4🏹

1K 43 5
                                    

Rozdział poprawiony


Legolas nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielki błąd popełnił, zadzierając z tą niepozorną dziewczyną. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ta dziewczyna jest uparta, nie wiedział, jak bardzo trwała jest w swoich postanowieniach. Gdy ta elfka coś sobie postanowi nic ani nikt jej od tego nie odwiedzie. Wybaczała tylko wtedy gdy widziała, że ktoś się zmienił, jednak prawie nigdy nie zapominała. Jednego była pewna, udowodni Legolasowi, jak bardzo się co do niej pomylił. Pokaże mu, że nie należy oceniać książki po okładce. Bo jednego nienawidziła ponad wszystko. Nad wszystko gardziła stereotypami i nie znosiła wszystkich, którzy się z nimi zgadzali.

*

Kolejne tygodnie Aldianel spędzała w ogrodzie lub w swojej komnacie, unikając konfrontacji ze swoim ojcem, a właściwie z kimkolwiek. Podejrzewała, że on tak, że zaczął jej unikać, ponieważ gdy pojawiała się w zamku, ani razu na niego nie wpadła, mimo że wcześniej zawsze można było go tam spotkać. Dziewczyna nie przejmowała się tym za bardzo. Jej myśli zaprzątała głównie sprawa Pierścienia. Im więcej czasu mijało, tym bardziej zaczynał ogarniać ją znienawidzony strach i niepokój.

Nienawidziła strachu, ponieważ strach był blokadą, barierą odgradzającą ludzi od świata. Strach był więzieniem zamykającym umysły w klatce lęku i niepokoju.

Nietrudno było dać się obezwładnić strachowi. Dziewczyna już dawno nauczyła się jednego, że nic nie da blokowanie strachu, bo jedynym rozwiązaniem jest pokonanie trzymających nas barier i stawienie czoła lękom.

Bo strach może sprawić, że stracimy wiele wspaniałych chwili, że uciekną nam okazje, które już nigdy nie wrócą, ponieważ przez opaskę strachu możemy nie dostrzec prawdziwego piękna tego świata, które nie raz jest głęboko ukryte za barierami naszego umysłu.

Aldianel stale towarzyszył niepokój. Przebywanie sam na sam z natłokiem myśli pogarszało tylko wszystko, jednak spotkanie z ojcem wydawało jej się tą gorszą opcją. Kiedy wreszcie wyruszą? Jest zdecydowanie zbyt spokojnie — powtarzała sobie w myślach każdego dnia, wyglądając przez okno swojego pokoju i patrząc na plac przed dworem, próbując znaleźć ewentualne zagrożenie. Jednak kolejne dni mijały bez żadnych niepokojących wydarzeń, choć Aldianel już dawno zapomniała co to spokój. Dziewczyna z niecierpliwością czekała na powrót wysłanych wcześniej zwiadowców. Wydawało jej się, że minęło już zbyt wiele czasu od przybycia hobbitów. Uważała, że powinni jak najszybciej wyruszyć, bo odwlekanie nieuchronnego pogorszy tylko sytuacje, w której się znaleźli.

*

Dziewczyna szła właśnie do kuchni, ponieważ wielkimi krokami zbliżała się pora kolacji, a ona unikała grupowych kolacji. Korytarze były puste i panowała cisza nietypowa dla tego miejsca. Ona jednak nie poświęcała temu zbyt dużej uwagi, będąc zbyt głęboko pogrążona w swoich myślach.

Gdy jakiś czas później wracała do swojego pokoju, usłyszała gdzieś przed sobą, za zakrętem ciche kroki, których, gdyby nie jej niesamowicie wyczulony słuch, pewnie by nie dosłyszała. Wzięła głęboki oddech, licząc w myślach do trzech. Była prawie pewna, że zaraz wpadnie na swojego ojca. W końcu było zbyt dobrze i coś musiało się zdarzyć. Nie, żeby dziewczyna była tym zdziwiona, w końcu chyba każdy z nas dobrze to zna. Było zbyt spokojnie, by teraz jej się udało. A jednak, cuda się czasem zdarzają. Zza rogu wyszedł nie jej ojciec, nawet nie elf lecz hobbit, a dokładniej mówiąc, był to Frodo. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, patrząc na hobbita, jak na zbawienie.

- Witaj Frodo — powiedziała, uspakajając swoją wewnętrzną panikę.

- Ooh, witaj Aldianel — odpowiedział, delikatnie skłaniając przed nią głowę.

- Miło cię widzieć, masz może jakieś informacje o zwiadowcach? Mija coraz więcej czasu — powiedziała, licząc, że chociaż hobbit będzie miał jakieś wieści.

- Nic na razie mi nie wiadomo. Jednak dobrze, że się spotykamy, ponieważ chciałem cię o coś zapytać. Nie miej mi za złe, bo pytam z czystej ciekawości. Dlaczego tak bardzo chcesz wyruszyć z nami? - Frodo zastanawiał się nad tym i nie mógł dłużej powstrzymać ciekawości, ponieważ ta dziewczyna była prawdziwą zagadką prawie dla wszystkich.

- Wiesz, nie dla sławy czy nagród, nie robię tego, by inni mnie podziwiali i uważali za bohaterkę. Właściwie tak jak powiedział Aragorn. Czuje, że moje losy w jakiś sposób związane są z pierścieniem. Czuję, że moim zadaniem jest pójść z wami, że tak po prostu powinno być. Po za tym nie potrafiłabym, siedzieć z założonymi rękami wiedząc, że inni narażają życie, gdy ja tak, że jestem w stanie pomóc. - powiedziała i przez kilka sekund się zastanawiała, aż w końcu ponownie się odezwała — Frodo powierniku Pierścienia, wiem, że ciąży nad tobą ogromny ciężar, a ja zrobię wszystko by ci, choć odrobinę pomóc w trudach podróży, jaka cię czeka.

Frodo przez chwilę wpatrywał się w dziewczynę nieodgadnionym spojrzeniem, a ona zastanawiała się, co chodzi mu po głowie.

- Aldianel, mimo że się prawie wcale nie znamy, uważam, że jesteś naprawdę wspaniałą, przepełnioną dobrem osobą. Wiedz, że naprawdę podziwiam twoją odwagę. Cieszę się, że taka osoba jak ty pójdzie z nami — powiedział spokojnie i ponownie skłonił delikatnie głowę. Dziewczyna nie mogła powstrzymać uśmiechu, słysząc słowa wypowiedziane przez hobbita.

- Dziękuje ci za twoje słowa. Cieszę się, że jest kilka osób, które doceniają to, że chcę pomóc, a nie tylko krytykują i oceniają. Choć nawet gdyby nie było ani jednej takiej osoby i tak bym wyruszyła, ponieważ nie chcę cierpienia dla żadnej osoby, nawet tej, która sprawiła mi ból — powiedziała dziewczyna. Spojrzała na korytarz za hobbitem, po raz kolejny słysząc kroki. W napięciu czekała aż pojawi się zbliżająca się osoba. Aldianel nie mogła uwierzyć jakie wielkie szczęście miała tego dnia, gdy za chwilę pojawił się, nie jej ojciec, lecz Bilbo.

- Ooo Aldianel, miło cię widzieć. Dawno cię tu nie było — powiedział starszy hobbit, podchodząc do nich.

- Ciebie też miło widzieć, Bilbo — powiedziała z uśmiechem. — Chętnie bym porozmawiała, jednak muszę już iść.

- Do zobaczenia moi mili hobbici — zawołała jeszcze na odchodne i zniknęła za zakrętem.

W jakiś stopniu ta rozmowa poprawiła Aldianel humor, jednak wciąż nie czuła się do końca dobrze. Weszła do swojej komnaty, rozglądając się po pomieszczeniu. W końcu westchnęła i podeszła do dużej, zdobionej skrzyni. Dziewczyna uniosła delikatnie wieko, a oczy jej zabłyszczały. Ostrożnie wyciągła długi, srebrny miecz. Przyjrzała się dokładnie mieniącej się klindze i delikatnie przejechała po niej palcem. Podniosła się, oddalając od skrzyni i zamachnęła się mieczem, który ze świstem przeciął powietrze.

*

Prawie dwa miesiące minęły od przybycia hobbitów na dwór Elronda. Gdy jesień całkowicie odeszła i rozpoczął się grudzień, zaczęli powracać zwiadowcy. W końcu Elrond wezwał ich do siebie.

Elrond z powagą wpatrywał się we Froda.

- Nadeszła pora. Jeżeli Pierścień ma wyruszyć, trzeba to zrobić jak najszybciej. Pytam więc ponownie: Frodo, czy nadal obstajesz przy swoim postanowieniu, aby ponieść Pierścień?

- Tak — odparł Frodo — i wezmę ze sobą Sama oraz Aldianel.

Dziewczyna spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem. Nawet jeśli gdzieś tam była radość to była ona znacznie słabsza od strachu. Nawet ona nie potrafiła się mu w stu procentach przeciwstawić. Wydawało jej się, że jak jeszcze dłużej przyjdzie im czekać, opuści ją cała siła i odwaga.

- Wybiorę, tak że tych, którzy będą ci towarzyszyć tak daleko, jak będą chcieli lub jak pozwoli los. Orszak Pierścienia powinien się składać z dziewięciu osób, niech się dziewięciu przeciwstawi, dziewiątce Jeźdźców Nieprzyjaciela. Wraz z tobą i twoim wiernym służącym wyruszy, tak że Gandalf. Co do reszty powinni się tam znaleźć przedstawiciele innych Wolnych Ludów świata: elfów, krasnoludów i ludzi. Chcesz, aby Aldianel wyruszyła z wami, ja też uważam, że tak powinno być dlatego ona i Legolas pojadą jako przedstawiciele elfów. - powiedział, spoglądając z ukosa na dziewczynę. Aldianel nie wiedziała, co ma myśleć, o uczestnictwie Legolasa w wyprawie. Niechęć do niego i pragnienie udowodnienia mu złej oceny mieszały się ze sobą. - Gimli syn Glóina, reprezentować będzie krasnoludów. Z ludzi będzie Aragorn syn Arathorna, albowiem Pierścień W ścisłym pozostaje z nim związku.

Elfka spojrzała na Aragorna z lekkim uśmiechem, cieszyła się, że będzie mogła odbyć z nim jeszcze jedną podróż. Niestety możliwe, że tą ostatnią.

- Myślałem wszakże, że masz pojechać do Minas Tirith razem z Boromirem. - rzekł Frodo do Łazika.

- I tam pojadę — odparł — Złamany Miecz musi zostać przekuty, zanim wyruszę na wojnę. Tak więc w orszaku znajdzie się, tak że Boromir.

Aldianel zmarszczyła brwi, zastanawiając się. Wciąż w głowie słyszała wypowiadane przez Boromira słowa o użyciu Pierścienia do pokonania Nieprzyjaciela.

- Tak więc zostało jeszcze miejsce dla jednego — rzekł Elrond. —Zastanowię się nad tym. Na pewno znajdę kogoś odpowiedniego.

- Wtedy zabraknie miejsca dla nas! — wykrzyknął zrozpaczony Pippin. — Nie chcemy tutaj zostać, chcemy jechać z Fordem!

- Tylko dlatego, że ani wasz rozum, ani wyobraźnia nie obejmują tego, co was czeka. Poza tym zostało tylko jedno miejsce. - Odparł mu Elrond.

- Nie inaczej jest z Fordem — z nieoczekiwanym wsparciem pospieszył Gandalf — niż każdym z nas. Nawet gdybyś dał nam do pomocy jednego z najdostojniejszych elfów i tak swoją mocą nie obali on Mrocznej Wieży ani nie utoruje drogi do Ognistej Góry. Jeśli natomiast chodzi o liczbę uczestników, może ta przewaga zadziała na naszą korzyść.

- Ważkie to słowa, ale moich wątpliwości nie rozwiewają. W każdym razie jestem zdania, że powinien zostać młodszy z nich obu, Peregin Tuk. Nie mógłbym w zgodzie ze swoim sumieniem udzielić mu pozwolenia.

- W takim razie, najjaśniejszy panie, będziecie musieli wtrącić mnie do lochu — rzekł zuchwale — inaczej dołączę do orszaku.

- Jedź zatem — westchnął Elrond — dziewiątka jest w ten sposób dopełniona, a właściwie, dziesiątka.

*

Miecz Elendila został na nowo przekuty. Na jego klindze zostało wyryte siedem gwiazd pomiędzy sierpem księżyca a promiennym słońcem. Nad nim zaś umieszczono znaki runiczne. Aldianel wpatrywała się z zachwytem w odrodzony miecz, który raził swoim blaskiem. Aragorn nadał mu nowe imię: Andruil, Płomień Zachodu.

*

Nadszedł ostatni dzień przed podróżą. Aldianel od rana zastanawiała się jak spędzić ostatni dzień w Rivendell. Bała się, że może już nigdy tam nie powrócić. Dobrze wiedziała, co musi zrobić, ciężko było jej jednak zebrać się w sobie.

W końcu, gdy zbliżał się wielkimi korkami wieczór, w końcu zebrała się w sobie i postanowiła porozmawiać z ojcem.

Gdy w końcu udało jej się go znaleźć i stała naprzeciwko niego wszystkie słowa z niej uleciały. Głos jej uwiązł w gardle, a ona nie miała pojęcia, od czego zacząć.

- Jutro wyjeżdżam — powiedziała drżącym głosem — nie chcę odchodzić, nie rozmawiając wcześniej z tobą.

- Aldianel — rzekł. Jego głos, tak że lekko drżał — Przepraszam cię. Wiem, że nigdy nie powinniśmy cię trzymać tutaj na siłę. Przepraszam cię za to. Po prostu się o ciebie boję, ponieważ wiem jak wielka odwaga i siła w tobie drzemie, jednak one bywają zgubne. Nie chcę cię stracić. Wiedz, jednak że jestem z ciebie strasznie dumny, dokonasz wielkich rzeczy.

Dziewczyna poczuła, jak przechodzą ją deszcze. Oczy jej się zaszkliły, a ona mocno przytuliła ojca. Starła jedną samotną łzę spływającą po jej policzku.

- Uważaj na siebie — powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu.

*

Jakiś czas później, gdy słońce schowało się całkowicie za horyzontem, a ciemne niebo pokryło tysiące gwiazd, Aldianel usłyszała ciche pukanie, a po chwili drzwi jej pokoju się otwarły. Stanęła w nich jej mama. Ubrana była w długą, zwiewną suknię w kolorze błękitu. Jej włosy spływały po plecach falami.

- Aldianel — powiedziała, podchodząc do dziewczyny, stojącej przy oknie — słyszałam, że rozmawiałaś z ojcem.

Dziewczyna kiwnęła tylko głową w potwierdzeniu.

- Przyszłam, ponieważ ja tak, że jestem ci winna przeprosiny — powiedziała spokojnie — nie powinniśmy cię tak traktować. Jesteś już od dawna dorosła i masz prawo sama decydować, jednak dla nas zawsze będziesz tą małą dziewczynką, która wykradała się z dworu, by ćwiczyć strzelanie z łuku. - powiedziała i na chwilę ucichła, pogrążając się we wspomnieniach sprzed bardzo wielu lat.

- Chciałabym ci coś dać — odezwała się ponownie. Rękami powiodła do szyi i ściągła z niej piękny złoty naszyjnik z niewielkim białym kryształem, który wyglądał, jakby wypełniała go biała mgiełka, która, pomimo że w pokoju było prawie całkowicie ciemno, delikatnie migotała. - Jak byłam dzieckiem, dostałam ten naszyjnik od mamy, a teraz chcę dać go tobie, aby zawsze przypominał ci dom i dawał nadzieje w najgorszych chwilach. Aby rozświetlał twoje serce, aby nigdy nie pochłonął go mrok.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz