LV

1.8K 110 36
                                    

Siedziałam na kuchennym blacie z kapturem naciągniętym na głowę. Było cholernie wcześnie jednak ja dzielnie dotrzymywałam towarzystwa Rodionowi. Który samotnie przygotowywał śniadanie dla mnie i dla taty. Robił jakieś danie, którego nazwy nawet nie znałam, ale ponoć podpatrzył to w hotelowej kuchni. I ponoć było cholernie dobre, a ja ufałam jego gustom kulinarnym. Dlatego nic nie mówiąc przyglądałam się temu, co robi. Zapewne powinnam iść spać, bo odmawiałam sobie ten przyjemności od jakiś dwudziestu godzin jednak co mi tam. Przeszukiwanie stron uczelni było dużo ważniejszym zajęciem jak sen. No i musiałam wysłuchać moich przyjaciół ekscytujacych się powrotem Rodiona. Oni naprawdę nam kibicowali. A powrót mojego chłopaka był dla nich najważniejszym wydarzeniem tego roku, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zresztą dwieście dwa nieodebrane połączenia od tych debili mówiły chyba same za siebie.

- Jeśli to nie będzie dobre, to się obrażę. - Oświadczyłam, popijając herbatę. To był już ten moment, w którym obiecałam sobie, że kiedy tylko zjem śniadanie, pójdę spać. Mój zegar biologiczny rozjebał się już i tak do reszty.

- A czy kiedykolwiek zrobiłem coś niedobrego? - Spytał, spoglądając na mnie kątem oka. Ja jedynie pokręciłam głową na nie. - No właśnie.

- Dobra, a kiedy będę mogła zjeść? - Dopytałam, ziewając cicho. Serio powinnam jakoś uregulować swoje godziny snu, bo to było już chore.

- Za chwilę. - Zapewnił, na co jedynie przewróciłam oczami. Nienawidziłam tej odpowiedzi nawet do końca nie wiem dlaczego. - Ależ ty jesteś nerwowa. - Podsumował a ja sunęłam kaptur z głowy.

- Ja? Ja jestem pierdoloną oazą spokoju. - Zapewniłam, wyjmując telefon z kieszeni. - Zawsze i wszędzie jestem spokojna.

- Zwłaszcza jak zjebałaś jedną klientkę hotelu? - Dopytał brunet, unosząc jedną brew.

No dobra może trochę puściły mi wtedy nerwy. Jednak ta suka była niemiła dla Rodiona. Ja tylko przypominałam jej, że wszystko, co ma dostała od ojca. A ze studiów nie wyjebali jej po roku, bo ojciec dawał wykładowcą w łapę. To znaczy, ja też pod tym względem święta nie byłam. Jednak przynajmniej takiej z siebie nie robiłam.

- To był uzasadniony wybuch agresji. - Zapewniłam, schodząc z blatu. - Należało tej bezczelnej babie przypomnieć dzięki komu ma wszystko. I, że każdemu szacunek się należy, bo widać z domu tego nie wyniosła.

- Jesteś czasem okropna. - Prychnął, na co ja jedynie wzruszyłam ramionami. - Podaj mi dwa talerza.

- Jesteś czasem zbyt łagodny dla ludzi. - Stwierdziłam, otwierając odpowiednią szafkę. - Powiedz, że sam nie chciałeś tego zrobić? - Dopytałam, wyjmując z szafki dwa talerze.

- Chciałem. - Przyznał, skupiając na mnie spojrzenie. - Jednak nie wszystko wypada zrobić i powiedzieć.

- Matko. - Rzuciłam, podając mu pierwszy talerz. - Gdyby ludzie mówili sobie otwarcie, co o sobie myślą nie byłoby niedopowiedzeń... No przy okazji większość ludzi byłaby na siebie wyobrażana jednak przynajmniej sprawa byłaby jasna.

- Nie mów, że Ty zawsze mówisz ludziom, co o nich myślisz. - Dopytał, nakładając jedzenie na talerz. - Wtedy to chyba nikt by cię nie lubił, bo jesteś surowa w osądach.

- To prawda. - Przyznałam odbierając od niego pierwszą porcję jedzenia. - Jednak nie robię tego, tylko dlatego, że niektórzy ludzie są mi po prostu potrzebni. A z innymi nie potrzebuje wojny.

- Czy ty wszystko robisz dla korzyści? - Dopytał, spoglądając na mnie zrezygnowany.

- Taka już jestem. Fałszywa i niewrażliwa. Jednak to sprawi, że długo będę rządzić mafią po ojcu. - Zapewniłam a nim Rodion zdołał mi coś odpowiedzieć drzwi do kuchni zaskrzypiały w charakterystyczny sposób.

Odwróciłam się i wtedy zobaczyłam kogoś, kogo wcale nie spodziewałam się tutaj spotkać. Mój ojciec raczej nie zaglądał do kuchni. Sam nie umiał gotować, dlatego raczej tutaj nie zaglądał. Poza tym zazwyczaj był tak zawalony obowiązkami, że nawet nie miałby, kiedy zawracać głów kucharzą. Dlatego jego obecność mocno mnie zaskoczyła. Tak samo, jak Rodiona, który w momencie spiął się nieco mocniej. Bał się go, czemu kompletnie nie mogłam się dziwić. Tata był przerażający sam w sobie. Miał to swoje przeszywające i poważne spojrzenie bossa mafii, przez które wielu się go bało. A kiedy człowiek uświadomił sobie jeszcze, co ten robi w życiu to już w ogóle robi się strasznie.

- Coś się stało? - Spytałam, spoglądając na ojca. Jednocześnie szturchnęłam bruneta obok w kostkę a ten skupił się na przygotowaniu drugiej porcji jedzenia. - Jeśli chodzi o śniadanie, to za chwilę będzie.

- Ja nie w tej sprawie. - Oświadczył, podchodząc nieco bliżej. - Chodzi o rekrutację na studia. - Wyjaśnił, na co westchnęłam ciężko.

Nie mogłam się oszukiwać, że mi to odpuści. Ojcu naprawdę zależałobym skończyła te studia. A ja dodatkowo mu to obiecałam i to nie jeden raz. I w końcu wypadało je zacząć. Problem był tylko taki, że już dawno minęły terminy rekrutacyjne, a rok akademicki zaczynał się lada moment.

- Wiem, co chcesz powiedzieć. I obiecałam, że pójdę, więc pójdę. - Zapewniłem, podając mu talerz z jedzeniem.

- Tak pójdziesz. Bo mój stary znajomy, który wisiał mi przysługę, załatwił ci miejsce na uczelni. Więc zaczynasz już w tym roku. - Wyjaśnił, na co ja o mało nie zeszłam na zawał.

Nie. Zdecydowanie nie byłam gotowa, by jechać na studia. To był pewien krok w życiu rozpoczynający dorosłość, na który nie byłam gotowa. Poza tym nigdy nie widziałam się na studiach. Nienawidziłam się uczyć i byłam pod tym względem cholernym leniem. Byłam nawet gotowa sprzątnąć sama cały dom byle nie uczyć się na kolejny sprawdzian. Jednak ojciec podjął już dedycje. A ja nie miałam nic do gadania.

- No cóż... A co z Rodionem? - Dopytałam, odbierając swoje śniadanie od chłopaka. Byłam głodna, a teraz zrobiło mi się niedobrze. I nie mam pojęcia czy to wina głodu, czy stresu.

- Jemu też znalazłem miejsce na uczelni. Więc jedzie razem z tobą. - Oświadczył, czym nieco mnie zszokował. Jednak chyba wiedział, że mój poziom uporu jest równy jego i nie ma co ze mną dyskutować. - I już opłaciłem studia z góry na pół roku. Czyli udałem na, was majątek. Myślcie o tym, kiedy będziecie rzucać studia pięć razy w miesiącu.

- Chyba dziennie. - Poprawiłam go, na co ten mało nie zabił mnie wzrokiem.

- Nie ma takiej możliwości. - Wtrącił Rodion, na co spojrzałam na niego niezrozumiale. On w przeciwieństwie do mnie chciał iść na studia, więc te wieści powinny go cieszyć. - To cholernie dużo pieniędzy... I...

- I się zamknij. - Warknął mój ojciec co momentalnie zamknęło Rodionowi usta. - Nie robię tego dla ciebie tylko dla mojej córki. Ona potrzebuje kogoś silnego, kto będzie stał kiedyś u jej boku. A na razie wychodzi, że będziesz to ty, więc powinieneś być na to gotowy. Poza tym ona bez ciebie nie pójdzie, więc nie wymyślaj i przyjmij prezent. - Oznajmij, a brunet już nic mu nie odpowiedział. - I jeszcze jedna sprawa.

- Teraz to już się boję. - Rzuciłam, zabierając się za jedzenie. Byłam głodna i już nie chciało mi się czekać.

- Niedaleko uczelni stoi hotel. Jest jeszcze niewykończony i nie przyjmuje gości. Jednak liczę, że wy to zmienicie. - Wyjawił, na co spojrzałam na niego pytająco. - Dostaniecie ten hotel do zarządzania. W końcu musisz się nauczyć, by kiedyś przejść rodzinny biznes. A nie ma lepszej nauki jak praktyka. - Wyjaśnił, a ja byłam już w kompletnym szoku. - Macie wyjechać za góra dwa dni więc lepiej zbierajcie graty. - Dodał, wychodząc z kuchni.

- Co tu się właśnie stało? - Spytał Rodion, który odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu.

- Chyba mój ojciec właśnie potraktował nas jak przyszłe małżeństwo...

Devil is a womanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz