20. Spóźnione gratulacje

216 17 4
                                    

   — Tatusiu, gdzie idziemy?   
   Szliśmy razem, przez domostwa znajdujące się zaraz za północną bramą główną. Rim chciał, abym wyglądał tak jak teraz, czyli zbyt oficjalnie. Byłem na granicy wytrzymałości, żeby nie zacząć wrzeszczeć i zrobić przedstawienia typu ~ nienawidzę tych ciuchów! Rzecz jasna za mną kroczyły moje przyzwoitki, które Jiae zdążył już polubić, życząc codziennie miłego dnia. Odzwyczaiłem się od delikatnych pokłonów poddanych w geście szacunku, za to on świetnie bawił się machając ręka do wszystkich, którzy to uczynili.
   — Pamiętasz co ci wczoraj mówiłem? — spytałem.
   Przytaknął głową, dotrzymując mi kroku. Pucek również wybrał się z nami, więc aktualnie był duszony przez małe rączki Jiae.
   Poprawiłem sobie kołnierzyk, który wręcz dusił moją szyję, był strasznie niekomfortowy. Widząc murowany, niewielki, ogrodzony domek wstrzymałem oddech. Nigdy tutaj nie byłem, co powodowało jeszcze większy stres. Gdy minęliśmy bramkę dałem znać straży, aby zostali na zewnątrz, po czym wraz z synem zbliżyłem się do drzwi. Nie chciałem się zbyt długo zastanawiać, bo obawiałem się, że jeżeli teraz tego nie zrobię, to będę musiał się wycofać.
   Zapukałem trzy razy, odsuwając się. Czekanie było najgorsze. Czułem jak nogi uginają się pod ciężarem mojego ciała, aż w końcu otworzył mi drzwi...
   Kobieta?
   Była zdziwiona tak samo moją obecnością, jak ja jej. Dopiero po chwili przypomniała sobie o zachowaniu, pochylając głowę i uśmiechając się.
   — Książe Yoongi? — spytała niepewnie. — Cóż za zaszczyt! Co sprowadza księcia w nasze skromne progi?
   — Dzień dobry, czy Jung Hoseok nadal tutaj mieszka?
   Przełknąłem ślinę. Mógł się przecież wyprowadzić, to całkiem zrozumiałe. Po chwili obok niej stanął znajomy mi facet, co wszystko wyjaśniło.
   Zaprosili nas do środka. Byłem cały spięty przechodząc przez korytarz, w którym prowadziły schody na piętro. Wiedziałem już jak wygląda dom, w którym Hoseok mieszka. Ta myśl bolała.
   — Syn jeszcze nie wrócił ze służby, ale powinien niedługo być — poinformowała mnie jego matka. — Wraz z mężem przybyliśmy tutaj wczoraj, na co dzień mieszka sam.
   Nie szczególnie uśmiechał mi się fakt, że miałem do czynienia z dziadkami Jiae. Najchętniej to wcale bym teraz tutaj nie wchodził. Jak mogłem wpaść na tak kretyński pomysł?!
   — Czy władca dał jakiś znak? — zapytał mężczyzna.
   Ojciec Hoseoka był wcześniejszym dowodzącym wojsk, które aktualnie prowadzi Hoseok. Wypadek, w którym stracił nogę sprawił, że zrezygnował ze stanowiska na rzecz syna. Dlatego Hoseok pomimo młodego wieku zaczął zarządzać armią, co było strzałem w dziesiątkę. Przynajmniej tak zawsze uważał Sunho. Mężczyzna poruszał się o lasce, jak i w umiejętny sposób potrafił zachować równowagę korzystając ze skrzydeł.
   — Nie — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Ojciec wie co robi.
  Kłamanie byłoby bezsensu. Jongse wiedział, że ojciec nie dał znaku życia i oni doskonale też o tym wiedzieli. Usiedliśmy w niewielkim salonie. Głowa zaczęła mi pulsować na widok wszelakich pamiątek i różnych innych rzeczy, które należały do niego. Wolałbym tego nie widzieć.
   Matka Hoseoka szybko do nas wróciła stawiając przede mną filiżankę herbaty. Jiae siedział obok mnie badając dłońmi całą długość pluszowego węża. Przykucnęła wlepiając w niego wzrok.
   — Oh, to zapewne nasz mały książe! — westchnęła uśmiechając się. — Jak tobie na imię?
   Jiae obdarzył ją chwilowym wzrokiem, po czym przedstawił siebie i Pucka. Następnie sprostowałem jej wypowiedź, dając do informacji, że nie odziedziczył tytułu księcia. Bardzo możliwe, że wiele poddanych o tym nie wiedziało. Nie uczestniczyłem w życiu publicznym od dawna, więc wiadomo było tylko, że dziecko przyszło na świat.
   — Bardzo mi przykro... — szepnęła delikatnie zmieszana.
   — Nie szkodzi.
   Kolejna chwila ciszy. Jiae zaczynał wiercić się, chcąc dostrzec każdy szczegół pomieszczenia, bądź znaleźć coś do zabawy.
   — Czy przyszły władca ma jakąś informację dla naszego syna, którą książe ma przekazać? — spytał podejrzliwie facet.
   Nie mogłem się bać. Musiałem pokazać, że pomimo tego iż nie jestem u siebie, to ja tutaj w jakiś sposób ustalam zasady. Zakładając nogę na nogę z uśmiechem poinformowałem, że nie chodzi tutaj o mojego brata, tylko rozmowę pomiędzy mną a Hoseokiem.
   — Tatusiu, możemy już iść? — spytał Jiae.
   Późno dostrzegłem to, jak kobieta zawiesza wzrok w najdalszym kącie pomieszczenia. Nie zdążyłem odpowiedzieć Jiae, kiedy on zadał kolejne pytanie dotyczące ciasteczka.
   — Oczywiście że możesz!
   Ściągnęła z komody talerz z słodyczą, po czym poczęstowała Jiae. Została obdarzona promiennym uśmiechem w jego wykonaniu, a jej wzrok bardziej posmutniał. Wiedziałem już, że ona wie. Trzeba było być ślepcem, aby nie poznać oczu, które niestety odziedziczył po nim.
   Jak na anielskie zbawienie do domu wszedł właściciel. Wcześniej musiał widzieć dwójkę strażników, stojących na warcie.
   — Wróciłem! — krzyknął. — Wasza wysokość, Leerim jest?
   Nic dziwnego, że myślał o Rimie. Nie spodziewał się tego, że moja noga kiedykolwiek tutaj stanie, tak samo jak ja, więc gdy tylko przekroczył futrynę drzwi salonu, tak się zatrzymał. Automatycznie zabrakło mu języka z gębie, aż niekontrolowanie spuścił wzrok. Szybko się jednak opamiętał i poprosił rodziców, aby zostawili nas samych. Jego ojciec bez słowa wyszedł, natomiast matka ledwo panowała nad swoimi emocjami, nie mogąc oderwać wzroku od Jiae. Nie zareagowałem, gdy pozwoliła sobie pogłaskać go po głowie, zanim roztrzęsiona wyszła. Hoseok upewniając się, że drzwi zostały zamknięte, chwycił się za włosy jakby chciał sobie je wszystkie wyrwać.
   — Yoongi, do cholery! — szepnął zły. — Czego ty tutaj szukasz?!
   Jiae słysząc wrogość automatycznie przestał jeść ciastko, skupiając wzrok na Hoseoku.
   — Nie powinieneś go straszyć.
   On był wściekły i dyszał ze złości. Wcale mu się nie dziwiłem i może nawet rozumiałem. Wiedziałem, że gdyby nie Jiae, to pewnie wygnał by mnie piorunem z domu.
   — Nie spodziewałem się, że będą tutaj twoi rodzice. — powiedziałem zgodnie z prawdą.
   Jiae podał mi dłoń, część ciastka odłożył wystraszony na talerz.
   — To trzeba było nie włazić tutaj.
   Wstałem, dzięki czemu Jiae też poszedł w moje ślady. Postawiłem go przed siebie, ale wciąż kurczowo trzymał moją rękę. Hoseok totalnie źle wszystko zaczynał i jak zwykle była to włącznie jego wina.
   — Chciałeś poznać naszego syna, zapomniałeś?
   Słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Puls skoczył poza skalę. Rim miał rację, trzymanie tego w tajemnicy przed Jiae i tak nie miało sensu. Wraz z wiekiem będzie dorastał i wiedział, na czym to wszystko polega. Będzie wiedzieć, że przecież nie powstał poprzez mój fikcyjny związek z Kookiem. Nie mogłem mu zabraniać, bo będzie sam dążył do prawdy, gdzie ja wyjdę na tego, co go ograniczał.
   Hoseok stanął jak wryty. Nie spodziewał się takiego kroku z mojej strony. Natomiast ja musiałem schować w kieszeń wszystko to co zrobił, bo był jego drugim ojcem. Nasze kłótnie nie powinny mieć wpływu na dziecko.
   — Poznać? — zapytał zdezorientowany.
   Spytałem Jiae, czy pamięta o tym, co wczoraj wieczorem mówiłem mu o rodzicach i o tym, co powiedział Youbin.
   — Że ma się dwoje rodziców. — powtórzył wątpliwie.
   Nachyliłem się, po czym pocałowałem sam środek jego ciemnej czupryny. Poczułem się, jakby jaka jego część była mi właśnie zabierana, ale on miał prawo znać prawdę. Nie ważne, że miał pięć lat. Z czasem sam zacznie układać puzzle w swojej głowie i lepić fakty.
   — Ale ja mam tylko ciebie — dodał po chwili.
   — Nie skarbie, też masz dwoje. To jest twój drugi tata, Hoseok.
   — Weźmiesz z nim ślub? — zapytał.
   Wszystko okazało się trudniejsze niż myślałem, więc powtórzyłem mu że ślub biorę z Jungkookiem, na co przytaknął i zapytał, po co mu drugi tata. Mój ex wcale mi nie pomagał, ciężko było mi wyczuć, czy tego nie chce, czy to po prostu przez brak doświadczenia z dziećmi.
   — To czemu Jungkook nie może zostać moim tatą? — kolejne pytanie, zanim zdążyłem odpowiedzieć na pierwsze.
   — Bo ja nim jestem! — uniósł się, jakby z zazdrości.
   Z zamkniętymi oczami powiedziałem Jiae, że to Hoseok jest jego tatą odkąd przyszedł na świat. On natomiast nadmuchał swoje policzki, po czym spytał, gdzie był przez ten czas. Miałem proste wytłumaczenie dla pięciolatka, jednak nie zamierzałem mu pomagać.
   Natomiast jego ojciec zastanawiał się, jak wybrać z tej niezręcznej sytuacji. Wcale nie dziwiłem mu się, bo nie był przyzwyczajony do dzieci, tylko do walk. Potem zdecydował się podejść do Jiae, na co ten zesztywniał. Gdy zauważył, że chce chwycić jego małe dłonie, natychmiast schował je do kieszeni swoich spodni.
   — Byłem bardzo zajęty i miałem dużo pracy, dlatego nie mogłem być z tobą — skłamał podstawiając sobie dłonie na jego ramionach. — Pamiętasz jak się źle czułeś w pokoju i tobie pomogłem?
   Jiae zaczął dyszeć, przez co cofnął się o krok.
   — Pamiętam, ale i tak ciebie nie lubię.
   Zostałem obdarzony zawiedzionym wzrokiem w wykonaniu Seoka, jakbym był wszystkiemu winny. Czego się spodziewał, że rzuci mu się na szyję? Wzruszyłem ramionami.
   — Dlaczego? — spytał.
   Dalsze dialogi i nie miały sensu. Jiae odparł, że tata nie pozwala mu rozmawiać z obcymi, po czym Hoseok przypomniał mu, że też jest jego ojcem. Rozmowa z dziećmi była trudna, tym bardziej gdy chciało się omijać niewygodne tematy.
   — Jiae, weźmiesz ciasteczka i pójdziesz poczęstować strażników?
   Zrobił to bez dwóch zdań. Wziął talerz, a ja zdążyłem zgarnąć z niego ciastko, które wtedy nadgryzł. Sam wyszedł, a przez widok z okna miałem go na oku.
   — Co mu nagadałeś?! — syknął z wyrzutem patrząc na mnie laserowym spojrzeniem.
   — On nie jest już mały Hobi, rozumie większość sytuacji. Chciałbym, żeby ci ufał, ale to ty sam musisz zdobyć jego zaufanie. Dałem ci otwartą drogę, a co ty z tym zrobisz, to już twoja decyzja.
   Po chwili uświadomiłem sobie, że zdrobniłem jego imię, jak to kiedyś miałem w zwyczaju. Miałem ochotę ugryźć się w język. Automatycznie rozbolała mnie głowa.
   — Ja nie zmieniam zdania.
   — Ja też. — uświadomiłem.
   — Hoseok! — usłyszeliśmy obaj zrozpaczony głos jego matki stojącej w futrynie drzwi, których nie zamknął Jiae. — Powiedz mi prawdę, chcę ją znać!
   — Mamo, nie wtrącaj się.
   — Dlaczego tak bardzo widzę w tym dziecku ciebie?! Mów prawdę!
   Sam nie wiedziałem, czy stresuje się resztą wydarzeń, które się tutaj odbędą, czy mam je totalnie gdzieś. Kobieta spojrzała również na mnie, jakbym miał zdradzić jej największy sekret.
   Dowiedziała się prawdy, którą i tak już znała. Po wyznaniu Hoseoka usiadła na fotelu z grobową miną, a po jej policzkach spłynęły łzy.
   — Jak mogłeś mu to zrobić? — spytała spokojnie, nie patrząc na swojego syna. — Jak mogłeś go tak skrzywdzić?!
   — Nie ty będziesz mnie osądzać i odpowiadać za moje czyny, więc odpuść.
   Jego nie ruszyły jej słowa. Nie wdał się w swoją matkę, tylko miał typowo waleczny charakter swojego ojca.
   — Pójdę do Jiae. — oświadczyłem chcąc wyjść nie dlatego, że czułem się zażenowany, tylko Jiae zniknął z mojego pola widzenia, ale wstrzymałem się.
   — Doskonale wiesz, jakie plotki i opinie chodziły na temat najmłodszego księcia! — krzyczała dalej, aż zwabiła do pomieszczenia męża. — Na demona, co z ciebie za ojciec?! Tak ciebie wychowałam?!
   — Spóźnione gratulacje synu. — odparł sucho mężczyzna, stając obok żony. — Książe Yoongi ma nam coś do powiedzenia?
   — Nie. — odpowiedziałem automatycznie.
   Nie miałem o czym z nimi rozmawiać. Usprawiedliwiać Hoseok musiał siebie sam. Ja tą kwestię miałem dawno za sobą, a nawet miałem ochotę mu powiedzieć, że moja rozmowa z władcą była o wiele gorsza. Mijając ich wyszedłem zobaczyć gdzie jest mały. Znalazłem go na zewnątrz pod czujnym okiem straży, gdy patrzył na oczko wodne pełne ryb, w ogrodzie swojego ojca.
   — Tatusiu widziałeś?! — pisnął wskazując palcem na wodę.

   ***

   Oczywiście że się bałem. Gdy tylko wróciliśmy do zamku, nie mogłem przestać myśleć o minionym spotkaniu. W mojej głowie panował chaos spowodowany jedną wielką niewiadomą. Wiedziałem, że jego rodzice najchętniej zatrzymaliby mnie i dziecko na dłużej, ale nie mogłem pozwolić sobie wejść na głowę. Hoseok był dla mnie przeszłością i jedyne co mnie z nim łączyło to właśnie Jiae. Wiedziałem, że będę cierpieć z tego powodu. Wiedziałem, że oni będą chcieli mieć kontakt z małym, co będzie nieuniknione. Udając że mnie nie rusza, wyrządzałem sobie większą krzywdę. Wracając do pokoju nie miałem ochoty na nic, oprócz płaczu.
   Kolejne dwa dni minęły, jakby wcale ich nie było. Jiae zaproponował, że zaniesie już trochę swoich rzeczy, czyli zabawek do swojego nowego pokoju w Królestwie Aniołów. Najchętniej zabroniłbym mu, gdyby nie fakt, że chciałem aby dobrze się tam czuł. Możliwe, że mój pobyt trwałby krótko, gdyby nie Kook.

   — Ślub za trzy dni. 

Bywają rozdziały - totalne klapy.
Ten to nich należy :/
Obym w kolejnym to nadrobiła.

   
  

  
  

  
  

Zaakceptuj nas (I) / Yoonkook  | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz