Ciemne oczy patrzyły na mnie oskarżająco. Nie minęła chwila, a malec już był tuż przy mojej nodze, trzymając się jej kurczowo. Wcale nie obchodziło go to, że była właśnie prowadzona jakaś rozmowa, dotycząca życia, albo śmierci. Jiae miał pięć lat, jedyne co było potrzebne mu do szczęscia to ja i zabawa. Przełknąłem ślinę widząc, że jest w krótkiej piżamce i bosych stopach. Nikt nie pofatygował się, aby pomóc mu się ubrać. Rano wszystko działo się tak szybko, że nie miałem nawet dla niego czasu, bo pośpiech, bo czekają, a on spał. Nie miałem serca go budzić i mówić, że muszę wyjść, bo byłaby jedna wielka histeria.
— Gdzie byłeś? —spytał trzymając moje udo, aby mieć pewność, że nigdzie nie zwieję — Wszędzie ciebie szukałem.
Ojciec pohamował swoją złość, chociaż słyszałem jego wkurzony oddech. Był na tyle lojalny, aby mi odpuścić przy młodym. Cóż za łaskawość.
— Za dziesięć minut, chcę ciebie widzieć w moim gabinecie.
Wiedziałem, że gdyby nie młody, to kazałby mi iść już, natychmiast. Jednak łaskawie postanowił mi dać marne dziesięć minut, abym ogarnął swoje dziecko. Nie ważne, że sam również miałem rękaw we krwi. Tylko dziesięć minut...
Nie zastanawiając się zbytnio, chwyciłem Jiae za rękę i niemal ciągnąłem go za sobą do mojej komnaty. Niemożliwością było wrócić na czas.
— Co będziemy dzisiaj lobić? — spytał, jak zawsze.
Miał problem z wymawianiem "r", jednak jak się postarał i przyłożył to wcale nie sprawiało mu to trudności. To było czyste lenistwo i wygoda. Jego ogon w porównaniu z moim chodził na boki z ekscytacji. Jiae był jedynym dzieckiem mieszkającym w budynku królewskim. Dawało to strasznie we znaki.
— Nie wiem, zobaczymy.
— dobze.
Gdy znaleźliśmy się w naszym skrzydle sypialnianym, poczułem się jak w domu. Otworzyłem drzwi, po czym od razu doszedł do mnie bałagan pomieszczenia. Tak, dzieliłem pokój z synem, bo jakby inaczej. Wcześniej miałem wrażenie, że ledwo mieszczę siebie, jednak teraz doszedł i on, to już w ogóle. W najdalszym kącie było moje łóżko, kiedyś podwójne, teraz pojedyncze, żeby zajmowało mniej miejsca. Bliżej drzwi od łazienki łóżko Jiae opatulone przeróżnymi miśkami. Sofa, stolik, komoda, szafa i wszędzie walające się zabawki.
Puściłem dłoń syna, po czym ominąłem tor przeszkód z klocków, żeby pójść otworzyć szafę i wyjąć ciuchy. On natomiast już chciał się bawić, co szybko musiałem wybić mu z głowy, żeby bez problemu go ubrać.
— Nie lubię pod szyją — jęknął niezadowolony zdejmując chustkę.
— Kasłałeś wczoraj, masz mieć i latasz na boso!
Walka z dzieckiem, to jak walka z wiatrakami. Skończyło się na tym, że wygrał, bo nie miałem czasu. Zdjąłem z siebie szybko zakrwawioną odzież i założyłem pierwszą lepszą koszulkę.
— Idź do Mery — powiedziałem wychodząc razem z nim, gdy byliśmy już gotowi — Do kuchni, ona zrobi ci jedzenie. Przyjdę tam po ciebie.
— Nie chcę jeść — kolejny sprzeciw — Mogę iść z tobą?***
Oczywiście nie mógł pójść. Do gabinetu ojca wbiegłem zdyszany. Jak mogłem się spodziewać zastałem tam ojca i brata.
— Dziesięć minut spóźnienia — stwierdził Rim żartując.
To nie tak, że nie mogłem mieć niani. Były sytuację, gdy byłem zmuszony o to prosić. Jednak od samego początku chciałem wszystkim pokazać, że sam zajmę się synem i tak zostało aż do teraz. Bywały lepsze i gorsze dni, dużo przepłakanych nocy było na porządku dziennym.
Ojciec dawał mi ograniczniki czasowe specjalnie, jakby chciał zbadać, jak szybko poradzę sobie z moim "problemem". Doskonale słyszałem jego gadkę, że aż dziesięć minut.
— O czym chciałeś porozmawiać ojcze? — spytałem nie siadając, bo miałem nadzieję, że spędzę tutaj krótką chwilę.
On był za swoim wielgachnym biurkiem, zawalony papierami i książkami. Wiedziałem, że tu i teraz muszę spytać o jedną istotną rzecz, która nie dawała mi spokoju.
— Rozmawialiśmy o waszych zaręczynach, odbędą się najprawdopodobniej za tydzień w naszym królestwie. Jeżeli on nie będzie chciał klękać, to oczywiste, że masz zrobić to ty. Ślub ma odbyć się trochę później, bo biały boi się, że w nocy się pozabijacie. Zamieszkasz tam, bo on nie chce opuszczać swojego królestwa. Rozmawiałeś ty z nim w ogóle? — spytał patrząc na mnie jak na dziwaka, podczas gdy ja próbowałem jakoś zaakceptować stan rzeczy.
Miło było słychać, gdy przystają na same warunki aniołów, a ja nie mam nic do powiedzenia. W końcu to demony były aktualnie w tej zagrożonej strefie, więc trzeba było przyjąć ich ofertę z pocałowaniem ręki?
— Tak...
— I co? — kolejne pytanie zadał Rim.
— Wydaje się w porządku...
Miałem powiedzieć prawdę i usłyszeć, że na to właśnie zasłużyłem? Nauczyłem się już dobrze dobierać słowa, aby słyszeć jak najmniej raniących słów.
Trwała chwila ciszy, a ja wiedziałem, że to ten moment. Przecież był najważniejszy, nie mogłem pozwolić, aby go pominięto.
— A co z Jiae? Dlaczego miałem o nim nie mówić? Przecież musi pójść ze mną — zacząłem temat pewny siebie.
— Bo masz nie mówić. Ja sam porozmawiam najpierw o tym z białym, aby to on zdecydował.
— Ale o czym zdecydował...? — spytałem nierozumiejac.
Poczułem niepokój. Dłonie zaczęły mi się trząść. Miałem ukrywać istnienie syna, czy co? Przecież tak się nie da!
— Suga! — podniósł ton zły — To ich władca zdecyduje, czy dzieciak będzie mógł tam być, czy nie! Zdanie syna na pewno weźmie pod uwagę, a wątpię, aby chciał brać obcego gówniarza na bary, jak wystarczająco ciężki jesteś ty.
— Co jeśli się nie zgodzą...? — chciałem spytać sam siebie, jednak wypowiedziałem zdenerwowany słowa na głos.
Ojciec beznamiętnie powiedział, że to przecież mój problem, skoro sobie taki zrobiłem. Że najprawdopodobniej Jiae zostanie oddany do jakiejś placówki, a oni będą mieć z nim spokój.
— Jak możesz tak mówić?! — krzyknąłem z bezsilności — Wiesz, że jest dla mnie ważny! Że wziąłem odpowiedzialność za swoje czyny! Nie możesz mi tego zrobić! Nie zgodzę się na to!
— Odpowiedzialność byłaby wtedy, gdybyś był na tyle ogarnięty i w odpowiednim czasie zareagował. Cierp ciało, jak się chciało.
— Przestań tak mówić! Znam to na pamięć! — krzyczałem dalej tocząc bitwę z jego wzrokiem — Przystaje na wszystko. Na zamieszkanie w paszczy lwa, na ślub z aniołem, na dostosowywanie się pod wszystko, ale tego nie zaakceptuje! Jiae musi pójść ze mną!
— Chcesz się teraz stawiać? W twoich rękach leży przyszłość naszego królestwa, inaczej z twojego bękarta wampiry zrobią sobie gulasz. To oni zdecydują o jego losie.
Kolejne słowa raniły coraz bardziej. Co miałem zrobić, żeby on go polubił? Nie chwila, przecież on na mnie patrzy jak na pomiota, a gdzie tu mowa, żeby polubił Jiae.
Dopiero teraz zorientowałem się, że po moich policzkach lecą łzy. Co miałem robić? Ojciec miał rację. Jeżeli się postawie, to wszyscy mogli zginąć. Miałem zgodzić się na to, aby go gdzieś oddali?
W tym momencie jakiś strażnik zakomunikował przyjście dowódcy, przez co ojciec zostawił mnie samego z bratem.
— Mówiłeś, że wydaje się w porządku. Może nie będzie mu przeszkadzać.
W porządku?! Przypominając sobie piorunujący wzrok Jungkooka wiedziałem, że nic nie będzie w porządku. Musiałem usiąść, bo zrobiło mi się słabo.
— Kłamałem — wyjąkałem przez łzy — Kazał zwracać się do siebie na ~ książe, dając mi do zrozumienia, że nie jesteśmy na ~ ty. Gdy chciałem spytać o zainteresowania, to powiedział wprost, że nie chce ze mną rozmawiać, więc nic już nie mówiłem. Poczułem się tak, jakbym śmierdział gównem na kilometr, a chciałem dobrze...
Rim był w porządku. Zupełnie do mnie niepodobny, bo ja byłem topowa matka, a on ojciec. Wiedział dużo rzeczy, zachowując w tajemnicy i wiedziałem, że tego nikomu nie powie. Obaj wiedzieliśmy, że bycie księciem wymaga poświęceń, dlatego nie mógł podważyć zdania ojca.
— Przykro mi Suga... — szepnął szczerze, po czym podszedł do mnie i przytulił — Musisz się ogarnąć, bo w ten sposób nic nie zrobisz...
Gadało się prosto, szczególnie jemu.
CZYTASZ
Zaakceptuj nas (I) / Yoonkook | Zakończone
FanficKrólestwo demonów zostaje napadnięte przez zjednoczone siły elfów, wampirów i wilkołaków. Władca piekieł obawiając się, że kolejnego natarcia może nie odeprzeć, proponuje wrogiemu dotąd Królestwu Aniołów sojusz poprzez małżeństwo obu książąt. Jak za...