XXIII

3K 129 37
                                    

𝚁𝚊𝚒𝚜𝚊

Załadowałam broń, spoglądając na swojego ojca. Jechaliśmy do domu, w którym według informacji przetrzymywali dziewczynę. Omówiliśmy dokładnie plan działania i wzięliśmy najlepszych ludzi. Bezpieczeństwo siedemnastolatki było priorytetem naszej misji. A zagranie na nerwach tego starego skurwiela było równie ważne i jeszcze przyjemniejsze.

Miałam na sobie czarne wojskowe spodnie i czarną bluzkę na długi rękaw. Ciężkie buty wojskowe i rękawiczki na dłoniach. Włosy upięłam w niskiego kucyka, ponieważ przy mojej długości była to najlepsza opcji. Spojrzałam na zmasakrowany lakier na paznokciach, stwierdzając, że czas zrobić sobie nowe.

- Twoja matka pytała jak się czułaś. - Wypalił mój ojciec, na co spojrzałam na niego pytająco. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się po chuj on w ogóle ją wspomina. - Wtedy kiedy uciekłaś z bankietu. Rozmawiał z nią o tobie, kiedy służący przekazał mi, że poszłaś się położyć.

- Po chuj z nią o mnie rozmawiałeś? - Wycedziłam przez zęby, zaciskając dłonie mocniej na broni. Byłam wkurzona. I chociaż wiedziałam, że teraz powinnam być spokojna, po prostu nie potrafiłam ta kobieta budziła we mnie zbyt wiele emocji.

- Bo to twoja matka. - Oświadczył, jakby to wcale nie było takie oczywiste. Z kieszeni wyjął paczkę fajek i wsadził sobie jedną do ust. Następnie wyciągnął ją w moją stronę, a ja wyjęła jednego papierosa. - Mimo wszystko to ona cię urodziła.

- A gdybyś się nie dowiedział o ciąży to z ulgą, by mnie wyskrobała taka z niej matka. - Zauważyłam, wsadzając papierosa między wagi. Wyjęłam z kieszeni zapalniczkę i ją odpaliłam.

- Nie mówi tak. To prawda, że nie chciała dzieci i dlatego odeszła. Jednak nie możesz być na nią całe życie wkurwiona, bo nie była przy nas szczęśliwa. - Wyjaśnił mój ojciec, zaciągając się dymem papierosowym.

- Nie byłabym na nią zła, gdyby po prostu odeszła. Gdyby powiedziała mi to życie jest dla niej do dupy to nie byłabym zła. Może czasem nawet bym zadzwoniła i pojechała do niej na święta. Jednak ona latami mnie dręczyła by na koniec odejść pozwalając mi myśleć, że to moja wina. - Wyjaśniłam, sama zaciągając się tytoniem. Uwielbiałam ten zapach i smak. Było w nim coś pociągającego. Nieco niepewnie spojrzałam na ojca, który wydawał się być zamyślony. Temat Lidy zawsze był dla niego trudny. Tak samo, jak dla mnie. - Nie jestem taka głupia jak ty. I przestałam ją kochać w przeciwieństwie do ciebie.

- Nie mów tak do mnie. - Skarcił mnie niczym dziecko wypuszczając dym z ust.

- Oj przecież oboje wiemy, że gdyby przyszła to dałbyś jej dupy bez zastanowienia i pozwolił jej wrócić. Z tymi jej nowymi idealnymi dziećmi. Bo nigdy nie przestałeś jej kochać, czego kompletnie nie ogarniam. - Przyznałam, nie odrywając wzroku od ojca. Kochałam go jak nikogo innego. Jednak nie rozumiałam jego uczuć względem tej kobiety. Mój ojciec nie był idiotą jednak bez wątpienia, był głupcem jak mawiała moja babcia. I ten jeden raz musiałam się z nią zgodzić.

- Miłość nie jest racjonalna. Czasem kochamy ludzi, których nigdy kochać nie powinniśmy. Jednak nie panujemy nad emocjami. I czasem nie da się przestać kogoś kochać. Nawet jeśli ta miłość, jest absurdalna i toksyczna.

- Kiedyś zrozumiem co? - Spytałam, unosząc jedną brew. Tata położył dłoń na moim policzku jak miał to w zwyczaju. Pogładził go lekko, a ja przymknęłam oczy.

Pamiętam, że kiedy mnie porwano, zamykałam oczy. Kładłam dłoń na policzku i wmawiałam sobie, że tata jest przy mnie. Chyba tylko tak udało mi się przez to przejść.

- Niektórych rzeczy nie da się wyjaśnić. Zaczynami je rozumieć, dopiero kiedy je przeżyjemy. - Wyjaśnił, na co skinęłam głową. To brzmiało całkiem racjonalnie. - A teraz się skup. Chcę, by wszyscy wiedzieli jak silna jesteś.

Devil is a womanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz