17. Niestabilnie

131 8 3
                                    

Pukanie do drzwi poniosło się echem po mieszkaniu. Alex uniosła głowę znad pościeli, ale po chwili wypięła się w stronę wejścia do sypialni i schowała głowę pod poduszkę. Zacisnęła powieki, jednak jej łzy były silniejsze i mimo to spłynęły po jej twarzy. Zgarnęła je dłonią i pociągnęła nosem, starając się dalej powstrzymywać szloch. Przygryzała wargi niemal do krwi, ale żaden ból cielesny nie był w stanie zagłuszyć bólu psychicznego. Nie była w stanie zapanować nad drżeniem ciała, zaczesała dłońmi włosy do tyłu, wciąż ignorując dobijanie się do jej mieszkania. Oplotła swoje ciało ramionami i pochylała się delikatnie do przodu i do tyłu, tupała jednocześnie nerwowo stopami, ale wszystko przyprawiało ją o napady frustracji, dziwnej agresji i niepohamowanej złości. Była tak pogrążona w myślach, że nawet nie usłyszała, że ktoś przekręcił klucz w drzwiach i wszedł do środka. 
— Boże, jak ciemno... — rzucił pod nosem Jason i spojrzał w stronę sypialni, gdzie paliła się tylko niewielka lampka przy łóżku, rzucając blade światło na resztę pokoju. Zrobił krok w stronę tego pokoju, jednak zatrzymał się. Nie czuł się za dobrze z tym, że wszedł do mieszkania, jak do siebie, jednak kiedy usłyszał płacz, zacisnął dłonie i poczuł, jak bicie jego serca przyspieszyło. Nie lubił takich chwil, bo nigdy nie uważał siebie za dobrego pocieszyciela. Chęć pomocy była jednak znacznie silniejsza. Podszedł jeszcze bliżej i wychylił się zza futryny. Ujrzał zmiętą pościel, zawiniętą w szczelny kokon, który miał chronić dziewczynę przed całym złem tego świata. Przynajmniej tak sobie wmawiała i sprawiało to, że czuła się nieco lepiej i bezpieczniej. Jednak jej psychika była daleko od normalności, była załamana, w życiu nie przypuszczała, że dobrze zaczęty dzień, skończy się tak tragicznie. Wszystko, co wydarzyło się wieczorem, sprawiło, że jej mały świat runął w gruzach. James sprowadził ją na dno, doprowadził do granic wytrzymałości. Przekroczyła granicę, która sprawiła, że jej poczucie własnej wartości spadło poniżej zera. Nigdy nie uważała się za piękność, miała wiele kompleksów, ale dawno nie czuła się tak, jak dzisiaj. Odebrano jej to, co kochała najbardziej. Nie spodziewała się tutaj Jasona, a wystraszona, że ktoś wchodzi jej do łóżka, pisnęła głośno i skuliła się bardziej. Była daleko od racjonalnego toku myślenia, a jej mózg, jak na złość, podsuwał jej najgorsze z możliwych scenariuszy. — Spokojnie... — usłyszała ten ciepły, gardłowy ton, który zawsze był, jak miód na serce. — Jestem tutaj... — mówił spokojnym tonem, ale za każdym razem, gdy próbowała rozchylić rozedrgane wargi, by odpowiedzieć mu, wyrywał się z nich ciężki szloch. Nie była skłonna uspokoić się w tej chwili i wiedział to doskonale. Objął ją silnym ramieniem i przekręcił, tak by była przodem do niego. Zgarnął z jej twarzy pojedyncze kosmyki włosów, które poprzyklejały się do mokrych policzków. Ocierał kolejne słone krople, nad którymi dawno straciła już kontrolę. — Maleńka, żeby ci pomóc, muszę wiedzieć, co się stało? Dostałem tylko szczątkowe informacje od znajomej, której córka uczy się w waszej szkole i postanowiłem wpaść, sprawdzić, czy wszystko jest okej. Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że jestem tutaj, bo widzę, że nie jest najlepiej. — mówił spokojnym tonem, gładząc delikatnie jej włosy i próbował ją uspokoić. — Pomogę ci się uspokoić teraz, ale musisz współpracować. Zacznij od głębokich oddechów, a ja ci opowiem o Pele. To hawajska bogini wulkanów i ognia, która nieco przypomina mi ciebie. — położył się wygodnie i spojrzał w sufit. Przysunął ją tak, by wtuliła się w jego klatkę piersiową i mogła spokojnie słuchać jego odpowiedzi i miarowego bicia serca.— Hawajczycy nazywają ją Pele-honua-mea, czyli „Pele świętej ziemi" i Ka wahine ʻai honua, czyli „kobieta jedząca ziemię". Jest znana ze swojej mocy, pasji, zaradności i kapryśności. Mit głosi, że jej domem jest ognisko zwane Halema'uma'u  na szczycie kaldery Kilauea, jednego z najbardziej aktywnych wulkanów na Ziemi, ale jej domena obejmuje całą aktywność wulkaniczną na Big Island of Hawai. Legenda głosi, że sama Pele podróżowała swoją pirogą z wyspy Tahiti na Hawaje. Podczas swoich podróży mówiono, że próbowała rozpalić ogień na różnych wyspach, ale jej siostra Nāmaka ścigała ją, chcąc położyć jej kres. W końcu dwie siostry walczyły ze sobą, a Pele w końcu zginęła. W wyniku tego jej ciało zostało zniszczone, ale jej duch mieszka w Halema'uma'u na Kilauea. Mówią: "Jej ciało to lawa i para wydobywająca się z wulkanu. Może też zmieniać formę, pojawiając się jako biały pies, stara kobieta lub piękna młoda kobieta". Oprócz roli bogini ognia i silnego związku z wulkanami, jest również uważana za „boginię hula". Jest znaczącą postacią w historii tego tańca ze względu na swoją siostrę Hi'iaka, która uważana jest za pierwszą osobę, która go zatańczyła. Ze względu na znaczenie Pele w hula, powstało wiele tańców i pieśni, które są dedykowane jej i jej rodzinie. Hula poświęcona Pele jest często wykonywana w sposób, który oddaje jej intensywną osobowość i ruch wulkanów... — kiedy skończył opowiadać, dziewczyna patrzyła na niego wielkimi oczyma, zasłuchana w historię, którą przytoczył. Na chwilę oderwała się od swoich problemów i myślami przeniosła się na słoneczne Hawaje, wyobrażając sobie całą opowieść. Uśmiechnął się delikatnie, zaciągając za ucho kosmyk swoich włosów. Położył dłoń na jej policzku i pogładził jeszcze lekko wilgotną skórę. Chciał ją uspokoić i chyba mógł już śmiało stwierdzić, że osiągnął sukces. — Teraz ty mi opowiedz... — uśmiechnął się ponownie, a dziewczyna poprawiła się nieco. Złapał za jej dłonie, kiedy nawet przez koszulkę, poczuł bijący od nich chłód. Zaczął pocierać je kciukami, by rozgrzać skostniałe palce. 
— Wczoraj podeszła do mnie jedna z uczennic, miała prośbę, by stanąć do konkursu o stypendia dla siebie i znajomych. Zgodziłam się, bo czemu by nie? Dobro dzieciaków zawsze było dla mnie priorytetem, szybko zebrała ekipę, potem ja wcisnęłam im próby w grafik, wtedy James zrobił mi pierwszy raz pod górkę. Przeżyłam to jakoś, wyrzuciłam mu, co myślę o jego dziwnych, nagłych zgodach. Kolejnego dnia, miałam od rana świetny humor. Od początku roku nie trenowałam ze swoją klasą nic poza baletem, ale czując napływ niespożytej energii, zaproponowałam im luźny dzień. Tańczyliśmy wszystko jak leciało, kto na co miał ochotę, bawiliśmy się tym tańcem. Czułam, że to nie tylko mi było potrzebne, ale im też. Wtedy mój były wszedł na salę i zepsuł nam całą zabawę. Kazałam mu się odwalić i pozwolić mi pracować. Wróciłam po zajęciach do domu, wpadła moja mama i oczywiście skończyło się na pogadance o tym, jak bardzo zmarnowałam sobie życie. Dowiedziałam się, że mój ojciec też ją zdradził, a ona mu wybaczyła i ja też powinnam zrobić to samo. Była pod wrażeniem mieszkania, ale oczywiście zarzuciła ci złe intencje wobec mnie i inne pierdoły. — westchnęła lekko. — Ale to nie koniec. Najlepsze zaczęło się, kiedy matka zagadała mnie na tyle, że nie zdążyłam na wcześniejszy autobus i spóźniłam się na dodatkowe zajęcia. Kiedy weszłam na teren szkoły, zobaczyłam kilka radiowozów, stojących z włączonymi kogutami. Serce mi niemal stanęło, kiedy pomyślałam sobie, że mogło się coś stać złego dzieciakom. Ostatnio tyle się mówi o atakach terrorystycznych i innych takich, że mój głupi mózg szybko podesłał mi odpowiednie, najmroczniejsze wizje. Jednak nie przewidziałam tego, co będzie na mnie czekać, kiedy przekroczę próg budynku. Katie, ta dziewczyna, która wyszła z prośbą o pomoc w konkursie, zaprosiła do udziału dzieciaki spoza szkoły i... — głos uwiązł w jej gardle, nie była w stanie tego z siebie wyrzucić, a Jason spojrzał na nią uważnie. 
— Spokojnie, jestem tutaj. Nie podchodź zbyt emocjonalnie do tej opowieści, bo do rana mi jej nie wydukasz, a bardzo dobrze ci idzie. — pochwalił ją z szerokim uśmiechem na ustach i pogładził ponownie jej włosy, starając się uchronić biedaczkę przed kolejnym atakiem duszącego szlochu. Wzięła kilka głębokich oddechów i wróciła do opowiadania. 
— Wszystkie dzieciaki spoza szkoły klęczały wzdłuż korytarza i  były skute kajdankami... — poczuła silny ścisk w gardle, który miał zwiastować kolejny atak szlochu. 
— Co? — zapytał zaskoczony i objął ją mocniej ramieniem. — Jak to? 
— James oskarżył ich, że włamali się nieproszeni na obiekt, ja to wyprostowałam, kiedy tylko tam przyszłam, wyratowałam ich z tego, a wtedy on dał mi to... — szepnęła i podała Jasonowi teczkę. Chłopak zajrzał do środka i uniósł brwi wysoko, kiedy na jego twarzy malowało się zdziwienie. Nie wierzył, że ten dupek, mógł się posunąć do tego. 
— Dyscyplinarka?! — powiedział podniesionym głosem, czując jak narasta w nim złość. Miał ochotę dopaść go i obić mu jeszcze raz mordę, ale tym razem nie ograniczać się do jednego ciosu. Był wściekły, co wręcz kipiało z niego. 
— Ja już nie wiem, co mam robić... — schowała twarz w swoje drobne dłonie i na nowo wybuchnęła płaczem. Czuła pustkę, która wypełniała ją całą. Nie widziała dla siebie żadnej przyszłości i nie posiadała żadnego planu, co dalej, a gdyby tego było mało, czuła, że cholernie zawiodła swoich podopiecznych i ich przyjaciół. 
— Już, spokojnie, nie powinnaś tyle płakać, zaraz będzie boleć cię głowa, a tego nie chcemy. Mała... — uniósł na nią wzrok. Brązowe oczy wpatrywały się w drobną dziewczynę, która zdawała się być na skraju załamania. Było mu jej żal, najgorszemu wrogowi nie życzyłby tego, co ona właśnie musiała przechodzić. Wiedział, co musiał zrobić, żeby ją odciągnąć od złych myśli i całego bagna, w jakie została wrzucona. Nie czekając ani sekundy dłużej złapał jej dłonie i odciągnął je od jej twarzy. Spojrzała na niego zapłakanymi oczami, a jej policzki lśniły w bladym świetle lampki nocnej. Zbliżył swoją twarz tak blisko jej, że momentalnie łzy zatrzymały się, a ona wstrzymała powietrze. Widziała jeszcze jak po jego twarzy przemknął cwany uśmiech, w którym była ukryta nuta dumy, satysfakcji i zadowolenia. Wpił się w jej usta i całował ją zachłannie, wsuwając pomiędzy rozchylone wargi swój język. Wsunął pod nią ręce i dociągnął ją do siebie, a dreszcze przeszyły jej ciało. Nie zwlekając ani sekundy dłużej zarzuciła mu ramiona za szyję i pozwoliła mu dociągnąć się bliżej. Ich ciała zetknęły się, tworząc jedność. Trafił w punkt, to zawsze działało na nią kojąco i uspokajało jej zszargane nerwy, szczególnie, kiedy zaczynał całować ją z zaskoczenia. Syknął, kiedy poczuł lodowate dłonie na swojej rozgrzanej skórze. Wodziła palcami po jego karku i wjeżdżała za kołnierzyk koszulki. Kilka minut nie odrywali się od siebie. Czuł na swoich ustach słony posmak, który pozostał po łzach. Mimo wszystko smakowała tak dobrze i miała w sobie coś takiego, czemu nie potrafił się oprzeć, nie ważne ile razy próbował. W końcu odsunęli się od siebie i spojrzeli na siebie nawzajem. — Wiesz? Przeszłaś tak wielkie piekło, że przezwyciężenie tej sytuacji, powinno być dla ciebie, jak pstryknięcie palcami. Wiesz dlaczego? Bo jesteś silna... Masz w sobie tak wielką siłę... — mruknął pod nosem ucieszony. Nie raz i nie dwa udowodniła mu, że tli się w niej iskra odwagi i determinacji, a kiedy zamienia się w żar, a potem staje się płomieniem, jest jak kolejny żywioł. Trawi na swojej drodze wszystkich i wszystko. Doskonale wiedział, że jest silniejsza, niż jej się wydaje i był tego pewny. — Zacznij walczyć... A będziesz niepokonana. — dodał, a na twarzy dziewczyny pojawił się ciepły uśmiech. Zauważył błysk w jej oku i wiedział, że to jeszcze nie był koniec, bo ona nie zamierzała się poddać. Duma i upartość brały górę, a iskra zamieniała się w płomień dając jej jednocześnie solidną dawkę motywacji. Zgarnął ją ramionami jeszcze bliżej i pozwolił by wtuliła twarz w jego szyję. Uspokojona Alex przymknęła oczy, była wycieńczona fizycznie i psychicznie. Nie trzeba było jej dużo, żeby najzwyczajniej w świecie usnęła w jego ramionach. Uśmiech zagościł na jego twarzy, poczuł ulgę, że w końcu będzie mogła odpocząć i złapać oddech. Miał nadzieję, że kiedy prześpi się ze swoimi problemami, rano obudzi się z kolejnymi pomysłami, by je rozwiązać. Nie zamierzał też pozostać bezczynnym i sam zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy, by pomóc jej stanąć na nogi kolejny raz. Nie przyznawał się głośno, ale przy niej czuł się jak bohater, którego grał na dużym ekranie. Jednak nie wszystko zostało jeszcze powiedziane. Czuł, że James nie odpuści tak łatwo i znów stanie na jej drodze. Nie chciał dawać też jej pieniędzy, bo wiedział, że może poczuć się urażona lub zmniejszy to poczucie jej wartości. Było trudno, ale wiedział, że nie takie rzeczy już się zdarzyły i jakoś sobie z tym poradzą. 


Z trudem otworzyła oczy. Były polepione łzami i ropą, która zebrała się w kącikach. Ledwo widziała, ale usiadła na łóżku i odszukała na szafce pilota, który miał jej pomóc w zaciemnieniu sypialni. Trafiła w końcu dłonią na to, co szukała, a żaluzje zsunęły się niemal do końca. 
— Zostaniesz panią mroku? — zapytał Jason, stając w wejściu z tacą, na który było śniadanie. 
— Zostaniesz panem tego domu, skoro znowu mi gotujesz? — odbiła piłeczkę i potarła oczy, by widzieć nieco więcej. Było mu jej szkoda, wyglądała jak wszystkie plagi egipskie, zebrane w jednym ciele. Potrzepane włosy, podkrążone oczy i opuszczone ramiona, jakby siedziała za karę. Cieszył się, że jednak humor jej dopisywał, bo dawało mu to nadzieję, że czuła się lepiej. Nie pozwoliła mu wyjść i został z nią na noc. Spała wtulona w niego, jak w ogromnego misia. Nawet nie dała mu szansy, by się rozebrał, jednak miało to swój urok. 
— Na upartego, to jestem panem tego domu. — zaśmiał się ciepło do niej i postawił tacę z jedzeniem przed jej nosem. Sam usiadł z drugiej strony i ziewnął jeszcze. 
— Nie wyspałeś się? — zapytała się, biorąc z tacy kolorowe kanapki, które jak zawsze smakowały milion razy lepiej, niż jakby zrobiła je sobie sama. 
— W miarę się wyspałem, ale jestem zmęczony po planie. Dzisiaj dali nam wolne, bo szukają odpowiedniego miejsca na nakręcenie kolejnego materiału. — uśmiechnął się do niej. Cieszył się, że wzięła się za jedzenie, bo wiedział, że to doda jej siły i energii. 
— To kładź się jeszcze spać, ja będę cicho, pójdę do salonu pooglądać coś. — odwzajemniła uśmiech, po czym wzięła kolejny kęs. Obserwowała go uważnie, czekając na informację zwrotną. Mężczyzna spojrzał na nią i zsunął się po poduszkach. 
— Pół godziny jeszcze i wstanę. — powiedział, jednocześnie wywołując śmiech dziewczyny, który wypełnił cały pokój. 
— Śpij ile chcesz, nikt ci nie broni. — obserwowała go jeszcze dobra chwilę, nim zasnął. Podniosła się delikatnie z łóżka i wyniosła tacę do kuchni. Szybko umyła naczynia, po czym wróciła do sypialni i na palcach przemknęła z niej wprost do garderoby. Wyciągnęła bluzę i założyła ją na siebie. Udała się do salonu, gdzie usiadła przed telewizorem. Puściła sobie jeden z kanałów muzycznych i nuciła pod nosem. 


Jason obudził się po godzinie. Nawet nie odczuł na sobie ile czasu upłynęło. Podniósł się z łóżka i ruszył do drugiego pokoju, prowadzący przez ciche dźwięki muzyki. Dziewczyna nie wytrzymała. Muzyka od zawsze była bliska jej sercu. To właśnie dzięki niej wyrażała siebie i dokładnie to, co czuła. Miała chyba piosenkę na każdą okazję. Mężczyzna przyłapał ją, kiedy poniesiona kolejnymi kawałkami, które opisywały jej życie i emocje, podniosła się i zaczęła tańczyć. Było widać, że kiedy nikt nie patrzył wkładała w to jeszcze więcej uczuć i emocji, wyrażając siebie. Poruszała się zwinnie i powabnie, jednocześnie śpiewała i bawiła się kolejnymi ruchami. Zarzucała włosami i zachowywała się jak na koncercie. Przeskakiwała z nogi na nogę i czuła w tym niepohamowaną radość. Jednak nie tylko ją cieszyło, to co robiła, bo sam Jason nie potrafił oderwać od niej wzroku. Czuł się, jakby swoimi ruchami opowiadała historię i przenosiła go do innego świata. 

Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz