XIX

3.1K 145 71
                                    

Weszłam do domu wyjątkowo korzystając z frontowych drzwi. Poprawiłam rękawy marynarki, czując, że lada chwila mogę się zabić przez te obcasy. Szpilka była cienkie, a ja zawsze chodzę w tych grubszych. Jednak raz na jakiś czas trzeba się poświęcić dla wyglądu. Zwłaszcza że ubrałam na siebie swój ulubiony czarny garnitur i bluzkę, która dla większości byłaby raczej bielizną. Jednak ja w swoich oczach wyglądałam cholernie atrakcyjnie i wyróżniałam się na tle kobiet wybieranych w eleganckie sukienki. A ostatnim czego w życiu chciałam to być jak one. Ciche ozdoby u boku męża, które bez niego nie mają nic i sama do niczego nie doszły.

Zgarnęłam kieliszek z szampanem i wzięłam pierwszy łyk. Gdzieś w tłumie dostrzegłam swojego ojca. Kiedy tylko mnie zobaczył gestem dłoni pokazałbym podeszła. Ruszyłam w jego kierunku w dalszym ciągu myśląc o tym, by przez przypadek się nie zabić.

Przez cały okres, kiedy nie było mnie w domu, nie odbierałam od niego telefonów. Jedynie odpisałam mu na SMS'a, w którym prosiłbym przyszła dzień wcześniej. Chciał ze mną porozmawiać o dzisiejszym dniu. I naprawdę byłam gotowa przyjść. Jednak spędziłam cały wczorajszy dzień na bieganiu z Wi po sklepach z meblami. Musiałyśmy odkupić stolik, który rozbiłam. Inaczej jej matka by nas zabiła. Kocham jej rodziców. Jej ojciec to super gość, który jest dla mnie jak wujek i kumpel w jednym. Jednak to jej mama robiła za mój kompas moralny w życiu. Ta kobieta była gotowa dać mi za to szlaban. I dla ciekawostki nie raz naprawdę mi go dała.

Podeszłam do taty i spojrzałam na dwóch mężczyzn ubranych w idealne dopasowane garnitury. Przybrałam kamienny i bardzo poważny wyraz twarzy, kiedy oni przyglądali mi się z uwagą. Byli jednymi z tych bardziej wpływowych ludzi w gangu. A ja pamiętam ich jako tych spoko gości. Od jednego nawet dostałam bardzo ładny pistolet na piętnaste urodziny. Drugi za to dał mi nóż myśliwski. Szkoda, że zrobiły się z nich takie seksistowskie dupki.

- Raiso. - Odezwał się jeden z nich, w końcu dostrzegając moją obecność. - Wyglądasz seksownie jak zawsze. Czasem nie mogę uwierzyć, że to ta sama dziewczynka, która wszystkim pyskowała na naradach.

Tak byłam okropnym dzieckiem.

- Tak zdecydowanie mocno się zmieniłaś. - Dodał drugi, dołączając się do rozmowy. - Wtedy w życiu bym nie powiedział, że ojciec zechce oddać ci mafię. Chociaż nigdy nie nazwałbym cię słodkim dzieckiem. Zawsze byłaś charakterna.

- I nic się pod tym względem nie zmieniło. I gwarantuje, że będę rządzić lepiej, niż niejeden facet byłby w stanie. - Zapewniłam, uśmiechając się triumfalnie.

W mafii ważne było to, żeby nie pokazać, że się boisz. Równie ważne co zasada nigdy o nic nie proś. Bierz to, czego pragniesz i najwięcej jak jesteś w stanie. Mafia to nie miejsce dla słabych.

- Mimo wszystko jesteś kobietą...

- Gdybyśmy porzucili te bezsensowne stereotypy, bylibyśmy dużo potężniejsi. Ja nie cofam się przed niczym. Nie boję się niczego ani nikogo. Więc jeśli nie powstrzymasz swoich seksistowskie uwag i nie zaczniesz mnie traktować jak swoją przeszła szefową zaoszczędzę na karmie dla rybek. - Oświadczyłam, obracając się i odchodząc zostawiając ich, w niezłym szoku.

Ja wcale nie oczekiwałam wiele. Chciałam tylko szacunku. By zaczęli mnie traktować, tak jak traktowaliby syna mojego ojca. W końcu byłam silna i nie raz to udowodniłam. Moim jedynym problemem była płeć, a na to nic nie poradzę.

Kiedy dostrzegałam Rodion mój humor od razu się poprawił. Co prawda było mi nieco głupio za tę wiadomość jednak byłam nawalona. I to w jakimś stopniu ratowało moją godność. Chociaż patrząc na to, co w życiu wyprawiałam ona już chyba nie istnieje.

- Hej. - Rzuciłam, kładąc mu dłoń na ramieniu. Ten podskoczył wystraszony i przeniósł na mnie zdziwione spojrzenie. - Co ty tutaj robisz? Myślałam, że będziesz pomagał w kuchni.

- Bo pomagam. Jednak twoja pożal się Boże babka, tak wkurzyła jedną dziewczynę, że odeszła. I teraz brakuje nam jednego kelnera. A, że w kuchni jakoś sobie radzą, to pomagam tutaj. - Wyjaśnił, podsuwając mi tace z jakimiś przystawkami. Bez słowa wzięłam jedna i szybko ja zjadłam. Cholernie mdłe i niedobre.

- Jeśli chodzi o te widomość. - Zaczęłam jednak przerwałam by popić, to co zjadłam szampanem. - To wybacz. Zdenerwowałam się i zjarałam.

- Nie musisz przepraszać. W końcu nic się nie stało. I miło było mi usłyszeć, że ktoś ucieszy się na mój widok. - Stwierdził prponując komuś innemu to paskudztwo. Kto to w ogóle wybierał?

Już miałam coś odpowiedzieć, kiedy zobaczyłam ją. Wysoka i bardzo zgrabną kobieta o zielonych oczach i jasnobrązowych włosach ułożonych w eleganckie fale weszła do naszego domu. Ubrana była w czarną obcisłą sukienkę i czarne szpilki. Uśmiechała się niczym gwiazda na czerwonym dywanie. A jej makijaż był wręcz perfekcyjny. Obok niej szła Wassa. Ona ubrana była podobnie z tym że rękawy jej sukienki były długie. Pewnie by ukryć opatrunki. Po prawej stronie kobiety szedł bardzo przystojny elegancko ubrany mężczyzna. A nieco za nimi jeszcze trójka dzieci. Najstarszy chłopiec i dwie dziewczynki. Owa kobieta była Lydia moja matka. W obstawie swojej ukochanej pasierbicy, nowego męża i trójki ich biologicznych dzieci.

- Raisa coś jest nie tak? - Spytał wyraźnie zmartwiony Rodion w reakcji na moją zdziwiona i wkurzoną minę.

- Moja matka przyszła. - Oświadczyłam, wpatrując się w kobietę. - Muszę iść. Potem jeszcze cię złapie.

Nie czekając na jego reakcje, po prostu odeszłam. Jeśli mojej matce coś odjebie i zacznie się do mnie przypierdalać, nie chce by on tego słuchał. Ta kobieta była pierdolnięta i już nie raz mi to udowodniła.

- Raisa. - Rzuciła Lydia w końcu do mnie podchodząc. Wypowiedziała moje imię w taki sposób, jakby było to dla niej wręcz bolesne. - Chciałabym powiedzieć, że dobrze cię widzieć jednak nie wypada mi uczuć dzieci kłamać. - Dodała krzyżując ramiona, na swoich zrobionych cyckach. - Jak mogłaś uderzyć Wasse? - Spytała zdecydowanie oburzona. - Kiedy w końcu zrozumiesz, że w ten sposób nie ściągniesz na siebie mojej uwagi? Teraz to ona jest moją córką. A jeśli Ci z tego powodu przykro to trzeba było o tym myśleć, kiedy byłaś mała i nie dbałaś o to, by się dla mnie starać.

Ta kobieta była najbardziej toksyczną osobą, jaką w swoim życiu poznałam. Chciałabym pracowała na jej miłość, która powinnam otrzymać bez warunkowo. Latami wyniszczała mnie niczym najgorsza choroba. I nawet kiedy odeszła nie pozwoliła mi o sobie zapomnieć. Jest jak złośliwy rak, a ja czuję się jakbym właśnie usłyszała, że mam nawroty.

- Szmata sobie na to zasłużyła. I niech trzyma się ode mnie z daleka, bo jeszcze jej poprawie a ty oberwiesz w gratisie. - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby, z trudem powstrzymując napad złości.

- Jak śmiesz? Jestem twoją matką. - Oświadczyła jakby to wcale, nie było takie oczywiste. - A ty za każdym razem, kiedy cię widzę i słyszę, przypominasz mi dlatego odeszłam.

- By zasłużyć na miano matki, trzeba zrobić coś więcej niż dać dupy i urodzić. - Warknęłam i od niej odeszłam.

Z trudem powstrzymałam łzy, który gromadziły się w moich oczach. Szłam dosyć szybko, już nawet nie myśląc o tym, że mogę coś sobie zrobić przez te przeklęte buty. Kiedy dostrzegłam jednego z kelnerów, zatrzymałem go. Za jednym zamachem dopiłam szampana i odłożyłam kieliszek na jego tace.

- Powiedz mojemu ojcu, że źle się czułam i poszłam się położyć. - Poleciła i na nic nie czekając, ruszyłam dalej. Nikt nie mógł widzieć moich łez. Nie mogli wiedzieć jak jestem słaba.

Szybko weszłam po schodach i pokonałam korytarz, znajdując się w swoim pokoju. Zdjęłam szpilki i rzuciłam je, gdzieś w kąt. Zdjęłam z siebie marynarkę i spodnie rzucając je w równie przypadkowe miejsca. Z garderoby wyjęła butelkę whiskey i usiadłam z nią na podłodze.

Nie powinnam się tak czuć. Nie powinnam pozwalać sobie na więcej łez z powodu tej kobiety. Jednak ja byłam głupia i słaba. Po raz kolejny pozwoliłam jej się zniszczyć.

Devil is a womanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz