11. Prawda

291 21 2
                                    

   Spojrzałem zdezorientowany na syna, aż nieświadomie otworzyłem usta. Chwyciłem jego małe rączki i zamknąłem w swoich, ale to nie pomogło w jego uspokojeniu. Sam nie rozumiałem o co do końca chodzi, dopóki nie odezwał się ojciec, że jutro mam zamieszkać tam.
   — Jak to? — spytałem zmieszany odwracając głowę w kierunku ojca i Rima — Nawet nie było żadnych zaręczyn.
   — To nie istotne, wszystko załatwi się jakoś w trakcie.
   Wiedziałem, że nie było sensu odzywać się, że o niczym nie wiem i jak to wszystko jest załatwiane za moimi plecami. Zdążyłem przyzwyczaić się, że wszystkiego dowiadywałem się na końcu.
   — Tatuś, gdzie mamy mieszkać? — wtrącił cicho Jiae, trzęsąc moimi dłońmi, abym mu odpowiedział.
   — Moglibyście chociaż raz informować mnie o takich obrotach spraw! — krzyknąłem tracąc panowanie nad sobą — Nie dość, że ja nie jestem gotowy, to nie mam czasu, aby przyszykować na to własne dziecko!
   Malec ze strachu wyrwał swoje dłonie z mojego uścisku. Nie powinienem przy nim się unosić, jednak już totalnie nie wiedziałem co mam robić. Najpierw Kook, jego beznadziejne zachowanie, zaręczyny, po czym papa i witaj jakiś inny typ, przeprowadzka?! Rim patrzył w swój talerz, nie odzywając się, co uświadomiło mi, że o wszystkim wie, jednak nie pisnął słowa. Chciałem powiedzieć Jiae, aby tutaj został, a ja sam chciałem załatwić sprawę wygnać firmę przeprowadzkową, którą nadzorował mój ojciec. Tak się jednak nie stało, bo malec wybiegł pierwszy, a ja za nim.
   Nie było szans, abym go dogonił, więc stało się to dopiero w komnacie. Wołania i prośby nie pomogły. Stanąłem w drzwiach frontowych dostrzegając sługusów ojca, a serce to mi niemal stanęło na widok Hoseoka. Byłem wściekły, aż musiałem zagryźć zęby. Wcale nie pakował moich rzeczy, tylko wydawało się jakby przyszedł na zwiady zobaczyć o co chodzi. Przecież gdzie on, wielki dowódca jaśnie pan, będzie wynosić klamoty byłego kochanka. Jiae spojrzał na mnie zapłakany, oczekując pewnie tego, żebym coś zrobił, a ja wiedziałem że i tak przegrałem.
   Wrzasnąłem, że mają się stąd wynosić, jednak usłyszałem tylko znajomą mi odpowiedź, że wykonują tylko rozkazy.
   — Suga odpuść — usłyszałem tuż za sobą szept Rima — Wiesz, że nic nie zdziałasz.
   Było mi cholernie przykro, bo na nic nie miałem wpływu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Jiae oczekiwał pomocy w tym kierunku, a ja nie mogłem nic zrobić. Jedyne co mi zostało, to wytłumaczenie mu, że jakoś się ułoży i wszystko będzie dobrze. Kolejne kłamstwo? Nie sądzę, żeby przeszło.
   — Tato!
   Przechodziłem chwilowy wstrząs. W mojej głowie panował chaos. Dlaczego musiałem być zasranym księciem? Moje życie byłoby lepsze będąc zwykłym demonem z prowincji?! Chciałem zniknąć, chociaż na chwilę i zapomnieć o tym wszystkim. Poczuć przez chwilę wolność, której tak na prawdę nigdy nie miałem.
   — Tato...
   Pewnie nie zwróciłbym uwagi na niego, gdyby nie to, że puścił moją nogę i upadł na kolana ciężko łapiąc oddech.
   — Jiae?
   Nie odpowiedział. Głowę miał skierowaną w dół, a po jego dłoniach widziałem, że jest spięty. Gdy uklęknąłem obok niego od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Z trudem łapał oddech, który mu świerszczał, a twarz robiła się sina.
O demonie... Co ja mam robić?! Spojrzałem instynktownie na Hoseoka, jakby to miało mu powiedzieć, aby coś zrobił. Chciałem do niego krzyknąć, jednak moje usta wypowiedziały tylko imię brata, który już wcześniej stał przy malcu sprawdzając jego usta, czy aby czegoś nie połknął.
   Doskonały pomysł! Niech patrzy jeszcze na tych demonów, których się boi! A Hoseok co zrobił? Wygnał tylko firmę przeprowadzkową, z resztą ja byłem nie lepszy.
   Lekarz, trzeba do lekarza!
   — Boli ciebie tutaj?
   Rim dotknął klatki piersiowej Jiae, a ten potwierdził głową mając zamknięte oczy. Dla niego Rim był zbyt ważny, aby poświęcał jemu uwagę. Wiedział, że kiedyś zostanie królem i pewnie dlatego się go bał i nie chciał być w centrum jego uwagi bojąc się, że zrobi coś źle. Nie ważne, że ja też byłem księciem, tata to po prostu tata. Mój brat trzymając jego ręce ilustrował go, żeby oddychał razem z nim, jednak sprawiało mu to wciąż ogromną trudność.
   — Rim! zanieś go do skrzydła szpitalnego! — powiedziałem zduszonym głosem trzęsąc się jak osika.
   Nie wiem czy teraz byłbym w stanie sam go zanieść. Nogi miałem jak z waty. Bałem się, że to właśnie jest finał tego wszystkiego i kolejna kara. Rim już szykował się do tego, aby podnieść jego małe ciało, kiedy przeszkodził mu Hoseok, wpychając się z jakimś przedmiotem w dłoni. Włożył mu część do ust, a jak się potem okazało było to nic innego jak wziewy. Nie potrzebowałem już nic więcej do informacji, przecież od samego początku powinienem o tym wiedzieć. Nie pierwszy raz jego oddech był niestabilny, a ja byłem zbyt zajęty i zestresowany resztą spraw! Mały trzymał ręce na nadgarstku swojego ojca, dziecięcy instynkt samoobrony, jednak po chwili je opuścił, co dało mi do informacji, że chyba jest trochę lepiej.
   — To astma — oświadczył szeptem. — I tak musisz zabrać go do szpitala.
   Chwila ciszy. Rim podniósł Jiae, a ja nie sądziłem że kiedykolwiek zobaczę w ogóle ten widok. Syn spojrzał na mnie niepewnie, ale nie sprzeciwił się. Radość mieszała mi się wraz ze smutkiem. Ciężko było odgadnąć moje wahania nastroju. Nie miałem sił podejść i go przytulić. Badawcze spojrzenie mojego brata, wywołało kolejną nutę niepokoju.
   — Zdradziłeś się — powiedział tylko w kierunku Hoseoka, w którego wpatrywał się dłuższą chwilę.
   Co?
   O czym on mówił?
   Jednak nie doczekaliśmy się dalszych słów, bo wyszedł z Jiae, kierując się zapewne do lekarzy, a ja zostałem z Hoseokiem sam na sam. On gapił się w zamknięte drzwi, a nieswojo poczułem się dopiero wtedy, gdy przeniósł na mnie wkurzony wzrok. Teraz jemu przeszkadza moje towarzystwo? Mój mózg zadziałał w końcu na tyle, żeby powoli skierować się do wyjścia i pójść do Jiae. Nie dane mi to było, bo pociągnął skrawek mojej koszuli, a potem odepchnął dość mocno, przez co wylądowałem na komodzie. Z ledwością złapałem równowagę zwalając przy tym trochę rzeczy.
   — Chcesz mi coś powiedzieć?! — syknął przez zęby w moim kierunku, ściskając dłonie w pięści.
   Czy byłem zdziwiony? Tak. Nie rozumiałem dlaczego to zrobił i w tak okrutny sposób.
   — Od dawna nie mam ci nic do powiedzenia.
   — Powiedziałeś coś im?!
   Spojrzałem w jego ciemne oczy zaprzeczając. Dopiero teraz zorientowałem się, że Rim podejrzewał... Hoseok otworzył drzwi, a w nich stal nadal mój brat. Nie miał na rękach dziecka, więc musiał wydać polecenie strażom... Podsłuchiwał, specjalnie?
   — To on?! — krzyknął w moim kierunku patrząc na nas obojga — To dla mnie wystarczający dowód!
   Przyszły władca bardzo zwracał uwagę na szczegóły, a w tym przypadku musiał już poskładać swoje klocki w całość. Tajemnica, kto był ojcem Jiae już nie była bezpieczna, nie ma szans, aby Rim łyknął jakieś kłamstwo.
   — Nie wiem o czym mówisz.
   Rim przeklął. W ułamku sekundy znalazł się przy dowódcy, który aktualnie miał bliskie spotkanie ze ścianą. Mój brat wcale nie zamierzał go puścić, a Hoseok nie odważyłby się go odepchnąć.
   — Rim, co ty robisz?! Jaki dowód?!
   Wydarłem się chcąc ratować jakoś tą beznadziejną sytuację. Nie było mi potrzebne kolejne zmartwienie, gdyby wszystko wyszło na jaw. Wyciągnąłem rękę, jakbym magicznie chciał odciągnąć brata, wtedy dostrzegłem na niej krew. Musiałem rozciąć ją przez jakąś zabawkę Jiae, gdy on mnie pchnął. Natychmiast ją schowałem. Niepotrzebnie bo obaj to zauważyli. Brat ponownie walnął nim o ścianę, aż się wzdrygnąłem.
   — Co ty myślisz, że ślepy jestem?! — wrzasnął. — Widziałem! Pierwszy raz trzęsły ci się ręce, ty wielki dowódca nieraz widzący śmierć, a podawając jakiemuś dzieciakowi lek miałeś pełne gacie!? Nawet twój głos był zduszony, mówiąc, że to astma!
   — Rim!
   — Co ty sugerujesz?! Moja siostra ma astmę, może stąd te niekontrolowane odruchy! Zawsze mam przy sobie lek, w razie potrzeby!
   Książe roześmiał się mówiąc, że przecież o tym wie, że astme można dziedziczyć, że jeżeli on jej nie odziedziczył to nie znaczy, że jego dzieci też nie będą jej miały.
   Na demona. On o wszystkim wie, to takie upokarzające... Nie wiedziałem, czy mam dalej udawać, więc wolałem milczeć.
   — Jeszcze miałem wątpliwości — dodał po chwili — Doskonale słyszałem rozmowę pod drzwiami, co jeszcze bardziej wszystko potwierdziło! Popchnąłeś go!
   — Zrobiło mi się słabo! — wtrąciłem — Chyba nie powinno to ciebie dziwić po tym wszystkim!
   Dlaczego go broniłem? Dlaczego tak bardzo nadal zależało mi na tym, aby nikt się nie dowiedział? Powinienem mieć głęboko gdzieś, jak ucierpi jego reputacja, a jednak...
   — Jesteś jego ojcem?!
   Wstrzymałem oddech. Bezpośrednie pytanie Rima było najgorsze. Przeniosłem wzrok na Hoseoka, nie wierząc w to że się przyzna, milczał.
   Trwała chwila ciszy. Oni mierzyli siebie laserowymi spojrzeniami, aż w końcu brat go puścił mówiąc, że nie musi się przyznawać, że moje milczenie jest równe z wypowiedzeniem słowa tak.
   — Suga?
   Wiedziałem, że chciał usłyszeć cholerne tak. Chciałem ponownie zaprzeczyć ale nie mogłem. Z moich ust wydobył się niekontrolowany przerażony wydech. Usiadłem na łóżku Jiae, bo stanie było aktualnie za trudne. Moje ciało ważyło tonę. Łzy zasłoniły mi widok, jednak zdołałem dostrzec to, jak Rim wypycha go z pokoju.
   — Suga, to on? — spytał nieco spokojniej kucając tuż przy mnie, a mi było wstyd na niego spojrzeć.
   — Nie możesz powiedzieć ojcu — wyjąkałem przez łzy, zasłaniając twarz dłońmi — Nie możesz, słyszysz Rim? Ojciec mu go odda, a Hoseok nie chce, aby Jiae trafił do aniołów! On sam się nie przyzna, a jak będzie musiał to... Na pewno mi go zabierze!
   Rim westchnął mówiąc pod nosem farmazony, że jak mógł zrobić mi coś takiego, że doskonale zdawał sobie sprawę z rangi z której pochodzę, a i tak mnie uwiódł.
   — Przepraszam — wyjąkałem poprzez łzy — Byłem gówniarzem...
   — Może i byłeś gówniarzem, ale to on doskonale zdawał sobie sprawę ze wszystkiego! — krzyknął, aż podskoczyłem — To ty miałeś siedemnaście lat, a on dwadzieścia siedem!
   — Przestań, to teraz nic nie zmieni — szepnąłem odkrywając twarz, dłonie przeniosłem na kolana — Jiae tutaj jest, a ja nie chcę do tego wracać i zastanawiać się co by było gdyby. Już dość czasu nad tym spędziłem...
   — Suga, do cholery! — syknął przez zęby — Dlaczego akurat on?!
   Od czego się właściwe zaczęło? Hoseok był moim trenerem od czasu do czasu. Podczas tych spotkań i zajęć niektóre sytuacje były dość jednoznaczne, że w końcu któregoś dnia zapukał do mojego okna, a ja go wpuściłem. Na odpowiedź Rima wzruszyłem ramionami.
   — Ten gnój był przy tym, jak ojciec darł się na ciebie i uświadamiał jak zmieni się twoja sytuacja...
   Tak, doskonale to pamiętałem. Poszedłem na tą cholerną rozmowę, przyznania się. Byłem wstrząśnięty i całą noc płakałem. Wchodząc do pomieszczenia uspokoiłem się widząc Hoseoka, ale wtedy nie wiedziałem, że nie odezwie się nawet słowem. Myślałem, że weźmie na barki to razem ze mną, a oni mieli zwykle rutynowe spotkanie, a rozmowa ze mną była w między czasie. Władca zapytał wtedy, kto jest ojcem. Milczałem, łudząc się, że Hoseok się przyzna. Powtórzył pytanie drugi raz krzycząc, a ja ze strachu odpowiedziałem, że nie wiem. Wtedy krzyczał, że się mnie wstydzi, że ma syna, nie dość, że księcia, to kurwę, że jeżeli mnie z kimś zobaczy to popamiętam, a małżeństwo to ustali mi on sam, a nie ja.
   — Dobrze że tam był — szepnąłem. — Bardzo się bałem, a on chociaż przez chwilę dał mi fałszywe wsparcie, że się przyzna. Dzięki temu może trochę lepiej zniosłem tą rozmowę...
   — Dlaczego go po prostu nie wydałeś...
   Rim chwycił moją dłoń, przez co na niego spojrzałem, było to trudniejsze, gdy o wszystkim już wiedział. Nie chciałem zwierzać mu się ze wszystkiego. Nie chciałem, aby było to na nowo rozgrzebywane.
  

   Rozdział opublikowany przypadkowo. Nie będę zmieniać biegu wydarzeń, chociaż często po przeczytaniu całości tak mam. 😖
   To pierwszy raz kiedy coś takiego mi się stało, dobrze że nie było tutaj żadnych farmazonów, bo lubię sobie robić swoje dopiski 😅
  
  
  
  
  

Zaakceptuj nas (I) / Yoonkook  | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz