15. Warunki

281 23 3
                                    

   Jiae zniknął z moich oczu na resztę dnia. Natomiast ja spędziłem ten czas siedząc na podłodze z głową opartą o łóżko. W międzyczasie z nosa ponownie zaczęła lecieć mi krew, ale zignorowałem ten fakt. Nie mogłem pozbyć się myśli, jak okropnie wyglądam w oczach Hoseoka. Było mi z tym strasznie źle. Do końca życia będę tak naiwny?!
   — Yoongi?
   Nie słyszałem kiedy Rim wszedł do środka. Nie odwróciłem się nawet w jego stronę, gdy wypowiedział moje imię.
   — Mówiłem, że miałeś być za godzinę, a nie o północy.
   Przez to wszystko zapomniałem, że Rim najprawdopodobniej chciał mi wszystko wytłumaczyć, a ja wtedy do niego nie poszedłem. Gdy odwróciłem się w jego kierunku dostrzegłem tuż za nim Kooka. Jeszcze go tutaj mi brakowało. Podniosłem ciało, żeby usiąść na łóżku, a brat bez słowa postawił stolik na swoje miejsce, po czym sobie na nim usiadł. Mierzyliśmy się wzorkami dobrą chwilę, dopóki Kook nie odwrócił mojej uwagi, gdy przypadkowo kopnął zabawkę.
   — Musimy wszystko ustalić i wyjaśnić.
   — I po co ja ci do tego? — spytałem w jego oczy bez wyrazu. — I tak ustalacie wszystko beze mnie. Wszystko mi jedno.
   — Jak to wszystko ci jedno? Cały czas chciałeś, aby twoje zdanie było brane pod uwagę, a teraz co?
   — Nic już nie będzie takie jak kiedyś Rim! — krzyknąłem w jego kierunku wstrząśnięty. — Chcę przestać się zamartwiać, chcę odpocząć, rozumiesz?!
   Ciśnienie poszło mi w górę. Wpatrywałem się w jego wzrok milcząc, natomiast on jak zwykle coś analizował. Nie chciałem słuchać jego pouczeń.
   — Co Hoseok robił u ciebie dzisiaj w nocy? — spytał zbyt poważnym tonem.
   Spojrzałem w najdalszy kąt pokoju, przypominając sobie, jak siłą wywlókł mnie z komnaty i rzucił o szklany wazon.
   — Standard, wymiana zdań, kłótnia. Poszarpaliśmy się i poszedł.
   — Teraz nie musisz kłamać — podsumował melodyjnie Kook.
   Nie patrzył na mnie. Podniósł zabawkę, którą po chwili postawił na łóżku Jiae. Dotarło do mnie wtedy, że on nigdy chyba tutaj nie był, bo wzrokiem chodził po ścianach. Odpowiedziałem, że nie kłamię.
   — Poszedłem za tobą sprawdzić, czy aby na pewno trafisz, byłeś nieźle wstawiony. Nie chciałem, aby ktoś mnie jeszcze oskarżał o to, że leżysz gdzieś sobie na korytarzu. Widziałem przedstawienie, gdzie pchnął ciebie na ten wysoki wazon.
   Rim wyszedł z pomieszczenia, jakby chciał się upewnić, czy przedmiot jeszcze tam stoi, czy nie.
   — To nie jest twój interes — syknąłem groźnie w jego kierunku, na co tylko podniósł brew.
   Rim wracając do nas, zapytał mnie jak do tego doszło.
   — To ja pierwszy uderzyłem go w twarz. Sprowokowałem go...
   Słysząc moją odpowiedź ukazał zęby w uśmiechu. Najwidoczniej nie mógł uwierzyć, że Hoseok tego nie przewidział. Za chwilę jednak spoważniał pytając, gdzie jest Jiae. Zagryzłem zęby mówiąc, że pewnie gdzieś chodzi pomiędzy korytarzami.
   — Powiedział Kookowi, że chyba już go nie kochasz, ale nie wie dlaczego.
   — Dlaczego on tak podbiega do ciebie co?! — wydarłem się oskarżycielsko do Jungkooka.
   Wywrócił oczami, po czym spojrzał w moją twarz. Spokojnym głosem wytłumaczył mi, że w rękawie miał jego węża, którego Jiae poprzez zabawę chciał odzyskać i tak się zaczęło. To wszystko by wytłumaczało, jednak odpowiedź mnie nie zadowoliła i powiedziałem, że Jiae nie jest żadną kartą przetargową. Natomiast Rim brnął dalej w swoje, chcąc znać przyczynę kłótni z dzieckiem.
   — Nie chciałem na niego patrzeć — powiedziałem ściskając usta w wąską linię — Jesteś w stanie to zrozumieć, czy nie?
   Brat dalej wałkował temat mówiąc, że dotychczas było wszystko w porządku, więc co się stało, że ten temat stał się nagle dla mnie delikatny. Przypominając sobie pomieszczenie gospodarcze, do moich oczu naszły łzy.
   — Chcę, aby Hoseok miał zakaz zbliżania się do mnie — szepnąłem patrząc w najdalszy kąt pokoju.
   Uprzedzając jego pytania odnośnie szczegółów, powiedziałem tylko, że bawi się moimi uczuciami. Nie zamierzałem spowiadać się z całego upokarzającego zajścia.
   — I przez to, swoją złość rozładowujesz na dziecku? — wtrącił ironicznie Kook. — No gratulacje.
   — Sam powiedziałeś, że rodzicielstwo łatwe nie jest! Bo nie jest!
   — Nie pomyślałeś o tym, że on właśnie chce, abyś rozchwiał się emocjonalnie?
   Spojrzałem zdezorientowany analizując słowa anioła. Hoseok od dłuższego czasu bez przerwy badał moją cierpliwość i reakcje na poszczególne tematy. Obawiałem się, że Jeon miał rację, a ja nie zdołałem tego dostrzec.
   — Możemy przejść już do głównego tematu?
   Leerim zdecydował, że będziemy rozmawiać u niego w komnacie, tak jak było to ustalone. Powiedział również, że tam jest Jiae, wraz z Namjoonem. Nawet nie próbowałem się sprzeciwiać, bo chciałem, aby Jiae był tuż obok mnie. Do komnaty brata wszedłem chwilę później, bo musiałem załatwić jeszcze dość istotną rzecz.
   Rim miał zdecydowanie jedną z najładniejszych komnat i przydałoby mi się tyle miejsca, co u niego. Górowały kolory brązu, a łóżko na podwyższonym stanie prezentowało się nieziemsko, aż zapragnąłem zakopać się tam na chwilę. Nie mogłem nawet sobie teraz wyobrazić, że jeszcze niedawno miałem podobne. Odwróciłem jednak wzrok na kącik salonowy, w którym siedział Jiae, był odwrócony do mnie tyłem, więc nawet nie zorientował się, że wszedłem do pomieszczenia. Tuż obok niego siedział białas następca tronu, gdy podszedłem bliżej zdążyłem zauważyć, że udostępnił swoją rękę, żeby mały mógł się bawić w malarza. Chciałem dłużej popatrzeć na tą chwilę, ale musiał wejść Rim z tacą jedzenia, po czym z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Prawie przywalił Kookowi, który szedł za nim.
   — Ja tu jestem! — uświadomił mojego brata, który nic sobie z tego nie zrobił.
   — Jeszcze jesteś?
   Jiae odwrócił się na widok głosów, jednak jego wzrok skupił się na mnie. Badał mnie chwilę dziecięcym spojrzeniem, pytając co chowam za plecami. Nie szczególnie miałem ochotę robić to przy wszystkich, jednak musiałem wziąć odpowiedzialność za swoje błędy, a tym bardziej umieć potrafić zrobić to, co teraz. Podszedłem do Jiae, który wręcz wyginał się na każde możliwe strony, byle żeby zobaczyć co trzymam.
   — Najpierw rozmowa.
   — Jaka? — zapytał.
   Kook i Rim zajęli się sobą, wymieniali jakieś krótkie zdania. Natomiast Namjoon przyglądał się naszej dwójce, co było nieco krępujące.
   — Po pierwsze, kocham ciebie — szepnąłem w jego kierunku, po czym ucałowałem jego policzek.
   Jiae uśmiechnął się, mówiąc że przecież o tym wie i przeprasza, że był niegrzeczny. Na te słowa przymknąłem oczy, aktualnie pogłaskałbym jego głowę, ale brakowało mi rąk.
   — Nie Jiae, to ja przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem, cały czas jesteś grzeczny, a to co chowam, to prezent dla ciebie na przeprosiny.
   — Oh, Suga pokaż mu w końcu, bo on tu jajo zniesie zaraz z ekscytacji!
   Rim podszedł do mnie po czym wyrwał mi przedmiot z dłoni, aby jak najszybciej pokazać Jiae.
   — Lybka? — spytał niepewnie.
   Tak, to była czerwona rybka, która bez przerwy oglądał w gabinecie ojca. Krótko mówiąc przygarnąłem ją sobie. Aktualnie była w zwykłej szklanej kuli, jednak wiedziałem, że będę musiał pomyśleć nad chociaż małym akwarium, na które nie miałem miejsca. Rim przekazał naczynie w rece Jiae, który zaczął płakać i lamentować, jak bardzo się cieszy, że się zgodziłem i takie tam. W międzyczasie zaczął skakać ze szczęścia, co spodziewało, że ze szkła zaczęła wylewać się woda. Chwilę zajęło mi wytłumaczenie, dlaczego ma tak nie robić. Gdy mały był zajęty swoją rybką, mogliśmy w końcu przejść do głównego tematu. Było komfortowo, bo przenieśliśmy Jiae, obok łóżka, a rybka była bezpieczna na szafce nocnej. Wiedziałem, że nie będzie interesował się rozmową.
   — Więc, o co chodzi, że nagle zmieniłeś zdanie? — spytałem bezpośrednio Jungkooka, rozsiadając sie wygodnie.
   — Nie myśl, że ruszyło mnie sumienie.
   Zmarszczyłem brwi, że też musiał usiąść naprzeciwko.
   — Kook, do jasnej, to akurat nie jest istotne! — wtrącił się jego brat.
   Rim oparł się rękoma o stolik otaczając naszą dwójkę wzrokiem. Znanym mi tonem oświadczył, że chcąc czy nie chcąc, musimy się dogadywać, a nie skakać do gardeł, bo inaczej nie będzie miało to sensu. Namjoon przejął pałeczkę. Zaczął mi tłumaczyć na czym sprawa stoi, bo jego młodszy brat nie miał zamiaru.
   — Jeongguk jest zakochany, jego uczucie jest odwzajemnione, ale nie trudno się domyśleć, że pojawiła się przeszkoda. Ojciec, ze względu na sytuację przyjął pewną partię dla niego, więc próbujemy nie dopuścić do tego.
   — Niech zgadnę, to ten niezrównoważony blondyn, co oblał mnie wodą święconą? — spytałem krzyżując ręce na klatce piersiowej.
   — Gówno powinno to ciebie obchodzić — odezwał się w końcu kąśliwe, na co prychnąłem.
   Namjoon zignorował nasze docinki, mówiąc dalej, że pewnie nam obu obecna sytuacja nie psuje, dlatego takie wyjście byłoby najrozsądniejsze, gdyż sami ustalimy zasady tego fałszywego związku. Milczeliśmy, więc uznali to jako akceptację. Wyszli, uprzednio mówiąc, że powinniśmy sobie ustalić to na osobności.
   Między nami trwała chwila ciszy. Analizowałem właśnie to, że i tak zgodzę się na wszystko co powie, jeżeli weźmie pod uwagę Jiae. Byłem trochę zły, bo ponownie byłem zależny od jego zachcianek. Temat był trudny, bo nie wiedziałem, czy zdążę przeanalizować jak najlepsze warunki tego wszystkiego.
   — Zaczniesz gadać pierwszy?
   Spojrzałem na jego twarz, w której dostrzegłem zmęczenie. Możliwe, że na ostatnich dniach życie dało mu nieźle popalić. Nie był taki pewny siebie jak zawsze. Postanowiłem zacząć temat od drugiej strony.
   — Jak to jest się znaleźć w takiej sytuacji? Jeszcze niedawno zazdrościłem ci tego, że masz wybór. Przynajmniej teraz wiesz, jak się czuję i wiesz co? Okropnie mnie to cieszy, chociaż nie powinno, bo nigdy nie życzyłbym komuś sytuacji podobnej do mojej.
   — Nie mam zamiaru znać żadnych szczegółów, prócz tego co konieczne. Jeżeli jest możliwość wyjścia z tego, to próbuję i tyle.
   Ponowne mierzenie się wzorkami nie wskazywało na to, że będzie to rozmowa przy kawie i ciachu. Żaden z nas nie próbował nawet odpuścić.
   — Chcę najpierw usłyszeć twoje wizje i warunki — oświadczyłem zerkając na dziecko.
   Jungkook odchylił głowę do tyłu, jakby chciał pozbierać wszystkie myśli w kupę. Zdałem sobie sprawę, że miałem go przed sobą bez maski. Zwykłego anioła, a nie wyszkolonego na pokaz księcia.
   — Weźmiemy ślub, to konieczne — zaczął swój wywód patrząc na rant szklanego stolika. — Wspólna komnata jest konieczna, jak i zamieszkanie przy obecnej sytuacji w murach zamku.
   Zatrzymał się na chwilę, przez co wtrąciłem tylko, że to rozumiem.
   — Wcześniej moi rodzice akceptowali związek bez uczucia, czyli na pokaz. Teraz mogło się to zmienić, gdyż pod wgląd idą udziały. Rozumiesz?
   Zastanowiłem się chwilę, żeby przeanalizować to, co powiedział. Spojrzał na mnie swoim ciemnym wzrokiem, przez co zorientowałem się, że bez przerwy się na niego gapiłem.
   — Gdyby wiedzieli, że to na pokaz, to nie zgodziliby się? W końcu piekli by dwie pieczenie na jednym ogniu, a nie jedną.
   Kook zaśmiał się. Nie wiem, możliwe że sądził, iż nie ogarnę o co mu chodzi. Krótko mówiąc skoro Kook i tak nie darzy mnie uczuciem, to po co byłoby wprowadzać jakieś zmiany? Niech wychodzi za tego kogo miał i tyle.
   — Dlatego wszystko musi być realne — podkreślił wstając, po czym podszedł do okna, aby przez nie wyjrzeć — Bankiet? Idziesz ze mną. Kolacja? Idziesz ze mną. Przemówienia? Idziesz ze mną...
   — Nie musisz mi tłumaczyć, wiem o co chodzi. Natomiast co z wspólnym pokojem? Nie mam zamiaru ukrywać tego, że nie szczególnie mam ochotę oglądać jakiekolwiek twoje relacje z tym pajacem.
   Kook przymknął oczy, zapewnie na jedno określenie. Ucieszyłem się, gdy mnie za to nie wyzywał.
   — Nie będziesz — poinformował gapiąc się w szkło, w którym idealnie widziałem jego odbicie — Łóżko jest duże. Nie będziemy bawić się w żadne kanapy, czy kłótnie o nie. Będziesz miał swoją połowę i ja swoją. Oprócz tego co będzie konieczne, nie chcę abyśmy wchodzili sobie w drogę i podkładali kłody. To są moje podstawowe warunki, resztę raczej będzie ustalać się na bieżąco, teraz mów ty.
   Nie musiałem się zastanawiać, na wydechu wypowiedziałem imię syna, przez co Kook wzrokiem poszedł za mnie. Był tam oczywiście mały, wpatrzony w swoją czerwoną rybkę.
   — Nie zostawię go — uświadomiłem go, gdyż długo milczał. — Bez niego się nie ruszam i nie mamy wtedy o czym gadać.
   Wiem, że w grę wchodziła moja przyszłość i Jiae, ale nie mogłem się zgodzić na to, aby przystał na słowa Hoseoka, dotyczące przejęcia opieki. Nie wiem ile powiedział im Rim.
   — Jesteś tego pewny?
   — Tak.
   — Jest strachliwy, myślisz że otoczenie aniołów lepiej na niego wpłynie? — zapytał siadając na boku sofy.
   — Pozwól, że to ja będę decydować, gdzie będzie mieszkać moje dziecko. Będąc w jego przypadku, każdy byłby strachliwy.
   Myślałem nad tym, aby wytłumaczyć mu, że obecne otoczenie też wcale lepsze nie jest, ale po co?
   — Nie mam wpływu na to, jakie klocki układa twój były, więc nie mogę ci zagwarantować, że pójdzie z nami, jak twój ojciec zdecyduje coś innego.
   Zagryzłem zęby ze złości. Tylko po to godzę się na to wszystko, aby był moją przepustką, żeby nie wychodzić za tamtego i wstawić się za Jiae. Doskonale przewidywałem jego możliwości.
   — Nie zrobisz ze mnie głupka. Jiae jest moim największym warunkiem w tym wszystkim, reszta to szczegóły, więc lepiej się wykaż — syknąłem przez zęby marszcząc brwi.
   Tylko zdrowy rozsądek powstrzymywał mnie przed tym, abym nie zaczął miętolić w dłoniach skrawka koszuli. To wskazywałoby na to, że mam jakieś wątpliwości i się boję. Owszem bałem się, ale nie mogłem mu tego pokazać, bo warunki mogłyby się momentalnie zmienić.
   — Że kim mam być dla niego?
   Kącik moich ust podniósł się, bo namalowane zdziwienie na jego twarzy było fenomenalne. Rozbawiło mnie to, jednak szybko wróciłem do formalnego trybu.
   — A jak myślisz? — spytałem opierając się łokciami o kolana, przy czym uśmiechnąłem się — Przecież nie wujkiem.
   Kook jęknął niezadowolony, po czym dłonią przetarł swoją twarz. Spojrzał na mnie wzrokiem, jakbym ukradł mu młodość.
   — Przyzwyczaisz się, na początku jest dziwnie, potem tylko wkurza.
   — Jak sobie to wyobrażasz, dzieciak gadający do trzech osób "tato?".

   Tak mnie korci, aby bardziej w tym wszystkim namieszać, ale znowu serce mi pęknie.
 

Zaakceptuj nas (I) / Yoonkook  | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz