3. Woda

331 26 0
                                    

   Przeżyłem chwilowy wstrząs, po usłyszeniu tych słów. Ze strachu nie mogłem wypowiedzieć nic, więc nerwowo pokiwałem głową na znak, że rozumiem.
   — Świetnie — powiedział zadowolony z siebie.
   Rozbierałem ścianę na części pierwsze. Byłem skończony, totalnie skończony. Zawsze cicho pragnąłem, aby znaleźć kogoś, komu nie będzie przeszkadzać Jiae, ale najwidoczniej nie było mi to dane. Nawet nie nie miałem zamiaru go nim obarczać, sam bym się nim zajmował. Nie brałem siebie pod uwagę, byle żeby nikt nie chciał skrzywdzić mi syna, a on? Nawet nie wiedział, że mały istnieje...
   No i to by było na tyle, jeśli chodzi o moje dobre intencje. Wychodząc z pomieszczenia nawet na niego nie spojrzałem, bo po co? Będzie coś wielce książe chciał, to poprosi sobie straż. Oczywiście pech chciał, że nie zdążyłem wyjść, a w drzwiach stanął Rim. Cudownie, jeszcze ciebie tutaj brakowało!
   — Tak szybko oprowadziłeś? — spytał od razu, a widząc moją minę, domyślił się że gość nie był szczególnie zainteresowany.
   Minąłem go. Chciałem chociaż na chwilę znaleźć się w toalecie i przemyć twarz, żeby otrzeźwić swój umysł. Gdy to zrobiłem, wcale nie poczułem się lepiej. Drżałem nad umywalką i nie potrafiłem się uspokoić. Dlaczego nikt nie mógł jasno powiedzieć mi o co chodzi i jak ma wyglądać ten związek? Spojrzałem w lustro. Dostrzegając swoje odbicie zorientowałem się, że wyglądam na przerażonego. Nie było łatwo założyć nową maskę.
   Nie wiem ile czasu minęło, zanim wróciłem do tamtego pomieszczenia. Cholernie nie chciałem, ale musiałem. Zastałem tam już całą śmietankę. Spojrzałem na kobietę, po której nic nie wskazywało, żeby wiedziała coś na temat dziecka. Zachowywała się tak jak poprzednio, uśmiechając się na mój widok.
   — Yoongi, może chciałbyś spędzić noc w naszym królestwie? — spytała, a ja nawet nie zdążyłem usiąść.
   Ciśnienie poszło mi poza skalę. Nie ma mowy, żeby Jiae spędził nockę sam!
   Ojciec był zbyt zajęty rozmową z białym władcą, a ja doskonale wiedziałem, że drugim uchem wszystko podsłuchuje.
   — Nie chciałbym stwarzać problemu... — odpowiedziałem niepewnie.
   Powinienem jeszcze coś dopowiedzieć, jednak w mojej głowie była pustka. Nie wiedziałem jak mam odmówić, a jej mina wciąż była łagodna i przyjazna.
   — Ależ skąd! — pisnęła machając dłonią — Skoro masz u nas zamieszkać, to musisz się przyzwyczaić, to normalne, że się denerwujesz. Zapewniam cię, że nic ci tam nie grozi.
   Tutaj wcale nie chodziło o to, czy coś mi groziło, czy nie. Ona chyba nie wiedziała jakie nastawienie do tego ma jej syn, który przy pierwszej lepszej okazji, dałby mnie na pożarcie wilkom.
   Podczas gdy ja szukałem wyjścia z tej sytuacji, wtrącił się ojciec mówiąc, że pójdę.

   ***

   Byłem w totalnej rozsypce. Jak mogłem pozwolić sobie na to, aby Jiae został sam na noc beze mnie?! W dodatku rano był zawiedziony, że nie pójdę z nim na zewnątrz, a teraz to?! Jakaś kolacyjka u białasów?!
   — Musisz spróbować strogonowa naszej kuchni — paplała władczyni.
   Ona za wszelką cenę chciała, abym czuł się tutaj dobrze, a ja tylko chciałem wrócić do syna. Nie miałem jej tego za złe, a nawet byłem wdzięczny. Jednak to nie poprawiało mojego humoru. Jungkook siedział obok mnie z miną, której nie widziałem, ale mogłem się domyśleć. Pewnie sypał brokatem ze szczęścia.
   — Dziękuję, ale nie przejdzie mi nic przez gardło.
   Nie kłamałem. W tej chwili nawet ulubionego dania nie byłbym w stanie połknąć. Na demona, Jiae...
   — Kookie, powinieneś zmienić swoje nastawienie — syknęła w jego kierunku matka.
   Niemal szczęka opadła mi do ziemi. Czyli wiedzą o tym wszystkim?
   — Jakie znowu nastawienie? — usłyszałem jego niezadowolony głos, aż się wzdrygnąłem.
   Nie miałem zamiaru wtrącać się pomiędzy tą dwójkę. Akurat miałem najmniej do gadania.
   — Patrzysz na niego, jak na obiad.
   — Nie tykam takich obiadów.
   — Nie w tym sensie! — wrzasnęła znowu — On wcale nie poczuje się lepiej, gdy będziesz się tak zachowywał.
   — Nie zależy mi.
   Gapiłem się w pusty talerz, jakbym udawał że do moich uszu nie dochodzi żadne słowo. Nie wiedziałem nawet, jak miałoby wyglądać moje życie w tym ich białym pałacu.
   — Postawiłeś się chociaż w jego sytuacji? — odezwał się jego ojciec — To nie ty masz zaszczyt zamieszkać tam.
   — No i całe szczęście! — jęknął podnosząc dłonie w geście irytacji. Prawie mi przywalił.
   — Natychmiast się ogarnij!
   Mój przyszły mąż wstał, odsuwając krzesło z piskiem, po czym sobie zwyczajnie odszedł od stołu. Cudownie.
   — Jeszcze chyba za wcześnie... — westchnęła kobieta.
   Chociaż na nich nie patrzyłem, to wiedziałem, że na bank zastanawiają się, co mają teraz ze mną zrobić. To ja wam powiem, każcie mi iść na chatę.
Może i tak by się stało, gdyby nie jakiś typ. Oczywiście biały, bo jakby inaczej. Dojdzie jeszcze do tego, że już nigdy nie będę oglądać demonów?
   Gość przywitał się, jak się okazało ze swoimi rodzicami. No oczywiście. Skoro Jungkook ma za mnie wyjść, to musi być kolejny następca tronu, tak samo jak Rim. Jakiś dziwny, taki luzacki. Zamienił parę zdań i cholera musiał się zainteresować mną...
   Stanął naprzeciwko mnie, po drugiej stronie, po czym łokciami oparł się o stół. O co mu chodzi? Chyba już bardziej zażenowany nie mogłem być. Wytrzymałem jego wzrok na sobie.
   — Wolicie mrożone móżdżki?
   Co?
   Widząc moje zakłopotanie spojrzał na mój pusty talerz posyłając promienny uśmiech.
   — Nie... W sensie... Że to piszą w waszych książkach? — spytałem unosząc jedną brew.
   Faciu się zaśmiał, po czym powiedział, że tylko żartował.
   — Namjoon, następca tronu — wypowiedział swoje imię w półuśmiechu.
   Wychylił się przez stół tak, żebym dał radę uścisnąć jego dłoń. To było miłe, bo w porównaniu ze swoimi bratem, nie był jakimś wielkim paniczykiem. Przyjąłem jego powitanie.
   — Gdzie Kookie? — spytał biorąc bułkę, po czym wsunął ją sobie do dzioba.
   — Wyszedł. Kto wie, może ty wpłyniesz jakoś na jego zachowanie, bo inaczej będziemy tutaj mieli rewolucję...
   Namjoon się zaśmiał, a mi wcale do śmiechu nie było. Zawsze jest super, gdy problemy nie dotyczą samego siebie.
   Gadali sobie, a ja totalnie się wyłączyłem. Przed oczami znów zobaczyłem smutną twarz Jiae, przez co dobijałem się coraz bardziej. Najchętniej to bym zniknął gdzieś o otchłani, żeby zapomnieć o wszystkim. Łeb, to mi zaraz wybuchnie.
  
    ***
  
   No i w taki cudowny sposób poznawałem przyszłego męża, że zaprowadzili mnie do jakiejś gościnnej komnaty i to by było na tyle jeśli chodzi o dogadanie się. Byłem bardziej wkurzony faktem, że ta wizyta jest totalnie bezsensu, co tylko marnuje mój cenny czas, który powinienem poświęcić synowi. Denerwowało mnie to zbyt jasne pomieszczenie, że natychmiast zasłoniłem jedno okno. Nic to nie dało, bo ściany i reszta wnętrza, również była w jasna. Przytłaczało mnie to coraz bardziej.
   Byłem tutaj niepotrzebny. Reszta życia będzie taka sama?
   Stałem naprzeciwko lustra, w którym doskonale dostrzegłem odbicie nieznanego mi anioła. Siedział jakby na parapecie, po drugiej stronie okna. Odwróciłem się, żeby zobaczyć, czy mój mózg nie płata mi figli, jednak rzeczywiście tam był.
   Czego chciał?
   Jego jasne włosy pasowały do bladej i delikatnej urody. Wąskie usta nawet nie drgnęły, jakby normalką było to, że w tym pomieszczeniu jest demon. Miałem wrażenie że wiedział, że tu jestem, a nawet czekał. Obaj nawet nie drgneliśmy wpatrując się w siebie przez dłuższą chwilę, dopóki nie zapukał do szyby.
   Wstrzymałem oddech przypominając sobie o tym, że mam tutaj spędzić resztę życia, więc może warto było poszukać jakiś znajomych, niż siedzieć w czterech ścianach? Owszem ten ktoś był białasem, ale wątpię, aby obok budynku królewskiego szlajały się niebezpieczne osoby.
   Zdobyłem odwagę, żeby podejść do okna i je otworzyć. Mimo wszystko odsunąłem się na bezpieczną odległość.
   — Siemka książe demonów — odezwał się, ukazując zęby w delikatnym półuśmiechu.
   — Co chciałeś? — odezwałem się nie spuszczając z niego wzroku.
   — Przyleciałem się przywitać.
   Nie zdążył dokończyć dobrze zdania, kiedy chlusnął mnie jakąś wodą z butelki.
   Serio, wodą?! Ile on ma lat na takie zagrywki?!
   Dostałem głównie w klatkę, gdzie większość płynu pochłonęła koszulka i rękaw.
   — Ochrzczony — stwierdził przykładając niewinnie dłoń do buzi.
   No i wtedy się zaczęło.
   — Lepiej się czujesz? Woda święcona tak cudownie na was działa!
   Upadłem na ziemię, czując jak robi mi się słabo. Ciało było tak okropnie ciężkie, a w głowie miałem wielką karuzelę, jakbym nie wiem ile wypił.  Nie mogłem złapać oddechu. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nie przyszłoby mi do głowy, że zostanę zaatakowany w tak beznadziejny i łatwy sposób.
   Chciałem wstać, jednak ponownie wylądowałem na kolanach.
   — Nie... Mogę...
   Oddychać...

Woda święcona brzmi komicznie, jednak nie mogłam sobie tego odpuścić </3



Zaakceptuj nas (I) / Yoonkook  | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz