13. Deszcz

274 21 6
                                    

   Po usłyszeniu tych słów wstałem, wpatrując się groźnie w jego oczy. Balem się tego, że ponownie podejmie ten temat.
   — Miejsce Jiae jest tam, gdzie jestem ja.
   Hoseok wywrócił oczami, a ja o mało nie wydarłem się na niego. Procenty w głowie sprawiały, że źle znosiłem obecną sytuację jak i temat rozmowy. Jakie szczęście, że nie wypiłem więcej! Kto wie, jakby wszystko się wtedy potoczyło.
   — Miejsce Jiae jest tam, gdzie są demony, to tu jest jego dom.
   Hoseok położył sobie ręce na biodrach. Dobrze go znałem, chociaż może nie. Dobrze znałem jego triki gestykulacji i tą siłę odwagi. Chciał, abym się bał i poddał.
   — On nawet ciebie nie zna, za późno sobie o wszystkim przypomniałeś.
   Wytrzymywałem z trudem jego wzrok. Musiałem być twardy, a przede wszystkim dać mu do zrozumienia, że nie odpuszczę. Gdziekolwiek by Jiae nie był, to nie pozwolę aby go krzywdzono, nawet u aniołów.
   — Jutro idę z tym do władcy.
   Parsknąłem śmiechem, spoglądając przy tym, czy dziecko nadal śpi. Jednak w środku byłem śmiertelnie przerażony. Jeszcze kilka lat temu bardzo pragnąłem tego, aby się do wszystkiego przyznał, a teraz?
   — Myślisz, że ci pogratuluje czy co? — spytałem ironicznie. — Mam ci opowiadać o słynnych docinkach, że gdyby wiedział kto to, to urwałby mu własnoręcznie łeb, za pokrzyżowanie jego cudownych planów. Myślisz, że Jiae rzuci ci się na szyję, kiedy on ledwo orientuje się, że powinien mieć dwoje rodziców, a nie jedno? To ja jestem jego światem, nie ty. Pomyśl sobie do czego doprowadzisz w jego małej głowie, kiedy wyrwiesz mi go z rąk siłą. On panikuje kiedy ktoś zabiera jego klocki, a co dopiero, gdy zabierzesz mu mnie.
   Hoseok natomiast spokojnie powiedział, że jakoś to będzie i tylko początki są trudne, że z biegiem czasu i tak wszystko wróci na właściwy tor, a Jiae się przyzwyczai.
   — Wynoś się.
   Nie mogłem go słuchać, jak i uwierzyć w to, że jeszcze kilka lat temu planowałem z nim wspólną przeszłość. On najwidoczniej chociaż starszy, to myślał że wychowywanie dziecka to bułka z masłem. 
   — Na demona, Suga! Czy ty zdajesz sobie sprawę co robisz posyłając go tam? Mógłbyś być chociaż na tyle odpowiedzialny i nie brać go do paszczy lwa! W taki sposób myślisz o własnym dziecku, że wyrządzasz mu najgorszą krzywdę?!
   On był opanowany, jednak ja trząsłem się jak galareta. Miałem nadzieje, że nie wykona żadnego kroku jeżeli chodzi o rozmowę z moim ojcem, bo zdecydowanie by wygrał. Władca Sunho bez zastanowienia oddałby mu moje dziecko i nie musiałem nawet zastanawiać się, czy by to zrobił.
   — Po co ci Jiae? — spytałem podchodząc do niego i spojrzałem w jego ciemne oczy. — Nigdy go nie chciałeś. Miałeś w dupie jego narodziny, roczek, pierwsze słowa i kroki. Do czego jest ci teraz potrzebny? Nie jest inteligentnym dzieckiem, nie umie nawet liczyć do dziesięciu, potrzebuje więcej czasu niż inni.
   — Nie pomyślałeś o tym, że jest w tym twoja wina?
   Jego słowa były niczym uderzenie w twarz. Poświęcałem wszystko dla Jiae, stawałem na głowie żeby niczego mu nie brakowało, a w międzyczasie oczywiście spełniałem swoje należyte obowiązki jako książę. Bądź co bądź to dzięki mojemu ojcu Jiae miał gdzie spać, jeść, i robić to co dotychczas. Sunho nie wyrzucił mnie, ani jego poza mury zamku, nie byłem przez to samowystarczalny, tylko zależny od innych. Nie wiem jak potoczyłoby się moje życie, gdybym został stąd od tak wyrzucony, dlatego zawsze sądziłem, że lepiej jest tak, jak teraz. Chociaż na trochę...
   — Cokolwiek powiem, dla ciebie to nie będzie miało żadnego znaczenia — wydusiłem z siebie ciężko powstrzymując łzy. — Robię co mogę, wszystko i tyle na ile mnie stać. Staram się dla niego, ale jestem sam. 
   — Czyli potwierdzasz, że zwyczajnie nie dajesz sobie rady.
   Czy on próbował wprowadzić mnie w błędne koło? Dlaczego powiedziałem mu, że jestem sam, co doskonale wiedział? Czy mój umysł tak błagał o pomoc, że podświadomie sugerowałem mu, żeby to naprawił? Owszem byłem zmęczony rodzicielstwem. Kilka dni byłem u aniołów bez Jiae, ale co z tego, gdy czułem się wtedy jakbym stał na szpilkach, bojąc się o niego? To nie był żaden odpoczynek. Może nie potrafiłem rozmawiać już z dorosłymi, bo spędzałem zbyt dużo czasu z dzieckiem?
   — Daje sobie radę.
   Słowa z moich ust wyszły automatycznie w geście obrony. Nie byłem ich pewny, jednak wiedziałem, że musiałem je wypowiedzieć. Hoseok zaśmiał się niczym jakiś nastolatek, po czym spojrzał na wiercącego się przez sen Jiae.
   — Nie dajesz sobie rady ze sobą, a co dopiero z dzieckiem. Na dzisiejszym spotkaniu byłeś iście szczęśliwy i radosny, czy może fantastycznie udajesz? Niedługo pewnie i tak będziesz zajęty innymi dzieciakami, więc będziesz miał...
   Hoseok nie dokończył zdania, bo uderzyłem go w twarz. To był impuls, zapewne przez alkohol. Na trzeźwo bym się nie odważył, za to on się tego nie spodziewał, bo inaczej zablokowałby mój ruch. Przekroczył tą granicę, której nie wytrzymałem. Owszem na dzisiejszej wizycie aniołów dużo rozmawiałem z Sungeunem. Starałem się być z nim na uboczu i podejmowałem temat Jiae, żeby go zaakceptował. 
   Wystraszyłem się swojego zachowania, jak i tego że zwyczajnie mi odda i Jiae się obudzi, więc uprzedzając jego jakikolwiek ruch podszedłem do drzwi i je otworzyłem, żeby zachęcić go do wyjścia. Gdy tylko się ogarnął i zaczął zbliżać w moim kierunku, serce waliło mi jak oszalałe. Czułem, że nie przejdzie obojętnie. Hoseok chwycił mnie za włosy, przez co siłą wywlókł z pomieszczenia na pusty korytarz i bezceremonialnie pchnął mnie na duży szklany wazon, w którym nie było kwiatów. Ja widząc przed sobą przeszkodę, jeszcze próbowałem upaść tak, żeby chwycić przedmiot, aby się nie zbił, co nie wyszło. Huk tłuczonego szkła rozniósł się echem po korytarzu. Niepotrzebnie ratowałem szkło, bo przez to tylko skaleczyłem sobie ponownie dłoń. 
   — Oh, książę chyba nie powinien więcej pić — zakpił.
   A ja jeszcze chwilę temu wyobrażałem sobie nie wiadomo co, chcąc zachować wspomnienia, gdy patrzył z troską na Jiae. Nie wiedziałem już o kim mam myśleć wieczorami i tworzyć swój fikcyjny świat, gdzie jestem dla kogoś kim ważnym. Hoseok w ułamku tych kilku dni za bardzo mnie zranił. 
   — Tatusiu? 
   Jiae stał na bosaka w futrynie drzwi. W dłoniach dusił swojego węża i przyciskał go do siebie. Chciał podejść bliżej mnie, aby zobaczyć co się stało. Hoseok wykonał wtedy pierwszy nieudany ruch, chcąc złapać jego rękę i zaprowadzić pewnie ponownie do komnaty, jednak mały zgrabnie ominął go szerokim łukiem przenosząc na niego morderczy dziecięcy wzrok. Ja w tym czasie zdążyłem pozbyć się dwóch kawałków szkła, które zagnieździły się w moim naskórku. Nic groźnego.
   — Boli? 
   — Nie skarbie i nie zbliżaj się, bo możesz się skaleczyć.
   Dalsza część nocy nie wskazywała na to, że się wyśpię. Jiae zagnieździł się w moim łóżku, podczas gdy ja zakładałem sobie bandaż na dłoń. Zasnąłem przytulając go do siebie.

Zaakceptuj nas (I) / Yoonkook  | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz