— Przed nami długa droga. Musimy się spieszyć! — dopiero te słowa dotarły do Aldianel. Elfka odwróciła wzrok od lasów Lórien i odwróciła się do pozostałych.*
Aragorn szedł szybko naprzód, pokonując kolejne obszary dzielące ich od ściany lasu. Aldianel szła tuż za nim, dorównując mu kroku. Zatrzymało ich dopiero wołanie Legolasa, który zawołał Aragorna. Pozostali odwrócili się i zobaczyli, że Frodo i Sam pozostali daleko w tyle i szli, dysząc ciężko.
— Wybacz mi, Frodo! — zawołał zmartwiony, podbiegając do dwójki hobbitów. — Tyle się dzisiaj wydarzyło i tak bardzo zależy mi na pośpiechu, że zapomniałem, że oboje jesteście ranni. Musimy się o was zatroszczyć, nawet jeśli za nami są wszyscy orkowie z Morii. Niedaleko stąd jest miejsce, gdzie będziemy mogli trochę odpocząć. Boromirze! Poniesiemy obu zuchów!
Aragorn poprowadził ich i wkrótce dotarli do płynącego z zachodu strumienia, który wpadał do Srebrzystej. Wody obu potoków przelewały się z zielonkawej skały i pieniście spływały do kotliny, porośniętej jodłami, których gałęzie oplatały paprocie i krzewy borówek. Niedaleko rosło kilka drzew, o rozłożystych gałęziach. Odeszli zaledwie milę od Morii. Słońce zniżało się już ku zachodowi. Zasiedli w płaskiej kotlinie przeciętej przez strumień, którego przejrzysta woda płynęła po jasnych kamieniach, migoczących w świetle słońca.
Gimli z Pippinem i Merrym rozpalili ognisko, natomiast Aragorn zajął się Frodem i Samem.
— W porządku, Sam — powiedział Aragorn, przyglądając się ranie na głowie hobbita. — Wielu musiało o wiele drożej zapłacić za pierwszego zabitego orka — rzekł. Wydał kilka poleceń i podszedł teraz do Froda.
— Teraz kolej na ciebie, Frodo — powiedział.
— Nic mi nie jest! — odparł tamten. — Wystarczy mi trochę jedzenia i odpoczynku.
— O nie! — sprzeciwił się Dunadan. — Trzeba sprawdzić, czy nic ci się nie stało. Ciągle nie mogę uwierzyć, że wyszedłeś z tego żywy.
Ostrożnie ściągnął z hobbita kurtkę i znoszony kaftan. Krzyknął zdumiony, by po chwili parsknąć śmiechem. Aragorn zdjął z Froda kolczugę i uniósł ją w górę. Pierścionki zaszeleściły, niczym liście na wietrze, a na srebrnej kolczudze zamigotało światło.
— Spójrzcie tylko! — zawołał. — Oto delikatna skóra hobbita, godna, aby przylgnąć do ciała jakiegoś księcia.
*
W tym czasie Aldianel siedziała na jednej z rozłożystych gałęzi drzewa, opierając głowę o jego pień. Dookoła roznosił się świeży zapach jodeł i słychać było wesoły plusk strumienia. Dla pozostałych pozostawała ona niewidoczna, mimo że elfka słyszała każde słowo przez nich wypowiedziane. Potrzebowała chwili, by uporządkować sobie wszystkie wydarzenia tego dnia. Potrzebowała wszystko sobie przemyśleć.
Gdy pozostali przygotowywali posiłek, Legolas tak, że oddalił się i oparł się o pień drzewa rosnącego tuż obok tego, na którym przysiadła elfka. Robił to z dwóch powodów i oba te powody zdążyłam już wcześniej przedstawić, jednak teraz je powtórzę. Jednym z nich było to, że ta elfka naprawdę go zaciekawiła, była ogromną tajemnicą, którą ciężko było rozgryźć. Natomiast drugi powód, który zdecydowanie lubię bardziej, to to, że uwielbiał ją irytować, a to był na to idealny sposób.
CZYTASZ
Enemy or friend | Legolas
FanfictionCzas rozpętać ogień. * We wszystkich nazwach trzymałam się tłumaczenia z mojego wydania książki dlatego dla niektórych mogą one być nieznane. ✨ Start: 14.01.2021