Głośny śmiech, dochodzący z zewnątrz, obudził ją. Usiadła na kanapie i potarła twarz, po czym spojrzała na przepiękny widok arizońskich lasów, skąpanych w promieniach słonecznych. Dopiero po chwili dotarło do niej, że wyszło słońce i w końcu mogła użyć telefonu i wezwać pomoc. Ochoczo zerwała się z kanapy, gdzie zaczęła składać energicznymi ruchami koc. Kiedy wykonała ostatnie złożenie grubego, ciepłego materiału, poczuła jakby świat na chwilę zwolnił. Znów uderzyło w nią to, co się stało. Dotarło do niej, że nie miała dokąd wrócić. Jakby to wyglądało, gdyby stanęła w drzwiach mieszkania mężczyzny, który nie był w stanie być jej nawet wierny? Nie wspominając o większym szacunku do niej, czy docenieniu tego, co dla niego robiła. Skierowała bose stopy, ku łazience, kiedy zatrzymała ją ponowna salwa śmiechu, dochodząca z dołu. Zmarszczyła lekko brwi i podeszła nieśmiało do ogromnego okna, podzielonego na szesnaście mniejszych prostokątów i wychyliła się lekko do przodu. Zobaczyła właściciela mieszkania, rozmawiającego z jednym z kolegów. Stał, ubrany tak samo, jak wieczorem i pochylał się nad jej samochodem. Dopiero teraz do niej dotarło, co się działo, że przytransportowali jej pojazd, a jakby było mało, naprawiali go. Jej usta rozchyliły się z wrażenia, nie spodziewała się takiego obrotu spraw. W świecie, który jest interesowny do szpiku kości, osoba robiąca coś bezinteresownie, zdawała się być wręcz kimś nierealnym i odstającym od szeregu. Przesunęła lekko dłonią po szybie i odbiła się, wracając na poprzedni tor. Ponownie ruszyła do toalety. Załatwiła się i poprawiła, przemyła twarz i ręce. Jednak zauważyła w odbiciu lustra, że na jednym z wieszaków wisiały wyprane i wysuszone baleriny oraz jej trykot. Pokręciła z niedowierzaniem głową, zastanawiając się, jaka będzie cena tych wszystkich wygód, których doświadczała. Założyła na nogi uprane obuwie i zawiązała wokół kostek. Podkradła mu nieco antyperspirantu, po czym wyszła z łazienki. Rozejrzała się jeszcze po mieszkaniu i dopiero w tym momencie zorientowała się, że na masywnym stole stało śniadanie. Przy wysokiej szklance, wypełnionej gęstym, owocowym, zielonym płynem, stała mała kartka z napisem "drink me". Roześmiała się w głos do samej siebie i upiła kilka łyków. Tosty zdążyły wystygnąć, jednak dalej były smaczne i takie inne. Nie pamiętała już sytuacji, kiedy to ona nie musiała robić śniadania. Jej żołądek domagał się jedzenia, więc nie czekała ani chwili dłużej. Kolejne gryzy przeganiały uczucie głodu. Kiedy skończyła, zabrała swój trykot i rozejrzała po mieszkaniu raz jeszcze. Zeszła powoli po metalowych schodach i rozejrzała się nieśmiało po garażu i skierowała swój wzrok na samochód, który poza wgniecionym zderzakiem i błotnikiem, nie zdawał się mieć jakichkolwiek większych uszkodzeń. Zatrzymała się na dole, nie wiedząc jak powinna się zachować i westchnęła lekko przyglądając się mężczyznom.
— Macie taki błotnik? — powiedział nieznajomy, u którego spędziła noc, po czym nachylił się nad pojazdem i postukał pięścią w wygięty kawałek metalu.
— Nie, ale możemy to rozmontować i spróbować wyklepać. Zderzak na bank da się naprostować na gorącą wodę. Zaraz się tym zajmiemy. — powiedział niższy, łysy mężczyzna koło czterdziestki i wyczepił uszkodzoną część.
— Cieszę się. — poważny, męski ton głosu poniósł się po hali. Obserwowała go uważnie, kiedy wymieniał następne spostrzeżenia na temat auta. — Sprawdźcie jeszcze płyny, słupki i przeguby. — mechanicy pokiwali głowami, po czym jak na rozkaz zabrali się za naprawianie auta. Przełknęła ślinę, która zdążyła nagromadzić się w jej ustach. Zrobiła niepewnie krok do przodu, kiedy szturchnęła jedną z metalowych rurek. Brzdęk metalu przykuł uwagę wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu. — Dzień dobry.
— Dzień dobry... — cicha odpowiedź wyrwała się z jej ust i zmierzyła wzrokiem mężczyznę, który wyrwał z zaczepów zderzak i podał znajomemu, który zabrał część na swoje stanowisko pracy. — Co robicie?
— Znaleźliśmy twoje auto, wyciągnęliśmy z pobocza i przyprowadziliśmy tutaj. Max i Steve naprawią części i sprawdzą, czy wszystko działa, żebyś mogła bezpiecznie wrócić do miasta. — powiedział nieznajomy, a na jego ustach przemknął delikatny uśmiech. Ściągnął z nadgarstka gumkę do włosów i związał długie włosy w niedbały koczek. — Wyspałaś się? Chciałem zaproponować ci łóżko, ale zasnęłaś na kanapie i nie chciałem cię już ruszać...
— Nic się nie stało. Wyspałam się i dziękuję za śniadanie... — dodała szybko, podchodząc nieco bliżej. Skupiła przez chwilę wzrok na wyrzeźbionych ramionach swojego rozmówcy.
— Nie ma za co, to nic wielkiego. Potrzebowałaś pomocy i byłaś w desperacji, to chyba ludzki odruch, że trzeba ci pomóc? — stwierdził, jakby było to dla niego czymś najbardziej normalnym.
— Szczerze? Nie uważam tak. Rzadko w dzisiejszych czasach spotyka się ludzi, którzy chcą pomagać bezinteresownie. Zazwyczaj każdy musi mieć w swych czynach jakiś ukryty biznes. Myślałam, że chcesz mnie... — nie dokończyła, nie była w stanie. Oceniła go zbyt pochopnie i było jej głupio, bo nie powinna była tego robić. — A ty mnie przygarnąłeś, pomimo, że mnie nie znasz. Nie wiesz nawet jak mam na imię... — pokręciła z niedowierzaniem głową. Wszystko to, co zdarzyło się tej nocy, nie mieściło się jej jeszcze w głowie. Zakrawało to o filmy, które czasami oglądała w sobotnie wieczory, kiedy jej facet wychodził z kolegami do baru.
— To mi je zdradź, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.
— Alexandra, ale wszyscy mówią mi Alex. — wyciągnęła w jego kierunku dłoń, a drugą przytrzymała trykot. Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem, jednak po chwili namysłu uścisnął jej malutką, kobiecą dłoń i potrząsnął ją lekko. Zapanowała między nimi cisza, dziewczyna oczekiwała, że pozna imię swojego wybawcy, jednak to nie nastąpiło. Podszedł do jednego z motorów i odkręcił jedną z nieznanych jej części. — Nie zdradzisz mi swojego imienia? — upomniała się, nie mogąc opanować ciekawości.
— A to coś zmieni? — zapytał, a kobieta zrobiła duże oczy. Nie spodziewała się takiej skrytości, skoro wczoraj chciał wysłuchać jej płaczów i gorzkich żali, wylewanych z głębi jej złamanego serca.
— Nie wiem, chyba nie. — była skonsternowana i w głowie miała mętlik myśli. Nie wiedziała, jak powinna się zachować i dlaczego on ukrywał swoje imię. Ogólnie nie mówił za dużo, ale ta sytuacja totalnie zbiła ją z tropu. Przez chwilę wydawało jej się to całkiem głupie, jednak miał rację, poznanie jego imienia chyba niewiele by zmieniło. Nie rozwiązałoby jej problemów, ani nie cofnęło czasu. Wszystko stawało się coraz dziwniejsze. — O nie... — szepnęła i ukucnęła za autem, widząc, jak w ich kierunku, chwiejnym krokiem zmierzał kolejny członek gangu, który proponował jej seks na rozgrzanie. Nie miała ochoty znów usłyszeć podobnego tekstu w swoim kierunku.
— Bernie! Już koniec na dzisiaj?! — bezimienny rzucił w stronę kumpla, a kątem oka zerknął na ukrywającą się Alex.
— Jeszcze jeden i jadę do domu... — wymamrotał.
— Chłopie, po prostu już wracaj, bo po jeszcze jednym, to nawet nie wejdziesz do tego kosza. — zaśmiał się wesoło. Nie przypuszczała, że potrafił się tak śmiać, bo widziała go głównie poważnego i skrytego.
— Co, porobiłeś tę dupę?
— O nie... — warknęła pod nosem i wręcz z groteskowym impetem podniosła się. — Dupę to ty masz z tyłu i co byś nie zrobił, to zawsze tam będzie. — oburzyła się nieco na jego słowa.
— Waleczna kocica... Lubię takie...
— Bernie, zbieraj się już stąd. — kiwnął na niego głową. Mężczyzna uniósł prawą dłoń w geście pożegnania, po czym ruszył w stronę baru, skąd wyszedł z jeszcze jednym mężczyzną i oboje odjechali, robiąc przy tym nieziemski hałas.
— Zawsze jest taki... Denerwujący? — spytała brunetka.
— Tylko jak się napije. Jakieś dziewięćdziesiąt procent swego życia. — odpowiedział jej.
— Nie ważne. — dodała nieco zrezygnowana i usiadła na niewielkim stosie opon. — Długo wam jeszcze zejdzie? Przepraszam, że pytam, nie chcę was popędzać... Chcę tylko wiedzieć, kiedy będę mogła wrócić do domu.
— Sądzę, że za godzinę auto powinno być zrobione. Tak ci źle, że chcesz już wyjechać? — specjalnie zadał jej to pytanie. Bawiło go, jak tłumaczyła się ze wszystkiego, a i tym razem go nie zawiodła i szybko zaczęła odkręcać swoje słowa.
— Co? Nie. W życiu, to było... — urwała, zawahała się, bo dopiero wypowiedziane na głos słowa, dotarły do niej i otworzyły jej oczy. Nie pamiętała, kiedy ktoś otoczył ją taką opieką. Było to cholernie smutne, a jej złamane serce, zaczynało trzaskać się jeszcze bardziej. Poczuła pieczenie pod powiekami i pomrugała nimi, próbując powstrzymać łzy. Czuła na sobie spojrzenie, które tak bardzo ją krępowało, a zarazem kryło tak wiele tajemnic, że chciała odkryć je wszystkie.
— No jakie? — dopytał, ale po jej policzkach spadły pierwsze, masywne, słone krople. — I czego znowu ryczysz, głupia? Przez tego dupka? Czy przeze mnie? — nie odpuszczał tematu i doskonale wiedziała, a raczej czuła, że nie miał tendencji do odpuszczania.
— Nie, jasne, że nie przez ciebie. Chociaż może... Dawno nie czułam się tak dobrze, jak tutaj... To z jednej strony jest miłe, z drugiej przerażające...
— Miarą prawdziwego mężczyzny, są wylane przez kobietę łzy, pamiętasz? I przysięgam ci, że na boga, rozszarpałbym tą cipę, bo facetem już raczej nie jest. — momentalnie Alex roześmiała się ciepło. Nie wyobrażała sobie starcia, bo James przy nieznajomym, wyglądał tak, jakby wiatr miał go zaraz porwać.
— Przepraszam, wyobraziłam sobie tę walkę i...
— Wygrałbym, wiem. — puścił jej oczko, a dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Miał tak ciepły i zjawiskowy uśmiech, że nie sposób było powstrzymać odwzajemnienie gestu. Zapanowała między nimi cisza, ale nie była ona w żaden sposób niezręczna. Podziwiała go, to że krył w sobie tak wielkie pokłady dobra, a zarazem był skromny i nie oczekiwał żadnej chwały i splendoru.— Gotowe, możesz wrócić do domu. — powiedział po dwóch godzinach pracy nad pojazdem. Siedziała przez ten czas na murku, wciąż ubrana w jego koszulkę i baleriny. Miała podkulone nogi i pędziła gdzieś autostradą pokręconych myśli. Za każdym razem, kiedy zerkał w jej kierunku, widział, jak beznamiętnie patrzyła w kierunku zalesionej doliny. Mógł się tylko domyślać, jak wielkie piekło przechodziła.
— Już? — zapytała zaskoczona, bo sama zatrzymała się na chwilę w czasie i nie czuła jego upływu.
— Tak, auto jest sprawne. Musisz tylko wymienić poduszki, które wystrzeliły, bo tego nie mamy na stanie. — zeskoczyła z murku i podeszła do niego, stając z nim twarzą w twarz.
— Wyceń, to wszystko, co zrobiłeś, a ja ci za to zapłacę. Nie chcę żebyś był stratny. — powiedziała z pełną powagą, jednak mężczyzna wybuchnął śmiechem.
— Na pewno nie uderzyłaś za mocno głową w kierownicę? — uniósł brew, mierząc ją wzrokiem. — Nie zależy mi na pieniądzach. Nie zrobiłem tego dla zarobku, mam... — zawahał się na chwilę, szukając dobrego słowa. — Wystarczająco pieniędzy. — dodał, po czym zaczęli mierzyć się spojrzeniami.
— To jak mam ci się odwdzięczyć? — przerwała bezsensowną wojnę. Mężczyzna złapał jej twarz w dłonie, przysuwając do swojej na milimetry. Ich nosy i usta niemal stykały się ze sobą. Przechylił nieco twarz, jakby zamierzał ją pocałować. Uchyliła delikatnie wargi, a oddech jej drżał. Ledwo trzymała się na nogach, stojąc na palcach. Nozdrza wypełniały jego męskie perfumy, a on zastygł na chwilę, jakby badał ją wzrokiem.
— Jeśli chcesz się odwdzięczyć, to wsiądź w ten cholerny samochód. Wróć tam, gdzie mieszkasz i sprzedaj mu takiego sierpowego, żeby nakrył się nogami. — powiedział do jej ust, smyrając ją oddechem, aż na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. — I nigdy więcej, nie obwiniaj się za to, że ktoś jest dupkiem. Jasne? — razem z nią pokiwał głową, kiedy mu przytaknęła. — Teraz zmykaj, kluczyki są w stacyjce. — wychrypiał i odszedł, zostawiając ją zmieszaną. Serce chciało jej wyskoczyć z klatki piersiowej. Spojrzała za nim, ale on zdawał się być niewzruszony całą sytuacją. Wsiadła do auta i odpaliła je, ruszyła w stronę miasta. Glendale zdawało się dalej być niezmienione, a może to tylko ona doszukiwała się w nim zmian? Westchnęła głośno. Czuła się, jakby ktoś ponownie wyprał jej mózg. Podjechała pod dom Jamesa i oparła na chwilę czoło na kierownicy. Wypadł jak strzała i przesunął dłonią po masce, jakby doszukując się najmniejszych zadrapań. Dopiero w tym momencie dotarło do niej, jak dobrą robotę zrobili, skoro mężczyzna jeszcze na nią nie zaskoczył.
— Gdzieś ty była na boga? Całą noc martwiłem się... — powiedział, kiedy tylko szarpnął za klamkę od drzwi Audi i spojrzał na dziewczynę siedzącą za kółkiem. — Alex? — zapytał, kiedy nie odpowiedziała mu. Wysiadła z auta, stając przed nim i w przypływie adrenaliny, wyprowadziła prawy sierpowy, aż z nosa mężczyzny poleciała krew. Zostawiła go ze swoim samochodem i ruszyła do środka. Nigdy nie była zwolenniczką przemocy, ale poczuła się jak nowo narodzona. Pomimo, że ręka ją rozbolała, to bez słowa ruszyła w stronę mieszkania. Weszła po schodach na piętro i ściągnęła z szafy walizki i otworzyła je szybko, zaczynając się pakować. — Alex, do cholery, co ty wyprawiasz? Porozmawiajmy...
— Może trzeba było rozmawiać, nim zamoczyłeś? — zapytała z wyrzutem.
— Gdzie byłaś? — ponowił pytanie, uciekając przed odpowiedzią. — I co ty masz na sobie?
— Koszulkę kolegi. — odpowiedziała mu z pełną premedytacją. Miała czyste sumienie, ale on tego nie wiedział i nie mógł być pewien, czy sama nie zgrzeszyła. Dziękowała w duchu bezimiennemu, że nie zażądał od niej zwrotu ubrania. Przeszło jej przez myśl, że może nawet specjalnie to zrobił, bo wiedział, że męska wyobraźnia, pod wpływem konkretnych bodźców, też może zadziałać?
— Czy ty...? — zapytał niepewnie.
— Chuj cię to obchodzi. Nie rozliczaj mnie z takich rzeczy, jeśli sam nie umiesz się powstrzymać. Poza tym, to już nie jest twój biznes. — wzruszyła ramionami. Była z siebie cholernie dumna, że potrafiła okazać obojętność i ukryć rozgoryczenie. Udać obojętną i niewzruszoną.
— Przestań, wiem, że nie byłabyś mi w stanie tego zrobić. Zależy mi na tobie i chcę odbudować nasz związek. Zbłądziłem wiem... Przyznaję się do winy, ona była tylko nic nie znaczącym numerem... Nie wiem sam, co mnie podkusiło do takiego kroku. Kocham cię Alex... — powiedział patrząc na pakującą się dziewczynę.
— Jaką mam pewność, że ci znowu nie odwali? — zapytała się, unosząc na niego wzrok.
— Żadną, ale nie będę ukrywać już więcej prawdy. Ja mam problem z seksem, jestem seksoholikiem. — powiedział, klękając przy niej i składając dłonie, jak do pacierza.
— To się lecz, a nie grzmoć z sekretarką w kiblu... — prychnęła pod nosem i zmierzyła go wzrokiem.
— Proszę, daj mi drugą szansę. — nie miała dokąd iść, więc wydawało się to w miarę sensowną opcją, ale wiedziała, że nigdy mu już nie zaufa, jak wcześniej.
— Zrób mi kąpiel.
— Co zechcesz... — mężczyzna uciekł do łazienki, gdzie od razu zaczął nalewać jej wodę do wanny.
— Jak chcesz to potrafisz być miły. — prychnęła pod nosem i wyciągnęła ubrania, odkładając je na miejsce.
CZYTASZ
Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa Fanfiction
FanfictionMama od zawsze powtarzała, żebym uważała na złych chłopców. Miałam sobie wybrać ułożonego faceta, który uchyli mi nieba. Posłuchałam. Okazało się to być najgorszym życiowym błędem, a przysłowiowy zły chłopiec? Przemierza pewnie kolejne drogi na swoi...