8. Zamiana

323 20 5
                                    

   Przemawianie naszych ojców wciąż trwało, ale Jungkook nie miał zamiaru spędzić już ani chwili na balkonie. Poprowadził mnie więc do pomieszczenia, z którego przyszliśmy. Gdy nasza dwójka zniknęła od ciekawskich spojrzeń puścił mnie, strzepując jakiś niewidzialny pył ze swoich rękawów.
   Dosłownie każdym swoim gestem, sprawiał mi ogromną przykrość.  Odsunąłem się trochę, jakby zaczęło mu przeszkadzać, że aby za blisko stoję. W tej chwili brakowało mi czegokolwiek, czym bym się zajął, więc wziąłem w dłonie swój ogon, a palcami zacząłem gładzić obolałe miejsce. Miałem mieć pozytywne myśli i się nie zrażać, nawet zignorowałbym to, że specjalnie nadepnął mój ogon i zacząłbym temat, że czasami z nerwów nie kontroluję tego, ale jaki to miało sens, skoro nie chciał mieć ze mną nic wspólnego? Musiałem się starać i wciąż mieć nadzieję dla Jiae.
   — Jeszcze raz przepraszam. To przez przypadek, czasami w ważnych sytuacjach nie czuję tego, że macham nim na boki.
   Chciałem, aby brzmiało to lekko, jednak w głosie na pewno wyczuł moje nerwy. Masując ogon dostrzegłem w końcu biały pierścionek spoczywający na moim palcu. Nic szczególnego, zwykle białe kółko. Natomiast uwadze nie uszedł mi zdarty naskórek i zaschnięta na nim krew.
   — Przez przypadek, to ci go odrąbie, więc lepiej, żebyś zaczął czuć — syknął złośliwie.
   Pocieszające było tylko to, że jego tekst usłyszałem tylko ja. Reszta ciekawskich stała na balkonie, trzymając się na uboczu i słuchając przemówień.
   — Nie groź mi.
   Nie mogłem pozwolić, żeby tak do mnie mówił. Myślę, że jego rodzice zgodzili by się ze mną, że nie powinien tego robić, więc nie miałem skrupułów, by to powiedzieć. Przełknąłem ślinę, spoglądając w jego oczy, a mu chyba ciśnienie poszło w górę. Podciągnął rękawy swojej koszuli, po czym zaczął do mnie podchodzić. Wystraszyłem się, a moje nogi zaczęły się cofać, byle najdalej od niego. Serio chciał mi przywalić?
   — Przestań! — krzyknąłem wyciągając ręce w geście obrony, a oczy ścisnąłem najmocniej jak się dało.
   Czekałem na jakieś uderzenie, albo szarpnięcie. Nic takiego się nie stało, bo ktoś nam przeszkodził.
   — Książe Yoongi, wyraźnie coś powiedział.
   Otworzyłem powieki, a przed moimi oczami stał Hoseok, co prawda plecami, bo zagrodził drogę białasowi.
   — Nie twój interes! — usłyszałem wkurzony ton Kooka — Wynoś się!
   — Moim obowiązkiem jest obrona królestwa demonów, jak i rodziny królewskiej. To mój priorytet.
   Hoseok nie ruszył się nawet o krok, wypowiadając znana mi formułkę. Owszem, wszyscy ślubują to samo, obronę i takie tam. To było normalne, jednak się sądziłem, że stanie pomiędzy mną, a nim.
   — Karz mu natychmiast spadać.
   To były słowa Kooka, kierowane do mnie. Gdybym to powiedział, Hoseok musiałby odejść, jednak ja bałem się zostać z nim sam na sam. Przygryzłem dolną wargę, nie wiedząc co mam zrobić.
   — Wszystko w porządku Hoseok.
   Sam nie mogłem uwierzyć w to co powiedziałem, i dowódca raczej też.
   Odszedł od nas, kierując się ku wyjściu z pomieszczenia. Natomiast Kook zaśmiał się, ze swojego kruchego zwycięstwa.
   — No i prawidłowo, chociaż tą sprawę umiesz załatwić — stwierdził zadowolony dając mi spokój.
   — Znalazłem! — usłyszałem dziecięcy pisk i znajome uczucie na mojej nodze.
   Zesztywniałem jak kłoda. Świat wywrócił się jeszcze bardziej do góry nogami. Jungkook który chciał gdzieś sobie iść, odwrócił się w naszym kierunku.
   Jak Jiae się tutaj znalazł?! Jak mogłem go nie dostrzec?!
   — Piciu mi się chce — poinformował po chwili, jak gdyby nigdy nic.
   Jungkook zmrużył oczy, jakby coś analizował. Jeszcze nie było za późno, więc wziąłem Jiae na ręce, aby go wyprowadzić. Malec dostrzegł wtedy białasa i musiał oczywiście powiedzieć coś, o czym wiedziałem.
   — Tatuś, widziałeś? — spytał zbyt głośno — To anioł.
   Teraz mój świat nie dość, że się wywrócił to jeszcze zawalił. Przycisnąłem malca do siebie jeszcze bardziej, a mój płat czołowy niemiłosiernie pulsował. Potrzebowałem chwili żeby zarejestrować to, że Kook w ciągu ułamku sekundy znalazł się tuż przede mną.
   — Kto to jest? — spytał szeptem zły, jakby ledwo nad sobą panując, po czym wskazał palcem na dziecko.
   Co mu miałem powiedzieć? Wciskać jakieś kity, czy bajki których i tak nie łyknie? Wystarczająco to wszystko za długo trwało, że wszystko musiało przybrać swój obrót sprawy.
   — Mój syn, Jiae.
   Chociaż w pomieszczeniu byliśmy aktualnie we dwoje, to atmosfera zrobiła się tak gęsta, że odczuwałem mało tlenu w powietrzu. Strasznie duszno. Jungkook natomiast chwycił jedną ręką swoją głowę, a potem zrobił  kółko wokół własnej osi.
   — Ja chciałem powiedzieć o tym wcześniej — zacząłem spokojnie — Ale zabroniono mi informować. Myślałem, że będziemy chociaż ze sobą rozmawiać, wtedy...
   — Zamknij się! — wydarł się przerywając mi.
   Wystraszył Jiae, który zlękniony odwrócił głowę, żeby na niego nie patrzeć. Przecież wiedziałem jak to wszystko będzie wyglądać, więc dlaczego czułem zawód?
   Całe szczęście, w nieszczęściu wszyscy z balkonu zaczęli ponownie wchodzić do tego pomieszczenia. Może teraz to wszystko będzie jeszcze trudniejsze, ale bycie z nim sam na sam przytłaczało jeszcze bardziej.
   Jiae stał się centrum zainteresowania. Od samego początku był jak cień poruszający się po królestwie. Niby był, ale jednak każdy nie poświęcał mu zbytniej uwagi. Dlatego gdy każdy na niego spojrzał, z niezbyt przyjazną miną, natychmiast chciał zejść z moich rąk, by schować się za mną.
   Nie patrzyłem nawet na ojca, bo nie chciałem wiedzieć jego wkurwionej miny do granic możliwości i słynnych tekstów, tym bardziej przy małym. Tylko Rim stanął niedaleko, dając mi odległe wsparcie.
   — Wiedzieliście?! — wydarł się Kook oburzony w stronę swoich rodziców — Pytam czy wiedzieliście, że ma dzieciaka?!
   Sytuacja była na tyle delikatna, że Rim musiał już wcześniej wyprosić wszystkich niepotrzebnych w obecnej chwili. Widziałem jak władca białas przenosi wzrok na mojego ojca, jakby oczekując wyjaśnień. To uświadomiło mi, że kwestia Jiae nie była nawet ruszona.
   — Powiedziałeś, że porozmawiasz o nim! — szepnąłem łamiącym głosem przenosząc wzrok na ojca — Chciałem to zrobić sam, ale kazałeś mi czekać!
   — Podejrzewałam... — wtrąciła się wstrząśnięta matka Kooka — Jednak myślałam, że może się mylę, bądź że inaczej się to potoczyło... Ty nic nie mówiłeś, a przy tym temacie nie można naciskać, więc czekałam. Straciłeś przytomność przy wodzie święconej. Nasi lekarze ciebie badali i zauważyli bliznę.
   — I ty mi nic nie powiedziałaś? — spytał swoją żonę.
   Odparła tylko, że myślała, że wie więcej niż ona, bo tak zazwyczaj jest, więc co miała mówić.
   — Yoongi wie, że możecie nie zgodzić się na jego dziecko w królestwie.
   — Tatuś, co się dzieje — pytał szeptem Jiae, potrząsając mną lekko — Tatuś, jakie dziecko?
   Nie pogodziłem się nawet ze słowami ojca, kiedy do akcji wkroczył zbyt długo siedzący cicho Kook.
   — Oczywiście że nie! — wydarł się patrząc na wszystkich dookoła, a mi z oczu poszły łzy.
   Czego się kurwa spodziewałeś?!
   Rim zaczął podchodzić do mnie, z testem typu, że weźmie stąd małego. On słysząc to krzyknął przeraźliwie trzymając się mnie jak koła ratunkowego.
   — Nie! — pisnął płacząc i trzęsąc się jak osika — Nie zostawiaj mnie znowu! Tatuś, chroń mnie!
   Ojciec w oczach dziecka powinien być bohaterem, a ja zawalałem to na każdym kroku. Brakowało mi sił do walki. Rim zatrzymał się na kolejne wypowiedziane słowa.
   — Nie możesz ich rozdzielić — zwróciła się do syna Heejae — Nie, kiedy dla dziecka, rodzic to cały świat!
   Jej słowa automatycznie sprawiły, że mój mózg się trochę oczyścił. Czy ona chciała stanąć po mojej stronie, czy to matczyny instynkt posiadania dzieci?
   — Sam powiedziałeś, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, więc co ciebie obchodzi to, że mam syna? — spytałem patrząc w jego ciemne oczy.
   — Sami sobie bierzcie ten ślub! Na mnie już nie liczcie!
   Jungkook wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia, za nim zdenerwowana matka, która starała się go uspokoić, a na sam koniec białas władca, mówiąc że muszą to wszystko przemyśleć.
   Nasza trójka została sama, drzwi dobrze nie zdążyły się zamknąć, a Hoseok znalazł się w środku. To było wiadome, że nie odszedł daleko, wiedząc że jedna z ważniejszych sytuacji dzieje się tuż przed nosem.
   Sunho był wkurzony do granic możliwości, przecież szansa pojednania wisiała na włosku. Bezceremonialnie podszedł do mnie, po czym uderzył mnie z pięści w twarz. W tej chwili żałowałem, że Rim nie wziął stąd małego. Zatoczyłem się tracąc równowagę. W głowie zaczęło mi szumieć, a punkt widzenia podwajał się. Musiałem przyklęknąć, bo inaczej wyłożyłbym się na kafelkach.
   — Tato?! — usłyszałem roztrzęsiony głos syna i rączki tuż przy mojej twarzy — Nie wolno bić taty!
   — Odpuść mu — usłyszałem w trakcie głos brata kierowany do ojca — Chociaż nie przy nim.
   — Odpuścić?! Czy to ma jakieś znaczenie, skoro nasze królestwo może lada dzień nie istnieć?!
   Rozmowa ojca z Leerimem już nie dochodziła do moich uszu, gdy świadomość że moje dziecko musiało to wszystko wiedzieć była nie do zniesienia.
   — Tato, boli? — spytał szeptem, a ja mając zamknięte oczy nie wiedziałem czy płacze.
   Pokrecilem przecząco głową, chociaż moja głowa wolała o pomstę.
   — Nie boli — szepnąłem — To drobiazg.

   ***

   Minął tydzień, a anioły nie dały żadnego znaku. Jiae stał się jeszcze bardziej płochliwy, a cała ta sytuacja doprowadziła do tego, że nie miał zamiaru spać sam w swoim łóżku, bojąc się że zniknę. Ciężko było doprowadzić go do równowagi, kłamiąc i mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Pierścionek chociaż wciąż spoczywał na moim palcu, to w obecnej chwili był niczym. Jungkook wyrazie powiedział, że nie chce brać żadnego ślubu, więc sam nie wiedziałem, czy mam go nosić, czy zdjąć.
   Nie ominęła mnie również rozmowa z ojcem, gdzie dobitnie dał mi do zrozumienia, że jeżeli przystaną na ślub, ale bez dziecka, to mam nie robić scen, tylko to przyjąć, inaczej to będę biedy i Jiae też. Jeżeli ja nie zaakceptuje sytuacji, to będę żałować tego do końca życia.
   Więc ten tydzień nie dość, że musiałem uspokajać psychicznie małego, to i mnie też by się przydało.  Cały ten czas poświęcałem synowi, nie spuszczając go z oka. Nie widziałem już żadnego wyjścia z tej sytuacji, a nie podejrzewałem nawet, że może być jeszcze gorzej.
   Był piątek, tym razem Rim nie postanowił o niczym mnie uprzedzić, albo nie zdążył, bo informacje przekazała mi straż. Miałem być przy teleporcie razem z Jiae, za dwadzieścia minut. Ogarnąłem szybko syna, by wyglądał nienagannie, potem siebie. W trakcie mówiłem wszystko, jak powinien się zachowywać i być dzielny. Zazwyczaj nie miałem z nim problemów, dopóki nie zaczynał się bać.
   Gdy tam dotarliśmy spodziewałem się zastać ojca, ale był tam tylko Rim. Jak się później okazało, będzie go zastępować, bo on już dość wstydu się przeze mnie najadł.
   Przejście przez portal jak zwykle było bułką z masłem, nawet na Jiae nie zrobiło to żadnego znaczenia. Mały zaczął łapać zainteresowanie dopiero wtedy, gdy jego oczy dostrzegły sporą ilość krzątających się aniołów. Całą drogę, do znanego mi już pomieszczenia myślałem tylko o tym, czy Jungkook zmienił zdanie, bo aż zdziwiło mnie to, że Jiae ma być ze mną. Poczułem dziwne uczucie, jakbym był tutaj pierwszy raz, chwilę później dostrzegłem stoliki, krzesła, oraz znajome sofy, na których niedawno siedziałem.
   — Tatuś co będziemy lobić? — spytał szeptem trzymając kurczowo moją dłoń.
   Jego główka bez przerwy chodziła, chcąc zarejestrować jak najwięcej nowych wrażeń. W pomieszczeniu nie było znajomych anielskich twarzy.
   Służba poleciła nam, abyśmy się rozgościli, jednak nie zdążyliśmy nawet usiąść, a głównym wejściem weszła para królewska. Ulżyło mi na widok Jungkooka, był również jego brat, oraz jakiś inny typek, na którego nie zwróciłem większej uwagi.
   Szybkie witanie i szybkie przejście do rzeczy. Zdziwiłem się jednak gdy Jungkook odsunął się bardziej na ubocze, jakbym znów cholera miałbym śmierdzieć swoim demonicznym zapachem? Kolejne słowa, jednak szybko wszystko wyjaśniły.
   — Jeongguk podjął już decyzję, że nie będzie brał żadnego ślubu — mówił białas bardziej do brata niż do mnie.
   Ta, czyli to miało być oficjalne pożegnanie planów i współpracy?
   — Rozumiem, jednak jeżeli... Młody to główna przyczyna, to mój brat akceptuje decyzję dotyczącą rozstania z...
   — Nie, absolutnie — wtrącił machając dłonią — Mamy inną propozycję. Mój młodszy brat, przystał na propozycje ślubu. Podsumowując, wszystko aktualne, tylko nie dotyczy to mojego syna.
   Wstrzymałem oddech patrząc na jego twarz. Że niby za kogo teraz miałem wychodzić? Moje oczy spojrzały na osobę, która była z nimi, jednak jej nie znałem. Typ również patrzył na mnie, to na Jiae. Wtedy dotarło do mnie, że to on. Brat władcy białasa?
   Typ może mieć z czterdzieści lat, jak nie więcej. Typowo większej budowy, nawet od mojego ojca. Jego twarz wcale nie wydawała się być przyjazna.
   A ja myślałem, że to Jungkook dał mi szansę. Anioły doskonale wiedziały, że ojciec chwyci się wszystkiego co tylko rzucą, a więc osobą z którą miałem spędzić resztę życia, miał być facet, który równie dobrze mógłby być moim ojcem.

Zyhehshzhs, tylko mnie nie zabijcie.
Przepraszam bardzo bardzo, też płacze, że nasz kochany Yoongi ma taką sytuację... 🥺
  

Zaakceptuj nas (I) / Yoonkook  | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz