33. Tu matka Alex

72 6 0
                                    

— Dziękujemy wam za współpracę, to na dzisiaj koniec, zapraszamy na mały poczęstunek w głównym namiocie, a wieczorem widzimy się w klubie. Zaproszenia na premierę dostaniecie pocztą. — powiedział reżyser. Jason skinął głową i ruszył do swojej przyczepy.
— Hej, nie idziesz z nami? — zapytała długonoga blondynka, która grała główną, damską rolę w filmie. 
— Nie, dzięki, mam coś do zrobienia, ale korzystajcie z uroków Szwajcarii. — powiedział mężczyzna z lekkim uśmiechem i nim dostał odpowiedź, odwrócił się i otworzył drzwi, chcąc wejść do środka. Poczuł jak dwie małe dłonie, łapią za jego. Od razu poczuł wzdłuż kręgosłupa ciepło, na wspomnienie brunetki, która zawsze też go tak chwytała. 
— Przestań, odwaliłeś dużo dobrej roboty, chociaż mały drink... Mi odmówisz? — zapytała unosząc brew i starając się na niego wpłynąć. Zaśmiał się lekko pod nosem. 
— Wybacz, jestem umówiony. — odpowiedział jej i wyrwał swoją rękę z uścisku, zamykając się w przyczepie. Zaczesał włosy do tyłu i związał je w niechlujnego koczka. Wciąż nie potrafił się przyzwyczaić do braku Alex, wciąż miał w głowie miliony pytań i jak zwykle po skończonym dniu, siadał na kanapie, brał telefon i pisał do niej smsa z tym, jak minął mu dzień, jednak telefon w drugą stronę milczał, odkąd rozeszli się na lotnisku. Jego serce pękało, zaczynał zamykać się w sobie, co nieco przerażało go. Po wysłanej wiadomości spojrzał na plan, który technicy zaczęli rozbierać. Zaczął się zastanawiać, czy aby nie pójść na imprezę, nie zalać się i poczuć ulgę. Miał w głowie tysiące myśli na minutę, ale chyba najbardziej chciał wrócić do Glendale, gdzie mógłby odnaleźć Alex, chociaż już na dzień dobry wiedział, że to nie będzie takie łatwe. Miał się podnieść, kiedy jego telefon zaczął wibrować, a na jego wyświetlaczu pojawiło się imię ukochanej dziewczyny, wraz z jej zdjęciem. Jego serce na chwilę jakby się zatrzymało, by zacząć bić jak szalone. Odciągnął zielony przycisk i przyłożył telefon do ucha. — Alex, na boga, co się z tobą dzieje?! Gdzie jesteś? Właśnie skończyliśmy, łapię samolot i lecę do ciebie. — powiedział, momentalnie wrzucając rzeczy do swojej torby. 
— Pan Jason jak mniemam? — usłyszał dorosły, poważny, kobiecy głos. — Z tej strony matka Alex. 
— Matka? — zapytał zaskoczony i na chwilę zatrzymał się, siadając z powrotem na kanapie. — Co z nią? Wszystko okej? — bał się, że mogło stać się coś złego, skoro jej mama dzwoniła z telefonu brunetki. 
— Evangelina Evergreen. — przedstawiła się. — Nie zna mnie pan, albo zna od tej najgorszej strony. Mniejsza o to, bo chodzi o naszą Alex. Chciałabym naprawić swoje błędy, choć to nie będzie takie łatwe. Czy byłby pan w stanie zgarnąć swojego ojca i zjawić się razem z nim u mnie w domu. Jutro na dwudziestą? — zapytała, a Jason wypuścił powietrze, starając się pozbierać myśli, o co chodziło jej matce. 
— Zdaje mi się, że jest to do zrobienia. — odpowiedział zgodnie z prawdą. — Jeśli mogę spytać, co z Alex? 
— Jest źle, nie będę tego ukrywać, dlatego potrzebuję pana do pomocy, pora sobie wyjaśnić kilka spraw. — powiedziała nieco ciszej. — Przepraszam, muszę kończyć, jutro o dwudziestej na Roosvelt Street 745. — nim odpowiedział, usłyszał tylko pikanie, informujące o zakończonej rozmowie. Przez chwilę siedział, trawiąc jej słowa, jednak już po chwili był na nogach, jeszcze szybciej zbierając się. Wybiegł z przyczepy z torbą na ramieniu, wybierając kolejny numer. 
— Siema Karl, cieszę się, że odebrałeś. Mam sprawę, możesz mi użyczyć samolot? Potrzebuję mega pilnie lecieć na Hawaje, a stamtąd do Arizony. — kiwał tylko głową. — Pokryję wszystkie koszty, to dla mnie żaden problem, po prostu muszę zgarnąć ojca z lotniska na Honolulu, a potem lecieć jak najszybciej do Glendale, bo mam pilne... Spotkanie rodzinne? — sam nie wiedział jak to lepiej określić. Wsiadł do auta i odpalił je, ruszając w stronę lotniska. — Dzięki stary, ratujesz mi dupę. — powiedział i rozłączył się. Opuścił plan zdjęciowy z piskiem opon, ustawiając głosowo GPSa, by prowadził go do celu. Kiedy finalnie znalazł się na pokładzie samolotu, sięgnął za telefon i zadzwonił do ojca. 
— Jason? — zapytał zdziwiony Joseph, nie spodziewając się telefonu od syna. 
— Pakuj się, lecisz ze mną do Arizony, za jakieś 16 godzin będę na Hawajach bądź pod lotniskiem i spakuj rzeczy na kilka dni. Nie mam czasu, wyjaśnię ci wszystko jak się spotkamy. — rozłączył się, zamawiając sobie szklankę szkockiej i myślał nad tym, co czeka go dalej i dlaczego z Alex było źle? 

Kobieta wyłączyła telefon córki i położyła go przy łóżku, tam gdzie niezmiennie leżał odkąd tylko brunetka przyleciała z Hawajów. 
— Cieszę się, że udało mi się zmusić ciebie do umycia. — powiedziała z lekkim uśmiechem Evangelina, lustrując córkę wzrokiem. Usiadła na łóżku i pomogła jej rozczesać włosy. Brunetka głównie milczała. Odzywała się, kiedy było to konieczne, całe dnie spędzała w swoim pokoju, gdzie od świtu do nocy siedziała w szpagacie, słuchając muzyki klasycznej i wciąż szukała rozwiązania dla swoich problemów. Nie jadła prawie nic, większość dnia spała, albo ćwiczyła przeróżne pozycje baletowe, rozciągając swoje ciało. — Zjedz coś, zrobiłam ci ulubione naleśniki. Jutro będziemy mieli gości, chciałabym, żebyś wyszła z tej piżamy, założyła coś przynajmniej normalnego i zeszła na chwilę na dół. — powiedziała z uśmiechem kobieta i zaplotła jej dwa, dobierane warkocze. 
— Nie mam ochoty... — szepnęła cicho i podkuliła nogi. 
— Wiem, ale musisz troszkę odżyć, a wpadnie kilka osób, które doskonale znasz. — zaśmiała się lekko. — Naszykowałam ci naleśniki i wyniosłam wczorajsze jedzenie, zjedz chociaż jednego. Zrobiłam z mięsem, z nutellą, z serem, bo nie wiedziałam na co będziesz miała ochotę. — odpowiedziała. 
— Jakoś nie jestem głodna... — powiedziała cicho. 
— Wiem, jest to spowodowane... 
— Nie traktuj mnie jak pacjenta, okej? — poprosiła, a kobieta wzięła głęboki wdech. 
— chciałam tylko powiedzieć, że rozumiem, że bardzo cierpisz. Wiem, że żeby mieć zdrowe ciało, trzeba mieć dużo zdrowia mentalnego, ale nie jesteś sama i na tyle, na ile jestem w stanie, pomogę ci, wiesz? Może nie byłam idealną matką, ale przejrzałam trochę na oczy i wiem, że zabrakło mnie, kiedy najbardziej mnie potrzebowałaś. — powiedziała poważnym tonem. 
— Tu nie ma dobrego rozwiązania... — powiedziała brunetka i podziękowała za warkocze, po czym puściła "Cztery pory roku" Vivaldiego. 
— Zostawię cię w spokoju, musze wykonać kilka telefonów. — powiedziała i spojrzała jeszcze na córkę, która po chwili zaczęła tańczyć. Serce jej się krajało, bo całe jej ciało wyrażało smutek, ale miała nadzieję, że jej misterny plan naprawi wszystko i otworzy córce drzwi do szczęścia. Zeszła na dół i spojrzała na Johna. 
— Udało się? 
— Tak, zdążyłam do niego zadzwonić, stawi się tu jutro wieczorem razem z ojcem. — uśmiechnęła się szeroko. — Miejmy nadzieję, że ten plan się sprawdzi, teraz kto? 
— Funkcjonariusz Stevens, jej przyjaciółka z chłopakiem i ten dupek. — powiedziała, siadając w fotelu i wzięła za swój telefon, wybierając pierwszy z numerów. 
— Doktor Evergreen, czym sobie zawdzięczam telefon? — powiedział policjant George. 
— Witam oficerze Stevens. Wie pan co, nie będę owijać w bawełnę. Wisi mi pan przysługę i nadszedł czas, kiedy potrzebuję bardzo pana pomocy. Może być pan jutro, u mnie w domu na 19:00? — zapytała spoglądając na męża, który złapał ją za dłoń, starając się dodać żonie otuchy. 
— Sądzę, że nie będzie problemu, jutro pełnię służbę do 18:00, wpadnę do domu, przebiorę się i przyjadę. — odpowiedział jej mężczyzna. — Mogę spytać, o co chodzi? — zapytał jeszcze. 
— Trzeba pomóc mojej córce, resztę wytłumaczę panu, kiedy spotkamy się osobiście. — powiedziała z lekkim uśmiechem. — I mam prośbę, może pan nie być tutaj po cywilnemu? Jest to grubsza sprawa. 
— Teraz będę tym bardziej, jeśli nie chodzi o picie herbatki, to zawsze chętnie pomogę. 
— Sądzę, że przypadnie panu wiele zasług, jeśli wszystko się uda. To do jutra, proszę tylko być na czas. — powiedziała z uśmiechem. — Do zobaczenia. 
— Do widzenia. — odpowiedział mężczyzna i rozłączył się. 
— Udało się, będzie jutro. — zasłoniła usta dłonią i pokręciła głową na boki. — Boję się, że coś pójdzie nie tak... — westchnęła, a John objął ją. — Wszystko się uda, jesteś dobra w knuciu. — zażartował, a kobieta zaśmiała się. 
— Dzisiaj uznam to za komplement i podziękuję, ale jak usłyszę to jeszcze raz, to ci strzelę. — zaśmiała się lekko i wybrała kolejny numer z listy. 
— Pani Evergreen. — usłyszała w telefonie głos mężczyzny, a krew w jej żyłach zagotowała się momentalnie. 
— Witaj James. — odpowiedziała, jak najbardziej sympatycznym tonem i potarła nogę dłonią. 
— Czym sobie zawdzięczam ten telefon? — zapytał, rozkładając nogi na swoim biurku i odchylając się do tyłu na fotelu. 
— Słuchaj, Alex jest u nas w domu. Zdradziła mi, że ten facet, z którym się spotyka, jest totalną porażką. Wiem, że nie układało się najlepiej między wami, ale w sekrecie wyznała mi także, że tęskni za tobą. Pomyślałam, że jutro zorganizuję kolację - niespodziankę i zaproszę ciebie oraz jej przyjaciółkę Suzy z chłopakiem. Spędzicie miły wieczór, może uda wam się pogodzić. — siliła się na bycie miłą. John złapał ją za dłoń i ścisnął mocno. 
— Naprawdę? Jest pani pewna? — zapytał zaskoczony mężczyzna, który w żaden sposób nie spodziewał się takiego obrotu spraw. 
— Wróciła zezłoszczona z Hawajów, okazało się, że ojciec tego chłopaka to też jakiś niewychowany dupek. Może wpadniecie ją pocieszyć, wiesz, małymi kroczkami może da się jeszcze odbudować waszą relację, bo uważam, że są na to spore szanse. Porozmawiałam z Alex, otworzyła się na mnie, nasz kontakt zdecydowanie się polepszył. Cieszę się bardzo z tego powodu i zrobię twoja ulubioną lasagne na obiad. — powiedziała przemiło i spojrzała zdenerwowana na męża. 
— Tym mnie pani przekonała, zatem widzimy się jutro wieczorem. — powiedział z szerokim uśmiechem. 
— Cudownie, to będziemy czekać z niecierpliwością. — odpowiedziała mu i pożegnała się. — Boże... To było trudniejsze, niż przypuszczałam. — powiedziała kobieta. 
— Świetnie sobie poradziłaś, wszystko się układa, mamy większość potwierdzeń, więc plan działa. Została jeszcze jej przyjaciółka z chłopakiem. Ją też trzeba jakoś podejść... — powiedział, spoglądając na kobietę. 
— Mam nadzieję, że Alex mnie za to nie znienawidzi... — szepnęła tylko i wybrała numer do Suzy, która odebrała szybko. 
— Halo? — zapytała zaraz po odebraniu telefonu. 
— Witaj Suzy, tu mama Alex. Posłuchaj, moja córka się załamała, coś niedobrego stało się na Hawajach, ale nie chciała o tym ze mną gadać. Pomyślałam, że może jak tobie się wygada, to będzie lepiej. — powiedziała z lekkim uśmiechem. 
— Kurwa, mam nadzieję, że Jason niczego nie odwalił, bo go własnoręcznie uduszę. Już widziałam, jak cierpiała z jego powodu i nie zamierzam, by to się powtórzyło. Mogę zaraz przyjechać, jeśli trzeba. — powiedziała gotowa, by się zebrać. 
— Nie, nie dzisiaj, bądź jutro wieczorem, bo my wychodzimy na nockę do pracy. Naszykuję jakieś jedzenie i będziecie mieli cały dom dla siebie. — odpowiedziała dziewczynie. 
— W ogóle, to czemu ona jest u was, a nie w swoim wielkim apartamencie? — zapytała z lekkim podejrzeniem. 
— Mówiłam ci, że coś poszło na tak na Hawajach, może nie chciała tam zostać. Zadzwoniła po mnie zapłakana, żebym odebrała ją z lotniska. Weź swojego chłopaka Jacoba, tak? Wpadnijcie we dwójkę, żebyś nie musiała wracać potem sama, my o 20:00 zbieramy się do pracy, więc moje pytanie jest takie, czy dacie radę przyjść? W końcu ma was oboje za najbliższych przyjaciół... — powiedziała z uśmiechem. 
— W sumie racja, nie lubię za bardzo wracać sama po nocy... Dobra, jak najbardziej wpadniemy, dzięki za zaproszenie. To do zobaczenia. — powiedziała i rozłączyła się. 
— Jak nie zejdę na zawał, to będzie dobrze. — Evangelina odetchnęła z ulgą, każdy połknął haczyk, każdy potwierdził przybycie. Przesiała się na chwilę do męża i wtuliła w niego. Miała wrażenie, że cała sytuacja wpływała na jej relację z mężem, która od tygodnia zaczęła rozkwitać na nowo. Wszystko zdawało się zmierzać w jak najlepszym kierunku. 
— Gdzie idziesz? — spytał John. 
— Jak to gdzie? Do kuchni, będziemy mieć gości, trzeba ugotować jedzenie. — oboje zaśmiali się. Mężczyzna wyłączył telewizor i ruszył za kobietą, podciągając rękawy koszuli. — Co robisz? 
— Przecież ci pomogę, trzeba ugotować dla małej armii, nie? — zaśmiał się do niej ciepło. Serce kobiety zabiło mocniej. Poczuła wiatr, który przeleciał przez otwarte okno i wypełnił kuchnię, rozwiewając jej włosy. Czuła, że niósł nadchodzące zmiany i wierzyła szczerze w to, że jej plan zadziała. 

Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz