V

5.4K 207 37
                                    

Ustanowiony plan dnia sprawił, że dni mijały mi szybko na robieniu w zasadzie codziennie tego samego. Jedynym z urozmaiceń były stałe wizyty Raisy. Wpadała często a czasem o bardzo absurdalnym porach. A gdybym powiedział, że mi to przeszkadzało, to bym skłamał. Lubiłem z nią rozmawiać. Mrozow zawsze była wręcz boleśnie szczera i wyjątkowo prawdziwa. Często przychodziła w dresie z nieumytymi włosami i rozmawiała ze mną, o tym jak minął jej dzień. Innym razem przychodziła, wyglądając jak milion dolarów i opowiadała mi o tym, gdzie idzie. Naprawdę przyjemnie się jej słuchało. Zapewne dlatego, że nawet o głupich zakupach potrafiła mówić z taką ekstytacją, jakby opowiadała mi o wyprawie na Mount Everest.

Aktualnie siedziałem w pokoju, przeglądając strony różnych uczelni. Chciałem w trakcie dwóch lat zarobić na uczelnie. Jednak wybory wypadało dokonać szybciej. A ten wcale nie był taki prosty i oczywisty. Zawsze zazdrościłem ludziom, którzy wiedzą czego chcą i mają na siebie określony plan. Miło by było też wiedzieć wszystko i już tylko odhaczać kolejne punkty z planu zamiar błądzić na oślep.

- Puk, puk. - Rzuciła Wiera, stając w moich drzwiach. - Wybierasz uczelnię? - Spytała przyglądając się monitorowi laptopa, z wyświetloną strona jednej z uczelni.

- Nie tak sobie wchodzę, żeby popatrzyć. Bardzo ładna strona prawda? - Spytałem, a kobieta parsknęła śmiechem. - Coś się stało czy przyszłaś bez powodu?

- Ja, Ernest i Mina idziemy do klubu. Idziesz z nami? - Spytała, opierając się o framugę drzwi.

Zamilkłem na chwilę, chcąc to przemyśleć. W sumie to nie był taki głupi pomysł. W soboty praca wygląda nieco inaczej. Dlatego nie musiałem zrywać się tak wcześnie. Poza tym chyba nie musiałem odmawiać sobie dobrej zabawy. A w zasadzie to była ona nawet wskazana. W końcu nie sama pracą, człowiek żyje. Jeśli się tutaj zamknę i skupię tylko na pracy i wyborze uczelni, to szybko zwariuję.

- Pewnie. To w zasadzie całkiem dobry pomysł. - Zamknąłem laptopa i podniosłe się z krzesła kierując się w stronę szafy. - O której się spotykamy?

- Za pół godziny przy drzwiach. - Poinformowała mnie i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Wiedziałem, że przygotowania nie zajmą mi wiele czasu. Nie byłem typem faceta, który przed wyjściem układa każdy włos z osobna na żel. I dwie godziny wybiera odpowiednią koszulę. Byłem chyba po prostu stereotypowym hetero facetem.

Ubrałem zwykle czarne dżinsy i białą koszulkę z długim rękawem. Do tego ubrałem trapery. Zarzuciłem jeszcze na siebie, czarna nieco grubsza kurtkę licząc, że nie będziemy się szlajać po ulicach. W przeciwnym wypadku pewnie zmarznę i to nie na żarty. A chyba niczego tak nie nienawidziłem, jak mrozu.

Równo pół godziny później dotarłem pod drzwi. Kiedy zobaczyłem resztę, z ulgą stwierdziłem, że oni też jakoś specjalnie się nie odstawili. Opuściliśmy dom dla służby i wsiedliśmy do taksówki. Cała nasza czwórka miała się zrzucić, więc liczę, że nie wyjdzie aż tak drogo. I może wychodzę na sknerę, jednak przecież nie po to pracuje żeby rozwalić wszystkie pieniądze szlajają się po imprezach. Mimo wszystko muszę pamiętać, że oszczędzam na studia.

Najbliższy klub okazał się mieścić całkiem niedaleko. Dom Mrozow był w dobrej okolicy, co teraz miało swoje wielkie plusy. Stanęliśmy w kolejce, czekając na swoją kolej. Niestety żadne z nas nie miało takich znajomości, by nas wpuścili od tak. Dlatego staliśmy i marzliśmy jakieś pół godziny. Co ponoć i tak nie było tak złym wynikiem. Po tym czasie w końcu znaleźliśmy się w klubie.

Wiera i Mina niemal od razu ruszyły w stronę bary. Ja nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, ruszyłem za nimi. Po chwili jednak poczułem dłoń Ernesta na moim ramieniu. Zatrzymałem się i odruchowo spojrzałem na mężczyznę.

- Stańmy nieco dalej od nich. Coś czuję, że dziewczyny liczą na darmowe drinki. - Stwierdził rozbawiony i odbił nieco w bok, stając w nieco większej odległości od naszych znajomych.

- Często tu przychodzicie? - Spytałem stając dosyć blisko bruneta, by ten mógł mnie usłyszeć.

- Zależy co rozumiesz, przez często. - Stwierdził zamawiając jakiś alkohol. - No raz, dwa razy góra w miesiącu. To tak najczęściej. Bo zdarza się, że nie przychodzimy przez trzy. Różnie bywa.

Skinąłem głową na znak, że rozumiem i rozejrzałem się po klubie. Masa bawiących się ludzi, pijani nastolatkowie i głośna muzyka. Nic czego nie spodziewałbym się w takim miejscu. W pewnym momencie poczułem jak mój towarzysz, szturcha mnie w żebra. Spojrzałem na niego, a tej skinieniem głowy dał mi znać, że powinienem coś zobaczyć. Odwróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem dwie dziewczyny, które uśmiechały się w naszą stronę. Skrzywiłem się lekko czując, że to nie do mnie się szczerzą.

Powiedzmy sobie szczerze przy innych facetach w tym klubie, wyglądam po prostu marnie. Nie miałem ani sześciopaka, ani idealnie ułożonych włosów a twarz miałem raczej przeciętną. Dlatego od razu obstawiłem Ernesta, któremu przynajmniej w moim odczuciu było o wiele bliżej do ideału większości dziewczyn.

- No idź do nich. - Ponagliłem go, biorąc łyl alkoholu. Ten spojrzał na mnie zdziwiony, a ja przewróciłem oczami. - No idź. Wątpię, bym ja je interesował.

- Chłopie trochę pewności siebie. - Rzucił i spojrzał na mnie, wyglądając wyjątkowo poważnie. - Nie czaje, dlaczego od razu obstawiasz, że im się nie podobasz. Co by nie było, patrzą na nas i się uśmiechają.

- Patrzą na ciebie. Mnie pewnie nawet nie zauważyły. - Zapewniłem i spojrzałem na niego niemniej poważnie. - Po prostu do nich idź i nie zaplątuj sobie mną głowy.

- Twój wybór stary. Tylko się nie schlej, bo nie będzie mi się chciało cię potem szukać. - Zasugerował i poklepał mnie po ramieniu, kierując swoje kroki w stronę dwóch dziewczyn.

Ja oparłem się o blat baru i skupiłem się na swoim drinku. Zacząłem porządnie żałować tego, że tutaj przyszedłem. Jednak po chwili poczułem, jak ktoś ciągnie mnie na parkiet. Zszokowany spojrzałem na Minę, która uśmiechała się szeroko.

- Co tak stoisz? Podrywacz barmana? - Spytała rozbawiona, kierując się w stronę parkietu.

- Nie spokojnie. Nie przerwałaś mi próby wyłudzenia darmowego drinka. - Zapewniłem nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który z jakiegoś powodu pchał się na moje usta.

- No więc świetnie. Idziemy tańczyć. - Zażądała i gdzieś w tłumie odnalazła Wierę.

Brunetka tańczyła w najlepsze, kompletnie nie przejmując się faktem, że jej taniec przypominał bardziej podskakiwanie w miejscu. Rudowłosa szybko podlała jej taktykę i się dołączyła. Ja szybko doszedłem do wniosku, że i tak nikt mnie tutaj nie zna, a nawet jeśli to zapewne nie zdoła rozpoznać przez panujący na sali półmrok. Dlatego też dołączyłem do dziewczyn, wyglądając pewnie dosyć idiotycznie. Jak to mawiają, raz się żyje.

Devil is a womanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz