2. Pan piekła

238 13 15
                                    

Bursztynowe oczy i białe zęby, wyłaniały się z półmroku. Widziała jak sylwetka mężczyzny powoli wyłaniała się z cienia. Był bardzo wysoki, miał długie, kręcone włosy i bujny zarost. Był bardzo postawny, ale nie zdawał się być przy kości, jak większość grona. Miał na sobie skórzane spodnie, czarną koszulkę Harley'a Davidsona z białymi pasami na rękawach i futrzaną kamizelkę. Ruszył powoli w jej kierunku. Jeszcze dobrą chwilę patrzyła mu w oczy, ale już po chwili, obróciła się w stronę baru, spuściła głowę i patrzyła w herbatę, upijając jeszcze łyk ciepłego napoju i postukała paznokciami w blat, zaciskając mocno usta. Nie miała bladego pojęcia, co mężczyzna zamierzał z nią zrobić. Poczuła oddech na swoim karku, a jej ciało zadrżało lekko. Jak maszyna, upiła kolejny łyk herbaty. 
— Pomyliłaś adres dziecino? Tutaj nie tańczymy baletu... To piekło, a nie jezioro łabędzie... — wychrypiał do jej ucha chłodnym, gardłowym, basowym i cholernie męskim tonem. 
— Miałam wypadek... — wyszeptała, ale nie było dane jej skończyć, kiedy mężczyzna złapał za barowy stołek i brutalnie przekręcił nim, zwracając swoją rozmówczynię przodem do niego i zmuszając ją, by mówiła z nim twarzą w twarz. 
— Jeszcze raz. — mruknął, oglądając ją jak zdobycz. Rzeczywiście, czuła się jak w piekle, bo to wszystko zakrawało o mało śmieszny żart. Nie miała ochoty na zagrywki, nie bawiła ją już ta cała sytuacja. Była zmarznięta, przemoczona do bielizny, czuła się upokorzona przez swojego faceta, a teraz miała się zmagać z kimś, kto uważał się za pana tego miejsca? Niedoczekanie. Spojrzała mu w oczy i zeskoczyła ze stołka, po czym weszła na niego, a z niego na bar. Spojrzała na niego  z góry, a frustracja i złość malowały się na jej twarzy. 
— Powtórzę z góry, bo z dołu może nie słychać. — powiedziała zaciskając dłonie w pięści. — Miałam wypadek, trafiłam tu, bo szłam wzdłuż drogi. Nie jestem zadowolona, że tu trafiłam, bo w żaden sposób nie chciałam wam przeszkadzać. Nie sądziłam też, że wzbudzę takie zainteresowanie. Chcę tylko poczekać, aż ten cholerny deszcz minie i zadzwonić po pomoc. — jej głos łamał się w miarę, kiedy nagły przypływ odwagi mijał. — Miałam naprawdę straszny dzień, więc dajcie mi spokój... — wyszeptała i po jej policzkach spłynęły łzy. Wielkie grochy przecinały jej twarz i skapywały powoli na bar. 
— Skończyłaś? — powiedział wysoki mężczyzna i złapał ją w kolanach, przerzucając przez swoje ramię, jak worek z ziemniakami. Pisnęła żałośnie, ale instynkt samozachowawczy sprawił, że próbowała się wyrwać. Szamotała się na boki, jednak zdawało się nie robić to na nim żadnego wrażenia. — Jak będziesz tak wierzgać, to w końcu spadniesz, a wierz mi, że taki upadek może zaboleć dziecino. — warknął i podrzucił nią nieco, poprawiając ją na swoim ramieniu. 
— Co chcesz mi zrobić...? — wyszeptała zrezygnowana. 
— Same złe i najgorsze rzeczy. Mam nadzieję, że jesteś przygotowana na piekło. — mruknął i wyszedł z lokalu, po czym wszedł z nią w ścianę deszczu. Wzdrygnęło nią, kiedy poczuła na sobie zimne strugi wody i jęknęła żałośnie. Zwiesiła ręce i poddała się. Było jej już wszystko jedno, co z nią zrobi. Jeśli planował ją zabić, to liczyła chociaż na szybką, humanitarną śmierć. Jeśli chciał ją zgwałcić, to pomógłby jej tylko poczuć jeszcze większą odrazę do samej siebie i może to popchnęłoby ją do kolejnego podpunktu, który też kończyłby się śmiercią? Czuła, że wisiały nad nią ciemne chmury i nie miała wcale na myśli nieba nad własną głową. Jednak po kilkunastu krokach poczuła , że deszcz ustał, podniosła nieco głowę i zobaczyła za sobą duże drzwi garażowe. Masę opon i porozrzucanych części. Kilku gości w skórzanych strojach, uśmiechało się w jej kierunku. Zaparła się dłońmi, o jego plecy i podniosła nieco bardziej, rozglądając się po warsztacie. Nie zauważyła go wcześniej, więc przyglądała się z zaciekawieniem. Jeden z niższych mężczyzn polerował chromowaną rurę wydechową, którą po chwili zaczął montować do ramy jednego z motocykli. Usłyszała stukot metalu i spojrzała w dół na surowe, metalowe schody, prowadzące do góry. Odchyliła się ponownie, ale weszli na tyle wysoko, że widziała już tylko fragment garażowej podłogi. Ciche westchnięcie wydarło się z jej ust, bo naprawdę nie wiedziała, co mogło się kryć za zachowaniem mężczyzny i czemu wszyscy się dziwnie do niej uśmiechali? Drwili z niej? A może dokładnie wiedzieli, co ją czeka dalej? Usłyszała brzęk kluczy, odpinanych od paska spodni i jeden z nich został wsunięty w drzwi. Po kilkukrotnym przekręceniu go w zamku, usłyszała cichy trzask, zwiastujący, że blokada została ściągnięta. Uniosła się trochę, ale dalej nie widziała, dokąd zmierzali, a strach stał na pograniczu z ciekawością. Delikatny zapach piżma i drewna był wyczuwalny momentalnie po przekroczeniu progu, gdzie metalowe schody, zamieniły się w drewnianą podłogę. Poczuła, jak mężczyzna powoli zsunął ją ze swojego ramienia i postawił na podłodze. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Na jednej ścianie znajdowały się okna, które rozciągały się od niemal samego sufitu, aż do podłogi. Wystrój był dość surowy, dominowało w nim drewno i kamień, był kominek i zwierzęce futra pod nim. Wielka kanapa i telewizor, a zza ścianki działowej wystawał kawałek łóżka. Na przeciwnej ścianie znajdował się aneks kuchenny, a żyrandol był wykonany z jelenich poroży. Miała przez chwilę wrażenie, że była to dziupla prawdziwego mężczyzny. Złapała za swoją rękę i stała nieco wystraszona, a nieznajomy zdawał sobie nie robić nic z jej obecności. Ściągnął futrzaną kamizelkę i odwiesił na wieszak. — Długo będziesz tak stać? Tam jest łazienka idź do wanny i umyj się. Rozgrzej, bo chyba zmarzłaś. — dodał, a Alex niewiele myśląc skinęła lekko głową i poszła za zamknięte drzwi. Jej serce waliło jak oszalałe, dalej nie wiedziała, jakie miał oczekiwania wobec niej, a po głowie chodziły jej słowa, które wypowiedział w barze i to, jak wielki respekt nimi wzbudził. Kim był, że ci ludzie tak go szanowali? A może najzwyczajniej w świecie bali się go? Puściła do wielkiej wanny ciepłej wody i dolała płynu, który wpadł jej w ręce,  tworząc nieco piany. Rozebrała się z mokrego trykotu i ściągnęła ubrudzone błotem baleriny, które nadawały się już tylko do kosza. Zanurzyła się w ciepłej wodzie i wzięła głęboki wdech. Zapach męskich kosmetyków wypełniał łazienkę, która była pokryta eleganckim marmurem, który wpasowywał się wystrojem do pozostałej części domu. Podciągnęła nogi pod brodę, rozdmuchując lekko pianę i rozluźniając mięśnie. Drzwi do łazienki otworzyły się i mężczyzna wszedł do niej, kładąc śnieżnobiały ręcznik na oparciu wanny, a sam wszedł za niewielką ściankę, gdzie była ukryta toaleta. Zacisnęła usta i nie odezwała się słowem. Odprowadziła go wzrokiem, kiedy załatwił swoją potrzebę fizjologiczną, potocznie nazywaną numerem jeden, spuścił wodę i wyszedł z łazienki. Złapała szybko oddech, jakby przypomniała sobie, że oddychanie było niezbędne do życia, a do oczu napłynęły jej łzy. Bała się, była zagubiona, a jakby było mało, była po środku niczego. Jej życie legło w gruzach i jej psychika szalała, od przypływów odwagi, przez frustrację i złość, po łzy i smutek. Kiedy nieco odżyła i zagrzała się, wyszła z wanny i owinęła się ręcznikiem. Niemal bezszelestnie uchyliła drzwi i wyjrzała, ale jedyne co poczuła, to zapach dochodzący ze strony aneksu kuchennego. Niepewnymi krokami, podeszła bliżej. — Usiądź do stołu. — usłyszała rozkaz, który wypowiedział, nawet nie zadając sobie trudu, by spojrzeć w jej kierunku. 
— Tak, proszę pana. — powiedziała najkulturalniej jak potrafiła i niemal gołym tyłkiem wsunęła się na drewniane, masywne krzesło. Rozejrzała się po stole, wszystko wyglądało, jak ręcznie robione. Nie widziała nigdy takich stołów w popularnych sklepach meblowych. Przejechała dłonią, po idealnie gładkim blacie, pomimo, że były widoczne w nim sęki. Usłyszała za sobą kroki i wyprostowała się, zabierając dłoń ze stołu. Postawił przed nią talerz, wypełniony makaronem z kawałkami mięsa, brązowym sosem i ziołami. Dopiero teraz, poczuła jak wielki miała ścisk w żołądku. Myślenie o zastaniu Jamesa i Any, w szkolnej toalecie sprawiło, że totalnie zapomniała, że nic nie jadła, a gula powstała w gardle i tak skutecznie blokowałaby przełknięcie czegokolwiek. Położył koło niej widelec i wrócił do kuchni, gdzie otworzył czerwone wino i nalał jej lampkę. 
— To wino domowej roboty, rozgrzeje cię porządnie od środka. Nie powinno ci wtedy grozić żadne przeziębienie. — powiedział do niej, a ona skinęła tylko głową i bez namysłu napiła się. Było przepyszne, a owocowe nuty wypełniały jej podniebienie. Łyk alkoholu tylko pobudził jej głód. Wzięła za widelec i zaczęła jeść, spoglądając na chłopaka, który poszedł w stronę ścianki działowej, za którym stało wielkie łóżko i była masywna szafa. Otworzył ją i przejrzał ubrania, biorąc kilka z nich na rękę. Wrócił do kuchni, gdzie pośpiesznie dojadł swoją porcję i zniknął w łazience. Wrócił po chwili odświeżony, miał na sobie czarny tank i krótkie spodenki w kolorze khaki, a na stopach zamiast masywnych butów, pojawiły się japonki. Miał mokre włosy, z których jeszcze co jakiś czas kapała woda. — Zjadłaś już? Jak tak to chodź tu. — zakomunikował, wychylając się z wydzielonej sypialni. Momentalnie poczuła ścisk w żołądku i miała wrażenie, że zaraz wszystko zwróci. Spojrzała w pusty talerz, gdzie ostatnimi makaronami zebrała zalegający na talerzu sos. Znów strach wziął górę, ale posłusznie wstała. Miała w oczach łzy, nie wiedząc na co się szykuje. Była zdołowana, a cały czas czuła, że szykował ją na to, by miała siły na jakiś przymusowy seks. Może jednak to tylko jej wyobraźnia płata kolejne figle? Wciąż, gdzieś na dnie jej rozbitego serca, miała przed oczami scenę seksu na umywalce. Może dlatego podciągała wszystko pod to. Kolejny raz przeszyła ją fala ciepła i poczuła przypływ odwagi. Stwierdzając, że gorzej być już nie może, podeszła do chłopaka i odrzuciła na bok ręcznik. 
— Dobra, zerżnij mnie jakbyś miał mi zapłacić, potem odejdę i już nigdy nie zobaczysz mnie na oczy. — powiedziała przełykając ślinę. Chłopak rozszerzył ze zdziwienia oczy i spojrzał w kierunku brunetki. Stała przed nim tak, jak stworzył ją pan bóg, a długie, mokre włosy idealnie cenzurowały nagie piersi. Podszedł do niej i swoją wielką dłonią, objął jej twarz i zacisnął palce na policzkach. 
— Nie wiem, kto cię tak zranił, że mówisz takie rzeczy, ale myślałem, że masz więcej szacunku do siebie, po odważnej przemowie w barze. Do tego, myślisz, że jestem typem faceta, który rżnie się z baletnicami? — spojrzał na nią z politowaniem, a po chwili zaśmiał się pod nosem, widząc zmieszanie na twarzy dziewczyny. — Chciałem, żebyś zjadła ciepły posiłek, a teraz po prostu wybierz sobie jakąś koszulkę, bo raczej cokolwiek bym ci nie dał, to będzie wyglądać na tobie, jak na wieszaku. — zaśmiał się z głupoty dziewczyny i wyminął ją, zostawiając przed otwartą szafą. Jeszcze chwilę stała w szoku, nie dowierzając, że mężczyzna miał wobec niej dobre zamiary i nie zamierzał jej wykorzystać. Przejechała palcami po idealnie złożonych ubraniach, nawet ona sama nie posiadała aż takiego porządku w szafie. Wybrała jedną z koszulek, która sięgała jej przed kolano. Stanęła przed częścią szafy z lustrem i sprawdziła, czy wszystko co powinno być zakryte, pozostało pod materiałem. Poczuła się głupio, że osądziła człowieka w taki, a nie inny sposób. Kolejne westchnięcie uciekło z jej rozchylonych warg. Odwróciła się i rozejrzała po tej części mieszkania. Nad łóżkiem znajdowało się ręcznie rzeźbione zagłowie, które wyglądało jak fantazyjnie powykręcane gałęzie. Po obu stronach stały szafki nocne, na których były lampki, a na blacie tej po prawej stronie znajdowało się zdjęcie mężczyzny ze starszą kobietą. Prawdopodobnie jego matką lub babką. Uśmiechnęła się lekko, widząc roześmiane twarze. — Napatrzyłaś się? — o mało nie podskoczyła, kiedy usłyszała za sobą dźwięczny głos. 
— Ja... — nie wiedziała jak ma się zachować, ani co powiedzieć, a zdarzało jej się to naprawdę rzadko. — To twoja mama? — spytała cicho. 
— Tak. Moja ohana. — dodał z bliżej nieokreślonym jej akcentem. Jednak obce słowo było jej dziwnie znajome, jakby słyszała je gdzieś wcześniej. — Mówiłaś, że twój świat legł w gruzach, czy inne dość dramatyczne określenie. Co się stało? 
— Mój facet, z którym miałam żyć długo i szczęśliwie, kurwił się w szkolnej łazience z sekretarką. — powiedziała niemal na jednym wdechu, by narastająca w gardle gula, nie spowodowała nagłego wybuchu płaczu. Momentalnie zauważył, że oczy kobiety przeszkliły się. — Nawet nie wiem, po co ci to mówię, przecież i tak mnie nie znasz... Co cię interesuje moje życie, skoro na bank masz mnóstwo swoich problemów. — dodała, będąc o krok od dania upustu emocjom. Wskazała na niego ręką, rozchyliła usta, by dodać coś więcej, ale jedyne co wyrwało się z jej ust to szloch. Usiadła na podłodze i skuliła się, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. 
— Hej, gdzie ta wojowniczka z baru, która darła się na mnie z wysokości? — zaśmiał się lekko, na wspomnienie tej chwili i złapał ją za ramiona. Podciągnął ją do góry i ustawił do pionu. — Powiem ci tylko tyle... Gdyby ten facet był ciebie wart, nie płakałabyś przez niego. Miarą prawdziwej męskości, jest suma wylanych łez przez kobietę - im mniej, tym lepiej. — dodał spoglądając na nią, a dziewczyna w akcie rozpaczy rzuciła mu się w ramiona. Wtuliła się w niego mocno, a on zdążył tylko odsunąć butelkę świeżo otwartego Guinessa, by nie polać jej. Nie spodziewał się takiej reakcji, popatrzył na nią nieco spod byka. Ostatecznie nieco uległ nieznajomej i poklepał ją lekko po plecach. — Już nie płacz, będzie cię tylko bolała głowa. — zwrócił jej uwagę, po czym odsunął ją od siebie i poszedł do kuchni. Wsunął w jej dłoń otwartą butelkę wina, a sam usiadł na kanapie. — To opowiedz swoją historię. Posłucham, co sprawiło, że zawitałaś do bram piekła. — powiedział spoglądając na nią. Nie musiała rozważać tej propozycji. W końcu i tak miała stąd zniknąć najszybciej jak się dało, a przynajmniej miała okazję wyżalić się komuś, kto nie mógł jej oceniać przez pryzmat jakichkolwiek innych czynników. 
— To zacznę od początku. Zawsze żyłam marzeniami mojej matki, podporządkowywałam się nim. Zawsze wpajała mi, że mam się w życiu ustawić, być kimś. Skończyłam szkoły, zostałam nauczycielką tańca, uczę dzieciaki w prywatnej szkole. Chociaż czasami mam wrażenie, że to jakiś obóz pracy, a nie szkoła. Wszystko musi być idealne, a jak nie to wypad. Dyrektorem placówki jest mój facet. O ile w ogóle powinnam go jeszcze tak mianować. — prychnęła pod nosem i upiła z gwinta kilka łyków wina. Była wdzięczna, że nieznajomy jej mężczyzna, nie próbował jej przerywać. Siedział z kamienną miną i przysłuchiwał się opowieści. — Z reguły zachowuje się tak jakby mu wszystko się należało i bierze to, co chce. Jak chce seks, to musi go dostać... — przerwała na chwilę, kiedy dotarło do niej, co powiedziała. — Ja już mam po prostu dosyć bycia popychadłem. — wyszeptała cicho. — Jestem zmęczona spełnianiem oczekiwań świata. 
— Zacznij spełniać swoje oczekiwanie. Sama stawiaj cele i podnoś poprzeczkę. Wierzyć mi się nie chcę, że tak drobna kobieta, jak ty, miała odwagę krzyczeć na cały gang motocyklowy, a nie ma odwagi przezwyciężyć strachu przed zawiedzeniem matki. Co to za rodzic, który wciska w dziecko swoje niespełnione marzenia, zamiast pchać je do przodu i dodawać skrzydeł w każdym, choćby najmniejszym, postanowieniu. — powiedział spoglądając na nią. — Co się tyczy tej namiastki męskości, to uważam, że lepiej, że wyszło to teraz, niż jak na przykład bylibyście po ślubie, z gromadką dzieci, bo wtedy byłby to znacznie większy problem. Tak, to dziękuj bogu, że on własnie przestał być twoim problemem i postaw na siebie. — spojrzał na nią, a dziewczyna z wrażenia przestała płakać. Nie spodziewała się tak elokwentnych wypowiedzi i szczerości. Siedziała w ciszy, popijając wino i wymieniała się z nim spojrzeniami. 
— To... Bardzo mądre słowa... 
— Co? Nie wyglądam na zbyt mądrego? Nie oceniaj mnie przez pryzmat mojego kumpla, który proponował ci seks na rozgrzanie, bo akurat on do najbardziej rozgarniętych nie należy, ale zyskuje przy bliższym spotkaniu. — roześmiał się w głos. 
— Nawet mi nie przypominaj. — pokręciła lekko głową na boki. Rozmawiali jeszcze dobrą chwilę, a alkohol ubywał w ich butelkach. W końcu jedna z butelek, wysunęła się z dłoni dziewczyny. Motocyklista zerwał się i złapał puste szkło, po czym spojrzał na śpiącą dziewczynę. Miał jej zaproponować, ze to on pójdzie spać na kanapę, ale nie zamierzał jej teraz ruszać. Otulił ją kocem, żeby nie zmarzła i po prostu pozwolił jej spać, a sam udał się do swojej sypialni, gdzie zakopał się w pościeli i czytał książkę, nim udał się do krainy snów. 

Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz