła dłoń spod kołdry i zaczęła błądzić dłonią po szafce nocnej, szukając telefonu, by wyłączyć alarm. 
— Jebane ustrojstwo... — usłyszała za sobą szepnięcie Jasona i uśmiechnęła się pod nosem. Pogładziła jego dłoń, na której, jak zawsze, znajdowało się kilka sygnetów. Złapał za jej rękę i splótł ich palce. — Dziesięć minut...? — mruknął ponownie za jej głową. 
— Wtedy zaśpimy... W sumie ty zaśpisz, bo ja tu jestem na doczepkę... 
— Jak ja cię zaraz doczepię, to będziesz wyć i błagać bym przestał... — odpowiedział jej, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. 
— Teraz to chyba pociągnę ten temat... 
— Ciągnij, już mi stoi... — wymruczał i docisnął jej tyłek do siebie, by mogła na własnej skórze poczuć jego poranny zwód. Roześmiała się ciepło.
— Idź się odlej, to ci przejdzie... — odwróciła się do niego przodem i wpiła w jeszcze zaspane usta, które leniwie odwzajemniały pocałunek. Dziewczyna podniosła się i poszła pierwsza do łazienki, gdzie ogarnęła się. Ubrała sobie luźną koszulkę i szorty, a na nogi wsunęła adidasy. 
— Dzisiaj tak bez pazura? — zapytał nieco zawiedziony Jason. 
— I tak spędzę cały dzień sama, bo nie zostaje dzisiaj na planie, idę zwiedzać. — odpowiedziała mu z uśmiechem. 
— No nie, a myślałem, że będziesz mnie wspierać. — odpowiedział jej i powlókł nogami do łazienki, kiedy tylko podniósł się z łóżka. 
— Wspieram cię całym sercem i myślami będę z tobą, ale ustaliliśmy, że póki co nie ogłaszamy nikomu oficjalnie, że jesteśmy razem, chociaż i tak pewnie wszyscy się domyślają... Poza tym jestem na Hawajach i nie wiem, czy to się kiedykolwiek powtórzy, więc zamierzam zwiedzić dzisiaj ile się da z tego co poleca Google, a to czego mi nie poleca, pokażesz mi po robocie i nie bój się, odbiorę cię z pracy. — roześmiała się ciepło. 
— Już nie rób ze mnie takiego dzieciaka, po prostu jak jesteś obok, to wszystko jest jakieś łatwiejsze i się nie martwię, że ci się coś może stać. — powiedział, opierając się o drzwi od łazienki ze szczoteczką w ustach. 
— Jakby się coś działo, to mam telefon. Spisałam sobie wczoraj numer do ciotki Rusty, więc chyba dam sobie radę? — dała mu buziaka w policzek. 
— Niech ci będzie, tylko proszę się odmeldować, około 16:00 mamy skończyć. — odpowiedział jej nieco niewyraźnie i poszedł wypłukać zęby. Zeszli wspólnie na dół, gdzie wzięli się za robienie śniadania, po czym wsiedli w auto i ruszyli na plażę, po drugiej stronie miasta, gdzie znajdowały się strefy hotelowe i była to jednocześnie bardziej turystyczna część miasta.  Wjechali na odgrodzony teren, gdzie Jason zaparkował auto i spokojnie opuścili pojazd. 
— Dobra to o 16:00 będę tu, koło auta i  wtedy zdecydujemy co robimy. — uśmiechnęła się  i stanęła na palcach, by dać mu szybkiego buziaka, sprawdzając, czy nikt nie patrzy. 
— Do potem i uważaj na siebie. Nie łaź sama na północną część wyspy, bo tam się kręcą niefajni ludzie. — Alex skinęła głową i poszła z Jasonem do budki ochroniarzy, gdzie odebrała swoją przepustkę, która upoważniała ją do wejścia na plan, kiedy tylko jej się podobało. Schowała go do torby i rozeszli się z Jasonem. Mężczyzna od razu poszedł do swojej przyczepy, gdzie czekał już na niego cały zastęp, gotowy, by przygotować go do odgrywanej roli. Brunetka usłyszała jeszcze głośne "Światła, kamera, akcja!" kiedy przechodziła do bramy i uśmiechnęła się pod nosem. Nigdy nie marzyła o karierze aktorki, ale podobało się jej na planie zdjęciowym, gdzie niemal cała ekipa była jak jedna wielka rodzina i pozwalali sobie na trochę luzu, śmiechu i zabawy. Jednocześnie kiedy było trzeba, stawali wspólnie na rzęsach, by dopiąć wszystko na ostatni guzik. Ochroniarz wypuścił ją za bramę, za co podziękowała mu z uśmiechem i wyciągnęła telefon. Przejrzała wszystkie atrakcje turystyczne i najbliżej miała do zoo. Z uśmiechem ruszyła słonecznymi ulicami, rozglądając się na boki i co jakiś czas robiła zdjęcia, kiedy tylko ujrzała coś interesującego. Po kilkunastu minutach znalazła się w parku zoologicznym, gdzie zaczęła się przechadzać licznymi alejkami. W Arizonie też bywała w ich miejscowym zoo, jednak nie miało takiego uroku, jak to tutejsze. Oglądała wszystko z zaciekawieniem i robiła zdjęcia, kiedy jej telefon się rozdzwonił. 
— Halo? — odebrała momentalnie. 
— Siema laska, co tam słychać? — usłyszała w telefonie głos przyjaciółki i uśmiechnęła się ciepło. 
— Właśnie łażę po Honolulu, a Jason jest w robocie. Poza tym, chyba piękniej być nie może. Dziewczyno w końcu wiem, że żyję. — powiedziała z szerokim uśmiechem i upiła kilka łyków wody, którą wyciągnęła z torby. 
— Zazdroszczę ci, bo tutaj pogoda nie dopisuje. — odpowiedziała zrezygnowana Suzy i wydarła się na Jacoba, który puścił głośniej muzykę, że ma to ściszyć. — Faceci... 
— Ja na swojego nie mogę narzekać, mieliśmy zajebisty seks w oceanie... Potem leżeliśmy na takiej ogromnej skale i podziwialiśmy zachód słońca, a woda przyjemnie chłodziła ciała... — przygryzła wargę na samo wspomnienie i uśmiechnęła się. Usiadła na jednej z ławek i pogłaskała łeb żyrafy, która pochyliła się nad nią, by zerwać z krzewu za nią liście. 
— Nie mogę się doczekać, aż wrócisz do domu, przywieziesz mi jakieś pamiątki, nie? — dziewczyna roześmiała się ciepło. 
— Przywiozę, ale jeśli dalej moja relacja z Jasonem będzie rozkwitać, to pewnie nie będzie problemu, żeby was to zabrać. Jest gdzie spać. Poznałam część jego rodziny, w ogóle ludzie traktują go tutaj jak jakieś bohatera, albo boga. To było takie magiczne... 
— Jezu, jak jeszcze mi poopowiadasz, to zaraz zacznę pakować walizki. — przyjaciółka brunetki roześmiała się ciepło. — Na razie muszę kończyć, bo Jacob obiecał mi masaż, więc idę skorzystać, póki sam wychodzi z inicjatywą. Odzywaj się czasami. 
— Jasne, obiecuję. — powiedziała Alex i pożegnała się po czym rozłączyła się i ruszyła dalej. Kilka godzin zajęło jej zwiedzanie i podziwianie zwierząt. Zmęczona ruszyła do pobliskiej kawiarni, gdzie zamówiła sobie coś zimnego do picia i usiadła przy ostatnim wolnym stoliku. Spojrzała na ocean, jednak jej spokój został szybko zburzony. 
— Przepraszam, wolne? — zapytał starszy mężczyzna, na pierwszy rzut oka, wydawało się, że to mieszkaniec wyspy, jednak miał coś w sobie, jakby znajomego. 
— Wolne, proszę bardzo. Ja i tak odpocznę z pół godzinki i ruszam dalej. 
— Pani przyjezdna? Z daleka? Sądząc po akcencie, to obstawiam Arizonę. — powiedział mężczyzna, a Alex poczuła się dość dziwnie. Skąd wiedział? Naprawdę było to tak słychać w jej głosie. 
— Żadna pani, proszę mi mówić Alex. — odpowiedziała z uśmiechem. — I tak, jestem z Arizony. — dodała, kiedy mężczyzna uścisnął jej dłoń i złożył na niej pocałunek. 
— Joseph. — oczy dziewczyny rozszerzyły się. Czy rzeczywiście siedział naprzeciwko niej ojciec jej chłopaka? 

Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz