27. Żal

218 16 11
                                    

   Mój stan psychiczny nie był w dobry. Gdy tylko się odwróciłem zacząłem beczeć i nawet nie patrzyłem na drogę, chcąc znaleźć się jak najdalej od jego domu. Nie wiedziałem, gdzie jest Jiae, a zachowanie Hoseoka było szczytem tego wszystkiego. Chociaż mój umysł się buntował, to zacząłem głębiej zastanawiać się nad słowem, którym byłem obrażany i zatapiać się w jego głębszy sens. 

   — Yoongi!?  

   Nie mogłem siedzieć i bezczynnie czekać. Zamierzałem przenieść się do Aniołów i sam na własną rękę szukać Jiae, nie zważając na własne bezpieczeństwo. Co mi było po mnie, jeżeli jemu mogłoby się coś stać. Tylko on napędzał mnie do tego, żebym stąpał po ziemi.

   — Stój!

   Hoseok podbiegł do mnie pociągając mnie za ramię. Szybko wyszarpnąłem się z jego uścisku, nie zatrzymując się.

   — Teraz przypominasz sobie jak mam na imię!? — krzyknąłem tak głośno, aż zabolało mnie w gardle. — Nie waż się mnie tknąć, bo inaczej będziesz tłumaczyć się przed Rimem!

   Mój żal był tak mocny, że miałem gdzieś wcześniejszą prośbę Rima, abym zakręcił mu w głowie. Tłumiące się przez ten cały czas uczucia wybuchły. Nie mogłem na niego patrzeć.

   — O co chodzi? — spytał powoli.

   Był wypity, ale świetnie się trzymał, że mógł rozmawiać i zauważył moją obecność. Nie zasługiwał na to, żeby go o wszystkim powiadomić. Odsunąłem się od niego mierząc go wzrokiem. 

   — Jiae zaginął. — powiedziałem prosto. — Nie wiem co sobie myślałem, żeby tutaj przychodzić i ci o tym powiedzieć.

   Doskonale wiedziałem. 

   Spodziewałem się wybuchu jego agresji, że sam do tego doprowadziłem, bo zmusiłem Jiae do zamieszkania w paszczy lwa. Sugestii, że u niego miałby lepiej, niż ze mną, że jestem za to wszystko odpowiedzialny. Jednak on bełkotem powiedział, że pójdzie go poszukać. Chciało mi się śmiać.

   — Spójrz na siebie do cholery! — krzyknąłem. — Ledwo chodzisz! Nawet nie waż mi się taki tam pojawiać, bo cię zamorduje!

   ***

   Chociaż bardzo chciałem iść szukać Jiae, to Rim i Namjoon mi na to nie pozwolili. Wszystko zakończyło się szarpaniną i krzykiem z mojej strony, było to na tyle poważne, że musieli mi wstrzyknąć coś na uspokojenie. Płacząc siedziałem w sali głównej na parapecie okna. Wpatrywałem się w szalejącą za oknem burzę a myśl, że Jiae mógł tam być była nie do zniesienia. Nie chciałem sobie wyobrażać tego, jak czuje się sam będąc w obcym miejscu. Do tego wszystkiego doszło jeszcze zachowanie Hoseoka, co było zgniłą wiśnią na torcie. 

   Nie wiem kiedy minęło kolejne pięć godzin. Wydawało się, że na dworze zrobiło się nieco jaśniej, w końcu był już ranek, jednak poprawy pogody nie było wcale. Czułem jak jestem zmęczony całą tą sytuacją, gdybym położył się do łóżka, to nie zasnąłbym do powrotu syna. W każdym centymetrze ciała odczuwałem chłód. Z godziny na godzinę było coraz gorzej. Nie byłem w stanie zareagować nawet wtedy, gdy blond głowa mignęła mi się gdzieś pomiędzy innymi aniołami. Pomimo tego, że Jimin gdzieś się tutaj szlajał, to Kooka nigdzie nie było.

   Chwilę po ósmej słyszałem, że robi się jakieś zamieszanie na korytarzu. Myśląc, że chodzi o Jiae, zerwałem się na równe nogi, jednak moje oczy dostrzegły Hoseoka. Automatycznie zatrzymałem się wystawiając przed siebie dłoń, aby nawet nie ważył się zbliżyć. Biała straż dyskutowała między sobą, chcąc ich zatrzymać, bo jak to mogą panoszyć się po królestwie, bez żadnej eskorty. Tak, liczba mnoga, bo nie był sam. Obok niego stało ze dwudziestu jego przyzwoitek. Kłótnia mogła trwać jeszcze chwilę, ale ustała gdy obok pojawił się Namjoon z Rimem.

Zaakceptuj nas (I) / Yoonkook  | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz